20 maja 2013

jedna zawleczka i leci wszystko w pył.


http://24.media.tumblr.com/66349fb05f477f541a1c09a4b4b8438a/tumblr_mm7zn2PdHu1qav8ybo1_500.png
Masz wszystko. Jesteś świeżą mężatką, a Twój kochany, uczuciowy mąż codziennie prawi Ci komplementy, mówi, że nie opuści Cię aż do śmierci i masz poczucie, że mówi prawdę. Czujesz się kochana. Masz świetną posadę i jesteś prymuską na wymarzonych studiach – przecież zawsze chciałaś być prawniczką. Nie dla każdego los jest tak łaskawy. Twoje stosunki z teściami są dobre, bo choć do idealnego obrazka przydali by się Twoi rodzice, to niestety ich nie posiadasz. Jesteś z domu dziecka choć i tak czujesz się szczęśliwa. Przeżyłaś 7 lat w rodzinie zastępczej, którą zawsze będziesz miło wspominać, bo mimo iż Carl i Bethany nigdy nie byli Twoimi rodzicami, kochasz ich całą sobą. Obrazek, który składa się z nowego mieszkania i cudownego małżeństwa dopełnić musi zwierzak, którego rzecz jasna posiadasz. Masz labradora, którego dostaliście już dawno od pewnych znajomych. Uwielbiasz suczkę i chciałabyś by miała potomstwo jednak jak na razie nie znaleźliście dla niej odpowiedniego partnera. A Twój małżonek? Jest najwspanialszy i mimo, że to ty rzadziej okazujesz uczucia, jesteś dość opanowana i spokojna, to lubisz, gdy czasami wywraca Twój idealnie poukładany świat do góry nogami. Mimo stert papierów, które codziennie sortujesz do późna, mimo iż niejednokrotnie musiałaś zarywać nocki by jednocześnie zaliczać egzaminy i wyrabiać się w pracy, to lubisz takie stonowane życie. Na imprezy prawie nie chodzisz, chyba, że Twój partner ma na to ochotę. Szczerze mówiąc, niektórzy by powiedzieli, że jesteś nudziarą, że lubisz ciepłe kapcie i kocyk, że zachowujesz się na 35 lat, a nie 20. Może i mają rację? Po prostu musiałaś szybciej dojrzeć, bo przecież Twoi przyszywani rodzice, nie mogli Cię utrzymywać w nieskończoność. Jest Ci wygodnie, dobrze, powiedziałabyś, że wręcz idealnie i nie chciałabyś by cokolwiek się zmieniło.
Właśnie wracasz do domu. Jesteś obładowana dwoma siatkami z zakupami – chcesz zrobić swojemu ukochanemu niespodziankę i przygotować jakąś kolację, na ramieniu przewieszoną masz ogromną torbę, z której się prawie wysypuje, a Twoje długie, ciemne włosy, czesane wiatrem, które skrywasz pod czapką – w końcu jest już jesień – zasłaniają Ci całą drogę. Jeszcze tylko kilka przecznic, para pasów i będziesz na swoim osiedlu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że właśnie zaczęło padać, a Twoja widoczność uległa gwałtownemu pogorszeniu. Dość powoli wchodzisz na pasy. Pisk opon. Silne uderzenie. Dźwięk karetki.
W jednej sekundzie wszystko się zmienia. Tracisz wszystko. Wszystkie uczucia nagle gasną. Ulubione potrawy stają się znienawidzonymi, kwiaty pachną inaczej, ludzie, którzy bacznie Cię obserwują i modlą się być się wybudziła są Ci totalnie obcy. Mężczyzny, który podaje się za Twojego męża i trzyma usilnie Twoją dłoń, w nadziei, że zaraz na niego spojrzysz, zupełnie nie znasz. To dlatego gwałtownie się odsuwasz, gdy zaczynasz świadomie myśleć i krzyczysz, że nie wiesz gdzie jesteś ani co się stało. Gwałtownie wypraszasz wszystkich ze szpitalnej sali i prosisz pielęgniarkę by zadzwoniła do Carla.
 
 Wszyscy już znają diagnozę. Masz amnezję. Jednak dla Twojego męża to żadna przeszkoda. Codziennie do Ciebie przychodzi i opowiada Ci o tym jacy byliście szczęśliwi. Dajesz mu szansę. Miesiąc. Lekarze mówią, że w każdej chwili możesz sobie wszystko przypomnieć, jednak w mieszkaniu, które niegdyś było Twoim ukochanym miejscem, teraz czujesz się obco. Nie lubisz już włoskiej kuchni, a na widok tulipanów robi Ci się niedobrze. Layla – labladorka - również patrzy na Ciebie w dziwny sposób, chyba wyczuwa, że nie jesteś już do niej tak przywiązana i gdy próbujesz ją pogłaskać kuli się po kątach.   

Impuls. Chwila. Ułamek sekundy. Już Cię nie ma. Bierzesz jedynie sprzęty elektroniczne oraz dokumenty i znikasz. Nie wracasz wcale do Carla i Bethany. Szukasz nowego mieszkania i zaczynasz od nowa. Uznajesz, że byłaś bardzo nieszczęśliwa dlatego Twoja podświadomość stwierdziła, że lepiej wyprzeć tamte fakty ze świadomości. Teraz będzie lepiej. Już jesteś inna. Teraz chcesz by wszyscy Cie znali. Wyglądasz i zachowujesz się inaczej. Jesteś nową Hailie.


Hailie Feving

21 lat
   
http://25.media.tumblr.com/2792822a2b20174c55ffd0343796b90a/tumblr_mmv1ax5vjy1sr4j7uo2_500.gif
_____
wiem, że karta zostawia dużo do życzenia, dlatego pewnie ją poprawię niedługo. na zdjęciach Rita Ora *.* no i zapraszam do wątków!

19 maja 2013

i wanna do bad things with you

Large 
Lilith King
Biorąc pod uwagę dość nietypowy charakter panny King, należy stwierdzić, że jej rodzice z wyborem imienia trafili w samo sedno; no dobrze może nie jest ona sumeryjskim demonem porywającym dzieci, ale do anioła też sporo jej brakuje. Na świat przyszła dokładnie dwadzieścia trzy lata temu, 19 maja 1990 roku i od tamtej pory jej głowę zaprząta jedno, jedyne można by rzec egzystencjalne pytanie - czy jej rodzice nie byli przypadkiem na haju wybierając dla niej imię [co biorąc pod uwagę profesję ojca-muzyka, który notabene zmył się zaledwie trzy lata po jej narodzinach pod pretekstem trasy koncertowej, z której już nie raczył wrócić twierdząc, że Londyn stał się jego nowym domem, jest to doprawdy wielce prawdopodobne]. Wychowała ją matka, a właściwie cały sztab wykwalifikowanych do tego opiekunek, niań, guwernantek i innych tego typu osób, które zazwyczaj po trzech tygodniach rzucały pracę z Lil w cholerę i z podkulonymi ogonami wracały tam skąd przychodziły. Dlaczego? Nikt nie wie i nikt się tym raczej nie interesuje, bo kto interesowałby się kolejną rozpuszczoną gówniarą z Górnego Manhattanu, która myśli, że dzięki widniejącej na koncie matki, magicznej siódemce, za którą ustawia się  kilka pulchniutkich zer, może pozwolić sobie na wszystko? Kogo interesuje to, że zamiast bawić się nowiutkimi lalkami, które co i rusz przysyłał nękany wyrzutami sumienia ojciec, skrzętnie odrywała im głowy, pokazując tym samym całemu światu jaki to stosunek ma do swojego tatusia? Kogo obchodzi, że na śniadanie zjada zazwyczaj francuskie tosty z jagodami? Kogo obchodzi, że zamiast przesiadywać na nudnych bankietach, woli nawet metrem pojechać na Brooklyn do galerii sztuki, albo na garażowy koncert starego zespołu, który miał kiedyś swoje pięć minut na okładce Rolling Stone Magazine? Kogo obchodzi, że to wcale nie pieniądze stanowią dla niej wyznacznik wartości człowieka? Kogo obchodzi, że zamiast studiować prawo na jednym z uniwersytetów z ligi bluszczowej, wolałaby złożyć podanie na Akademię Muzyczną, bo pomimo tego, że "nienawidzi" ojca chciałaby być do niego w jakiś sposób podobna? Kogo obchodzi, że nie jest kolejną pustą panienką, która nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa? Kogo obchodzi, że chowa swą prawdziwą twarz pod całą masą pozorów? Nic z tego nie interesuje nikogo, bo tak stworzony jest świat, że ludzie interesują się tylko i wyłącznie sobą. Wszyscy, bez wyjątku... Wszyscy znają ją jako skandalistkę, naprawdę jest ona dziewczyną, która popełniła w życiu kilka błędów[dobrze całą masę błędów, które w gruncie rzeczy nadal popełnia], o których ktoś zainteresowany może przeczytać na stronie szóstej, jednego z popularnych magazynów plotkarskich. Dziewczyna, która pogubiła się w życiu. Dziewczyna, która ciągle próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie.
23 lat || 19 maj 1990r. || Nowy Jork - Manhattan - Upper East Side || tknij co moje, a przysięgam, że łapy ci upie%#@*&dole || chodzący, cholernie irytujący worek kości || niezrównoważona pani odejdź, bo odstrzelę Ci łeb || pozory, pozory everywhere! || Alicja w Krainie Czarów || Zosia - Samosia || małe - wredne || wilk w owczej skórze || heteroseksualna || wolna || sto siedemdziesiąt centymetrów pierdolnięcia || niecałe pięćdziesiąt kilogramów chodzącego nieszczęścia || szatańska krew || zepsuta do szpiku kości || podobno wiedźma || miła twarz || jasne włosy || duże oczy || długie nogi || słodka || rozkoszna || urocza || infantylna || dziecinna || Sweet? Me?! Hell Yeah! || pełen wdzięku i uroku magnes na kłopoty || wiecznie narzekająca bestia || femme fatale.

witam zacne grono.:D

nie da się żyć z zamkniętymi oczami

Leoreth Angela Hudson
lat 18 | uczennica | alkoholiczka | czwórka w skali Kinsey'a


      Jeżeli lubisz opowieści o bogatych, popularnych dzieciakach, gdzie wszystko kończy się ‘Happy Endem’, od razu możesz porzucić tę historię. Nie jest ona bowiem ani szczęśliwa, ani kolorowa, a tym bardziej nie kończy się ‘Happy Endem’. Prędzej ‘Happy Wkrętem’, gdyż życie panienki Hudson od urodzenia było niczym innym, a czyimś chorym i mało śmiesznym żartem. Nie, nie mówię tutaj o Bogu, gdyż Leoreth od wielu lat, a raczej od zawsze była ateistką. Cofnijmy się jednak te osiemnaście lat wstecz, kiedy to świat ujrzała krucha, rozwrzeszczana dziewczynka. Trzecie dziecko, a jednocześnie druga córka Katherine oraz John'a.  Było to pochmurne, deszczowe popołudnie dokładnie trzynastego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku. Aż dziwne, że dziewczynka urodziła się zdrowa, gdyż jej matka niemal przez całą ciążę piła alkohol. Przynajmniej przestała ćpać, tyle dobrego. Jednak nikt się nie zdziwił, że wróciła do nałogu niemal od razu po porodzie. A Leo zamiast żywić się mlekiem matki, jak powinno każde dziecko, była dokarmiana najpierw przez pielęgniarki, a później przez babkę i starsze rodzeństwo, przez co miała naprawdę słabą odporność. Nic dziwnego, że w dzieciństwie bardzo często chorowała i kilkakrotnie leżała w szpitalu na zapalenie płuc. Do tej pory dość często choruje, przez co rzadko kiedy wychodzi z domu, co jest przyczyną jej chorobliwie bladej skóry.
      Przełomowym wydarzeniem w rodzinie Hudson była niewątpliwie śmierć Katherine. Leo miała wtedy zaledwie dziesięć lat. To ona znalazła martwą matkę, która leżała w swoim łóżku, a obok niej walało się puste opakowanie po tabletkach nasennych, które były przyczyną zgonu. Owszem, załamała się. I myślała, że gorzej już być nie może, ale myliła się. Ojciec zaczął ją bić. Jako najmłodsza, Leoreth nie miała siły się bronić, więc codziennie do szkoły przychodziła pobita. Dopóki szkoła nie zgłosiła tego policji, a jej ojciec nie został zamknięty w więzieniu. Wtedy dziewczyna wraz z pełnoletnim już rodzeństwem zamieszkała u babki. Dopiero wtedy jej życie przestało przypominać piekło. Mimo to, nic nie uchroniło ją od popadnięcia w ten sam nałóg co rodziców. Zaczęło się od znajomości z kilkoma osobami z pewnej imprezy. Najpierw najpierw alkohol, później papierosy. Wszystko miało miejsce, gdy Leo miała dopiero czternaście  lat. A z roku na rok było coraz gorzej.
     Na charakter Leo niewątpliwie miało wpływ otocznie. Wychowując się w niewielkim mieszkaniu wraz z dwójką starszego rodzeństwa i rodzicami alkoholikami, wiadomo, że nie mogło wyrosnąć z niej grzeczne dziecko. Choć na początku wydawało się, że będzie zupełnie inna od zdemoralizowanego rodzeństwa, niestety tak się nie stało. Szczególnie kiedy zmarła jej matka. Zamknęła się w sobie, zaczęła być nieufna wobec innych, a szczególnie mężczyzn, nie dopuszczała do siebie nawet rodzeństwa. Owszem, miała znajomych, z którymi spędzała czas, aczkolwiek zawsze była na uboczu. Wolała wtopić się w tłum, być niewidzialna, zupełnie jak duch. Jednak z czasem straciła również znajomych. W końcu jest uważana za kogoś z marginesu społecznego. I choć udaje, że ma w dupie zdanie innych, jest wręcz przeciwnie. Każde wyzwisko, każdy żart na jej temat niesamowicie ją krzywdzi. Nic dziwnego, że niemal codziennie chodzi cała zapłakana, a podczas przerw zamyka się w damskiej toalecie. Przez co oczywiście inni uważają ją za słabą, za dziewczynę, którą można łatwo zmanipulować. Ale to nie jest prawda. Leoreth nie lubi jak ktoś jej rozkazuje i ktoś za nią decyduje. Jest osobą upartą, która zawsze wykłóca się o swoje. Aczkolwiek nie jest osobą ambitną, o nie. Zbyt leniwa, nieodpowiedzialna i niemal zawsze pod wpływem alkoholu, nie usiądzie ci grzecznie przy biurku inie odrobi posłusznie lekcji. Zupełnie nie zwraca uwagi na swoje oceny, ani frekwencję. Często wagaruje, uciekając z ostatnich lekcji lub w ogóle nie pokazuje się w szkole. Nigdy się nie starała i wciąż się nie stara uchodzić w szkole za grzeczną, poukładaną nastolatkę z ciężką sytuacją rodzinną. Właśnie dlatego często ląduje u dyrektora i szkolnego psychologa. Z tego całego opisu można wywnioskować, że dziewczyna jest osobą naprawdę ponurą. Owszem, na pierwszy rzut oka właśnie na taką wygląda. Ale naprawdę Leo jest całkiem wesołą osóbką. Tylko co z tego, skoro nikt nie chce jej poznać? Wszyscy omijają ją szerokim łukiem, jakby była trędowata. A przecież to taka sympatyczna, miła, acz nieco szalona istotka,która tylko czeka, aż ktoś jej zaufa i sama będzie mogła komuś zaufać.
 
SZNURKI
(w budowie)
WSPOMNIENIA
(w budowie)

Mordka wzięta z tumblr.com, cytat od Cassandry Clare.

17 maja 2013

***

Up in the air, fucked up on life.

/ zgubił gdzieś rodzinę, ale specjalnie się tym nie przejął / dwadzieścia trzy lata, ale nie widzi żadnej różnicy poza tym, że teraz może legalnie kupić alkohol / studiuje, albo udaje, że to właśnie robi / w głowie ma wciąż pstro / uderzył swoją byłą dziewczynę, która okazała się być striptizerką / oszukano go tyle razy, że teraz sam wszystkich oszukuje / na ulicy nazywają go Jezusem / kiedyś miał wygodne życie / wieczorami pracuje jako dostawca pizzy, a w weekendy udaje, że jest trzeźwym barmanem / musi lubić mieć pokaleczoną mordę, innego racjonalnego wytłumaczenia nie można znaleźć dla jego agresywnego zachowania / kiedy miał czternaście lat, razem ze starszym bratem uciekli z domu / tydzień później znalazła ich policja / chciałby powiedzieć, że nie ćpa, nie pije i nie pali / dobre sobie / dobra, wcale nie ćpa bo przecież zioło to nie ćpanie / jak był mały bawił się lalkami barbie wraz z kuzynkami / co do tego ćpania, to kiedyś próbował heroiny / a jak już rzeczywiście nie ma gdzie nocować to śpi w swoim starym samochodzie / tatuś pewnie by go nie bił, gdyby miał głęboko w dupie mamusię, tak jak starszy brat / a może po prostu był tym gorszym dzieckiem? / zakopał na podwórzu rodzinnego domu skrzynkę, pełną zdjęć i sentymentalnych przedmiotów / obiecał sobie, że już więcej nie pokaże się w domu / lubi włóczyć się po ulicach / poszukuje tanich pokoi / zdarzają się noce, kiedy wykorzystuje kobiety tylko po to by mieć gdzie spać i co zjeść / trochę taki z niego włóczykij / a może tylko udaje? / legitymuje się nazwiskiem matki Karev / w akcie urodzenia ma wpisane nazwisko ojca O'Malley i wymarzone imię obojga rodziców Lelong / tak, on też uważa, że kiedy je wpisywali oboje byli na haju / kiedyś się stąd wyniesie i będzie miał wszystko w dupie / 


***
karta do kitu wiem, ale nigdzie nie było napisane, że nie może taka być,
pewnie to zmienię, jak przyjdzie odpowiedni czas,
no chyba, że rzeczywiście taka nie może być to zmienię to szybciej,
bywam wieczorami.
dupeczka ze zdjęcia to Jordan Lelong Reginez
karta jest również na innym blogu, więc możecie mnie kojarzyć.

Szczęście ma wiele barw



Idziesz ulicą, ulicą szarą, zatłoczoną. Od czasu do czasu strącisz butem jakiś śmieć czy też wyminiesz kałuże, która jest pozostałością wczorajszej burzy. Kolejny szary, ponury dzień jak każdy inny. Wkładasz ręce do kieszeni i idziesz dalej przed siebie mając nadzieje, że może zdarzy się cud, spadnie meteoryt czy coś w ten deseń i ten dzień będzie się czymkolwiek różnił od wczorajszego, przedwczorajszego i tak dalej....Wtem słyszysz czyjś cichy śpiew, wystarczające głośny byś zwrócił na niego uwagę lecz zbyt cichy byś mógł wywnioskować jaka to piosenka. Skręcasz w boczną i dość wąską uliczkę, którą utworzyły wysokie kamienice. Nie byłeś tutaj choć miejsce to jest dość urokliwe, pełne małych kawiarenek, z których każda ma swój specyficzny klimat. Wychodzisz nagle na maleńki placyk, gdzie również napotykasz małe kawiarenki, do twoich nozdrzy dociera zapach świeżego pieczywa przeplatanego z nutą słodyczy. Wtem zauważasz drobną dziewczynę stojącą przed sztalugą. W jednej dłoni trzymała pędzel w drugiej zaś paletę z farbami. Miała długie, blond włosy, które skręcały się naturalnie w delikatne loki, różane usteczka i zielone oczy skrywane pod gęstymi rzęsami. To ona śpiewała podczas każdego pociągnięcia pędzla. Podchodzisz bliżej zaintrygowany tą osóbką i przysiadasz nieopodal na ławeczce obserwując poczynania dziewczyny i wysilasz szare komórki, by przypomnieć sobie tytuł piosenki, którą nuci, ale na razie masz pustkę. Wtem zauważasz na ramieniu dziewczyny tatuaż prawdopodobnie niosący ze sobą historię nieszczęśliwej miłości. Dziewczyna podnosi na chwilę oczy i obdarza Cię subtelnym aczkolwiek uroczym uśmiechem. Kilka pociągnięć pędzla, kilka ukradkowych spojrzeń i otarcie czoła, które umazała niebieską farbą. Nie przejęła się tym, jej zdecydowanie za duża, biała koszulka była cała upaćkaną farbą. Odsunęła się kilka kroków, spojrzała na obraz i chwyciła go zmierzając w Twoja stronę. Przysiadła się obok ciebie i pokazuje w twoja stronę namalowany obraz, który przedstawiał otaczającą scenerie kamieniczek i ciebie siedzącego na ławce.- Podoba Ci się?- pyta nagle z uśmiechem wpatrując się w swoje dzieło.- Och, wiem nie jest idealny, ale dopiero się uczę. Akademia sztuk pięknych od zawsze była moim marzeniem, ale nie dostałam się. W dzisiejszym świecie sam talent i ciężka praca nie wystarczą. Ale spróbuje w przyszłym roku. Widzisz ten balkonik?- zapytała wskazując na jedna z kamieniczek na obrazie- tutaj mieszkam. Małe, ciasne ale własne. Poza tym ma swój urok, czar, magię. Musisz przyjść tutaj nocą, cudowna muzyka, ludzie wychodzą potańczyć, latarnie iskrzą się niesamowitym blaskiem och coś cudownego! Mojemu byłemu chłopakowi też się podobało, tutaj tańczyliśmy, nie przeszkadzało nam wtedy, że padał deszcz, a ludzie wyglądali zza firanek i z zaciekawieniem na nas spoglądali. Miłe wspomnienia, lepsze niże skok z banji, czy skok do Tamizy- zaśmiała się cichutko i perliście- Przypomina mi o tym tatuaż, oj bolało niemiłosiernie, ale wyszedł świetnie, sama go projektowałam. To niezwykłe, że sztuka ma tak wiele form. Piosenka, wiersza, taniec, obraz, teatr... świat jest pełen niespodzianek- oznajmiła wstając i robiąc obrót wokół własnej osi- widziałeś może ostatnią sztukę w Dominion Theater. Grali tam ostatnio Piękna i bestie. Nie, nie grałam tam, robiłam dekoracje. Teatr też jest jednym z tych miejsc, gdzie możesz poczuć się jak w innym świecie. Myślałam kiedyś o aktorstwie, ale jednak malowanie świata tak jak ja go widzę wydaje mi się mi bliższe. Pędzel, płótno, farby to pozwala przelać Ci na obraz swoją wizje. Wydaje mi się, że to moja droga, ale ja wciąż szukam, wciąż próbuje nowych rzeczy. Potrzebuje emocji, adrenaliny, pragnę poznać każdy aspekt życia to daje mi siłe, wenę, natchnienie- mówiła wciąż rozmarzonym głosem. - Chciałabym dać Ci ten obraz. Kiedy będzie Ci nudno źle spójrz na niego i przypomnij sobie o wariatce, która go namalowała. Potem weź życie w swoje ręce i zaszalej, korzystaj z życia bo mamy je tylko jedno. Ojej jak późno, mam jeszcze warsztaty z fotografii. Jeśli chciałbyś przyjść na sesje daj mi znać, wiesz gdzie mnie szukać. Życzę miłego dnia- zakończyła posyłając radosny uśmiech i pobiegła w jedną z bocznych uliczek. Patrzysz na obraz i okazuje się, że nawet nie wiesz jak ta wariatka? Artystka? Młoda dama? Się nazywa. Jednak w dolnym rogu obrazu widnieją zgrabne literki układające się w napis Anastazja Cranberry. 

Akta Anastazji:
Wiek: 19 lat
Studiuje: stara sie dostać na akadamie sztuk pieknych
Zainteresowania: Malarstwo, teatr, fotografia, muzyka
Charakter: szalona, otwarta, pomysłowa, ciekawska 
Posiada: czarnego kocura nazwanego Evil
 Szuka: wrażeń                      
                                       ***
Cześć i czołem! Wiem kp nie jest idealna, wręcz jest dziwna i poprawie ją w najbliższym czasie, ale miałam długą przerwę w blogowaniu mam nadzieje, że mi wybaczycie i pomożecie wdrożyć się na nowo. Chcę wątki więc proszę o nie nie pytać. Preferuje powiązania, najdziwniejsze, najróżniejsze byleby było ciekawie. No to zapraszam do wątkowania :) 

16 maja 2013

Nie wymagamy od ładnych kobiet inteligencji, ale nie wybaczamy kobietom inteligentnym brzydoty.


 CRISTINA WHITE
05.04.1985 r.
PANI ADWOKAT

          5 kwietnia na świat przyszła pierworodna państwa WhiteNie dorastała w luksusach, drogich hotelach czy apartamentach, lecz w uroczym, piętrowym domu na obrzeżach Nowego Jorku. Dzieciństwo wspomina z uśmiechem.  Anna serce na ramieniu, kochająca żona i matka, opiekunka ogniska domowego. Kiedy ona zajmowała się czwórką dzieci ,John stał na straży sprawiedliwości.  Surowy, wymagający, ale troszczący się o dobro najbliższych. Ojciec, który niezaprzeczalnie kochał swoją rodzinę. Cristina zawsze go podziwiała, był jej największym idolem. Nie miała problemów ani w domu ani w szkole. Kiedy skończyła liceum i zastanawiała się nad studiami  ojciec zmarł na służbie, został postrzelony. Cristina wtedy zaczęła bawić się w drugą matkę, niańczyła młodsze rodzeństwo i właściwie dalej jej tak zostało. Nie pozwoliła sobie na łzy czy okazanie smutku, trzymała się mocno chcąc być podporą dla reszty rodziny. Wtedy podjęła decyzje o studiach prawniczych. Oddała się w wir pracy i ukończyła studia z wyróżnieniem. Została w Nowym Jorku i kupiła mieszkanie w centrum miasta, pracuje w jednej z dobrze prosperującej i szanowanej kancelarii, jednak marzy o założeniu własnej spółki.
         Nie jest to osoba wyróżniająca się z tłumu. Blondynka średniego wzrostu. Drobnej postury, jednak silna i wysportowana. Szczególną uwagę przykuwają jasnoniebieskie oczy, które uważnie przyglądają się wszystkiemu i wszystkim. Delikatny makijaż. Nieco garbaty nos i wąskie, jasnoróżowe usta, najczęściej wykrzywione w uśmiechu. Do pracy, czyli na co dzień w garsonkach, garniturze bądź prostej, eleganckiej sukience, jednak w wolne dni, kiedy zaszywa się w domowym zaciszu preferuje wyciągnięte swetry i przetarte jeansy.
          Powszechnie uważana za uprzejmą i sympatyczną. Od zawsze ambitna i pracowita. Walczy o swoją niezależność i broni swojego zdania, przy czym jest niesamowicie charyzmatyczna, co bardzo pomaga jej w pracy. Jako adwokat twarda i dążąca do celu, nie daje wejść sobie na głowę. Okropnie uparta. Potrafi się czasem oderwać od pracy i trochę zabawić. Jest jednak osobą bardzo skrytą, ciężko o jej zaufanie. Bardzo dobrze potrafi ukrywać swoje uczucia, jest dobrą aktorką. Lubi poznawać nowych ludzi, lecz mało mówi o sobie, zdecydowanie woli słuchać. Jak kocha to z całego serca, nienawidzi całą sobą. Dla przyjaciół skarb, dla wrogów wrzód na czterech literach. Niesamowicie zżyta z rodziną, którą uważa za świętość.
         Większość czasu spędza w pracy, którą szczerze kocha. Nie lubi siedzieć bezczynnie, ma zadatki na pracoholiczkę. W wolnym czasie czyta bądź słucha muzyki. Woli piwo od wina, krzyżówki od sudoku. Ciągle robi notatki, nie rusza się nigdzie bez swojego terminarza i telefonu. Stara się dbać o kondycję, można ją spotkać na porannym joggingu, na basenie lub siłowni. Fascynują ją języki obce, włada angielskim i niemieckim, uczy się włoskiego i japońskiego. Właścicielka biszkoptowego goldena Borysa.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Witamy. Staramy się być codziennie: w dni robocze w godzinach wieczornych( do 24), w dni wolne: różnie( czasem i całą noc). Lubimy... wszystko, ale nie jesteśmy dobre w pisaniu esejów i nie wychodzi nam zaczynanie( ale jak mus to mus). Wizerunek: Diane Kruger 

15 maja 2013

Przemiły Rosjanin.

[WRAŻLIWYM NIE POLECAM CZYTAĆ OSTATNIEGO AKAPITU!]


Igor Viktorowicz Mikołajew

urodził się ósmego grudnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego drugiego roku w Moskwie, stolicy Rosji. Jego ojciec, wówczas dwudziestoletni Viktor Fiodorowicz Mikołajew, w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym roku założył sieć hoteli, najpierw w Związku Radzieckim, potem sieć zaczęła rozpowszechniać się na cały świat. Obecnie hotel posiada dwadzieścia dwie filie na całym świecie. Igor zarządza trzema. Patrząc z drugiej strony, jego matka, Anna Małecka, z dziada pradziada jest Polką. Była wziętą malarką, znaną w całej Europie. Zmarła w dwa tysiące drugim roku, mając zaledwie pięćdziesiąt siedem lat. Trzeba przyznać, że wychowywał się w warunkach lepszych niż arystokraci. Zanim o czymś pomyślał już to miał. Niestety, przez rozpieszczanie Igorka, ten nie potrafi oszczędzać pieniędzy i od razu wydaje wszystko co zarobi. Nie tylko na siebie. Rokrocznie przekazuje około dwudziestu pięciu procent swoich zarobków na różne fundacje czy domu dziecka.

Co jeszcze można o nim powiedzieć? Jest niesamowicie utalentowanym i dobrze prosperującym projektantem mody. Swoją pierwszą kolekcję pokazał dwa lata temu, w swoim rodzinnym mieście, w Moskwie. Przyjęła się ona natychmiastowo i już następnego dnia w jego kreacjach chodziły największe gwiazdy muzyki, kina i mody. Igor nie mógł odpędzić się od ofert wywiadów i innych pierdół. Ciągle odmawia, jednak odpowiedni reporter będzie mógł go do tego przekonać. Kolejnym talentem Igora jest talent literacki. W końcu uczył się od najlepszych nauczycieli. Trzy lata temu wydał pierwszą część sagi o bogach świata. Fabuła opowiada o rywalizacji wszystkich bogów świata, dzielących się na dwa obozy: zwolenników nieba i zwolenników piekła. Jeśli to czytasz, Igor pewnie jest na spotkaniu promującym drugą część sagi.

Powoli przekonujesz się do Rosjanina, który operuje czterema językami? Rosyjskim oraz angielskim posługuje się na poziomie zaawansowanym, nawet bardzo. Francuskim oraz niemieckim potrafi operować na poziomie średnio-zaawansowanym. Właśnie zaczął uczyć się hiszpańskiego.

Od dawien dawna w jego rodzinie nie przywiązywało się roli do religii. Dlatego Igor od praktycznie początku swego istnienia jest ateistą i nie wierzy w jakiegoś tam Boga, Jezusa czy inne osoby „święte osoby”. Z powodu przywiązywania uwagi do wyglądu jest powszechnie uważany za homoseksualistę, mimo że nim nie jest [miesięcznie wydaje na nowe ubrania około czterdziesty tysięcy dolarów]. Jest w stu procentach heteroseksualny. Ma dwoje dzieci: ośmioletnią Vivienne i rocznego Xaviera. Jego żona, Natasha zmarła podczas drugiego porodu. Igor popadł wtedy w przeszło półroczną depresję.

Jest człowiekiem upartym i charakternym, potrafi walczyć o wszystko, co mu się spodoba i zapragnie tego mieć. Jego cechą charakterystyczną jest ironiczne patrzenie na świat. Nieważne co się dzieje, Igor i tak potraktuje to ironią, w lepszym przypadku sarkazmem. Ma humorki niczym zaciążona nastolatka. O jedenastej jest cały w skowronkach, natomiast dwie godziny później dopada go kryzys i drze się na wszystkich, rozwala wszystko i wszystkich, nie hamuje się.

Ukończył malarstwo i rzeźbę, jednak nie ma za wiele wspólnego z obrazami. Jego matka siłą wysłała go na te studia, mimo że on chciał zostać historykiem. Anna groziła mu wydziedziczeniem. Nie miał wyjścia.

Uwielbia kuchnię wschodu. O dziwo, nie trawi najpopularniejszego dania tamtejszej kuchni – sushi. Jednak wszystko inne pożera bez zawahania. Jest uzależniony od czekolady z orzechami. Wypija dziennie około sześciu kaw, szklankę soku pomarańczowego i setkę whisky. Nie pali.

Na ciele posiada wiele tatuaży, których pod garniturem nie może eksponować. Ma wytatuowane całe ramiona, dłonie, klatkę piersiową i prawe udo. Ma kolczyk w penisie. Należy traktować go [chyba] poważnie, bo przy wzroście metr osiemdziesiąt dziewięć waży sto jeden kilogramów. Nie, te sto kilo to nie tłuszcz. To żywe mięśnie. Często nosi popularne zerówki. Nosi rozmiar XXL, jego numer buta to 46. Posiada dwa grzechotniki i samca iguany. Do Nowego Jorku przeprowadził się w 2003 roku, rok po śmierci matki.

KOLEKCJE ODZIEŻY:

2011 – kolekcja „Vintage” przeznaczona dla mężczyzn, charakteryzująca się dziwnymi kształtami i krzykliwymi kolorami,
2013 – kolekcja planowana, nosząca roboczy tytuł „Gold Glory”, ma charakteryzować się elegancją i szykiem.

WYDANE KSIĄŻKI:

2010 - „Wojna Bogów. Egipt i Rzym. Tom I.”
2013 - „Wojna Bogów. Grecja i Indie. Tom II.”
2013 - „Oczami syna: Biografia Anny Małeckiej.”

ZARZĄDZANE HOTELE:

od 2007 roku - Nowy Jork, USA – hotel „Brooklyn”, 323 pokoje w tym 111 apartamentów
od 2010 roku - Moskwa, Rosja – hotel „History”, 156 pokoi w tym 23 apartamenty
od 2011 roku - Berlin, Niemcy – hotel „Silver Lion”, 202 pokoje w tym 57 apartamentów


[od autora: To mój pierwszy taki blog, więc proszę o wyrozumiałość. Troszkę się napracowałem przy karcie, ale co tam. Mam nadzieję, że jest w miarę poczytna i prawidłowo napisana.]

14 maja 2013

Nie poddawaj się tak od razu. Potknięcie to nie upadek.

http://25.media.tumblr.com/tumblr_lyo2h9Jrkc1qf2hrho1_500.jpg

J O H A N N A  M A R T I N
~Jo~Hanna~Anna~An~

|| 27 lat || 26 czerwca 1985 rok na Manhattanie || Londyn, U.K, Wielka Brytania ||
|| Pani Architekt Wnętrz || Mieszkanie na ulicy High Houlborn ||
|| Heteroseksualna || Panna || Mama Amerykanka, Tata Anglik ||
|| Miała wziąć ślub || Nie wzięła, bo zdradziła || Matka rocznego Bentley'a ||

*********************************************

Ponoć dziecko, to owoc miłości. W jej przypadku tak nie było i nigdy nie będzie. Od zawsze była dla swoich rodziców ciężarem. Nigdy nie obdarzyli jej miłością ani jej siostry. Były jedynie ciężarem, przeszkodą do rozwijania interesu. Wyprowadzili się do Londynu z nadzieją, że tam ich interes się lepiej rozwinie. Jednak córki wciąż były ich przeszkodą. Nic więc dziwnego, że wychowywane były przez wiele nianiek, jednak w jakimś czasie poprzestały na jednej, Lauren. Stała się dla nich, jak matka. Nauczyła je najważniejszych zasad prowadzących do szczęścia - szczerość, zaufanie, życzliwość, przyjaźń, lojalność i... miłość. Jo bardzo wzięła sobie to do serca. Od tamtego czasu jej wzorem była właśnie Lauren, jej autorytetem. Chciała być taka jak ona. Chciała być równie piękna, inteligentna, po prostu idealna. Chciała dowiadywać się od niej nowych rzeczy. Jednak nie podobało się to rodzicom Johanny i Cristy. W końcu co powiedzieliby znajomi i ważni mieszkańcy Londynu, gdyby dowiedzieli się kogo ich najstarsza córka ma za autorytet. Tak więc zwolnili kobietę. Nie mieli żadnego argumentu, po prostu ją zwolnili.Jak już można się domyślić obie siostry Martin nie były z tego powodu zbytnio zadowolone, jednakże nie było sensu dyskutować z rodzicami. Aczkolwiek Jo nie miała zamiaru zapominać o Lauren. W ukryciu przed rodzicami regularnie ją odwiedzała i wciąż kobieta była jej autorytetem. Niestety doprowadziło ją to po części do nieszczęścia. W jaki sposób?
Johanna usilnie próbowała być taka sama, jak Lauren. Właściwie doszło nawet do tego, że sama nie wiedziała kim jest. W czasach szkolnych była równie popularna co swoja siostra, Crista. Każdy ją lubił. Jednak kim właściwie była? Sama tego nie wiedziała. Lauren była kobietą życzliwą, szczerą i skromną. W oczach Jo była idealna. Nic więc dziwnego, że młoda dziewczyna chciała być taka jak ona. Jednak nie doszło do tego, że Jo przejawiała te same cechy co kobieta. Przez swoje usilne pragnienie bycia, jak Lauren, stała się całkiem kimś innym. Nie wiedziała kim właściwie jest. Uświadomiła sobie to dopiero po ukończeniu collegu. Zapewne do dziś męczyłaby się myślami kim właściwie jest, gdyby nie on. John. John McDavies. Przyjaciel jej siostry, Cristy. To on skradł jej serce i zawładnął jej światem. To on pomógł jej odnaleźć jej prawdziwe oblicze. I nie połączyła ich tylko przyjaźń, lecz wzajemna miłość. Zaczęli się spotykać, w końcu oficjalnie zostali parą, a cztery lata po tym John oświadczył się jej. I mieli żyć długo i szczęśliwie. Jednak nie stało się tak. Jej wady, jej cholerne wady dały się we znaki i wszystko zniszczyły. Zdradziła go. A do tego z jego najlepszym przyjacielem, Fabianem. Nie wybaczył jej tego, nie potrafił. Zostawił ją, zapomniał, bawił się z innymi, zmienił się... Ale połączyło ich jedno - dziecko. Syn, Bentley. Mimo iż skrzywdziła Johna, wciąż go kocha. Straciła jednak nadzieję, że do niej wróci. Co się jednak stanie? Los pokaże!

Charakter >> czyli troszkę o niej
Wygląd >> czyli odbicie lustrzane
Ciekawostki >> czyli małe co nieco
Powiązania >> czyli inni
Album >> czyli fotografie
Wspomnienia >> czyli przeszłość


http://media.tumblr.com/tumblr_lxtq80kQC81qjuvtn.gif
Witam serdecznie, kłaniam się :D
Karta skopiowana, mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :)  Proszę o wyrozumiałość, jestem początkującym blogerem na grupowych blogach :) Także wskazanie wszelakich błędów jest jak najbardziej stosowne, nie obrażę się, a nawet będę wdzięczna, gdyż mnie to zmobilizuje ;D I karty lepsze wyjdą ;D
W każdym razie - wątki tak tak, oczywiście. Zaczynam, wymyślam, wszystko po trochu :)
Powiązania również mile widziane ;D
Spokojnie, nie gryzę ;D Jo też nie ^^
Zakładki będą uzupełniane i to dość szybko ;D Także jakby co Jo nalezy do typu osób skromnych, cichych, spokojnych, jednak zdolnych do egoizmu, złości i zazdrości. ;D
P.S Siostra do wzięcia, John również jak i Fabian :D
Chętni niech piszą na moje gg: 47430723

Wizerunek: Rachel McAdams <33
Tytuł: Mój cytat :)

13 maja 2013

How he became insane.

[Wybaczcie mi z góry, jestem średnim pisarzem, wręcz dennym :P]


-Co tu robisz? -powiedziała zdziwiona Alison, wchodząc do swojego mieszkania, gdzie zastała Dariela -Coś już ci mówiła na temat naszego spotykania się, jasne?! Nie chcę cię widzieć! 
-Uspokój się. Przyszedłem po moje rzeczy i oddać ci klucze... -mruknął, wkładając do plecaka kolejną ze swoich koszulek -nie drzyj się.
-Wynoś się. -powiedziała twardo dziewczyna -I nie nachodź mnie, do cholery!
-Daj sobie spokój... -przewrócił oczyma -zachowujesz się jak dziecko...
-Nie! To ty wciąż tu przyłazisz!
-Powtarzam ci, że przyszedłem po rzeczy i oddać ci klucze. Nie zastałem cię, więc stwierdziłem, że poczekam na ciebie, spakuję się, wręczę kluczę i... -przerwał, bo Alison cisnęła w nim porcelanowym wazonem -Uspokój się, wariatko! 
-Wynocha! -krzyknęła - nie chcę cię widzieć na oczy!
Chłopak chwycił swój plecak i wypadł z pokoju. Co się stało z tą dziewczyną, którą poznał rok temu? Przecież ona była gorsza od dresów, kręcących się po mieście, szukających zaczepki. Nie dała sobie nic wytłumaczyć. Dariel chciał jej jeszcze oddać kiedyś pożyczone pieniądze, ale i tak pewnie już go nie wpuści, albo rzuci mu nimi w twarz.
Gdy wrócił do domu, uspokoił się. Miał już jej dosyć. To nie była ta sama osoba, cóż.. Jakoś trzeba żyć.



Dariel Pelkonen ma dwadzieścia sześć lat i pochodzi z Finlandii, konkretnie z Helsinek. Wychował się tam i dotrwał do trzynastego roku życia, gdy po śmierci rodziców pojechał do Nowego
Jorku, mieszkał tam razem z siostrą matki, która nie żywiła do niego sympatii, więc chłopak musiał szybko dorosnąć aby uciec od znęcającej się nad nim ciotki. Tak też zrobił. Podczas pobytu w uczelni, dorabiał jako barman. Niedługo po collage' u znalazł pracę i mieszkał na własną rękę. Rok był z dziewczyną, której oddałby wszystko, jednak ona tym wzgardziła. Mieszka sam, poszukuje lokatora i liczy, że w końcu się ktoś zgłosi. Pracuje jako fotograf w agencji modelek. Chętnie umawia się na sesje zdjęciowe w terenie i w studio. Z wyglądu niepozorny, wysoki, młody chłopak o ciemnych włosach i brązowych oczach. Wciąż ubiera się jak za dzieciaka- trampki, koszule, jeansy, zimą wełniany płaszcz do kolan. Chłopak o raczej miłym usposobieniu.  Wesoły, otwarty i chętny do pomocy. W wolnych chwilach gra na gitarze.



[Wiem, dno, ale bywa. Tak już piszę :P. Jak jakieś powiązania czy wątki to śmiało pisać, bo raczej jestem otwarty na wszystko.]

8 maja 2013

And the welfare is asphyxiating.




S  c  o  o  b  e  r  t    D  a  n  g  e  r   

C  A   U   L   F   I   E   L  D
| Głos z radia | Pan dziecko | Pan zabawny | Pan szurnięty szalony |
| Mieszkanie dzieli z psem | Singiel z przymusu | Nowo Zelandzka krew | 
| 25 lat | Urodzony 17.02 | Wychowany w Auckland, Nowa Zelandia | W NY od 10 lat |
| Miłośnik motocykli i starych samochodów | Niespełniony rockman | Popapraniec |


MAMY WOLNOŚĆ SŁOWA I WOLNOŚĆ BYCIA SOBĄ.
MAMY PRAWO WYBORU I PRAWO DO BYCIA IDIOTĄ.


Akt I
SCENA I - "PRZED NARODZINAMI"

Wychowany w Nowej Zelandii, w największym jej mieście - w Auckland. Rodzice, starsza siostra, młodsza siostra, pies, rybki w akwarium, kłócenie się o pilota od telewizora, zabieranie sobie zabawek, obcinanie lalek na łyso, ot, normalna rodzina. Należy też wspomnieć, że rodzice Scooby'ego pochodzą z Australii. Obydwoje tam właśnie mieszkali, tam się poznali i tam urodziła się starsza córka Caulfieldów - Nancy. Mike, ojciec, odziedziczył wtedy dom po swojej zmarłej babci. Dom pod Christchurch. Rodzina jednak nie chciała mieszkać na wsi, a mimo to wyjechać do Nowej Zelandii pragnęli, kojarząc to miejsce z czymś bardzo przyjemnym. Postanowili sprzedać posiadłość, a za pieniądze uzyskane z transakcji kupić mieszkanie w którymś z miast. Donna, matka, miała kuzynostwo w Auckland, więc początkowo zamieszkali z jej krewnym, by później odnaleźć jakieś miejsce dla siebie. Miasto wyjątkowo im się spodobało, więc kupili dość duże mieszkanie właśnie tam. Kiedy ich córka miała trzy lata, urodził się jej braciszek - Scoobert Danger.

SCENA II - "DZIECIŃSTWO"

Ciężko wyjaśnić co kierowało rodzicami chłopca, kiedy wybierali dla niego imię - cóż, trzeba jednak przyznać, że jest oryginalne. Scooby wychowywał się w bardzo sprzyjającym otoczeniu. Początkowo miał tylko jedną siostrę, ale w swoje czwarte urodziny dowiedział się, że w prezencie dostanie jeszcze jedną. Nie ukrywał niezadowolenia sytuacją, bo co jak co, ale się nie cieszył. Trudno. Mała i tak się urodziła. Ochrzczono ją jako Destiny Jasminę. Do tej pory wszyscy zwracają się do niej na per DJ. Teraz było ich troje: siedmioletnia Nancy, czteroletni Scooby i kilku miesięczna DJ. Rodzeństwo jakoś się dogadywało, jak to dzieci. Czasem tylko pożarli się o jakąś głupotę, ale chłopak i tak zawsze bronił sióstr, a szczególnie tej młodszej, za którą czuł się odpowiedzialny.

SCENA III - "DORASTANIE" 

Okres nastoletniego buntu nie ominął i Scooby'ego. Co gorsza, namawiał do złego swoją ukochaną DJ. Ona, będąc od niego młodsza o cztery lata, nie specjalnie protestowała. Wiecznie zabierał ją ze sobą, kiedy szedł gdzieś z kolegami, wtajemniczał we wszystko, co robił. A nie robił nic dobrego. Pił, palił, szlajał się po nocach i dewastował miasto razem z grupką znajomych. I z Destiny. Bardzo zżył się z Młodą, mimo że nic dobrego razem nie zdziałali. Kiedy Scoobert miał 15 lat, jego ojciec dostał bardzo atrakcyjną ofertę pracy. W Nowym Jorku. Nie spodobało się to ani chłopakowi, ani jego siostrze, która zawsze stała za nim murem. We dwoje przeciw reszcie rodziny nie mieli wiele do gadania, więc cała piątka spakowała grzecznie manatki i wyjechała za ocean, do Niezasypiającego Miasta. 

Akt II
SCENA I - "WELCOME TO NEW YORK CITY"

Wielkie miasto, a on praktycznie sam. Nowa szkoła, nowi ludzie, jeszcze więcej problemów. Tutaj też wdał się w średnio dobre towarzystwo. Mimo że rodzice sądzili, że zmiana klimatu pomoże ich synowi wyjść na prostą, on i tak powrócił do starych zachowań i zaczął być coraz częstszym gościem na miejscowej komendzie. Nikomu to nie pasowało, bo Scooby niszczył wizerunek idealnej rodziny, za jaką uważali się Caulfieldowie. Wysoko sytuowany ojciec, poważna korporacja, wydawnictwo, popularne czasopismo i taki syn? To nie idzie ze sobą w parze. Wszystko względnie ustabilizowało się dopiero, kiedy skończył osiemnaście lat. Na zabój zakochał się w córce wspólnika swojego ojca. Dziewczyna miała na imię Abby i, jak na jego gust, była zniewalająco piękna. Młodsza od niego o rok koleżanka wprowadziła w jego życie więcej ładu. Co prawda, ich związek nie trwał długo, ale do tej pory utrzymują ze sobą przyjazne stosunki.

SCENA II - "POCZĄTKI DOROSŁOŚCI"

Jako częsty bywalec w domu swojej - wtedy jeszcze - dziewczyny, przyjaźnił się też z jej ojcem, panem Jeffersonem. Ów mężczyzna, przed rozpoczęciem współpracy z Mike'iem Caulfieldem, zajmował się szeroko pojętą działalnością radiową - prowadził nawet własną stację. Często mówił chłopakowi, jak fajnie jest siedzieć za mikrofonem z myślą, że ktoś Cię słucha. Scooby był tym coraz bardziej zainteresowany, więc postanowił związać się z tymże zajęciem - pracą w radiu. Z ogromną pomocą ojca Abby, założył początkowo bardzo małą rozgłośnię. Mając 20 lat i zero innego pomysłu na życie ten pomysł był wybawieniem. Sebastian Jefferson traktował Caulfielda jak syna, a chłopak naprawdę wiele mu zawdzięcza.

SCENA III - "TERAZ I TYLKO TERAZ"

Do końca nie porzucił pomysłu takiej a nie innej firmy. Po jakimś czasie rozgłośnia zyskała niewielką popularność pod nazwą Rock The City Out. Scooby, przez swoje zamiłowanie do muzyki rockowej, stworzył radio nadające praktycznie tylko takie brzmienia. Początkowo pracował tam sam, a pan Sebastian pomagał mu jedynie w formalnościach. Pracy jednak zaczęło przybywać, więc Scoobert zatrudnił kilku pracowników. Teraz już jakoś radzi sobie w biznesie. Rozgłośnia nie bije rekordów popularności, ale przynosi zyski wystarczające do spokojnego życia jej pracowników.


___________________________________________________________

CHARAKTER 

Jest człowiekiem bardzo zakręconym i nieogarniętym, przy czym bardzo uroczym. Wiecznie zabiegany, zawsze spóźniony. Z jego twarzy prawie nigdy nie schodzi uśmiech, a z głowy nigdy nie wychodzi pozytywne myślenie i ogólna radość. Carpe diem. Życie jest za krótkie na zmartwienia, więc mimo problemów dorosłości nadal jest niepoprawnym optymistą, romantykiem, bezpruderyjnym popaprańcem i beztroskim dzieckiem w ciele przeciętnego faceta. Typ człowieka do rany przyłóż. Choć raczej superbohaterem w obcisłych gatkach to by nie chciał być. Pomocny, zawsze chętny wysłuchać trosk i narzekań, choć sam nigdy się nie skarży i raczej nie pokazuje, że coś go gryzie. Jest bardzo bezpośredni, często żartuje, ironizuje i flirtuje. Najpierw mówi, później myśli. Na pewno nie jest tchórzem, jak jego kreskówkowy pierwowzór. Gdyby ktoś chciał go zabić, to pewnie najpierw wybuchnąłby gromkim śmiechem, a zaraz po tym tarzał by się po podłodze, rechocząc jak głupi, co na bank zdezorientowałoby napastnika. Scooby jest też bardzo otwarty i gadatliwy. Łatwo nawiązuje nowe znajomości i prawie niczego przed ludźmi nie ukrywa. No właśnie prawie niczego. Każdy ma przecież takie małe, nieważne i nic nieznaczące sekreciki, prawda?
___________________________________________________________

WYGLĄD

Cóż. Scooby wcale nie jest brązowy w czarne plamy i nie ma nienaturalnie długich nóg. Jest przeciętnym człowiekiem. Pod wieloma względami, ale nie z każdej strony. Z tłumu nie wyróżniają go czarne, rozczochrane włosy, które czasem farbuje na coś w rodzaju blondu, ani kompletnie zwyczajna postura, czy ten marny metr siedemdziesiąt dwa wzrostu. Zielone oczy też nie specjalnie przyciągają spojrzenia przypadkowych przechodniów, bo kto spiesząc się do pracy gapi się na czyjeś tęczówki? Jest jednak też coś, przez co mógłby się zdradzić, gdyby był złoczyńcą i okradłby bank, gdzie nagrałby go kamery video. Tatuaże. Przecież to znak rozpoznawczy i ciężki do podrobienia kawałek człowieka. Scooby wytatuował sobie prawie całe ręce i zaoszczędził nieco tuszu na klatkę piersiową. Mimo że często przykrywa ów dzieła bluzą, to i tak często można je podziwiać. 



__________________________________________________________
Na zdjęciu/gifie pan Billie Joe Armstrong.
Chce ktoś którąś z postaci z karty? A proszę bardzo, nie mam nic przeciwko.




Why d'ya sing with me at all?


Rosemary Loren d'Scape | 25 lat | projektantka wnętrz

-Jakie to uczucie? - spytała wodząc ręką po dywanie trawy, który ścielił się pod nią kilometrami.
Patrick spojrzał oczyma koloru nieba na nią, marszcząc nos. Uniósł się na łokciach i zaczął wbijać wzrok tam, gdzie błądziły zielone tęczówki Rose.Wzruszył lekko ramionami.
-Nie kłam, dobrze wiesz. Nie chcesz mi tego opowiedzieć z jakiegoś powodu. - teraz patrzyła na niego.
Uśmiechał się jakby chciał powiedzieć "Tak i co z tego? Siłą tego ze mnie nie wydrzesz. Nikt nie wydrze." Rosemary wsparła się na dłoniach i także lekko podniosła.
-Któregoś dnia sama się dowiem. Co? -dodała, widząc, że Patrick się śmieje. -Bawi cię to? -zmarszczyła lekko brwi, jakby nie wierzyła w uśmiech na jego twarzy i lekko drżące ramiona.
Chłopak, nadal uśmiechając się, szybko zaprzeczył głową. Nie życzy jej aby się dowiedziała. To wcale nie było dobre uczucie. Robi się dziwnie mdło, mały zawrót głowy, krew odchodzi z mózgu i nagle uświadamiasz sobie, że pod stopami nie ma gruntu, a ty widzisz ciemność. Śmierć kliniczna to trauma, nie przeżycie.
-Patrick, na mnie już pora. Muszę dokończyć jeden projekt i kota nakarmić.- powiedziała wstając i otrzepując sukienkę z płatków kwiatów i trawy, którą się rzucali.
Chłopak złapał ją za rękę, jakby nie chciał żeby znikała. Jego oczy mówiły tak wiele i tak niewiele zarazem. Rose przyklęknęła przy nim i objęła go. 
-Wrócę w sobotę. Obiecuję, że wrócę w sobotę i pożegnamy się. -uśmiechnęła się cierpko.
Patrick skinął głową i puścił dziewczynę. Siedział w sadzie pod kwitnącą wiśnią i patrzył jak Rosemary odjeżdża na rowerze. Jej włosy i sukienka falowały lekko. Zerwał się wiatr. Kwiaty wiśni zaczęły spadać niczym śnieg. Jedyną myślą jaką pobudzała go do życia, było to, że zobaczy ją w sobotę.

Dobrze wiedział jak bardzo go kochała. Jaki sprawił jej zawód tym, że postanowił wrócić do ojca. Nigdy nie ośmielił się być z nią bliżej. Była jak anioł. Nietykalna i czysta. Kochała go jakby był cudem świata i dawał jej tyle ciepła ile jest w stanie pomieścić człowiek. Nigdy tym nie wzgardził. 
Ale też nigdy nie okazał jej, że równie mocno ją kocha. Może to ostatnia szansa? Ostatni raz kiedy ich oczy się spotkają. Sobota, ah! Jak to ładnie brzmi... Patrick zaciągnął się po raz ostatni zapachem wiśni, otrzepał dłonie i poszedł wolno do domu. Wyczekiwał tego dnia, kiedy Rosemary dowie się, że zawsze była dla niego wszystkim.


Ale nie dowiedziała się już nigdy.
Musiał lecieć szybszym lotem na Nową Zelandię. Nie używał telefonu ani komputera. Nie mógł się z nią skontaktować. Znał jej adres. Stwierdził, że napisze kiedy już dotrze do nowego domu.
W głowie huczało mu od myśli i obrazów. Widok twarzy Rosemary, która dzwoni do jego drzwi, ale nikt jej nie otwiera. Jej czujne oczy, kiedy nasłuchuje kroków i szczęku zamka. Chwila zwątpienia i usiądzie na klatce. Będzie czekać na niego, myśląc, że wyszedł po mleko czy kawę. Będzie czekać godzinę, dwie, cztery, osiem, aż koło północy zrozumie, że zaraz ma ostatni autobus.
Może Rosemary nigdy się już nie uśmiechnie?
Może będzie ronić łzy?
Może nie będzie chciała go znać?


Nie. Rosemary zwyczajnie zdębiała. Cała anielska opoka, jaką była obłożona, rozpuściła się jak pod prysznicem kwasu rzeczywistości, jaką otaczała ją teraz. Patrick został wymazany z jej pamięci jak ołówkowy ludzik gumką do ścierania. Od tamtej pory nie było już tamtej Rose, wręcz zabroniła tak do siebie mówić.
-Cholera, mam imię, więc go nie zdrabniaj jak psu. -warczała, gdy ktoś próbował ją nazywać inaczej. 
Skończyły się zwiewne sukienki, pantofelki, delikatny makijaż, łagodne słownictwo, skromność. Zrobiła się wręcz chora. Przez jedno 'żegnaj', którego nie usłyszała i nie wypowiedziała.
Jej śmiech był bezgraniczny. Już nic jej nie dotykało. Już przeżyła swoją śmierć. Chciała żyć dalej. Nie resztkami sił, czołgając się i chwytając każdej brzytwy, nie. Chciała pokazać, że nic jej nie dotknie głębiej niż przez skórę. Myślała, że nie miała już duszy. Dusza umarła gdy siedziała na klatce cztery godziny, zastanawiając się czy Patrickowi nic nie jest. Cztery godziny po to, aby sześć dni później dostać list, w którym wszystko wyjaśnił. 

Nie obchodziły ją wyjaśnienia, chciała nowego życia.
Życia w którym coś będzie pewne. W którym nie będzie budziła się rano z myślą: dziś może mnie pokocha. 


Ciekawostki:

>Rosemary pochodzi z Francji, jej rodzice nadal tam mieszkają,
>nazwisko jakie nosi jest jej matki, nie ojca,
>ma kota Carmela
>pracuje we własnej firmie, projektującej wnętrza
>mieszka na Brooklinie, w małym apartamencie na dziesiątym piętrze
>lubi nowe twarze
>wciąż pije Vermoutha ze Spirem


[Witam Was serdecznie! Jeśli macie ciekawy pomysł na wątek, po prostu go zacznijcie. Dostosuję się jak tylko mogę.]

7 maja 2013

Lista obecności


Lista, kolejna.
Podpisujemy się na zalogowanym, zgłaszając swoją obecność podajemy imię i nazwisko prowadzonej postaci.
Lista trwa do piątku, czyli do 10.05.2013.

  where's my nut?  
  Elaine | Marcus
  Dust - Alexander Miller, Mathieu Merteuil
  Changes
  Marc Reeves
  żyj
  .
  Diego Morales - Diego Morales  
  Pan Piekiełko
  ***
  Cookie Monster
  zaraza - Roger Taylor
  Miszka - Michaił Woronin
  YourFuckingSunshine - Nicolas Carter, Michael Gunn
  CocaOne - Noemi Neytiri, Jason Wayne
  I love my lover
  Lily Craven
  Hakuna Matata - Alison McCall
  tak mi mówCesar Perrault, Gabrielle Washington
  Elizabeth C. Moïse

3 maja 2013

Swindle


Życie jest za krótkie by dokonywać trafnych decyzji, a los nazbyt nieprzenikniony aby pozostawić sobie zapas miejsca na przemyślane wybory.Powiem też w cichej tajemnicy, że czasu jest zbyt mało by marnować go na ciężkie rokowania natomiast rzeczy do zrobienia zbyt wiele by wszystkie planować.Wydaje się, ze pragnień do spełnienia jest za dużo, a możliwości za mało, by zaspokoić marzenia. Jednym słowem:  liczy się tylko tu i teraz, bo na potem może już nie przyjść pora.

Nie zawsze działałam w myśl tej zasady. Spójrz na mnie, uwierzyłbyś? Pewnie nie. Patrzysz na mnie i widzisz niezawodną kobietę, pełne usta, rumiane policzki, nieskazitelna skóra, błysk w oku. Nie czuję się dumna z tego kim dla Ciebie jestem. Osoba, którą znasz to nie ja. Z pewnością. Kiedy patrzę w lustro… zanika pewność siebie,przekonanie o własnej wartości. Twierdzisz, że jestem piękna, ja, że to tylko zrządzenie losu. Zawsze wszystkim się wydaje, ze jeśli człowiek jest intrygujący, jeśli tylko zauroczy cię swoją osobą – musi być piękny, niemożliwym byłoby żeby było inaczej, prawda? Przecież twój wzrok łapczywie obejmuje moją osobę. Całą mnie, począwszy na subtelnych rysach twarzy, skończywszy na szczupłej sylwetce, pięknie zarysowanych udach, kuszącym uwypukleniu w miejscu bioder, tuż pod idealnym wcięciem w talii. Powiem Ci coś – nie widzisz mnie. Nie wiem, kto nagadał ci bzdur, że jestem wcieleniem nienagannej kobiety. Spójrz na mnie jeszcze raz.Ten zagadkowy wzrok, zalotnie rozchylone wargi kiedy zwracam się do Ciebie miękkim głosem to tylko złudzenie. Wiesz, gdyby ludzie byli tak mało skomplikowani jak malują ich inni, świat wyzbyty byłby z wrażeń. Popatrz, moje spojrzenie nie jest wzrokiem kobiety świadomej swojej atrakcyjności. Nie patrzę na Ciebie kokieteryjnie. Nie kuszę, uciekłam wzrokiem przed twoim spojrzeniem. Niech to, czy ty tego nie widzisz? Dlaczego nie możesz uwierzyć, że jestem tylko nadrysowanym obrazem kobiety, którą opisali Ci inni? Myślisz, ze próbuję Cię oczarować uwodzicielsko rozpiętym guzikiem satynowego płaszcza. Nieprawda. Jest mi gorąco, bo nie wiem co powiedzieć. Nie potrafisz tego zauważyć? Gardzisz mną.
Próbujesz to ukryć, ale patrzysz na mnie ze wstrętem.Myślisz, ze jestem kolejną panną lubującą się w szukaniu intryg i zwodzeniu facetów. Błąd. Widzisz we mnie zakłamaną nieskazitelność. Uwierzyłeś, ze z zewnątrz jestem ziszczeniem każdego faceta, ale nie mogłeś pojąć, że ktoś taki jak ja może być szczerze kochającą, gotową dla Ciebie do poświęceń kobietą. Łatwiej było Ci przyjąć do wiadomości, ze plotka o moim zakłamaniu jest prawdziwa.
Owszem, kłamałam. Kłamałam kiedy zgodziłam się z Twoimi słowami. Powiedziałeś wtedy: „Nie możesz być tak idealna, prawda?”.Nie wiedziałam, że pytasz mnie o mój charakter. Że chciałeś się tylko upewnić,czy pogłoska o moim dwulicowym charakterze jest prawdziwa. Dlatego powiedziałam:„Nie, nie jestem ideałem”, bo myślałam, ze pytasz o to jak wyglądam. Chciałam pokazać ci bliznę na obojczyku. Podzielić się z Tobą pieprzykiem tuż nad kością biodrową. Nie spodziewałam się, ze obrócisz się na pięcie żegnając mnie słowami: „Myślałem, ze Cię znam. Jak mogłem się tak pomylić? Jesteś jak każda inna. Kochasz mnie chociaż?” Chciałam Cię zatrzymać. Powiedzieć Ci prawdę. Nie potrafiłam. Myślałam, ze na Ciebie nie zasługuję, więc odpowiedziałam najgłupiej jak tylko mogłam: „Nie”. To było moje najgorsze kłamstwo.


Opisana wyżej kobieta? Nigdy nią nie byłam. Nie znam temu podobnych uczuć. I słusznie. Jestem wolną, niezależną od nikogo kobietą. I jestem dumna z tego kim się stałam. Podoba mi się byt, w którym nikt mnie nie ogranicza. Niczego nie żałuje. Nawet tego, że wyrzucili mnie z nowojorskiej szkoły. Za co? Nie powiem. Nie wstydzę się tego, kim jestem. Po prostu nie lubię o sobie mówić. Przeżyłam kilka rozterek miłosnych, owszem. Nie było to jednak jedną z najgorszych rzeczy jaki mi się w życiu przytrafiła. Pomogło mi to zostać kobietą taką, jaką jestem teraz, a jestem kimś kim Ty nigdy nie chciałeś bym była. Jestem panną, którą niepotrzebnie rzuciłeś, choć jeszcze wtedy nią nie byłam. Wtedy miałeś przed sobą zwykłą niedoświadczoną dziewczynę, której jedynym przekleństwem była jej uroda. Myślałeś, ze było inaczej. Twój błąd. To Tobie zawdzięczam swoją odmianę. To ja – Elizabeth. Ta sama, ale inna. Pewna siebie, zdecydowana, bezwzględna kobieta. Wiem czego chcę, a chcę łamać serca tak jak ty kiedyś złamałeś moje. Mam tylko jedno pytanie.
Jak? Dalej nie pamiętam…

Elizabeth Christina Moise
23 lata - Nowojorska przedstawicielka nurtu teatralnego nazywanego nowym brutalizmem
niespełniony architekt, wokalistka Evidence - zespołu, którego twórczość 
klasyfikuje się jako neoklasyczny metal

1 maja 2013

Powściągliwość jest niedorzeczną cnotą


Uwe Lindemann
36 lat, nauczyciel biologii w liceum

Rodzice Uwe i jego dwaj bracia – zamożni Niemcy z dziada pradziada – sprowadzili się do Stanów, kiedy Uwe miał czternaście lat, i zaczęli nowe, jeszcze lepsze niż dotychczas życie. Uwe miał zostać chirurgiem, ale po drodze coś nie wyszło i skończył jako nauczyciel biologii. Nie narzeka. Uchodzi za nauczyciela dobrego, choć surowego i wymagającego, a umiejętności wyniesione ze studiów wykorzystuje w innych celach.
Uwe na ogół nie wzbudza sympatii – jest mrukliwy, raczej szorstki w zachowaniu i szczery aż do bólu, często także złośliwy – ale ma grono wiernych przyjaciół, wśród których uchodzi za inteligentnego, interesującego faceta. Rzeczywiście, Uwe ma nieprawdopodobnie dużą wiedzę na różne tematy i równie dużo do powiedzenia, jednak na ogół mówi niewiele, nie chcąc strzępić języka. Chociaż wygląda na cierpliwego, szybko i z byle powodu się denerwuje, a w efekcie staje się agresywny. Ci, którzy poznali go przypadkiem, zwykli nazywać go zboczeńcem. Dlaczego? Uwe kieruje się w życiu znanym cytatem ze „Stu dwudziestu dni Sodomy” markiza de Sade: „Och, jakąż zagadką jest człowiek! (...) I właśnie dlatego pewien myślący jegomość powiedział, że lepiej go jebać niż usiłować zrozumieć”. Te słowa idealnie podsumowują filozofię życiową Uwe.
Lubi kobiety i mężczyzn pomiędzy szesnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Lubi przeżywać z innymi ich pierwsze razy. Lubi wielkie balony i bezceremonialnie gapi się w dekolty nieznajomych. Lubi wszelkie możliwe wydzieliny ludzkiego ciała – z krwią i wymiocinami na czele. Lubi kontrolować sytuację, upokarzać kochanków, dawać rozkosz poprzez ból. Praktyki sadomasochistyczne to dla niego chleb powszedni – i nie chodzi o wiązanie czy klapsy, dobre dla normalnych par, które chcą przełamać nudę w łóżku. Nie zna żadnych granic, a jeśli do takich dotrze, stara się je przesuwać. Najczęściej poszukuje osób chętnych do swoich chorych zabaw na portalach internetowych, jednak nie zawsze od razu wykłada kawę na ławę. Zdarzyło się, że jedna z uczennic, z którą się przespał, oskarżyła go o molestowanie, najwyraźniej niezbyt zachwycona jego pomysłami. Na szczęście dzięki starszym braciom Uwe – prawnikowi i policjantowi – sprawa rozeszła się po kościach, zanim ją nagłośniono, a jego reputacja została uratowana. Nie szuka żony ani partnera na stałe, ponieważ uważa, że to nikomu niepotrzebne ograniczniki.
Sam twierdzi, że nie jest seksoholikiem – w końcu satysfakcja lub jej brak wynikające z seksu nie wpływają na inne aspekty jego życia, a ewentualna okresowa wstrzemięźliwość nie robi mu wody z mózgu. Po prostu lubi wyuzdane zabawy w sypialni. Nie dba wtedy o jakiekolwiek środki ostrożności, bo „na coś trzeba umrzeć”. Z tego samego powodu pali jak smok, jeździ autem niczym niespełna rozumu i prowokuje innych do bójek.
Czy dąży w życiu do czegoś konkretnego? Wciąż jeszcze nie wie.


***

Mam nadzieję, że Uwe nie zniechęca. Kartę rozbuduję, tymczasem zapraszam do wąteczków.