31 sierpnia 2012

spowiedź narkomanki

Urodziłam się w Londynie i dorastałam w sierocińcu. Nie wiem, czemu rodzice mnie nie chcieli. Nie wiem też, dlaczego nie chciało mnie to małżeństwo, które dość szybko przygarnęło do siebie moją siostrę, Anję. Chociaż właściwie, to czuję, że tak naprawdę narodziłam się wraz z pierwszą dawką heroiny.
To dobry początek? Zawsze mam problemy z rozpoczęciem… 
Wiesz, co najgłębiej tkwi w mojej pamięci i czego przenigdy nie zapomnę? Otóż mam na myśli dzień, w którym pozwoliłam sobie na totalne pogrążenie się w beznadziei. Heroina – moja miłość i moje przekleństwo. To zabawne, że narkotyk może stać się źródłem tylu skrajności. Radość, zbawienie, błogostan, spokój, wolność, otępienie, wyrzuty sumienia, smutek, depresja, gniew, szał, lęk, zatracenie wszelkich zmysłów, śmierć.

„Zobaczyłam kompletnie zapadniętą, obcą twarz. Już od dawna przestałam się rozpoznawać w lustrze. Ta twarz nie była moja. Tak samo jak kompletnie wychudzone ciało. Przestałam je w ogóle czuć. Nawet jak byłam chora, nie dawało o sobie znać. Heroina znieczuliła je na wszelki ból, głód, a nawet na wysoką gorączkę. Zauważało tylko głód narkotyczny.”

Ból fizyczny, połączony z psychicznym, który spowodowany był głodem heroinowym, był nie do zniesienia. Wyniszczał, zabijał. Godzinami wiłam się w łóżku, zlana zimnym potem z totalnego wycieńczenia, wyjąc i modląc się w głos o szybką śmierć. Potrafiłam kląć na samą siebie i okładać się pięściami, kiedy tylko starczało mi na to sił, za to co ze sobą zrobiłam. Jednak te początkowe stany emocjonalne były po prostu boskie, nie do opisania i mimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę, co nieubłaganie nastąpi niedługi czas potem, to i tak chciałam do tego wracać. Pomimo całego, nieopisanego bólu. Naprawdę. I chyba nigdy nie chciałam z tym kończyć, nigdy nie byłam na to gotowa.

„Żeby przestać, z czymś skończyć, to najpierw trzeba wiedzieć po co. A ja nie wiem.

Fakt, faktem – zdecydowałam się na detoks, lecz na co mi to było, skoro nie wytrzymałam i po niedługim czasie i tak powróciłam do nałogu? Jak jakaś pieprzona masochistka, bo przecież doskonale wiedziałam na co się piszę, co się ze mną stanie i ile znów wycierpię. Tylko nie mogłam się oprzeć, to wszystko.
Często miewam tak zwane złe dni, kiedy nie potrafię spojrzeć na siebie w lustrze, bo czuję przemożną odrazę do własnego odbicia. 

„Nigdy nie wpadłam na to, że właściwie nienawidzę samej siebie.”

Nie dbam o to, co przyniesie kolejny dzień. Dla mnie liczy się tylko chwila, którą właśnie żyję. Takiego podejścia nauczył mnie mój najwspanialszy przyjaciel – Rick. Tak, ten gość jest jedynym facetem, chodzącym po ziemi, którego szczerze i bezwarunkowo kocham. Nigdy się od niego nie odwrócę i mogę być pewna tego, że i on zawsze przy mnie będzie. Oboje tkwimy w tym bagnie już szmat czasu i każdego dnia wspieramy się, by móc jakoś przeżyć kolejny dzień. 

„Byliśmy przecież rodzeństwem, heroinowym rodzeństwem.
(…)
„Znowu było tak jak dawniej. Grobowy nastrój. Myśli samobójcze. Przecież wiedziałam już, ze długo tak nie pociągnę. Ale cały czas bylam jeszcze za wielki tchórz, zeby sobie władować „złoty strzał”. Ciągle jeszcze szukałam jakiegoś wyjścia.”


cytaty z "My, dzieci z dworca Zoo".