26 marca 2013

What the hell am I doing here?



Михаил Воронин
Michaił Woronin
M I S Z A
Michael dla tych, którzy mają trudności z wymawianiem



Wiek: 23 lata
Pochodzenie: Rosja
Miejsce zamieszkania: Nowy Jork
Zajęcie: model
Wzrost: 186
Klatka piersiowa: 85
Pas: 62
Biodra: 82


Perfekcjonista. Rosjanin o słabej głowie. Student zaoczny etnologii. Jeszcze bez obywatelstwa amerykańskiego. Pedant. Wegetarianin. Introwertyk. 
Były pacjent Szpitala Psychiatrycznego. Wyleczony z anoreksji. Cierpiał i cierpi na tęsknotę. Śniły mu się koszmary. Brał tabletki, dużo tabletek. Przechodził przez głodówki. Powtarzał ostatnią klasę szkoły ogólnokształcącej.
Tęskni za wszystkim i niczym konkretnym, najbardziej brak mu kochanych samobójców. Nie lubi siedzieć, nie lubi mieć czasu na myślenie, lubi być zabiegany. Zrywa się w środku nocy. Nie pali, nie pije kawy, potrafi przeżyć dzień na porannej herbacie. Klnie po rosyjsku. Mało sypia. Omija windę, wchodzi i schodzi z siódmego piętra. Jest w związku z kochanym przez siebie chłopakiem.


 H I S T O R I A                   A L B U M                   P O W I Ą Z A N I A



90 komentarzy:

  1. [Witam :) Może wątek?]
    Charlene.

    OdpowiedzUsuń
  2. - No cześć! – rzucił na powitanie głośno i wyraźnie, zamykając za sobą drzwi i zupełnie ignorując fakt, iż nie powinien wpadać do studia tak po prostu, jak do siebie i że właściwie, to wcale nie powinno go w tym miejscu być. Bo to, że był z Miszą wcale nie czyniło go uprzywilejowanym do takich niezapowiedzianych i nagłych odwiedzin. Zresztą, akurat w tej chwili, wszystko co otaczało Alexa, było kompletnie nieważne. Wszystko, z wyjątkiem jego modela. Po prostu miał zamiar zobaczyć się z nim możliwe jak najszybciej, bo tak jakoś wyszło, że jedną nogą był już na dużej i dość ważnej dla zespołu imprezie, a nie wyobrażał sobie nie spędzić ze swoim chłopakiem nawet chwili i kolejny raz tak po prostu się z nim minąć. Chociaż z reguły tak to właśnie wyglądało, że kiedy jeden był czymś zajęty, to ten drugi miał trochę wolnego czasu i odwrotnie.
    - Wyglądasz, jakby cię z jakiegoś horroru żywcem wyjęli – wypalił żartobliwym tonem i było to pierwsze, co mu na myśl przyszło, odnosząc się do tej cholernie realistycznej krwi, którą Misza był wysmarowany. W międzyczasie ruszył też do przodu, mimochodem przebiegając spojrzeniem po jego szczupłym ciele. Zignorował również fotografa, który i tak wolał się nie wtrącać i zająć się swoim sprzętem. – Wieczorem mam wypad z chłopakami, Colin mnie wkręcił i nie dam rady tego odwołać – zaczął, obejmując dłońmi wystające biodra chłopaka. Niekoniecznie przejmował się tym, że za chwilę sam się tą mazią ubrudzi. Przez moment miał ochotę zapytać go o to, czy może poszedłby tam razem z nim, ale dał sobie spokój, z racji iż najczęściej i tak spotykał się z odmową.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszył się bardzo, że udało mu się trafić na tak wyrozumiałą i kochaną osobę, jak Misza. Właśnie kogoś takiego potrzebował przy sobie, zamiast jakiegoś rozhisteryzowanego dzieciaka, który non stop miałby robić mu jakieś wyrzuty odnośnie trybu życia, jaki prowadził od lat. Nie miał zamiaru zmieniać się dla kogoś, bo i tak nie pociągnąłby w ten sposób na dłuższą metę. Ponad wszystko pragnął jedynie akceptacji i to wszystko.
    Zabrał od niego ręce, dopiero kiedy otrzymał swojego buziaka.
    - Pod wieczór jakoś, będzie do mnie dzwonić jeszcze – odpowiedział zgodnie z prawdą, bo nie miał powodu do tego, by jakkolwiek koloryzować, czy zatajać pewnych informacji. Na ogół też był człowiekiem szczerym i to do granic możliwości czasami, zwłaszcza kiedy znieczulił się już jakimś alkoholem. Miał wtedy nie za fajną tendencję do wytykania ludziom wad i żartowania z nich, bez umiaru i tak, jak większość ludzi, z którymi się trzymał, rozumiała to i potrafiła przymknąć na to oko, tak zdarzały się osoby, którym wyraźnie coś takiego nie pasowało… i należało wtedy brać takiego Alexa na stronę i tłumaczyć mu, jak dzieciakowi, żeby nie wpieprzał się niepotrzebnie w jakieś kłopoty. Zazwyczaj to Colin spełniał ten rodzicielski obowiązek i pilnował Millera, o ile oczywiście sam nie był wcięty bardziej niż on...
    - Jakbyś chciał, to możesz pójść ze mną – zaproponował jednak i oparł się o ścianę, wlepiając przy tym w Miszę jedno z tych swoich uroczych spojrzeń. – Chłopaki by się ucieszyli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pokiwał głową żywo w odpowiedzi i zaraz zagarnął palcami grzywkę, która leciała mu do oczu. Znał swojego chłopaka już na tyle dobrze, żeby po jego „pomyślę” móc przewidzieć, że jednak się na coś zdecyduje i będzie na tak. Może po prostu nie lubił mu odmawiać, nieistotne… ważne, że zazwyczaj wyrażał zgodę.
    - No poczekam, wyboru nie mam. Tylko szybko mi tam! – zdążył powiedzieć, zanim Michaił zniknął za jakimiś magicznymi drzwiami. On sam, tak jak stał jeszcze przed chwilą i podpierał ścianę, tak spoczął grzecznie na stołku, z którego chłopak chwilę temu zgarnął swoje rzeczy. Alex wiedział, że powinien zając się sobą, bo w innym wypadku zaraz zacząłby przeszkadzać fotografowi, który krzątał się po studiu i przygotowywał sobie sprzęt do kolejnej sesji z kimś innym. Zresztą, facet w najmniejszym stopniu nie wydawał mu się interesujący, dlatego przestał go obserwować i skupił się na własnym telefonie, który wyciągnął z kieszeni. Wysłał Colinowi krótką wiadomość, która miała poinformować go o tym, iż prawdopodobnie uda mu się wyciągnąć ze sobą Miszę. Wiedział, że jego kumple się ucieszą, bo zdążyli już Michaiła poznać i polubić. Nie miałby tylko nic przeciwko temu, gdyby chłopak zgadzał się na takie spontaniczne wypady częściej, a nie od święta, lub po wielokrotnych błaganiach. No, ale nie zamierzał też na to narzekać, bo przecież nie było z tym aż tak tragicznie. W końcu kto normalny zamartwiałby się nadmierną swobodą w związku.
    - Idziemy, idziemy – zerwał się z siedzenia na równe nogi i wcisnął telefon do kieszeni, obdarzając Miszę kolejnym, przeuroczym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odczekał tę chwilę, aż Michaił się ubierze i wyszedł z nim na zewnątrz, również odruchowo wyciągając rękę po jego dłoń. Po prostu lubił tak z nim chodzić i ani trochę się tego nie wstydził. Milczenie chłopaka także w jakiś pokrętny sposób przypadło mu do gustu. W jego towarzystwie mógł się najzwyczajniej w świecie wyciszyć, najczęściej będąc po całym dniu współpracy, czy zabawy ze zdecydowanie głośnymi ludźmi. Bo tak się składa, że nawet tak żywiołowe osoby, jak Alex potrzebowały czasami chwili spokoju.
    Kiedy już dotarli na miejsce, zatrzymał się przy windzie, wcisnął guzik i w oczekiwaniu na to, aż drzwiczki się przed nim otworzą, mimochodem odprowadził swojego chłopaka wzrokiem. Zazwyczaj rozstawali się w tym miejscu i spotykali się na górze, bo Michaił uwielbiał ganiać po schodach, a Alex był na to zbyt leniwy. Ale w gruncie rzeczy, była to taka przyjemna odmiana rutyny, której nie dało się nie lubić. Wjechał na siódme piętro, akurat kiedy chłopak otwierał drzwi prowadzące do mieszkania.
    Ten cały ład i porządek, który panował wewnątrz, jakoś niespecjalnie rozpraszał Millera. On z natury był tym cholernym bałaganiarzem, więc mimowolnie i tak wszystko tam przestawiał, czym z kolei zdarzało mu się wyprowadzić Michaiła z równowagi.
    Zdążył zjeść coś wcześniej, na krótko przed tym, zanim wpadł po Miszę, więc w tej chwili głodny nie był. Zresztą należał do tych ludzi, którzy gotowi byli rzucić wszystko i iść się najeść, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota. Jakoś nie potrafił odmówić sobie całej przyjemności płynącej z jedzenia i czasem nie rozumiał pod tym względem Miszy, który zazwyczaj tego unikał. Jednak nie miał zamiaru poruszać tematu, póki też nic nie wydawało mu się szczególnie niepokojące.
    Wszedł do kuchni za chłopakiem i pocałował go w czoło, następnie wyminął go i przystanął przy dużym oknie, które uchylił.
    - Namyśliłeś się na to wyjście dzisiaj? – zadał pytanie luźno, w międzyczasie znajdując paczkę papierosów w kieszeni, z której zaraz odpalił jednego i zaciągnął się porządnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla niego Misza od zawsze był chudy, to i niespecjalnie dziwił go fakt, iż mógł on nasycić się przykładowo takim jabłkiem na sporą część dnia. Zresztą nie widywali się regularnie, pomimo tego, że z sobą mieszkali, więc nawet gdyby chciał, to nie dałby rady skontrolować tego, ile i co jego chłopak zjadał. Póki nie wyglądał mu na wyraźnie wychudzonego, to nie miał zamiaru się w to wszystko wdrażać. Zresztą nie potrafił nawet zadbać o samego siebie, zdając sobie sprawę z potencjalnego i przede wszystkim realnego zagrożenia, jakie na siebie ściągał idąc dalej swoim dotychczasowym, niezdrowym trybem życia. Ale co tam, jedna zapaść w tą, czy w tamtą… służby ratunkowe i tak postawią go na nogi i z takiego założenia wychodził najczęściej.
    Ucieszył się niezmiernie na to jedno słowo, które padło w odpowiedzi na zadane przed chwilą pytanie. I dzięki tej wiadomości, warunek, który padł w następnej kolejności, ani trochę go nie zmartwił.
    - Jones jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, dobrze wiesz – rzucił ze śmiechem, równocześnie pozbywając się nadmiaru dymu z płuc. – Nie no, nie uwalę się w trupa, tyle mogę tobie obiecać – dodał już bardziej na poważnie, choć uśmiech nie schodził mu z twarzy.
    Ociec nie był dla niego akurat żadną przestrogą. Autorytetem tym bardziej nie, co warto wykluczyć na samym wstępie. On po prostu był kimś, o kim się nie myślało i tyle. Zupełnie, jakby taki człowiek zwyczajnie nie istniał. Tak to się w głowie Alexa samoistnie układało, chociaż taki stosunek nie ograniczał się tylko do tej jednej osoby, ponieważ bardzo podobnie widział matkę i sporą część ludzi, którzy pozostali w Londynie i nie dbali o to, by jakkolwiek utrzymać z Millerem względny kontakt.

    OdpowiedzUsuń
  7. - Curtis! Kurwa, nie wierzę! – wyrzucił z siebie, szczerze zaskoczony. Odwrócił się na stołku i wyprostował się, żeby uściskać Mike’a mocno. Wciąż uwielbiał tego gościa tak samo, jak dawniej, to pozostało bez zmian, pomimo tego iż los tak zwyczajnie ich rozdzielił. Przelotem zerknął na szczerzącego się na ten widok Colina i niemalże od razu wychwycił w jego spojrzeniu ten zdradziecki błysk. On już wcześniej wiedział o tym, że Curtis pojawi się tutaj wraz ze swoim zespołem i słowem nawet nie pisnął! Miller nie przepadał za niespodziankami, choć nawet gdyby wiedział o tym spotkaniu, wcześniej się na nie nastawiając i tak cieszyłby się równie mocno, bo nie widział tego człowieka odkąd wyprowadził się na dobre z Londynu.
    - Jones, urwę ci kiedyś łeb, zobaczysz – rzucił w jego stronę, kręcąc głową z udawaną dezaprobatą, na co ten uniósł ręce lekko, w geście całkowitego poddania się, a chwilę później już pochylał się lekko w stronę Miszy, żeby mu coś powiedzieć.
    - To Mike Curtis, jego pierwszy pałkarz – tyle padło z ust Colina, jednak Alex również to usłyszał.
    - No właśnie, poznajcie się wreszcie – wypalił, nadal nieźle podkręcony całą tą sytuacją. Po prostu wciąż nie wierzył w to, że obaj się znów widzą i zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie wcale by do tego nie doszło, gdyby nie trasa, w której akurat Curtis ze swoją ekipą byli. Bo takie odwiedziny bez zapowiedzi i gonienie przez kawał świata nie były w stylu Mike’a, ani Alexa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Parsknął niekontrolowanym śmiechem, kiedy usłyszał już którąś z kolei, jakże marną próbę wypowiedzenia imienia Miszy we właściwy sposób. I szczerze wątpił, by mu się to udało, skoro on sam do tej pory miał z tym nie lada problem i już nawet przywykł do ułatwiania sobie sprawy i posługiwaniem się angielską wersją tego imienia. Czasem tylko robił z siebie głupka, zdrabniając je nieporadnie, najczęściej kiedy miał już wypite i nie kontrolował zbytnio swojego języka. Tyle, że potrafił tym rozbawić Michaiła.
    - No, nie odstąpiłbym. Więc nie masz co się napalać, stary – odpowiedział żartobliwym tonem, choć mówił całkiem serio. Jakoś tak się złożyło, że przy Miszy wyrósł z zabawy w otwarte związki, choć właściwie nigdy nic nie stało na przeszkodzie, skoro nie był szczególnie kontrolowany przez swojego chłopaka i w zasadzie mógłby sobie pozwolić na cokolwiek. Jednak nie miał zamiaru z tej możliwości korzystać, skoro z Miszą było mu dobrze i nie planował tego zmieniać.
    Odchylił się lekko w stronę Curtisa i złapał go za koszulkę, żeby przyciągnąć go jeszcze bliżej.
    - Mam nadzieję, że jutro nie musisz być żywy, bo zamierzam się z tobą upić, jak za dawnych czasów – wypowiedział na tyle głośno, by Mike wyraźnie te słowa usłyszał. Nie miał zamiaru zaraz urżnąć się w trupa, skoro obiecał Michaiłowi, że do tego nie dopuści, ale też nie chciał się za bardzo ograniczać, w związku z tym niespodziewanym spotkaniem. Taką okazję po prostu trzeba było opić i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  9. - No musisz to jakoś przeżyć, Curtis – odparł ze śmiechem. Znał Mike’a praktycznie tak dobrze, jak samego siebie i dobrze wiedział o tym jego zadufaniu w sobie i poczuciu, że należy mu się wszystko, czego tylko sobie zapragnie. Jednak Miszę również znał już bardzo dobrze i mógł być pewien tego, iż ten nigdzie by z Curtisem nie poszedł, bo zwyczajnie nie przypadł mu do gustu i tyle. Tak więc w ogóle nie musiał się martwić o coś tak głupiego, jak to, że jego świetny kumpel od lat, mógłby odbić mu faceta.
    - No, wiedziałem że się na tobie nie zawiodę, mordo – mruknął z wyraźnym zadowoleniem, przy czym poklepał go po policzku i posłał mu buziaka w powietrzu.
    Tak, za starych i dobrych czasów, obaj rozpijali się zwykle do nieprzytomności, z tym że żaden z nich nie musiał wtedy przejmować się jakąś głupią chorobą, a w tej chwili wszystko powinno wyglądać nieco inaczej, gdyby brać pod wzgląd cukrzycę Alexa. Jednak on nie zwykł się ograniczać, skoro wychodził z założenia, że przynajmniej kilka osób, z którymi aktualnie przebywał się na imprezie, wiedziały o tej chorobie i miały pojęcie o tym, co robić, gdyby sytuacja zaczęła wymykać się Millerowi spod kontroli.
    Pierwsza butelka Danielsa została opróżniona zadziwiająco szybko, choć jak na Mike’a i Alexa, to w całkiem przyzwoitym tempie. Dopiero kolejny trunek, tym razem zamówiony przez Millera, uderzył im obu do głów dość mocno, bo nim ktokolwiek się obejrzał, Curtis już stał w najlepsze na blacie i zaczął ogłaszać wszem i wobec, iż impreza dopiero się rozpoczyna, przy czym wciągnął na bar swojego wiernego kompana od picia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Colinowi wystarczyła zaledwie ta głupia, curtisowa koszulka, rzucona w jego stronę, by całkowicie stracić wątek w rozmowie z Miszą i zająć się podziwianiem tej porywającej zabawy, odbywającej się na samym środku barowego blatu. Już sam fakt, iż Alex, który swoją drogą podobał mu się od zawsze, bujał się na tym barze, załatwiał całą sprawę, a że dochodził do tego jeszcze taki Mike Curtis, który również był niczego sobie, to działało tylko na plus. Nawet pocałunki, które co prawda wyszły od Curtisa i nie wyglądały na czysto przyjacielskie, ani trochę nie otrzeźwiły umysłu Jonesa, a wręcz przeciwnie, choć jako dobry kumpel Millera, powinien ściągnąć go na dół i kazać się ogarnąć, głównie ze względu na swojego chłopaka, który przecież był zmuszony do oglądania tej całej szopki. Chociaż to sam Alex powinien wykazać się odrobiną zdrowego rozsądku i nie brnąć w to wszystko aż tak, bo wygłupy wygłupami, a publiczne rozbieranie i obłapianie się z innym gościem, to zupełnie inna sprawa.
    - Nie przejmuj się tym, Michaił – padło przy jego prawym uchu. Imię zostało wypowiedziane prawidłowo, a właścicielem przyjemnego głosu okazał się być nie kto inny, jak Jay. Gitarzysta zespołu. – Tylko się wygłupiają, dawno się nie widzieli – tłumaczył dalej, zupełnie jakby był jakimś starszym bratem jednego z nich. Ale Jay już po prostu taki był. Nie lubił niezręcznych sytuacji, zawsze starał się działać z głową i zwykle to on rozstrzygał ewentualne konflikty za innych, niczym taki niespełniony adwokat.
    Oparł się o stołek, który zajmował wcześniej Alex, ale nie usiadł na nim. Lubił Miszę i uznał, że powinien mu teraz potowarzyszyć, skoro Colin go zawiódł. O tym całym Curtisie słyszał dość sporo, chociażby od samego Alexa, który w swoich wypowiedziach na jego temat szczegółów nie szczędził, bo przecież kumplowi można powiedzieć znacznie więcej, niż swojej drugiej połówce. Tak więc szczerze wątpił w to, żeby Michaił wiedział dokładnie to samo i chyba się z tego powodu cieszył, bo nie chciał widzieć go zmartwionego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jay’owi było głupio za Alexa i jego zachowanie i ściągnąłby go z lady i kazałby mu się ubrać, gdyby tylko mógł mieć pewność, że to w czymkolwiek pomoże. Ale humoru Michaiłowi by tym nie przywrócił, a jedynie zepsułby Mike’owi zabawę, zabierając mu towarzysza od wygłupów. Dlatego czuł się dziwacznie bezradny, bo jak na złość nie potrafił znaleźć odpowiedniego rozwiązania dla tej sytuacji, tak by wszyscy mogli wyjść z tego zadowoleni. No cóż.
    Według Jay’a, Michaił był wprost idealny, nawet i bez tego kreowania się na takiego, bo w tej chwili przykładowo wymknęło mu się to spod kontroli, gdyż był wyraźnie zmartwiony i nieważne, jak bardzo starał się to ukryć, to nie umknęło to uwadze Harrisa. Może Jones i Miller nie dostrzegali czegoś takiego, ale Jay zdecydowanie miał na to wyczulone oko.
    Zdziwił się nieco, słysząc pytanie, które padło z ust Miszy, jednak gdy tylko zerknął przelotnie na to, co aktualnie działo się na barze, to wcale się chłopakowi nie dziwił, że chciał się stąd zmyć czym prędzej. Co prawda nie takiego rozwiązania oczekiwał, zdecydowanie bardziej wolał potowarzyszyć Michaiłowi do czasu, aż tamtej dwójce nie znudzi się zabawa i gdyby Alex wreszcie przypomniał sobie o swoim chłopaku, wtedy po prostu by się ulotnił z poczuciem, że choć w ten sposób mógł jakoś pomóc. No, jednak licytować się nie zamierzał, skoro Misza faktycznie mógł źle się poczuć. Spojrzał jeszcze raz na Millera i utwierdził się tylko w przekonaniu, że ten to się jednak nie nadaje na to, by wrócić z Michaiłem do domu… zresztą pewnie nawet by nie chciał i za wszelką cenę próbowałby go tutaj zatrzymać na siłę. Dlatego bez sensu byłoby mu przerywać tańce i zwracać uwagę. Misza by tego nie chciał.
    - Chodź – powiedział spokojnie i cofnął się, by zrobić chłopakowi przejście. – Przynajmniej wrócisz do domu bezpiecznie – dodał z uśmiechem, choć cała sytuacja w ogóle mu się nie podobała. – Alexa też później odstawimy, nie będziesz musiał się martwić.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Lubię obserwować ludzi – zaczął Jay, idąc przy Miszy wolnym krokiem. – Alexa znam trochę dłużej niż ty i wiem tylko, że on taki nie jest. Myślę, że Mike ma na niego zły wpływ i to żadna nowość – dokończył swoje przemyślenia. Niby przepadał za ciszą, ale w tej sytuacji wydawała mu się ona nieco krępująca, więc zaczął mówić. Zdecydowanie łatwiej było rozpocząć rozmowę z Michaiłem, gdy miał go na wyłączność i nie musiał walczyć o to, by zostać przez niego zauważonym, kiedy na około kręciło się zbyt wielu ludzi.
    A w barze darmowy striptiz dobiegł końca. Gromkie brawa były wystarczająco miłym podziękowaniem za ten pokaz głupoty, więc i Curtis i Miller musieli być zadowoleni. W pierwszym odruchu chciał zeskoczyć z lady, jednak pohamował się w porę i najpierw na niej usiadł, by następnie zsunąć się na podłogę w zdecydowanie bezpieczniejszy sposób. W innym wypadku pewnie padłby na ziemię, jak długi, albo rozbiłby głowę o jeden z barowych stołków. Tymczasem śmiał się z Curtisa, który ewidentnie przesadził z alkoholem i bredził już, jak to miał w zwyczaju. Colin wydawał się tym faktem wyraźnie zadowolony, bo ukrywał spodnie Curtisa za plecami i żądał w zamian godnej nagrody. Alex własne spodnie znalazł za barem i nie musiał nawet prosić o nie barmana, bo ten sam mu je podał, przy okazji prosząc już o względny spokój. I właściwie, to dopiero w tej chwili spostrzegł, iż Miszy nie ma przy Colinie. I pierwszym pomysłem, który wpadł do jego nietrzeźwej głowy było zadzwonienie do niego i zapytanie o to, gdzie się podział. Odszukał więc telefon w kieszeni swoich spodni, których właściwie jeszcze nie dopiął i wybrał odpowiedni numer.
    - Mishka, gdzie jesteś, jak cię nie ma? – zaczął od razu, przeciągając samogłoski w zabawny sposób, jednak nie miał pojęcia i nie dbał o to, czy połączenie w ogóle zostało przez Miszę odebrane.

    OdpowiedzUsuń
  13. - No tak… Wybacz, nie powinienem się w to wtrącać – wypowiedział Jay ze spokojem, spojrzeniem wciąż brnąc przed siebie. Wiadomym było, że nie chciał Miszy w żaden sposób urazić. Po prostu chciał, żeby wszystko już było w porządku, nic ponadto. – Colin powiedział mi o tym, że w barze będzie jeszcze kilka innych zespołów i w tym ten, do którego należy Mike. Wiedział, że Alex się ucieszy na to spotkanie, ale mogłem mu to przekazać, mimo że to miała być niespodzianka. Może inaczej by to wyglądało, gdyby wiedział o tym, kogo spotka – brnął w ten temat dalej, nie potrafiąc powstrzymać dziwacznych wyrzutów sumienia. Nie musiał zgadywać, któż to zadzwonił do Michaiła o tej porze, bo już sam ton wypowiedzi chłopaka wiele sugerował. Zapewne Alex znudził się zabawą i spostrzegł, iż kogoś zabrakło. Miał ochotę przytulić Miszę do siebie i prosić o to, by nie złościł się już na Millera i w ogóle nie myślał o sprawie. Jednak sam pewnie by się wściekł, gdyby jego spotkało coś podobnego.

    - A to skurwiel! – wypadło z ust Alexa, wgapiającego się bezmyślnie w gasnący wyświetlacz swojego telefonu. Zwrócił tym tylko uwagę Colina, który wyraźnie był wytrącony z tematu.
    - Ale kto? – zapytał Jones, odchylając się na stołku, by widzieć Millera, którego zasłaniał mu ubierający się w najlepsze Curtis.
    - Jay – ta odpowiedź kompletnie zdziwiła Colina, bo przecież Harris uchodził za najmilszą osobę w ich grupie, do tego był kimś, kto unikał konfliktów jak tylko mógł i zawsze starał się załagodzić sytuację. – Wziął mi Michaela i z nim poszedł – dokończył i przez chwilę jeszcze patrzył na urządzenie trzymane w dłoni, by zaraz podnieść wzrok na Mike’a. – Ty nie idź nigdzie, musimy pić – zarządził i zwrócił się przodem do baru, zupełnie ignorując fakt, iż nadal jest półnagi i ma niedopięte spodnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jay nie spodziewał się tego, że zostanie zaproszony do środka, dlatego nie snuł sobie wcześniej żadnych innych, możliwych rozwiązań. Jego wizja, dotycząca odprowadzenia Michaiła urywała się właściwie gdzieś w okolicy wieżowca, tudzież pod drzwiami samego mieszkania i tyle. Bo tak właśnie planował to zrobić, a następnie zamierzał wrócić do baru i mieć oko na Alexa, który z pewnością byłby już bliski zapaści, co umknęłoby uwadze Colina, bo on również niespecjalnie ograniczał spożywanie alkoholu, a na dodatek był zaabsorbowany osobą Mike’a Curtisa. Jednak Harris przywykł już do tego, że zazwyczaj, to właśnie jemu przypadała rola tego odpowiedzialnego i ratującego resztę z opresji.
    I już miał uśmiechnąć się ładnie, podziękować za zaproszenie i cofnąć się do drzwi wejściowych, by zaraz wcielić swój plan w życie, kiedy z ust Michaiła padło jeszcze konkretne pytanie. Ewidentnie nie pytał przez grzeczność, tylko zależało mu na towarzystwie i Jay to widział, dlatego już nie potrafił mu odmówić. Kumple poczekają, zresztą w barze wciąż były jeszcze inne osoby, które mogły Alexowi pomóc.
    - Nie będę się wygłupiać, pójdę schodami razem z tobą – oznajmił i ruszył do przodu, w duchu próbując się jeszcze przekonać do tego, że nie wydarzy się żadna tragedia pod jego nieobecność.

    Póki Alex stał w miejscu i się nie ruszał, rozpięte spodnie ani trochę mu nie przeszkadzały, więc może dlatego wcześniej nie zwrócił na to uwagi. I to było szalenie miłe ze strony Curtisa, że dobrowolnie go wyręczył, choć znając go szmat czasu, wiedziało się o nim tę podstawową rzecz, że bardziej wprawiony jest jednak w rozpinanie zamków, niż w ich zapinanie.
    - Nie wiem – mruknął w odpowiedzi, również przesuwając spojrzeniem po tych wszystkich wyeksponowanych na wprost butelkach. Właściwie, to myślał teraz o tym, by dopić się od tak dla zasady, bo w istocie był już nieźle wstawiony i wcale nie musiał się bardziej doprawiać. Wszystko przez to, że czuł jakieś głupie rozżalenie na wieść o tym, że jego kumpel z zespołu wyszedł stąd z jego chłopakiem, a nie tak to miało wyglądać. I w ogóle nie docierało do niego to, że jeśli teraz uwali się tutaj niemalże do nieprzytomności, zamiast pożegnać kolegów i pójść za Miszą, to wyjdzie tylko na jeszcze większego gówniarza, niż za jakiego i tak go uważano.
    Sięgnął ręką za siebie i zaczepił palec o szlufkę spodni Curtisa.
    - A może jednak mam już dosyć picia – wymruczał, odgarniając swoje włosy z czoła. Jednak gdzieś tam świtała mu myśl o tym, że faktycznie powinien już spasować, bo inaczej wesoło się to nie skończy, jednak mimo to czekał na ostateczny werdykt swojego kumpla, który o chorobie wiedzieć nie musiał.

    OdpowiedzUsuń
  15. Harris nie miał problemu z wchodzeniem po schodach, jeśli tego wymagała sytuacja, po prostu. Bo windy się nie bał, klaustrofobii również nie miał, a tu zwyczajnie nie zamierzał się wygłupiać i rozdzielać się z Michaiłem jedynie ze względu na to, by miało mu być wygodniej. Tak też było dobrze, choć Miszy szło to znacznie sprawniej, co wskazywało na to, że musiał chyba za każdym razem wybierać schody.
    Tak, Jay czuł się zdecydowanie zaskoczony, w chwili gdy przekroczył już próg mieszkania Woronina. Wiedział, że mieszka on razem z Alexem, czyli największym bałaganiarzem z całego zespołu, więc wchodząc tutaj, na pewno nie takich widoków się spodziewał. Po prostu dziwił się Miszy, że potrafił utrzymać dom w takim porządku i czystości, bo przy Millerze było niezwykle ciężko coś takiego osiągnąć. Dobrze wiedział, jak to jest dzielić z Alexem jedną przestrzeń, bo nieraz wyjeżdżali całą grupą w trasę koncertową i do dyspozycji mieli odpowiednio wyposażonego busa, którego wnętrze było we wiecznym nieładzie, przez tego właśnie delikwenta.
    Poszedł w ślady Michaiła i ułożył buty pod ścianą, a okrycie wierzchnie pozostawił na wieszaku i dopiero wtedy podążył za chłopakiem w głąb mieszkania.
    - Nie, dzięki. Potowarzyszę ci chwilę i będę szedł – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. – Bo coś czuję, że Colina też trzeba będzie odprowadzić do domu – dodał po chwili z lekkim rozbawieniem, choć wcale tego nie pochwalał.

    - Oj pieprzę to, Curtis – rzucił przez ramię typowo na odczepnego, bo jakoś nie uśmiechało mu się roztkliwianie nad tą sytuacją tu i teraz i to jeszcze przed swoimi kumplami. Czyli jednak powinien się jeszcze napić…
    Colin spojrzał na Mike’a wyraźnie zdezorientowany w pierwszej chwili, bo jakoś nie bardzo był w temacie, odkąd Curtis stracił dla niego zainteresowanie i przykleił się do Millera. Jednak zaraz wdrożył się na nowo i roześmiał się głośno, kiedy dotarł już do niego sens słów chłopaka.
    - Nigdy! – wypalił ze śmiechem, ani trochę nie łapiąc tego, że jego kumpel faktycznie mógł źle się poczuć przez nadmiar spożytego alkoholu. Za bardzo był teraz zaaferowany tym, że rzeczywiście, nigdy jeszcze nie spotkał się z sytuacją, gdzie Alex własnowolnie odmówiłby sobie picia. Zresztą w głowie Jonesa i tak szumiało już na tyle mocno, by jego umysł w znacznej części mógł usnąć sobie w najlepsze.
    - Kurwa, dajcie już spokój – jęknął Miller, po czym obrócił się, by mieć Curtisa na wprost siebie i pocałował go mocno w usta, byle tylko przestał pieprzyć od rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Ja też nie rozumiem, ale staram się mimo wszystko – odpowiedział, jak zwykle próbując wczuć się w temat i załagodzić jakoś sytuację. – Próbowałem z nim o tym porozmawiać, ale unikał tematu jak ognia – przyznał z westchnieniem, opierając się o ścianę ramieniem. – On po prostu nie potrafi wyrzec się swoich przyzwyczajeń i myśli, że jeżeli będzie ignorować chorobę, to ona zniknie. Wydaje mi się, że to takie typowe, alexowe myślenie – dokończył, podnosząc wzrok na Miszę, który od jakiegoś czasu stał w miejscu i wbijał swoje spojrzenie w widok za szybą. – Może spróbuj z nim porozmawiać. A jeśli zacznie się unosić, albo uciekać od tematu, postaw mu jakieś ultimatum – zaproponował w zasadzie pierwsze, co przyszło mu do głowy, jednak dopiero po wypowiedzeniu słów doszło do niego, że znów się wtrąca. – Chociaż nie, to chyba głupie. Nie potrafię doradzać – dopowiedział ciszej i powrócił do podziwiania wzrokiem wnętrza.

    - Nie jestem na ciebie zły, ty świrze – wypowiedział to powoli i wyraźnie, patrząc prosto w jasnoniebieskie oczy, tylko i wyłącznie dlatego, żeby mieć pewność, że te słowa do Curtisa jednak trafią. Nie miał siły na przekomarzanie się z nim i nie wiedział już, czy zawinił alkohol, czy to że jego Mishka zniknął. Wiedział jednak, że nie miał zamiaru iść teraz do domu, bo w oczach swojego wieloletniego przyjaciela wyszedłby na jakąś ciotę, a tego przecież nie chciał. Dlatego już nic nie mówiąc, odwrócił się lekko za siebie i skinął na barmana, żeby złożyć u niego kolejne zamówienie. Uznał, że druga butelka Danielsa wystarczająco się nada na to, by sponiewierać ich obu, a przecież o to chodziło.
    - No to Curtis, nasze zdrowie! – zapowiedział, gdy tylko nowiutka, otwarta przez barmana butelka Jack’a Danielsa trafiła w jego ręce, po czym pociągnął z niej kilka sporych łyków trunku. Następnie podał ją Mike’owi i w naturalnym odruchu sięgnął do kieszeni spodni po papierosa i zapalniczkę. W międzyczasie zerknął w stronę Colina, który jakimś dziwnym trafem przygruchał sobie jakieś dwie dziewczyny i pogrążał się w najlepsze, opowiadając jakieś żenujące historyjki.

    OdpowiedzUsuń
  17. Obserwował w milczeniu poczynania chłopaka i z jednej strony nawet się cieszył, że mógł pobyć tu przez chwilę i zamienić z Miszą więcej słów, niż zazwyczaj. Żałował tylko, że musiała ku temu wyniknąć tak niewygodna dla chłopaka sytuacja.
    - Wierzę – westchnął kolejny raz. Ciężko znosił podobne momenty, kiedy żadna pomocna rada nie chciała przyjść mu do głowy, ani nijak mógł drugą osobę pocieszyć, zwłaszcza kiedy tego wymagała. Michaiłowi już nic sensownego raczej by nie powiedział, mógł go jedynie przytulić i powtórzyć coś błahego, w stylu wszystko jakoś się ułoży. Jednak nie ośmieliłby się, bo Woronina praktycznie nie znał, choć jednocześnie wiedział o nim sporo, chociażby z opowieści Alexa i z osobistych obserwacji. Bo kiedy już Misza pojawiał się od czasu, do czasu w ich grupce, ciężko było oderwać od niego spojrzenie. No i podobał się Harrisowi strasznie, bo był zupełnie inny od reszty, a on przepadał za stonowanymi i cichymi ludźmi, zwłaszcza jeśli praktycznie na co dzień miał do czynienia z bandą rozkrzyczanych dzikusów.
    - Nie wiem już, co mógłbym tobie powiedzieć – powiedział szczerze, w duchu kompletnie już załamując ręce.

    Gdyby nie to całe postanowienie, by nie oglądać się za siebie i cieszyć się każdym następnym dniem, pewnie zacząłby smęcić, że ile to on by nie oddał za to, by powrócić do tamtych pięknych czasów. Bo właściwie wtedy nie liczyło się nic, prócz świetnej zabawy i w sumie, to na pierwszy rzut oka, od tamtej pory do teraz, w życiu Millera niewiele się zmieniło, jednak on widział to zupełnie inaczej. Teraz musiał mordować się z cholerną cukrzycą, która przeszkadzała mu dosłownie we wszystkim, kiedy tylko o niej myślał. Dlatego na siłę próbował jakkolwiek myśl o niej wypierać i ignorować fakt, iż na poważnie, to jest ciężko chory, bo tak było po prostu łatwiej. Ponadto utwierdzał się w założeniu, że co ma być, to będzie i starał się tego trzymać. I tak, był w tym wszystkim cholernym egoistą, bo ani razu nie pomyślał o tym, jak też poczułby się jego chłopak na wieść o tym, iż kolejny wyskok mógłby skończyć się znacznie gorzej, niż utratą przytomności z niedocukrzenia.
    W tej chwili chyba faktycznie nieźle już przesadził z tym alkoholem, bo ostatnie słowa Curtisa docierały do niego ze znacznym opóźnieniem i dziwacznym zniekształceniem. Czuł się cholernie pijany i nie sądził, by wstanie z barowego stołka było dobrym pomysłem.
    - Pierdolisz – wydukał tylko, przeciągając słowo niekontrolowanie. Nawet własny głos wydawał mu się jakiś dziwny i dodatkowo odbijał się irytującym echem w jego głowie. Chwiejnym ruchem oddał Curtisowi końcówkę papierosa i oparł nieludzko ciężką głowę o rękę, którą ułożył na blacie. W tej chwili czuł, że odjeżdża i gdyby nie jakiś znikąd pojawiający się niepokój, to uczucie zaliczyłby do zdecydowanie przyjemnych.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jay spojrzał na wyświetlacz i gdy tylko zobaczył, że to Colin do niego dzwoni, zaczynał przeczuwać, że to właśnie z Alexem coś mogło się stać… jednak nie chciał przyjmować do siebie najgorszego. Spojrzał na Miszę przepraszająco i odebrał połączenie, przenosząc wzrok na sufit. Usłyszał zaledwie trzy słowa, które uderzyły w niego niesamowicie mocno. Dodatkowo głos Jonesa był maksymalnie roztrzęsiony, czyli musiało być naprawdę nieciekawie…
    - Hej, wszystko będzie dobrze, jak zawsze – wypowiedział do telefonu, siląc się na względne opanowanie, bo przecież ktoś w tej sytuacji musiał umieć działać z głową. – Zaraz będziemy, czekaj tam, najlepiej przed wejściem. Oni i tak niczego ci nie powiedzą – poinstruował, mimowolnie mierzwiąc swoje włosy palcami. Następnie rozłączył się i spojrzał na Michaiła, który śmiało mógł się domyślać tego, o czym przed chwilą mówił do słuchawki.
    - Alexa wiozą do szpitala. Tylko spokojnie… - powiedział, uważnie obserwując jasną twarz swojego towarzysza. Jeszcze tego mu brakowało, by i Misza zasłabł tu z tego wszystkiego. Zanim schował telefon do kieszeni i ruszył się ubrać, zamówił jeszcze taksówkę. Niby stąd do szpitala nie było wcale tak daleko, ale lepiej było skorzystać z jakiegokolwiek środka transportu i być na miejscu te parę chwil szybciej.
    - Chodźmy – przemówił ze spokojem, choć wewnątrz sam był już nieźle roztrzęsiony na samą myśl o tym wypadku. Pomógł Miszy z włożeniem płaszcza i wyszli z mieszkania, a gdy chłopak zakluczał drzwi, Jay zdążył przywołać windę i wciągnął go do niej za sobą bez zbędnych słów. Nie pozwoliłby mu zbiegać po schodach w takim stanie, bo w najlżejszym wypadku mógłby skręcić sobie kostkę, w gorszym upaść i tyle by z tego było, że sam wylądowałby na szpitalnym oddziale.
    Tymczasem Jones czekał posłusznie przed samym wejściem do budynku, widział karetkę, która wjeżdżała na tyły, ale przez to roztrzęsienie nie był w stanie stwierdzić, czy to aby ta, którą wieziono Alexa, czy może był już wewnątrz szpitala. Niby to nie pierwszy raz zdarzyło się tak, że Alex kompletnie odpłynął i trzeba go było ratować, Colin był już cholernym weteranem jeśli o to chodzi, no ale jednak za każdym razem były te pieprzone emocje, strach, nerwy i wszechobecna obawa, czy aby na pewno kumpel wyjdzie z kolejnej przygody cało.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jay przypuszczał, że Michaił musiał być tą sytuacją roztrzęsiony i zdenerwowany bardziej, niż on z Colinem razem wzięci. Bo wiadomo, tworzyli coś razem, dochodziły do tego z goła inne uczucia, niż w relacji kumpel z zespołu… ale takiego przedstawienia, w wykonaniu tego na pozór spokojnego chłopaka, w ogóle się nie spodziewał. Colin również stał w tyle wyraźnie zaskoczony tą całą energią, z jaką Misza natarł na jedną z pielęgniarek. W ogóle też nie przypuszczał, że tak wątłe ciało może w sobie ukrywać tak mocny i donośny głos. Jak widać nerwy potrafiły zmienić człowieka praktycznie o sto osiemdziesiąt stopni.
    Dopiero, kiedy do akcji wkroczył postawny mężczyzna pracujący tutaj w ochronie, Jay postanowił się ruszyć, a nie podpierać ścianę i gapić się bezmyślnie w jeden punkt, jakby to miało w czymś pomóc. Znów musiał przypomnieć sobie o tym, że to on jeden powinien umieć pozbierać ich wszystkich do kupy i że pewnie na niego liczą, a on zwyczajnie się obija i z samym sobą nie potrafi sobie poradzić. Dlatego ogarnął się względnie, na nowo wkładając maskę kompletnie niewzruszonego zaistniałą sytuacją i zbliżył się do rozemocjonowanego Michaiła, żeby go po prostu objąć. W tej chwili w serdecznym poważaniu miał fakt, że ledwo chłopaka zna i nie powinien… właśnie powinien, do cholery. Bo niby kto inny, jak nie on będzie na tyle opanowany, by udźwignąć jeszcze jedno, cudze zmartwienie? Na pewno nie Jones. On sam potrzebował pocieszenia i tak samo jak Misza, zapewnienia, że z Alexem wszystko będzie w porządku i że wyliże się z tego, jak za każdym razem.
    - Chodź, usiądź – szepnął Michaiłowi do ucha i poprowadził go do rzędu poustawianych pod ścianą krzeseł. Sam ukucnął przy nim i zadarł głowę lekko, by móc spojrzeć na umartwioną twarz chłopaka. – W końcu ktoś wyjdzie i powie nam, że jest dobrze – zaczął, uspokajającym tonem, choć w gruncie rzeczy sam potrzebował w tej chwili kogoś, kto powiedziałby mu coś podobnego.
    Colin zajął miejsce obok Miszy i ukrył twarz w dłoniach. Przez to wszystko zdążył kompletnie otrzeźwieć, czego cholernie żałował, bo może gdyby był podpity, łatwiej byłoby mu znieść bezsensowne siedzenie i oczekiwanie.

    OdpowiedzUsuń
  20. To było cholernie nieludzkie, żeby trzymać człowieka w niepewności przez tak długi czas, który dodatkowo dłużył się w odczuciu martwiącej się osoby jeszcze bardziej. Ale niestety, żaden z tej trójki nie miał tego przywileju, by na tę chwilę dowiedzieć się chociaż tego, w jakim stanie obecnie jest Miller. Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby Alex miał w okolicy kogoś z rodziny, kto mógłby posłużyć za łącznika, bo ktoś taki zostałby do chłopaka nawet dopuszczony. Ale nie było takiej możliwości, skoro nikogo takiego nie posiadał, a kontaktu z rodzicami zza oceanu wznawiać nie zamierzał. Dla niego rodziną mieli okazać się najbliżsi kumple, oraz Misza, tylko wielka szkoda, że nie było tu nikogo, kto przyjąłby ze zrozumieniem taki układ.
    I Colin i Jay czuli się wyjątkowo podle. Jeden obwiniał się za swoją nieuwagę, mimo iż był na miejscu i przez cały czas mógł mieć na Millera oko, a drugi wyrzucał sobie w duchu swój brak asertywności i przeklinał na swój wyczulony instynkt, którego się nie posłuchał, bo wolał spędzić trochę czasu z Miszą, jak jakiś popieprzony wariat. Jednak żaden nie powiedział na głos o swoich uczuciach i przemyśleniach, to zdecydowanie nie pomogłoby załamanemu Michaiłowi, ani też im obu. Musieli uzbroić się w cierpliwość.
    Tymczasem Alex był już przytomny od jakiegoś czasu. Wokół szpitalnego łóżka, do którego został wpakowany, kręciło się kilka osób. Ogólnie czuł się fatalnie. Głowa bolała go tak, jakby ktoś z impetem w nią kopnął. Jednak mimo to nie chciał już tutaj leżeć, chciał wstać i iść do domu, do Michaela i zasnąć po prostu obok niego. Uznał, że skoro został wybudzony i żyje, to może już się odmeldować, tak jak to się odbywało zazwyczaj podczas koncertów, jeżeli słabł i musiała mu zostać udzielona pomoc. I stąd też by poszedł, choć nie mógł mieć pewności, czy po takim silnym osłabieniu zdoła udźwignąć swój ciężar, bo jeszcze nie myślał zbyt trzeźwo, ale jedna z pielęgniarek spostrzegła jego próbę wydostania się z łóżka i zaraz znalazła się przy nim, żeby namówić go do odpoczynku. Na to wszedł jeszcze lekarz, jakby w tym klaustrofobicznym pomieszczeniu było jeszcze za mało ludzi i rzucił okiem na parametry, które wyświetlała aparatura, do której Miller został podłączony, powiedział coś i odwrócił się z zamiarem odejścia.
    - Michael Woronin, pozwólcie mu wejść, bo pewnie czeka gdzieś w korytarzu i się martwi – wyrzucił z siebie na jednym wydechu i wlepił w mężczyznę błagalne spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Colin i Jay również wyraźnie się rozbudzili na wieść o tym, że Alex prosił o Miszę. Bo to musiało znaczyć tyle, że nie znajdował się w stanie krytycznym i wszelkie inne, czarne scenariusze można już było odrzucić w niepamięć. Kiedy Michaił zerwał się z miejsca, by podążyć za dobrotliwym lekarzem, Jones również wstał i stwierdził, że teraz to już musi zapalić. Wciąż był na siebie zły za to, co się wydarzyło, choć nie musiał już myśleć o najgorszym. Przeprosił Jay’a i ruszył korytarzem w przeciwną stronę, by wyjść przed szpital i odetchnąć na swój sposób. Harris został w miejscu i postanowił czekać na powrót Woronina.
    A w sali, w której przetrzymywano Alexa, zamieszanie praktycznie ustało już po wyjściu lekarza. Tylko jedna z pielęgniarek musiała Millerowi jeszcze parokrotnie zapewnić, że Michael zostanie tutaj wpuszczony, jeżeli faktycznie przebywał w ogóle w okolicy szpitala. Nieraz cholerna choroba postawiła go w tak niewygodnej sytuacji i wiedział, że jeżeli nie będzie się dopraszał o swoje do skutku, to tego nie otrzyma, więc nie zamierzał milczeć.
    Wreszcie pozwolił pielęgniarce odejść, a właściwie to ona zwinnie umknęła mu do drzwi i zniknęła w korytarzu, wyraźnie umęczona ciągłym powtarzaniem jednej regułki, byle tylko Alexa względnie uspokoić. Czas, od kiedy został w pomieszczeniu sam z głupią aparaturą, wydającą irytujące dźwięki, dłużył mu się niesamowicie i przemknęło mu nawet przez myśl, by jednak spróbować się wymknąć, zwłaszcza że miał na to świetną okazję. Nic nie mógł poradzić na to, że był tak bardzo zniecierpliwiony. Jednak drzwi wreszcie się otworzyły, a w progu pojawił się Misza, więc czas mógł już spokojnie wlec się dalej, lub lepiej by na tę chwilę stanął w miejscu.
    - Mishka – wymruczał w typowy dla siebie, zabawny sposób i uśmiechnął się szeroko. Teraz już w ogóle nie pamiętał o tym, jak to wyszło, że tutaj wylądował i co nim kierowało, żeby aż tak się sponiewierać. Nic już nie było ważne, bo znów okazał się być pieprzonym szczęściarzem, a Misza był obok, więc wszystko wróciło do normy.
    - Dobrze – skłamał zwinnie, bo już wystarczająco zmartwił chłopaka tym całym wybrykiem. – Chodź do mnie – powiedział po chwili i chwycił Michaiła za dłoń, by przyciągnąć go do siebie bliżej. Chłopak był tak drobny, że Alex praktycznie nie musiał mu robić koło siebie miejsca, by ten się zmieścił.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Ale twój – mruknął w odpowiedzi, zdobywając się na czarujący uśmiech, kiedy obejmował swojego chłopaka. Teraz, kiedy miał już Miszę przy sobie i swobodnie mógł go do siebie przytulić, już niczym innym nie musiał się martwić. Nie obchodziło go to, że w tym momencie, w znacznym stopniu naginają szpitalny regulamin, bo nie dość, że Woronina nie powinno tutaj być, to tym bardziej nie w jednym łóżku z Millerem. On miał to po prostu gdzieś i liczył na to, że Michaił również się tym nie przejmuje.
    Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, jaką powinien udzielić odnośnie tego, dlaczego aż tak się upił w tamtym barze. Pamiętał wszystko w miarę dokładnie, bo zaników pamięci nie miał, ale nie szczególnie uśmiechało mu się to, by teraz roztrząsać tą sprawę. W sumie, to ledwo co uszedł z życiem i to znowu przez własną głupotę i nie na rękę było mu się teraz wykłócać z Woroninem o to, kto zawinił i w jakim stopniu. Bo jeszcze zanim zamówił u barmana ostatnią butelkę, której nie zdążył dokończyć z Mike’em, twierdził że to przez Miszę musiał się dopić. Tylko, że jak teraz o tym myślał, to nie do końca potrafił samemu sobie wytłumaczyć, po co to wszystko. Możliwe, że chciał mu zrobić tym na złość, skoro wcześniej obiecał, że będzie się bawić z umiarem. Nie widział w tym jednak własnej winy, bo nie potrafił się postawić na miejscu Michaiła i spróbować poczuć to samo, co on, kiedy widział go razem ze swoim starym przyjacielem, odstawiających darmowy striptiz w centrum całego lokalu.
    - Dawno się z Curtisem nie widziałem i mój umiar poszedł się pieprzyć – odpowiedział wreszcie, ale to była tylko część tego, co powinien powiedzieć. Jednak uznał, że tyle w zupełności wystarczy. Nie w porządku byłoby zrzucać po tym wszystkim winę na biednego Miszę, który tak strasznie się o niego martwił.
    - Poczekają jeszcze chwilę – wymruczał mu do ucha i pocałował go w skroń. Nie zamierzał dobrowolnie go stąd wypuszczać, bo tak samo jak Misza, obawiał się tego, że kolejny raz już go tutaj tak łatwo nie wpuszczą.Pogładził jego włosy dłonią i uśmiechnął się lekko. Chciał mu powiedzieć, że go kocha, ale znów nie chciało mu to przejść przez gardło. Wkurzał się czasem, że nie potrafił mówić o tym, co czuje.

    OdpowiedzUsuń
  23. Oczywiście, że Alex mógł powiedzieć Curtisowi o swojej chorobie. Chociażby dlatego, że tak długo się przyjaźnili i przez lata nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Jednak ani przez chwilę o tym nie pomyślał, może podświadomie stwierdził, że to nie byłby najlepszy pomysł. Fakt, faktem że jeśliby jednak zdecydował się wtajemniczyć Curtisa, to najpewniej ta impreza skończyłaby się inaczej… ale co jak co, choroba była jego słabością, a Miller za słabego uchodzić nie chciał w niczyich oczach. Pamiętał doskonale, jak głupio się czuł przed samym Miszą, kiedy padł jasny wyrok: cukrzyca. Jednak z czasem, sukcesywnie wypierał z siebie to cholerne poczucie beznadziejności, a Michaił pomagał mu w tym, starając się nie drążyć tematu choroby i tylko dzięki temu Alex od niego nie uciekł.
    - Postaram się – odpowiedział podobnie sennym tonem. Jakoś ciężko mu było ukryć, że dopadało go ogólne zmęczenie, a kiedy chłopak wymknął się zwinnie z objęcia, miał wrażenie, jakby głowa znów zaczynała boleć go tak mocno, jak na samym początku, kiedy odzyskał przytomność. Zabawne, że widział to tak, jakby jego chłopak miał w sobie jakieś właściwości przeciwbólowe i wystarczyło tylko ułożyć się blisko niego, lub po prostu mieć go w zasięgu ręki.
    - Idź, tylko wróć tu do mnie szybko – powiedział, zanim dostał buziaka i odprowadził Miszę wzrokiem, aż nie zniknął mu za drzwiami.
    Harris przez długi czas krążył od ściany, do ściany i wypatrywał Michaiła w oddali korytarza, jednak w końcu poddał się i spoczął, na najbliżej stojącym krześle. Colin musiał chyba wypalać już któregoś papierosa z rzędu, bo wciąż tkwił przed szpitalem. Woronin pojawił się przy Jay’u właściwie znikąd, bądź tylko on odebrał takie wrażenie. Jednak uśmiechnął się nikle na jego widok, bo pomimo bardzo widocznego zmęczenia na jego twarzy, malowała się tam teraz radość. W końcu nie było się czemu dziwić, bo on dopiero co dowiedział się, że jego chłopak żyje i ma się dobrze.
    - Jesteś pewien? – rzucił pytanie za Woroninem, który właściwie był już w połowie korytarza. – Bo mogę tutaj na ciebie poczekać i odprowadzić do domu. Dla mnie to żaden problem, a ty nie powinieneś wracać sam – powiedział, mimowolnie podnosząc się z krzesła.

    OdpowiedzUsuń
  24. Jay odwzajemnił uśmiech, jednak nie powiedział już nic więcej, bo Misza już pędził w dalszą drogę, zresztą nie widział sensu w licytowaniu się. Ruszył więc korytarzem w odwrotnym kierunku, by zaraz wyjść na zewnątrz i spotkać tam Colina, który opierał się o barierkę i kończył palić któregoś z rzędu papierosa. Harris przystanął obok niego i sam wydobył z kieszeni płaszcza własne papierosy, żeby wreszcie rozluźnić się chociaż trochę, podczas wypalania jednego z nich.
    - Jedź już do domu, nie masz co liczyć na wejście do Alexa – przemówił tonem zupełnie wypranym z emocji. – Michaił przyszedł do mnie na chwilę i powiedział, że wszystko z nim w porządku, a teraz wrócił do sali i pewnie posiedzi tam, aż go nie wyrzucą. Jedź, odpocznij – powtórzył na koniec, ponieważ Jones sprawiał wrażenie kompletnie niekontaktującego z rzeczywistością. Strasznie się przejął tym wypadkiem, zapewne nadal się obwiniał. Miller był mu cholernie bliski i nie wyobrażał sobie stracić go tak po prostu, przez własną nieuwagę. Wreszcie spojrzał na Jay’a i przydepnął niedopałek butem.
    - A ty? – zapytał.
    - Ja jeszcze zostanę. Michaił nie powinien tułać się po mieście sam, zwłaszcza po takim przeżyciu. Alex by oszalał, gdyby coś mu się stało – wytłumaczył powodem, który jako pierwszy przyszedł mu do głowy. W rzeczywistości sam martwił się o tego chłopaka i dla własnego spokoju zamierzał się o niego zatroszczyć. Nie dla Millera.
    - No dobra, jak chcesz. Zadzwonię do Alexa jutro. Trzymaj się, Jay – Colin pożegnał się z Harrisem i ruszył przed siebie, a gdy Jay skończył palić, wszedł z powrotem do szpitala.
    Tymczasem Miller, któremu silne osłabienie dawało się we znaki, leżał w łóżku i za wszelką cenę starał się nie usnąć. Nawet piszcząca aparatura przestała mu przeszkadzać i spokojnie mógłby przy niej usnąć, za co serdecznie ją przeklinał, bo chociaż raz te irytujące dźwięki mogłyby się do czegoś przydać. Wybawieniem okazał się być Misza, który znów pojawił się w sali i tym razem bez oficjalnego zaproszenia, ułożył się przy Alexie, tak jak wcześniej. Uradowany Miller objął chłopaka dwoma ramionami, zupełnie nie zwracając uwagi na rurkę od kroplówki, która plątała się jakby żyła własnym życiem.
    - Potrafię być jeszcze bardziej nieznośny… - wymruczał cicho w odpowiedzi i jakby dla potwierdzenia własnych słów, palcami wolnej dłoni przebiegł niespiesznie w górę pleców Michaiła, żeby dotrzeć do jego podbródka i unieść go lekko, a następnie móc pocałować go w usta, do których już tęsknił.

    OdpowiedzUsuń
  25. - No, ja też już się stęskniłem – odpowiedział. Akurat z tym nie miał problemu, żeby się do tego przyznać. Może odczułby już jakąś znikomą trudność, gdyby zamierzał powiedzieć o tym jako pierwszy, a nie rzucić to tak po prostu w odpowiedzi. Jednak zdecydowanie gorzej było u niego z mówieniem o głębszych uczuciach i naprawdę nie miał pojęcia, skąd brał się ten problem. Nigdy nie rozmawiał o tym z nikim i nie nawet się do tego nie kwapił, wcale nie zależało mu na tym, by poznać czyjeś zdanie na ten temat, więc pozostawało mu żyć w niewiedzy. Ale gdyby tak wziąć to na chłopski rozum, to mogłoby się okazać, że duży wpływ na ten problem z wyrażaniem i okazywaniem uczuć mógł mieć praktycznie zerowy kontakt z rodzicami. Jako dziecku, nie został mu przekazany odpowiedni wzorzec i tak to jakoś dalej się potoczyło… później pojawił się szalony Curtis, a wraz z nim równie pokręcone życie i przekonanie o tym, że liczy się tylko to, co przyziemne.
    - Lepiej uciekaj, póki możesz, bo zaraz na swój sposób cię przekonam, żebyś tu został – zagroził żartobliwie. Jak widać, dobry humor trzymał się go nawet podczas skrajnego wyczerpania i pomimo świadomości, że jeszcze nie tak dawno temu jedną nogą był już na tamtym świecie.
    On do spania z Miszą po prostu się przyzwyczaił i że było mu z chłopakiem dobrze, to nie miał zamiaru tego stanu rzeczy zmieniać. Jednak nie miał szczególnego problemu z tym, jeśli tak jakoś wychodziło, że nie mogli ze sobą spać. Bo nie było nad czym rozpaczać, skoro widzieli się wtedy zazwyczaj kolejnego dnia i spokojnie mogli sobie zaległą noc odbić.

    Jay spojrzał na Michaiła, który już drugi raz wyrósł przed nim po prostu znikąd. Najwidoczniej uwaga Harrisa powoli już usypiała, przez to ogólne zmęczenie całym dniem, oraz przez opadające emocje, które wiązały się bezpośrednio z wypadkiem Millera.
    - Odprawiłem tylko Colina. Wciąż wyglądał na roztrzęsionego – odpowiedział Jay i podniósł się do pionu. Misza wyglądał doprawdy zabawnie, kiedy tak stał w miejscu i widać po nim było, że nie do końca pojmuje, dlaczego widzi tu jeszcze Jay’a. – Idźmy – powiedział i ruszył w stronę drzwi wyjściowych, jednocześnie ubierając swój płaszcz, który ściągnął wcześniej, kiedy oczekiwał na powrót Michaiła. – Pewnie po południu już go wypiszą, co? – zapytał, gdy obaj wyszli już na zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  26. I tym razem Jay planował odprowadzić Miszę pod dom i z czystym sumieniem, oraz pewnością że dzięki niemu dotarł tam bezpiecznie, udać się wreszcie do siebie. Jakoś nie szczególnie przejmował się faktem, że do własnego domu miał do przebycia kawał drogi stąd, bo zawsze mógł wezwać taksówkę i nie tłuc się pieszo przez miasto. I znów nie spodziewał się tego, że będzie przez Michaiła zatrzymywany… ba! Że chłopak będzie żądał tego, by został u niego na noc. Harris był tak bardzo zachowaniem chłopaka zaskoczony, że właściwie nie miał siły się z nim targować i po prostu pozwolił mu się wciągnąć do windy i tym samym zdecydować za siebie.
    Dziwnie się czuł, kiedy został wprowadzony do wolnej sypialni i na jakiś czas został sam z myślami. Nie oczekiwał od Michaiła żadnej formy podziękowania za to, że tak mu dzisiaj towarzyszył. Bo naprawdę robił to z własnej, nieprzymuszonej woli i uważał to za coś całkowicie normalnego.
    Stanął przy dużym oknie i spojrzał na rozświetlone ulice Nowego Jorku, starając się już jakkolwiek wyłączyć myślenie. Wciąż towarzyszyło mu jakieś głupie uczucie, że nie powinno go tutaj być. Bo Michaił mu się podobał, ale nie miał o tym pojęcia i Miller na szczęście również nie zdawał sobie z tego sprawy. Chociaż znał Alexa dość sporo czasu i mógł się domyślać, jak on by zareagował na wieść o tym, że po prostu nocował w jego mieszkaniu. Zaraz snułby jakieś dziwne scenariusze i byłby gotów pozbierać się ze szpitalnego łóżka i pojawić się w na miejscu w trybie natychmiastowym. I pewnie nie potrafiłby przyjąć do wiadomości tego, że nic tu się nie wydarzyło, a wylądował tu tylko dlatego, że zdecydował się dopilnować tego, by Misza bezpiecznie dotarł do domu.
    Obrócił się i spojrzał na Michaiła, skoro ten stanął w progu i zaczął do niego mówić. Na szczęście rzucił tylko krótką informacją, którą Harris mógł jakoś przyswoić, bo szczerze wątpił w to, że byłby w stanie ogarnąć umysłem jakąś dłuższą, złożoną wypowiedź, kiedy w drzwiach do sypialni stało takie zjawisko. Wreszcie miał okazję zobaczyć, jak bardzo Michaił był chudy. Właściwie, to chłopak okazał się być niewiele chudszy od niego samego, tyle że Jay kompletnie o swoją sylwetkę nie dbał, bo zwyczajnie nie miał ku temu powodu, a i urodził się już z tak szybką przemianą materii, więc stąd taki wygląd. Za to Misza działał w modelingu i już sama ta informacja kształtowała w głowie jakieś konkretne wyobrażenie o człowieku. A przynajmniej w głowie Harrisa.
    - Dzięki, dobranoc Michaił – odpowiedział, a gdy ten zniknął mu z oczu, miał ochotę strzelić sobie w głowę za to, jak bardzo szalał za tym chłopakiem. Wreszcie sam udał się do łazienki, żeby ogarnąć się tam, a następnie położyć się w dużym łóżku i mimo zmęczenia walczyć z tym, by wreszcie usnąć.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jay długo walczył z tym, żeby w ogóle zasnąć. Nie przepadał za spaniem w nieswoim łóżku i wyjątek stanowił tylko autobus, który zamieszkiwali całym zespołem, podczas wyjazdów w trasy koncertowe. Chociaż tam, żeby naprawdę porządnie się wyspać, to było coś, co graniczyło z cudem, ponieważ zwyczajnie nie było czasu na większy odpoczynek.
    Zbudził się nad ranem i choć nie miał pojęcia, jaka była godzina, to wstał z łóżka rozciągnął się. Wcale nie wypoczął, tak jakby tego oczekiwał, choć ta odrobina snu i tak się przydała, temu nie mógł zaprzeczyć. Ruszył się do łazienki i starał się zachowywać w miarę jak najciszej, bo przypuszczał że Michaił jeszcze spał. Nie miał pojęcia o tym, że ten już od jakiegoś czasu siedział w kuchni i popijał herbatę. Harris postanowił wziąć chłodny prysznic i miał szczerą nadzieję na to, że to jakkolwiek go ożywi i nie będzie się musiał snuć jak cień z podkrążonymi oczami z niedospania. Następnie ubrał się w swoje rzeczy i umył zęby, korzystając znów z użyczonej szczoteczki. Cała poranna toaleta wcale nie zajęła mu wiele czasu, bo z włosami nic nie robił, tylko zmierzwił je palcami i tak pozostawił do całkowitego wyschnięcia. Wtedy opuścił łazienkę i dopiero teraz spostrzegł, że drzwi do sypialni Miszy i Alexa były uchylone, a w środku chłopaka nie było. Automatycznie skierował więc swoje kroki do kuchni, bo w innym miejscu już raczej nie mógł go zastać. Uśmiechnął się od progu, kiedy ujrzał go siedzącego na parapecie.
    - Wydawało mi się, że śpisz, więc chodziłem na palcach – wypowiedział z uśmiechem, wchodząc głębiej do pomieszczenia. Jedyne, o czym mógł marzyć w tym momencie, to kawa i papieros, jednak nie miał zamiaru nadużywać gościnności Michaiła, a i wychodzić specjalnie na zewnątrz, żeby zapalić też mu się nie chciało, bo przecież nie wyobrażał sobie zasmradzać dymem tak czystego mieszkania.
    - Jak się czujesz? – zadał pytanie i przysiadł na krześle.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie chciał podważać jego zdania, chociaż czuł, że Michaił wcale nie odpowiedział na to pytanie szczerze. I całkiem możliwe, że Jay spróbowałby jeszcze chwilę drążyć ten temat, gdyby tylko nie otrzymał informacji o dopiero co zrobionej kawie. Tak bardzo jej w tej chwili potrzebował, że właściwie to odechciało mu się myśleć o czymkolwiek innym.
    - Jesteś aniołem! – oznajmił dość energicznie, jak na siebie i ruszył się z miejsca po to, żeby sięgnąć kubek z szafki. Osłodził kawę dwiema łyżeczkami cukru, co dla przykładu taki Miller uważał za jakieś barbarzyństwo i zazwyczaj komentował to głośno, kiedy akurat był tego świadkiem.
    Oparł się biodrem o szafkę i upił łyk, przy czym miał wrażenie, że psychicznie od razu poczuł się lepiej.
    Chyba nie znał nikogo, kto miałby w zwyczaju tak donośne walenie do drzwi. Spojrzał na Miszę i skinął głową po prostu, zgadzając się na jego prośbę. Przez tę chwilę zdążył też utwierdzić się w przekonaniu, że nie jest z nim najlepiej i stwierdził, że jednak poruszy jeszcze temat jego samopoczucia, kiedy tylko sprawdzi, któż to dobijał się do tych drzwi.
    Otworzył je więc, w wolnej dłoni dzierżąc zielony kubek z kawą i aż zaniemówił, kiedy przed sobą ujrzał wczorajszą dwójkę imprezowiczów… Usunął się na bok, nieco zakłopotany tym, że Colin go tutaj zastał, bo Curtisem nieszczególnie się przejął, tak samo jak i on nim. Ponieważ Mike Curtis wszedł do mieszkania pewnym krokiem, jakby wchodził do siebie i zupełnie zignorował Jay’a, po prostu go wymijając. Natomiast Jones stał w miejscu i wgapiał się w Harrisa, wyglądając przy tym dokładnie tak, jakby ujrzał jakąś zjawę. Zapewne snuł już jakiś dziwacznie pokręcony scenariusz, bo akurat pod tym względem był do Alexa bardzo podobny.
    - No nie stój tak. Wchodzisz? – ponaglił go Jay, starając się zachować chociaż namiastkę swobody, choć czuł że marnie mu to idzie. Colin ściągnął brwi odruchowo, ale wszedł do środka i zaraz skierował się do kuchni, tak jak Mike, zupełnie jakby nagle przypomniał sobie o tym, z czym tutaj przyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  29. Jay zamknął drzwi i podążył za tamtą dwójką, jednak nie wszedł do kuchni, a zatrzymał się w progu. Nie zamierzał pchać się w centrum całego zamieszania, szczególnie kiedy Mike głosił się i klął bez sensu, stojąc na środku pomieszczenia. Harris wolał obserwować to przedstawienie z boku i nie wtrącać się, póki sytuacja faktycznie nie zaczęłaby jego interwencji wymagać. Właściwie, to nawet Jones nie wkręcał się w ten cyrk, tylko stał jak kołek i zdawał się podziwiać odwagę Curtisa, bo Michaił ani trochę nie wyglądał na rozbawionego jego gadaniem. Najpewniej musiał być bardzo jego zachowaniem rozdrażniony, skoro w pewnym momencie stanął na nogach, zbliżył się do Mike’a i po prostu go uderzył. Takiej reakcji ze strony Miszy, nie spodziewał się chyba żaden z zebranych, a już na pewno nie sam Curtis. Przez chwilę Colin nie szczerzył się już tak głupio, tylko wyglądał, jakby obawiał się że zaraz i on oberwie. Jednak przeszło mu, kiedy Misza oddalił się do sypialni, żeby się ubrać.
    - I to jak jebnął! – wypalił Jones pełen podziwu i podszedł do Curtisa, żeby z bliska zobaczyć ślad po uderzeniu.
    - Najwidoczniej sobie zasłużyłeś, Mike – mruknął Jay z delikatnym rozbawieniem w głosie i dopił swoją kawę. Następnie wszedł w głąb kuchni i umył swój kubek, oraz ten, z którego pił Michaił, wcześniej zgarniając go z parapetu, na którym chłopak go zostawił.
    W tym samym czasie, Alex zdążył już odbyć jedną rozmowę z lekarzem, który miał go doglądać, bo zamierzał jeszcze dziś się stąd zmyć. Marzył już o wygodnym łóżku, czarnej pościeli i o Michaelu w tejże scenerii. Jednak mężczyzna nie zamierzał wyrazić zgody na wypis. Twierdził i upierał się przy tym, że na to jest jeszcze zbyt wcześnie, tym bardziej po tak silnym osłabieniu. Nie dał Millerowi nawet minimalnej szansy na wyrażenie własnego zdania, bo opuścił pomieszczenie pod pretekstem braku czasu na takie dyskusje. Tyle, że Alex nie miał zamiaru poddawać się tak łatwo. Był gotów wymknąć się z cholernego szpitala bez głupiego papieru.

    OdpowiedzUsuń
  30. Colin roześmiał się w głos, kiedy Curtis rzucił tą jakże zabawną uwagą w stronę Michaiła. Najwidoczniej bawiły go żarciki tego typu, bo sam nieraz chlapnął z czymś podobnym, jednak nigdy nie odnośnie Miszy. Jay z kolei czuł się nieco zażenowany poziomem gadki Mike’a, jak i tym że Jones świetnie się w jego towarzystwie bawi. Co prawda Alex miał bardzo zbliżony humor do Curtisa, z tym że ten stawał się nieznośny i irytujący na ogół po alkoholu. Potrafił wtedy naśmiewać się z ludzi wokoło, więc mógł być wręcz idealnym kompanem dla Mike’a. Nic dziwnego, że się przyjaźnili.
    Zabawnie musieli wyglądać, kiedy tak szli całą czwórką i dwójka z nich przegadywała się i śmiała głośno, podczas gdy Michaił i Harris milczeli, jakby nie zamierzali przyznawać się do swoich kolegów, co po części nawet się zgadzało. Jay nie był dziś w nastroju na wygłupy, zresztą zajęty był rozważaniem nad niejedzeniem Woronina. Nie sądził, żeby ten odmawiał sobie jedzenia przez stres, wiążący się z Millerem, do którego zmierzali, choć pewnie takim argumentem by się zasłonił, gdyby znienacka został o to zapytany. Harris powoli utwierdzał się tylko w tym, że chłopak jest chory i że nie powinno się przechodzić obok tego obojętnie.
    Tymczasem Miller zbierał się właśnie, żeby iść na spotkanie z upartym lekarzem i jeszcze raz pomówić z nim o wypisie. Jednak nie zdążył opuścić jeszcze sali, bo zjawił się Michael.
    - No cześć – również się przywitał i uśmiechnął się szczerze, wyraźnie ucieszony faktem, iż widzi wreszcie swojego chłopaka. - Zamierzam wypuścić się stąd sam – odpowiedział całkowicie pewien swego - Tylko muszę znaleźć tego konowała – dodał i objął Miszę w pasie. Za chwilę uśmiechnął się łobuzersko, a jego lewa brew uniosła się lekko. – Ale to w sumie może poczekać… - wymruczał, a następnie naparł na chłopaka z wyczuciem, stawiając kroki w przód i kierując się w stronę szpitalnego łóżka. Zaczął go całować, jeszcze zanim dotarli do celu.

    OdpowiedzUsuń
  31. Kiedy już dotarli na miejsce i Michaił udał się do Alexa, Jay starał się jakoś dotrzeć do Mike’a i przekonać go do tego, żeby jednak poczekał w korytarzu i nie wchodził tam do sali tak od razu, żeby chociaż pozwolić Miszy się z Alexem na spokojnie przywitać. Jednak nie zdołał utrzymać chłopaka zbyt długo, a Colin dodatkowo utrudniał mu sytuację, bo sam również rwał się do tego, żeby już wejść do środka i zobaczyć się z Millerem. Dlatego Harris poddał się po prostu i puścił ich, a później poszedł za nimi.
    Niezapowiedziane wtargnięcie Curtisa, zupełnie Alexowi w niczym nie przeszkodziło. Za bardzo w tej chwili był pochłonięty osobą Michaela, co nikogo nie powinno dziwić. I właściwie, to zwrócił uwagę na swojego przyjaciela dopiero, kiedy Misza zdecydował się przerwać pocałunek, po to by zerknąć na Mike’a.
    - Curtis, ty zjebie – wypalił Miller ze śmiechem, prostując się przy tym i ciągnąc Miszę za sobą, żeby nie musiał sam się zbierać z pozycji leżącej.
    - Alex, jak dobrze, że żyjesz! – wykrzyknął Jones, również dopiero po chwili reflektując się w jakim miejscu się znajduje i że jednak powinien nieco ściszyć głos. Ciężko mu było pohamować swoją radość na widok najlepszego kumpla, którego mógł tak po prostu stracić. I cieszył się, że teraz wyglądał dobrze i ani trochę nie przypominał już kogoś, kto jeszcze nie tak dawno temu, bo w nocy, miał zamiar się przekręcić. Sam Alex twierdził przecież, że czuje się wyśmienicie i że nie ma sensu marnować czasu w nudnym szpitalu, tylko po to żeby to lekarz mógł sobie stwierdzić, że to już i z łaską wypisać głupi papier. – Żałuj, że nie widziałeś Michaela w akcji. Rozstawiał wszystkich po kątach i tylko się zastanawialiśmy z Jay’em czy nie wyciągnie spod paszcza jakiegoś karabinu, jak odmawiali mu wejścia do ciebie – zaczął relacjonować, koloryzując delikatnie całą sytuację, w dość typowy dla siebie sposób. Harris westchnął tylko i pokręcił głową nieznacznie, opierając się bokiem o futrynę.
    - Serio? – Alex spojrzał na swojego chłopaka podejrzliwie, ale zaraz zaśmiał się naturalnie, nie do końca dając wiary słowom Colina. Misza nie wyglądał na awanturnika, więc ciężko było go sobie wyobrazić chociażby w sytuacji, w której byłby zmuszony do poniesienia głosu.

    OdpowiedzUsuń
  32. Przytulił Michaiła do siebie i pojrzał pytająco na Curtisa, gdy usłyszał o tym, że mu się od Miszy oberwało i w to pewnie też ciężko by mu było uwierzyć, gdyby jego chłopak tego nie potwierdził. Poważnie zaczynał żałować tego, że nie mógł być obecny przy tych scenkach, bo z wielką chęcią by je zobaczył.
    - Raz człowieka wsadzili do szpitala i świat zwariował – skwitował Miller z głupawym uśmiechem na twarzy, jakby w ogóle nie uważał swojego wypadku za coś poważnego. Ale on już taki był i nie należało się spodziewać po nim powagi w podobnych sytuacjach, zwłaszcza kiedy problem skupiał się wokół jego osoby, gdyż w naturalnym odruchu zawsze sprawę bagatelizował, bo tak mu było łatwiej to wszystko przełknąć, bądź obejść.
    - Jakoś nie było okazji – odpowiedział Curtisowi zbywająco, bo jakoś nie miał ochoty rozmawiać teraz o tym wszystkim. – A tam po prostu wlałem w siebie o jedną kolejkę za dużo i tyle. Nie ma co drążyć tematu – dokończył i miał zamiar definitywnie urwać już ten temat. O chorobie w ogóle nie znosił mówić głośno i najczęściej udawał, że go ona nie dotyczy, bo ponad wszystko chciał czuć się w pełni zdrowy. Nie potrafił sobie niczego odmawiać, a cholerna cukrzyca zmuszała go do wielu wyrzeczeń , do których w głównej mierze i tak się nie stosował, a skoro jakimś cudem jeszcze funkcjonował względnie dobrze, jak normalny człowiek, to nie było powodów do obaw.
    - To moja wina, za późno zareagowałem – rzucił Colin, przysiadając na krześle. Jones z Millerem dobrali się nieźle, nie ma co. Obydwaj nie widzieli najmniejszego problemu w spożywaniu alkoholu przy tak ciężkiej chorobie. Twierdzili, że jeżeli zachowa się odpowiedni umiar, to wszystko będzie w porządku. Tyle, że odpowiedni umiar w ich pojmowaniu, oznaczał na pewno nie mniej, niż butelka porządnej, czterdziestoprocentowej wódki na głowę. Gdyby lekarz prowadzący Millera usłyszał coś podobnego, zapewne podniosłoby mu się ciśnienie.
    - Dajcie już spokój – mruknął Alex, nie mogąc już znieść tego całego rozżalenia i rozczulania się nad jego osobą. - Przecież jest dobrze, nie widać? – rzucił, mimowolnie spoglądając na Curtisa, bo liczył na to, że akurat on nie będzie się dalej bawić w wypominanie i umoralnianie go.

    OdpowiedzUsuń
  33. Spodziewał się podobnej odpowiedzi od Curtisa, znał go niemalże na wylot. Nie mógł mieć tylko pewności co do tego, czy przypadkiem nie zachce mu się z czasem wrócić do tego tematu, bo nigdy jeszcze nie znalazł się w podobnej sytuacji razem z Mike’em. Mógł tylko przypuszczać, że mimo chwilowego żalu, odnośnie tego że nie dowiedział się o chorobie bezpośrednio od swojego przyjaciela, to i tak będzie się zachowywać względem niego normalnie, jak do tej pory. Bo to był Curtis do cholery. On nie chował urazy.
    - Kyle – odpowiedział Curtisowi Colin, na pytanie odnośnie basisty. Jay najwidoczniej nadal nie miał zamiaru zabierać głosu, ale nikogo to raczej nie dziwiło, bo Harris na ogół był człowiekiem cichym, co nawet do niego pasowało. Wciąż stał spokojnie przy drzwiach i spoglądał na Woronina, zapewne cały czas zastanawiając się nad tym, czy powiedzieć Millerowi o swoich obawach względem jego zdrowia.
    Alex spojrzał znów na Mike’a i zrobił przy tym zabawną minę, ponieważ od razu odczytał jego zamiary, związane z tym konkretnym pytaniem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo kręcą go faceci z gitarą basową, więc szczerze rozbawiła go wizja własnego kumpla wraz z Kyle’em, który wizualnie raczej do Mike’a by nie pasował, a swoją drogą był skończonym heterykiem, a to istotne.
    - Nie sądzę, żeby był w twoim typie, Curtis – powiedział nieco ciszej, pochylając się lekko w jego stronę, jakby chciał mu to przekazać w dyskretny sposób. Jednak i tak wszyscy to usłyszeli, a już na pewno Misza, przed którym Alex stał i cały czas trzymał go przy sobie. Wolną dłonią gładził chłopaka po włosach miarowo, natomiast drugą pozostawił mu do dyspozycji, nie widząc powodu, by miał przerywać mu zabawę swoimi palcami. Swoją drogą, faktycznie był Curtisowi wdzięczny za tę zmianę tematu.
    Miał zamiar umknąć zaraz im wszystkim, by znaleźć wreszcie tego lekarza i zażądać pieprzonego wypisu, jednak to doktorek zaskoczył go swoim nagłym wejściem na salę. Zabawnie wyglądał, kiedy spoglądał po wszystkich zebranych i z początku nie wiedział na kim skupić wzrok. Miller odebrał od mężczyzny ten cholerny papier i uśmiechnął się czarująco, za chwilę kiwając głową na potwierdzenie, że przyjmuje do wiadomości jego słowa. Miał ochotę zgnieść świstek w dłoni i walczył z tą chęcią tak długo, póki lekarz przebywał w pomieszczeniu, jednak kiedy wreszcie odmaszerował, kartka została mu odebrana przez Miszę. Wiedział, że gdy wrócą do domu, Woronin schowa to przed nim w jakimś magicznym miejscu. No cóż, przynajmniej nie będzie musiał więcej tego tykać i tym samym przypominać sobie o swoim stanie zdrowotnym.
    - No to spadajmy stąd – zarządził Alex, odstępując od Miszy o krok i pociągając go lekko za sobą. Spędził tu zaledwie niecałą noc, a już miał serdecznie dosyć tego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Ale przecież Kyle jest fajny – Colin stanął w obronie kumpla z zespołu, kompletnie nie będąc w temacie. Nie mógł wiedzieć przecież o curtisowym zamiłowaniu do tej grupy facetów i że przede wszystkim zwracał uwagę na ich wygląd, bo akurat do przygodnego seksu więcej nie potrzebował. Alex parsknął śmiechem, słysząc Jonesa, ale nie zamierzał sprostowywać tego jakkolwiek, ani wyjaśniać co też Curtis miał na myśli.
    - No, pokażę. Niech ci będzie, ale sam się przekonasz i przyznasz mi rację – powiedział Miller, zanim temat został tymczasowo zamknięty.
    Świeże powietrze, to było coś, czego Alex zdecydowanie potrzebował. W szpitalu i ze świadomością tego, że nie może się ruszyć powoli zaczynał się już dusić i szczerze nienawidził czegoś takiego. Gdyby jeszcze był na tyle rozsądny i zaczął ograniczać stopniowo swój imprezowy tryb życia, uniknąłby takich sytuacji… jednak wtedy nie były też w pełni sobą.
    - Stęskniłeś się, co? – zaśmiał się lekko i odruchowo objął Curtisa w pasie, żeby się o niego nie obijać idąc w ten sposób. – W ogóle, to na jak długo zostajesz w Nowym Jorku? – zapytał jeszcze, spoglądając na niego. Tymczasem Jay postanowił wykorzystać tę chwilę, kiedy Michaił został w brutalny sposób rozdzielony z Millerem i zrównał z nim krok. Nie odważył się jednak niczego powiedzieć, zdecydowanie wystarczała mu sama obecność chłopaka nieopodal.
    Wszyscy rozstali się gdzieś w połowie drogi. Colin postanowił zabrać się z Curtisem, a Harris stwierdził, że powinien wreszcie pojawić się we własnym domu. Wtedy Alex z radością powrócił do Miszy i chwycił jego dłoń. Cieszył się niezmiernie, już na sam widok wieżowca, który widzieli już niedaleko przed sobą. Kiedy już dotarli do budynku i weszli do środka, Miller nie wypuścił z ręki dłoni swojego chłopaka, czym za pewne bardzo go zaskoczył, bo tak jakoś się złożyło, że to całe rozstawanie się przy schodach stało się ich dziwacznym rytuałem. Tym razem Alex wciągnął Michaiła do windy, już na wstępie nie przyjmując jakichkolwiek sprzeciwów z jego strony. Wcisnął przycisk z wyżłobionym numerem siedem i zwrócił się w stronę chłopaka, by w następnej kolejności przywrzeć ustami do jego własnych i przyprzeć go do jednej ze ścian.

    OdpowiedzUsuń
  35. Żałował chyba, że mieszkanie mieści się na siódmym piętrze, a nie gdzieś wyżej, bądź na samej górze. Byłby gotów iść z chłopakiem na całość w tej cholernej windzie, bo tak bardzo się za nim stęsknił, ale też taki numerek w windzie śmiało mógł zaliczyć do jednej, ze swoich niespełnionych fantazji.
    Wypuścił Michaiła, kiedy tylko drzwi windy się rozsunęły i podążył za nim z uśmiechem na ustach.
    - Co ja na to? – powtórzył, spoglądając na Miszę przelotem, kiedy odwieszał na wieszak własną kurtkę. - Cieszę się, że mamy do dyspozycji sporą wannę – wypowiedział chwilę później i uśmiechnął się nieco łobuzersko. Następnie skopał buty z nóg i objął znowu chłopaka, zanim ten zdążył mu uciec do łazienki. Czuł się cholernym szczęściarzem, mając przy sobie takiego wspaniałomyślnego Miszę. I kochał go bardzo mocno, choć w zasadzie nie powiedział jemu o tym wprost jeszcze ani razu. Póki nie czuł się na to, żeby wyznać mu coś takiego, starał się nadrobić to gestami.
    Obydwaj wylądowali w łazience parę chwil później, podczas których Miller zdążył obcałować odsłoniętą szyję swojego chłopaka i gdzieś po drodze pozbył się też koszulki, w którą był ubrany. Za rozpinanie koszuli Michaela zajął się dopiero na miejscu, kiedy czekali na to, aż wanna napełni się ciepłą wodą. Później śmiał się jeszcze z tego, że przez chwilę nie mógł poradzić sobie z własnym paskiem przy spodniach, ale wreszcie się z niego uwolnił, z małą pomocą Woronina.

    OdpowiedzUsuń

  36. Wszedł do wanny i również w niej usiadł. I pierwsze, co zrobił, to na moment zanurzył głowę, by doszczętnie zmoczyć swoje włosy, które zaraz zagarnął do tyłu i przetarł twarz dłońmi. Wtedy, uradowany uśmiechnął się do Miszy, którego miał na wprost i wyciągnął do niego ręce, żeby przyciągnąć go do siebie i zwinnie zwrócić go do siebie tyłem. I kiedy miał go już przy sobie, przesunął dłońmi w górę szczupłych ramion chłopaka, następnie odgarnął jego długie włosy na bok i sięgnął ustami do zagłębienia smukłej szyi, czyli miejsca które całować wręcz uwielbiał.
    W tej chwili doszło do niego, jak cholernie potrzebował tego odprężenia i bliskości Woronina, tym bardziej że na ogół nieczęsto mogli znaleźć dla siebie aż tyle wolnego czasu, po to by zająć się sobą wzajemnie w ten sposób. Wszystko przez to, że zazwyczaj obydwaj byli nieźle zabiegani i pech chciał, żeby w mieszkaniu najczęściej musieli się mijać. Ale Miller i tak kochał ten tryb życia i nie wyobrażał sobie funkcjonować inaczej i może dzięki temu bardziej doceniał fakt, że trafił tu na tak wspaniałą osobę, jaką był Michaił.
    Stopniowo zaczął przenosić się z pocałunkami na odsłonięty kark Miszy, gdzie skupił się na kilku odznaczających się pod jasną skórą kręgach, przy czym dłońmi wędrował spokojnie od boków jego ciała, przez szczupłe nogi tak daleko, jak tylko sięgał, by wracać po wewnętrznych stronach ud.

    OdpowiedzUsuń
  37. Wyszedł zaraz za Woroninem, wcześniej tylko spuszczając wodę z wanny. Następnie wziął ręcznik od chłopaka, odwzajemniając ten krótki pocałunek i przystąpił do wycierania się. W zasadzie to nie zrobił tego jakoś wybitnie dokładnie, bo osuszył się powierzchownie, byle tylko nie ociekać wodą i zawiązał ręcznik w pasie, gdyż spieszno już mu było do kuchni. Dlatego od razu tam skierował swoje kroki, wcześniej wydobywając tylko telefon z kieszeni własnych spodni, żeby Michaił mu go przypadkiem nie wyprał. Przebranie się w czyste ciuchy odłożył sobie na później.
    - Nie marudź, Mishka – wymruczał w przerwie, gdy przygotowywał sobie kolejną kanapkę. – Jones do mnie pisze, że na jutrzejszy wieczór zaklepał z Curtisem wielką lożę w jakimś porządnym klubie – oznajmił swojemu chłopakowi, odchylając głowę do tyłu, żeby móc na niego spojrzeć. Przezabawnie musiał wyglądać, kiedy jeszcze wilgotne włosy z jego grzywki nastroszyły się na ten ruch. – Nie będę tyle pić… przysięgam. Tylko chodź z nami – dodał proszącym tonem, zupełnie jakby próbował ubłagać o pozwolenie na wyjście swojego opiekuna. Domyślał się, że po swoim ostatnim wybryku nie przekona już Miszy tak łatwo, po prostu uroczo się uśmiechając. Ale tak bardzo chciał go tam mieć przy sobie, że jednak postanowił wypróbować znów to swoje proszące spojrzenie i uśmiech. No i udało się jakimś cudem, bo Woronin wreszcie obiecał, że postara się tam dotrzeć, choć uprzedził, że najpewniej nieco się spóźni.

    Kiedy Alex dotarł we wskazane miejsce, kolejnego wieczora, był tam już cały jego zespół, z wyjątkiem perkusisty, za chwilę miał też pojawić się Curtis, choć całkiem możliwe, że był on już obecny, tylko zahaczył się o grupkę innych ludzi, bądź udało mu się wyrwać jakiegoś basistę. Akurat przy nim wszystkie opcje należało brać pod uwagę.
    Miller przywitał się ze swoimi znajomymi i zajął miejsce obok Colina, od razu odpalając sobie papierosa. Miał teraz świetną okazję, żeby napić się czegoś jeszcze, zanim zjawiłby się Misza, jednak starał się z tej opcji nie skorzystać i dlatego wkręcił się w dyskusję, którą sprowokował Kyle i miał nadzieję wytrwać w swoim postanowieniu.

    OdpowiedzUsuń
  38. Miller odwrócił głowę w stronę przybyłego Miszy i uśmiechnął się radośnie na jego widok, a później oddał pocałunek i czysto odruchowo wciągnął jego nogę na swoje kolano. Też się za nim stęsknił, nie musiał się z tym kryć. Chwycił dłoń Woronina i uniósł ją lekko, żeby móc przyjrzeć się czarnym paznokciom z wyraźnym zaciekawieniem. Następnie roześmiał się lekko i musnął ustami jego rękę.
    Jay ożywił się względnie, dopiero kiedy przy stole pojawił się Michaił. Uśmiechnął się wtedy mimowolnie i nawet obecność tykającego go i bluzgającego nad uchem Curtisa przestała go irytować. Przeraziło go tylko to, że byłby w stanie potwierdzić jego słowa, jednak milczał dalej i przywitał się z Woroninem na odległość. I w zasadzie wpatrywałby się w Miszę dalej, jak w obrazek, gdyby nie rozproszył go znajomy dotyk.
    - Co tu robisz? – zapytał Jay cicho, tak że właściwie usłyszeć mógł to tylko chłopak, który chwilę temu znalazł się na jego kolanach. Ani trochę się go tutaj nie spodziewał, gdyż Leo wraz z jego bratem preferowali raczej nieco inne klimaty, co do miejsc w których mieliby się bawić. Harris nie zwykł obnosić się przed wszystkimi ze swoim życiem osobistym, tak więc całkiem naturalnie to wyszło, że nikt nie dowiedział się jeszcze o tym, że spotyka się z takim chłopaczkiem. Nigdy nie wspomniał też o rodzeństwie, choć może to tylko dlatego, że nikt nigdy go o to nie zapytał.
    Jay westchnął bezgłośnie, bo nie na rękę była mu ta cała sytuacja i czuł się dość niezręcznie, jednak wypadało już przedstawić znajomym swojego chłopaka, skoro ten sam wyszedł z propozycją, a i uwaga wszystkich, którzy zajmowali lożę była zwrócona właśnie na ich dwójkę.
    - No to poznajcie Leo – wypowiedział Harris i w następnej kolejności wymienił z imienia siedzących chłopaków, żeby Daniels mógł wiedzieć jak się do każdego zwracać.
    Nie ma co, wieczór rozpoczął się naprawdę świetnie, skoro taki Jay mógł jedną informacją zaskoczyć wszystkich swoich znajomych.
    - Jak mogłeś go przed nami ukrywać, Jay! – wykrzyknął Colin z głupawym uśmiechem. – Ja proponuję to opić, bo nie można marnować żadnej okazji – dodał i wyszczerzył się jeszcze bardziej. Na te słowa Miller aż spojrzał na Miszę tym swoim proszącym wzrokiem i miał szczerą nadzieję na to, że uda mu się w ten sposób wylicytować chociaż jedno piwo.

    OdpowiedzUsuń
  39. Alex pokręcił tylko głową w odpowiedzi na pytanie odnośnie orientacji Jay’a. Ani trochę nie podejrzewał go o to, że mógłby być gejem, bo nigdy nie widział go z żadnym chłopakiem. Ba, nie widział go nawet z dziewczyną… więc dla Millera, jak i za pewne dla reszty zespołu i bliższych znajomych, Harris uchodził za osobę aseksualną, kogoś kto zawsze kojarzył się z tym, że jest sam i swoją samotność lubi.
    Stracił nadzieję na to, że w ogóle dziś cokolwiek wyskokowego wypije, już kiedy usłyszał swoje własne imię wypowiadane przez Miszę dość znaczącym tonem. Jednak zaraz rozpromienił się na nowo, bo okazało się, że pozwolenie otrzymał.
    - Uwielbiam cię – wypalił i musnął ustami skroń chłopaka, po czym zerwał się z miejsca, przeskoczył nogi Woronina i zniknął wszystkim z oczu, udając się do baru.
    - No oczywiście, że ja, a któżby inny! – roześmiał się Jones i mrugnął do Leo zaczepnie. Zaraz jednak spostrzegł, że Miller gdzieś się ulotnił, więc wstał i podążył za nim. Wrócił po paru minutach uradowany, razem z Alexem i kilkoma butelkami przeróżnych alkoholi w dłoniach. Teraz śmiało mógł przystąpić do realizacji swojego pomysłu z opijaniem wiadomości o tym, że Jay kogoś ma.
    Miller usiadł znów pomiędzy Colinem, a Miszą i uśmiechnął się do tego drugiego w czarujący sposób, a później sięgnął do jego ust, by złożyć na nich lekki pocałunek. Z baru przyniósł mu szklankę soku, na który chłopak zazwyczaj się decydował, kiedy wychodzili gdzieś pić, natomiast dla siebie miał butelkę piwa, czyli naprawdę niewiele, jak na jego chęci i możliwości.
    - Leo! Szukałem cię wszędzie, ty pało – ten głos nie należał do nikogo znajomego, bo przy stoliku pojawił się jakiś szczupły chłopak z długimi włosami i zwracał się bezpośrednio do chłopaka, który wciąż okupował kolana Harrisa. – Cześć wszystkim – rzucił jeszcze ten nieznajomy, uśmiechając się przy tym uroczo, jakby dopiero teraz uderzyło w niego lekkie zakłopotanie tym, że wciskał się w nieswoje towarzystwo. - I cześć braciszku – tym razem skierował już swoje słowa jedynie do Jay’a, co wprawiło wszystkich w kolejne zdziwienie.
    - Nie no, dziś to ja się muszę nawalić i to konkretnie – rzucił Colin, który czuł się cholernie zbity z tropu tym wszystkim, co działo się naokoło Harrisa.

    OdpowiedzUsuń
  40. Miller nigdy nie wspomniał Miszy o tym, że Jay miał brata, bo sam dowiedział się o tym dopiero teraz. Fakt, nigdy nie interesował się zbytnio Harrisem i nie wypytywał go właściwie o nic, a jednak potrafił usiąść z nim i się napić, albo pogadać o czymś niezobowiązującym. W zespole też świetnie mu się z nim współpracowało, ale faktycznie, wiedział o tym człowieku tyle, co nic i dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. No ale cóż, nie będzie z tego powodu rozpaczać, skoro sama sytuacja bawiła go niesamowicie, kiedy już to całe zaskoczenie opadło. Jak tak spojrzał po wszystkich, to chyba tylko Kyle wciąż patrzył na Jay’a z niedowierzaniem, że kumpel okazał się być gejem. Colin zdawał się nawiązać jakąś nić porozumienia z chłopakiem Harrisa, bo co rusz zerkał w jego stronę i uśmiechał się głupawo, ewidentnie próbując go w ten sposób zaczepić… cóż, może Jones także niedługo zaskoczy tu wszystkich i oznajmi, że nie jest hetero. Byłby ubaw.
    Starszy Harris wyłapał spojrzenie Woronina i uśmiechnął się niemrawo, zaraz opierając czoło o ramię Leo, którego wciąż trzymał u siebie na kolanach. To głupie uczucie chęci zapadnięcia się pod ziemię już przeszło, bo zwinnie zostało zastąpione obawą o własnego brata, którym wyraźnie zainteresował się Mike Curtis. Jay doskonale znał Noah niemalże pod każdym względem i wiedział, że goście w typie Curtisa szalenie mu się podobają… stąd całe zmartwienie. Miał cholerną pewność, że nic dobrego z tej znajomości nie wyniknie i szczerze wątpił w to, że dzieciak się nie wkręci, a później nie będzie rozpaczać przez to, że został przez Mike’a wykorzystany i tak po prostu zostawiony. Nie miał ochoty rozważać nad tym dalej, dlatego westchnął znów cicho i sięgnął po papierosa, by następnie odpalić go płomieniem z zapalniczki i zaciągnąć się dymem porządnie.
    - Dobra, wcale się nie dziwię, że nic o mnie nie mówił – mruknął Noah, odruchowo krzyżując ręce na piersi. - Kto by się chciał chwalić młodszym bratem, co nie Jay? – powiedział z wyrzutem, do starszego Harrisa i usiadł obok Curtisa, nie tylko dlatego, że nigdzie indziej nie było dla niego miejsca, ale dlatego że chłopak wydawał się być w porządku i do tego miał świetny głos. No i był jedynym, który wyraził chęć, by mógł tutaj zostać, a przecież bez Leo nie zamierzał się już nigdzie ruszać.

    OdpowiedzUsuń
  41. Chłopak zaśmiał się pod nosem, starając się zdusić w sobie to minimalne zawstydzenie, jakie Mike wywołał swoim dotykiem. Chyba jeszcze nikt nie witał się z nim w ten sposób, dlatego miał prawo nie wiedzieć, jak się zachować.
    - Noah Harris – również się przedstawił i choć w tej sytuacji podanie nazwiska było raczej zbędne, to i tak je wypowiedział, żeby zachować formę, jaką narzucił Mike. Zresztą tak było zabawniej. Zaraz tylko poprawił swoje włosy, zaczesując je swoimi smukłymi palcami odpowiednio. – Ty nie grasz w zespole z moim bratem, co? – zagadnął, żeby się upewnić. Damn Loud Band nieszczególnie go interesował, bo wolał tworzyć coś swojego, choć wydawało mu się że zna wszystkich członków z imienia, ale o Mike’u raczej nie słyszał.
    Jay do reszty pochłonięty był wpatrywaniem się w jakiś nieistniejący punkt przed sobą, oraz machinalnym wręcz przytykaniem papierosa do ust, po to by uraczyć się dymem i następnie go wypuszczać. Zarzucił tylko wolną rękę na ramiona Leo, tak jak chłopak sobie tego zażyczył i poza tym nie zrobił już nic więcej. Nie miał ochoty siedzieć tak blisko Curtisa, oraz słuchać tego, co mówił w celu poderwania jego młodszego brata. Ani trochę nie podobała mu się ta cała sytuacja i najchętniej zrzuciłby całą winę na Leo, wygarniając mu że nie powinien w ogóle pojawiać się w takim miejscu. Tyle, że wtedy nie byłby sobą, zupełnie. Dlatego milczał i starał się wymyślić jakikolwiek pretekst, którego mógłby użyć, żeby chociaż na moment wyrwać się z tego towarzystwa. Do baru nie miał po co się udawać, skoro Colin naznosił im wszystkim do stolika tyle alkoholu, że jeżeli to wypiją, to każdy będzie wracać do domu zygzakiem. Mógł za to iść do toalety i to była raczej przystępna okazja do ucieczki. Byłby przeszczęśliwy, gdyby Misza zreflektował się, że nie jest w porządku i poszedł za nim, bo potrzebował z kimś porozmawiać, a w obecnym gronie to Michaił sprawdziłby się w wysłuchiwaniu żali. Jednak wiedział, że nie może od Woronina czegokolwiek oczekiwać, skoro właściwie to nadal niewiele się znali i przede wszystkim jeszcze nie byli przyjaciółmi, którzy wyłapywaliby wzajemnie swoje nastroje i biegli z pomocą. Tak więc niewiele myśląc podniósł się z miejsca i przedostał się na drugą stronę, po czym zniknął w korytarzu prowadzącym do łazienek.
    - A no szczerzę się, tylko mi nie mów, że to źle – wypalił Jones w odpowiedzi na zaczepkę Leo. – Albo, że coś mi utknęło między zębami i wyglądam przez to jak jakiś idiota – roześmiał się głośno, tak jak to miał w zwyczaju. Nie zamierzał próżnować, skoro po chwili Leo został sam, więc wyszczerzył się znów najładniej, jak tylko potrafił i sięgnął ze stołu butelkę Jack’a Daniels’a, upił z niej spory łyk i podał ją chłopakowi, unosząc jedną brew zaczepnie. – Myśmy jeszcze razem nie pili – rzucił, ponawiając uśmiech.
    - Curtis ewidentnie rwie do tego dzieciaka, też zauważyłeś? – zaśmiał się Alex, jednak nie zamierzał się głosić, jak Colin, więc w zasadzie to tylko Misza mógł usłyszeć jego słowa. Znał chyba wszystkie zagrywki Curtisa, większość miał okazję poznać na sobie, więc wiedział że się nie myli. Zresztą Mike nie przepuściłby chyba żadnej okazji na wyrwanie takiego chłopaczka i działałby chociażby dla samej zasady.

    OdpowiedzUsuń
  42. Noah, pomimo swojego młodego wieku, zazwyczaj alkoholu nie odmawiał, jeżeli już znajdował się w podobnej sytuacji, kiedy ktoś wręcz wkładał mu butelkę w dłoń. Brat oczywiście takiego zachowania nie pochwalał, ale według Noah, nie miał on zbyt wiele do gadania, bo przecież od dawna już nie powinien być uznawany za takiego typowo małego dzieciaka, którego cały czas i pod niemalże każdym względem należałoby nadzorować.
    Dlatego bez żadnych, widocznych oporów przyjął butelkę od nowego znajomego i uśmiechnął się ładnie w podziękowaniu, choć zaraz speszył się znów odrobinę, kiedy został przez Mike’a tak nagle objęty. I nie to, żeby mu się to nie spodobało… wręcz przeciwnie. Podobała mu się ta cała bezpośredniość Mike’a. Gdyby było inaczej, to strzeliłby go po łapach i odsunąłby się możliwe jak najdalej, lub po prostu by sobie poszedł. A tak, to upił kilka łyków piwa i wcisnął sobie, że powinien chociaż zagrać odważniejszego, a nie pokazywać się od strony nieśmiałej ciotki.
    - Serio? – zapytał z lekkim rozbawieniem i przeczesał znów długą grzywkę palcami, by nie zasłaniała niemal połowy jego twarzy.
    Odejście Jay’a od stolika przyjął z jakąś ulgą, bo nie musiał już czuć na sobie jego irytująco uważnego spojrzenia, a i dziękował losowi w duchu, że nie mieszkają razem, bo z pewnością miałby do słuchania, gdyby wrócili do domu.

    - No ja też się cieszę, nawet nie wiesz jak! – odparł Colin, zaraz uśmiechając się szczerze. Zaśmiał się jeszcze tylko, kiedy odbierał od chłopaka butelkę, bo tak uroczo się skrzywił kiedy już mu ją oddawał.
    Jones, jakkolwiek by się nie zarzekał, że jest hetero i zdecydowanie woli oglądać się za laskami, to jego wzrok i tak mimowolnie zatrzymał się na ustach chłopaka, po których ten przesuwał językiem w ewidentnie prowokujący sposób. I gdyby nie ten śmiech na koniec, to z pewnością zrobiłoby mu się gorąco na ten widok, a najlepsze było w tym wszystkim to, że zupełnie zdawał sobie z tego sprawę. No ale cóż, również zaczął się śmiać, a chwilę później przesunął butelkę do ust i przechylił ją zdecydowanie, by upić kilka łyków przyjemnie palącego trunku. Dziwnie mu było z tą myślą, że Leo miał w sobie to coś, co przykuwało jego spojrzenie i w ogóle całą uwagę, bo do tej pory, to tylko Alex działał na niego w podobny sposób i do tego zdążył już przywyknąć i traktować, jako coś zupełnie normalnego. Fakt, że nigdy nic między nimi nie było, ale Colin miał świadomość tego, że gdyby Miller kiedykolwiek wyszedł z inicjatywą, to nie odmówiłby mu… ale mimo to za geja się nie uważał. Półśrodków też nie uznawał, Alexa traktował jako dziwaczny wyjątek i swoiste odstępstwo od reguły, a na co dzień kręciły go kobiety, koniec, kropka.
    - Zaraz go upijesz, a Jay ci łeb ukręci – usłyszał przy uchu Millera, który przysunął się do niego bliżej, bo najwidoczniej nie chciał siedzieć sam, kiedy Misza go zostawił.
    - Nie pierdol, nie dowie się – rzucił Jones ze śmiechem i podał znów butelkę Leo.
    - W ogóle, to jest jeszcze coś, co Jay mógłby przed nami ukrywać? – zapytał Alex z wyraźnym rozbawieniem i dopił swoje piwo.

    W pierwszej chwili, kiedy Harris spojrzał na uchylane drzwi i zobaczył w nich Michaiła, ciężko mu było uwierzyć, że to nie wytwór jego wyobraźni. Choć właściwie tyle o Miszy myślał, idąc tutaj, że mógłby sobie wcisnąć to, że przywołał go tutaj telepatycznie, albo coś w tym stylu. Jednak wyobraźnia wcale nie robiła mu psikusów, bo chłopak faktycznie stał nieopodal i nawet się odezwał. Jay westchnął więc lekko i zwrócił się do Woronina przodem, przy czym biodrem oparł się o umywalkę, przy której stał. Miał ochotę powiedzieć, że wszystko jest w porządku, byle tylko nie zwracać mu głowy, ale skoro ten jednak pofatygował się już i przyszedł tutaj z własnej woli, to nie wypadało go spławiać.
    - Noah mnie irytuje – wypowiedział wreszcie, mimowolnie uciekając spojrzeniem kawałek dalej. – A właściwie to Mike. Okręci go sobie wokół palca i zostawi, takie mam przeczucie. Zresztą to chyba jest do przewidzenia – powiedział i przygryzł kolczyk zębami.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Dopytuję tylko, bo wolę być pewny! – sprostował zaraz, na tę chwilę przybierając maksymalnie poważny wyraz twarzy, którego i tak nie zdołałby utrzymać zbyt długo w towarzystwie Mike’a Curtisa. Jego ręka, która i tak dostatecznie go już rozpraszała, kiedy po prostu luźno obejmowała go w pasie, teraz wślizgnęła się pod materiał koszulki i bezpośrednio dotykała już skóry. Noah uśmiechnął się rozbrajająco, w chwili gdy poczuł delikatne łaskotanie w okolicy swojego biodra, następnie pociągnął z butelki parę łyków piwa i oparł się o lekko o bok chłopaka.
    - Uznam to jako komplement, chociaż od nikogo jeszcze nie usłyszałem czegoś aż tak bezpośredniego – wypowiedział nieco ciszej, niż Mike i roześmiał się lekko, chcąc ukryć za tym to całe zakłopotanie. Uciekać nie chciał, skądże. Tylko nie zależało mu też na tym, żeby to chłopak tak nagle stracił swoje zainteresowanie nim, uznając że jest zbyt nieśmiały, lub coś w tym stylu. Do głowy by mu nie przyszło, że Mike’a jakkolwiek kręci to, że potrafi go zakłopotać.

    - No w sumie racja – mruknął Alex, przez moment jeszcze zastanawiając się nad Harrisem. – Ale nigdy niewiadomo, kiedy wreszcie odwali takiemu niby spokojnemu człowiekowi. Także ja bym uważał, Colin – dodał, szturchając Jonesa łokciem i zaśmiewając się zaraz wesoło, chociaż to co chwilę później powiedział Leo, jeszcze bardziej go rozbawiło. Dlatego parsknął niekontrolowanym śmiechem i odstawił butelkę po piwie na stolik, żeby jej przypadkiem nie rozbić. On nie wyobrażał sobie Jay’a z jednym facetem, ciężko mu było przyjąć do wiadomości, że chłopaczek siedzący obok Colina właściwie był z Jay’em, więc wizja Harrisa otoczonego przez co najmniej kilkunastu mężczyzn totalnie go rozłożyła.
    Jones przechwycił butelkę od chłopaka i ponowił uśmiech odruchowo, kiedy musnął palcami jego dłoń. Upił znów kilka łyków i zwrócił się do wciąż śmiejącego się Alexa.
    - Ty weź nie świruj i masz – Colin wcisnął Millerowi butelkę w dłonie i uniósł brew zaczepnie. – Teraz to tobie się oberwie, jak Michael wróci i ciebie z tym zobaczy – zapowiedział, będąc wielce pewnym swego i wyciągnął papierosa z paczki, którą wcześniej rzucił na stolik, następnie przypalił go płomieniem z zapalniczki i spojrzał znów na Leo. – Ty też palisz, młody? – zapytał i już był gotów częstować chłopaka z nieodłącznym uśmiechem na ustach.

    Jay nie oczekiwał od Miszy żadnych rad, ani pokrzepiających słów, bo już wystarczyło mu samo to, że on przyszedł za nim i zgodził się go wysłuchać. Mimo to wsłuchał się z uwagą w słowa Woronina i w duchu tylko przyznał mu rację. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien martwić się bratem na zapas i jakkolwiek go kontrolować, tym bardziej że on by sobie tego nie życzył i gdyby faktycznie miał mieć z czymś problem, to przyszedłby do niego sam i wtedy ewentualnie poprosiłby o pomoc. Tyle, że starszy Harris nic nie mógł zrobić z tym swoim przewrażliwieniem na punkcie Noah, zwłaszcza że w tej chwili przeczuwał, że znajomość z Curtisem nie wyjdzie mu na dobre. Jay po prostu chciałby zapobiec temu najlepiej zawczasu, jednak i tak był bezradny, więc stąd to całe niepodobne go niego zachowanie.
    - Wiem, tylko chodzi o to, że jestem w stanie przewidzieć, jak to się skończy i najchętniej to już teraz wybiłbym mu Mike’a z głowy – wytłumaczył jeszcze, jak to wygląda z jego strony i westchnął ponownie. Dzięki temu uniknąłbym późniejszego rozpaczania Noah, bo szczerze wątpię, że rozstanie z Curtisem w ogóle by go nie ruszyło – dodał, przewracając oczami i umilkł na dłuższą chwilę. – Chyba pojadę do domu – wypowiedział wreszcie, spoglądając na Michaiła odruchowo, jakby zależało mu na zobaczeniu w jego oczach potwierdzenia, że to dobry pomysł. – Tylko poszedłbym naokoło, żeby uniknąć tłumaczeń. Leo nich się bawi, wytłumaczyłbym mu to później – mówił dalej, właściwie nie wiedząc po co.

    OdpowiedzUsuń
  44. Noah zdążył już poznać przeróżne typy ludzi, ale z takim bezpośrednim, jak Mike, jeszcze nie miał do czynienia, bo tacy po prostu nie zwracali na niego uwagi. No, chyba że Leo. Z usposobienia był trochę do Mike’a podobny, a i byli ze sobą jakiś czas, tak bez większych zobowiązań i dla zabawy, więc zdążył się na nim poznać.
    Pozwolił mu znów dotknąć swoich włosów, na których punkcie miał swoistego bzika i odchylił delikatnie głowę, kiedy Mike przybliżał się z ustami do jego szyi. To było miłe, nie mógł zaprzeczyć. I jego słowa, które padły chwilę później, również były… miłe. Zabawne, bo normalnie powinien zareagować na coś takiego jakoś inaczej. Przecież kompletnie nie znał tego gościa i wiedział ledwie tyle jak się nazywa i że gra w jakimś zespole na perkusji, o ile oczywiście nie ściemniał. Jednak samo spojrzenie Mike’a, jego uśmiech i ton głosu miały niewyobrażalną siłę przebicia, więc resztki zdrowego rozsądku młodego Harrisa poszły się gdzieś pieprzyć, a on wcale nie miał im tego za złe.
    Uśmiechnął się delikatnie, jeszcze przez chwilę błądząc spojrzeniem po twarzy Mike’a, po czym odsunął się lekko i upijając łyk piwa, zerknął na śmiejącą się trójkę, siedzącą w drugim rogu całej loży.
    - To proponuję teraz, póki na horyzoncie nie ma Jay’a, a tamci są zajęci – powiedział, ściszając swój głos odrobinę, by mieć pewność, że nikt inny poza chłopakiem tego nie usłyszy.

    - Zasłużył sobie, to teraz ma – rzucił Jones w odpowiedzi, wyręczając tym samym Alexa, który musiał być mu za to szalenie wdzięczny. Nie uśmiechało mu się to, by zaraz tłumaczyć dzieciakowi to wszystko, o chorobie wiedzieć nie musiał i całe szczęście Colin się zreflektował, bo gdyby nie on, to Miller siedziałby nadal z głupim wyrazem twarzy, nie wiedząc za bardzo, co mógłby powiedzieć, choć wymyślenie alternatywy wcale nie wydawało się rzeczą trudną.
    - Spieprzaj, Jones – mruknął jeszcze, żeby to wyszło wiarygodniej, a później zaśmiał się w miarę naturalnie i upił z trzymanej butelki kilka łyków trunku. Wiedział, że nie uwali się szczególnie, nawet jeżeli miałby samodzielnie wypić zawartość tego, co miał w ręce, więc możliwych konsekwencji się nie obawiał.
    - Patrzcie no na tego cwaniaczka – roześmiał się Colin, spojrzeniem podążając za papierosem, którego jeszcze chwilę temu trzymał w ustach. Wciąż jednak był rozpromieniony, jak zazwyczaj, a jego uśmiech dodatkowo poszerzył się znacznie, kiedy Leo rzucił pytaniem, które w odniesieniu do Jonesa powinno być uznawane za retoryczne. Przysunął się do chłopaka bez ostrzeżenia i chwycił tylko za jego nadgarstek, by nie uciekł mu ręką i zaciągnął się dymem z papierosa.
    - Ja? Zawsze – czyli odpowiedź krótka, zwięzła i na temat.

    Wiedział doskonale, że to całe kontrolowanie i próby umoralnienia brata, to tak jakby porywanie się z motyką na słońce, jednak wciąż musiał sobie o tym przypominać, by z tym przystopować. Dlatego ta niedługa rozmowa z Miszą okazała się być bardzo pomocną, bo do słów tego konkretnego chłopaka przyjemniej będzie mu się wracało w myślach, niźli do własnych rozważań w tym temacie.
    - No pewnie, sam nie dałbym rady wytępić tych wszystkich Curtisów – odparł z nikłym rozbawieniem na to wyobrażenie. Wciąż jednak myślami był przy Noah, którego kompletnie nie rozumiał, bo sam w jego wieku był zupełnie inny.
    Spojrzał jeszcze raz na Michaiła, kiedy usłyszał pytanie dotyczące Leo. Niewiele musiał się zastanawiać nad tym, jakiej odpowiedzi udzielić.
    - Po prostu nikt nie był ciekawy i nigdy nie usłyszałem konkretnego pytania – odparł, uśmiechając się lekko. I to było prawdą. Jako że Harris był tym najcichszym z całej paczki, to jego osobie naturalnie towarzyszyło najmniejsze zainteresowanie. Tyle, że on wcale na to nie narzekał i wręcz przeciwnie. Cieszył się, że nie musi się przed kimkolwiek wywnętrzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - To będę uciekać – oznajmił, odpychając się od umywalki i ruszając do przodu. – Uważaj na Alexa, bo Colin przyniósł z nim pół baru do stołu – powiedział spokojnie, kiedy zbliżył się już do drzwi, przy których stał Misza. – Do zobaczenia – pożegnał się z uśmiechem i wyszedł, od razu obierając okrężną drogę, by nie przechodzić obok wynajętej przez nich wszystkich loży.

      Usuń
  45. W chwili, gdy był ciągnięty przez Mike’a w kierunku wyjścia z lokalu, również nie myślał o tym, czy nie powinien jednak uprzedzić Leo o swoich zamiarach, bo przy stoliku, przy którym siedział, nie było już nikogo więcej, komu ewentualnie mógłby się wytłumaczyć. Nawet przez myśl mu nie przeszło to, że zachowuje się strasznie nieodpowiedzialnie. No, ale kto zajmowałby sobie głowę podobnymi rozważaniami, mając obok takiego Mike’a.
    Dopiero w taksówce zaświtało mu w głowie, że właśnie pozwala się wywieźć gdzieś kompletnie obcemu facetowi, jednak zaraz uspokoił się myślą, że przecież znają go kumple jego brata, więc raczej nikłe szanse na to, że gość miałby okazać się jakimś psychopatą, czy kimś w tym stylu. Zresztą… zdecydowanie zbyt dobrze całował, żeby tak po prostu mu uciec.
    Podążał za Mike’em, kompletnie się na niego zdając i nie wyrywając ręki, choć trochę bawił go ten cały pośpiech. Przylgnął plecami do chłodnej ściany, kiedy już został wciągnięty do windy i zarzucił Mike’owi ręce na ramiona, starając się oddać niemalże każdy pocałunek z podobną zapalczywością.
    Mrugnął jeszcze tylko do Alexa, kiedy go wymijał, na co ten odpowiedział krótkim śmiechem. Do głowy by mu nie przyszło, że Jones odnajdzie swoje powołanie w jakichś dzikich tańcach z chłopakiem Jay’a, bo w wyobrażeniach taki dzieciak kompletnie nie przypominał tego całego Leo, który w towarzystwie spokojnego Harrisa powinien się najzwyczajniej w świecie nudzić. Jednak ten potrafił się świetnie bawić, przy czym poziomem głupawki momentami prześcigał nawet Jonesa, co naprawdę dawało Millerowi do myślenia, czy rzekomy związek z Jay’em przypadkowo nie jest jakąś fikcją.
    Colin śmiał się głośno, wtórując chłopakowi który z tańcem to musiał mieć w życiu tyle do czynienia, co on sam, ale jak widać nie przeszkadzało to im obu. Jonesowi to jak najbardziej pasowało, chociażby dlatego, że teraz mógł dotykać Leo bez żadnych, głupich wyrzutów, zwłaszcza kiedy tak świetnie się bawili podczas parodiowania tańczącej z sobą pary.
    Objął chłopaka ramionami, w chwili gdy ten do niego przylgnął i po prostu uwiesił mu się na szyi. Roześmiał się znów, kiedy usłyszał jego słowa, choć najbardziej rozbawił go sam ton i wyraz twarzy Leo.
    - Ależ proszę bardzo – rzucił, odsuwając się od chłopaka na moment, by zaraz sprawnie obrócić go do siebie tyłem, złapać pod boki i bez żadnego problemu unieść go wysoko i posadzić sobie na ramionach. – To mów teraz, jaka pogoda tam na górze! – zaśmiał się, układając dłonie na szczupłych udach Leo, by jakkolwiek go asekurować i ruszył przed siebie.

    Na szczęście Alex niedługo musiał siedzieć przy stole sam, bo jakoś krótko po tym jak został opuszczony przez Colina i Leo, pojawił się Misza, którego Miller przywitał znów czarującym uśmiechem. Tak jak przypuszczał, nie zdążył się szczególnie upić, po prostu było mu wesoło i przyjemnie, dlatego zaraz przykleił się do swojego chłopaka, odetchnął głęboko z twarzą w jego włosach i ucałował jego szyję, zanim z ust Woronina padło drugie pytanie.
    - Jones wyrywa chłopaka Jay’a, uwierzysz? – wypalił, odsuwając się lekko i będąc wyraźnie tą swoją obserwacją rozbawiony. – A Curtis… nie wiem. Zniknęli gdzieś obaj, nawet nie zauważyłem kiedy – odpowiedział, przy czym ściągnął brwi na moment, bo faktycznie zdał sobie sprawę z tego, że jakoś umknęła mu chwila, kiedy Curtis zmył się z drugim Harrisem. – A niech się pieprzą – mruknął w końcu, dochodząc do wniosku, że właściwie to nie interesuje go to, gdzie tamci zniknęli i znów skupił całą swoją uwagę na swoim chłopaku.

    OdpowiedzUsuń
  46. Póki co, Noah wolał się jeszcze nie zastanawiać nad tym, jak by zareagował, gdyby to wszystko miało się okazać tylko taką typowo jednorazową przygodą. Wszystko wyraźnie ku temu zmierzało, a sam Mike Curtis nie wydawał się być kimś, kto z chęcią pakowałby się w jakieś bardziej rozwinięte relacje… Noah wolał być ślepy na tę możliwość, bo tylko niepotrzebnie zepsułby im obu zabawę. Dlatego nadal nie stopował Mike’a, który mógł z nim robić w zasadzie wszystko i starał się przy tym wypaść najzupełniej naturalnie, pomimo cholernego skrępowania, które jeszcze trzymało go gdzieś w środku. Tak więc pozwolił sobie zdjąć koszulkę, przycisnąć się do ściany, w następnej kolejności pozwolił się podnieść i rzucić się na łóżko, choć w jego odczuciu to wszystko działo się tak szybko i przez to miał wrażenie, jakby te wszystkie chwile płynnie zlały się w jedną.
    Kiedy już Mike pozbył się z siebie własnej koszulki i przylgnął znów do Noah, czas zdawał się wreszcie zwolnić. I takie tempo chyba odpowiadało mu bardziej, niż to które Curtis narzucił na samym początku, jeszcze w taksówce. Odwzajemnił ten niespieszny pocałunek i po chwili przerwał go na moment, przygryzając lekko dolną wargę chłopaka i przesuwając językiem po kolczyku, który ją zdobił. Popatrzył przy tym w jasne tęczówki, które w przytłumionym świetle były dostatecznie widoczne i uśmiechnął się delikatnie, bo chciał tę twarz dobrze zapamiętać. Dopiero wtedy oplótł go nogami gdzieś na wysokości bioder i wczepił palce obu dłoni we włosy Mike’a, by zaraz przyciągnąć go do mocniejszego pocałunku.

    - On to chyba już sam nie wie co woli bardziej – zaśmiał się Alex w odpowiedzi, jeszcze zanim Jones dotarł z Leo do stolika. Dopiero, kiedy ich ujrzał, wyszczerzył się szeroko, bo tak uroczo z sobą wyglądali, że pewnie nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Już miał ochotę im to obwieścić, jednak chłopakowi jakby nagle siadł cały dobry nastrój. Alex spojrzał więc na Leo jeszcze raz, kiedy usłyszał pytanie dotyczące zniknięcia Harrisów, ale Michaił wyręczył go z odpowiedzą.
    - A Jay? – dopytał Miller, do którego właściwie teraz dotarło to, że już dawno go tutaj nie widział. – Ten to w ogóle się rozpłynął – mruknął jeszcze nie do końca trzeźwym tonem, po czym oparł podbródek o szczupłe ramię Miszy i mimowolnie zerknął na Colina, który chyba jako jedyny się z tego powodu w jakiś sposób cieszył. Miller wnioskował to po głupawym wyrazie twarzy swojego kumpla, którego spojrzenie niemalże cały czas przyklejone było do buźki siedzącego po drugiej stronie Woronina Leo.
    - Ty, weź nie szalej – to Colin zwrócił się do chłopaka, który ze wzbierającej się w nim złości, najwidoczniej samodzielnie zamierzał opróżnić zawartość tej butelki, którą wcześniej razem wychylali. Miller nie zostawił w niej znowu tak mało, by dzieciak miał wypić to sam i nie paść, więc stąd interwencja wielce czujnego Colina. Przysiadł na brzegu stołu ze śmiechem i zabrał Leo butelkę i w zamian wcisnął mu paczkę fajek, wraz ze swoją zapalniczką. – Masz i rozpalaj – wypowiedział z uśmiechem, po czym upił kilka łyków trunku.

    OdpowiedzUsuń
  47. Z kolei Noah mógł się tylko domyślać tego, że z pewnością nie jest w sprawach łóżkowych tak bardzo doświadczony, jak Mike. Tym bardziej, jeżeli ten za każdym razem wychodził z imprezy z nowym chłopakiem u boku… to mogło dawać wiele do myślenia, jednak Harris niekoniecznie chciał teraz zajmować sobie głowę rozważaniami tego typu. Zresztą usta Mike’a, które sunęły spokojnie po jego ciele własnym tempem, jakoś niespecjalnie ułatwiały mu skupienie się na czymkolwiek innym, poza samym Curtisem.
    Przygryzł swoją wargę odruchowo i uśmiechnął się niewinnie, w odpowiedzi na to zaczepne spojrzenie Mike’a, kiedy własnymi ustami i językiem błądził gdzieś w okolicy jego brzucha. Później wyciągnął do niego ręce, żeby objąć go i przyciągnąć do siebie z powrotem, chwilę wcześniej unosząc nieco biodra, by pomóc chłopakowi w ściągnięciu swoich spodni.
    Przez pewien moment miał ochotę sięgnąć do własnych włosów i ułożyć je na powrót tak, jak wcześniej, zanim Mike przeczesał je własnymi palcami i tym samym zburzył cały ład, jaki panował na głowie Noah oczywiście w jego osobistym odczuciu. Nic nie mógł poradzić na to, że w stosunku do swojej fryzury był maksymalnie pedantyczny. Jednak zaraz i tak zapomniał o tym, w chwili gdy Mike otarł się znów o jego krocze. Noah westchnął wtedy, wydychając powietrze przez lekko rozchylone usta i przebiegł smukłymi palcami po bokach ciała chłopaka, by zaraz wsunąć je w jego włosy i pociągnąć za nie z wyczuciem.

    Alex nie czuł się pijany, może tylko odrobinę szumiało mu w głowie, ale na pewno daleko mu było do stanu, kiedy to wraz z Curtisem wskoczył na barowy blat i zaczął się tam z nim rozbierać dla zabawy. Jego obecne samopoczucie również nie powinno nikogo martwić, bo nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się stracić przytomności przy tak niewielkim spożyciu alkoholu… choć właściwie nie mógł przewidywać jak to z nim będzie, bo rzadko kiedy przestawał pić tak szybko, lub jakkolwiek się ograniczał. Ale mimo wszystko uwielbiał Miszę za to, że nigdy nie robił mu o to problemów, a jeśli kiedykolwiek się o niego martwił, to starał się też o tym nie mówić.
    Uśmiechnął się do niego ładnie i wolną dłonią przykrył trzymaną rękę. To tak, jakby miał mu w ten sposób powiedzieć, że jest i nigdzie się bez niego nie ruszy.
    - No i widzę, że humor się dzieciakowi od razu poprawił – zawołał Colin i zaśmiał się po chwili, rozpraszając dłonią kłąb siwego dymu, który leciał już w jego kierunku. – Ty mały świrze – rzucił jeszcze i posłał chłopakowi szeroki uśmiech, a następnie napił się znów z butelki, by w końcu podać ją Leo i wolną dłonią odebrać mu papierosa. – Widzisz, jaka fajna zamiana? – wypalił ze śmiechem, kiedy już zaciągnął się dymem porządnie. Przeszło mu przez myśl, że gdyby Alex pozwalał mu się w ten sposób kontrolować, uniknęliby spokojnie kilku interwencji służb ratunkowych. No, ale przecież czasu nie mógł cofnąć, więc zaraz odgonił tę myśl i skupił się na siedzącym przed nim Leo, do którego znów zaczął się szczerzyć.

    OdpowiedzUsuń
  48. Noah uniósł swoje biodra raz jeszcze, żeby ułatwić Mike’owi zsunięcie z siebie bokserek, z każdą następną chwilą jakby coraz bardziej utwierdzając się w tym, co zaraz nastąpi. Wciąż towarzyszyło mu cholerne skrępowanie, jednak nie było ono silne do tego stopnia, by miał zaraz rozmyślić się, pozbierać i uciec. Właściwie, to od początku wiedział, na co się pisze, pozwalając się tutaj przywieźć. Zresztą sam chciał go tu i teraz, pomimo tego iż kompletnie go nie znał.
    Śledził wzrokiem poczynania Mike’a, próbując nie myśleć o tym, że leży przed nim całkowicie nagi i tak bardzo bezbronny. Miał jeszcze szczerą nadzieję na to, że chłopak okaże się w miarę możliwości delikatny.
    Serce waliło mu strasznie mocno, jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej, ale starał się rozluźnić możliwe jak najbardziej, choć wewnątrz szalał z podniecenia i jakiegoś niewytłumaczalnego lęku na przemian. Mimo to uśmiechnął się lekko i przesunął palcami po ręce chłopaka, na krótko przed tym, zanim poczuł go w sobie. Wtedy zacisnął palce prawej dłoni na wytatuowanym ramieniu Mike’a, zaś wolną dłoń przysunął do swoich ust, żeby choć trochę stłumić pierwszy, niekontrolowany jęk.
    Po kilku w miarę łagodnych pchnięciach, zdjął nogi z ramion chłopaka i objął go nimi w pasie, tym samym przyciągając go do siebie bliżej. Jedną dłoń ułożył swobodnie nad swoją głową, a palce drugiej wczepił we włosy Mike’a i przyciągnął go do pocałunku. Jęknął przeciągle w jego usta, kiedy tylko zetknął się z nimi swoimi wargami.

    Colin śmiał się głośno, widząc taką, a nie inną reakcję ze strony chłopaka, na swoje słowa. Leo bardzo przypadł mu do gustu i już dłużej nie mógł tego przed samym sobą ukrywać.
    - No przecież, że odprowadzę. Nie po to ciebie rozpijam, żeby cię później puścić do domu samego – rzucił ze śmiechem, biorąc znów od chłopaka butelkę i przekazując mu papierosa. Właściwie, to nie patrzył jeszcze na Leo jak na kogoś, z kim miałby być. I już nie chodziło o to, że uważał siebie za pokręconego heteryka, który przez lata uznawał jedynie Millera za jakiś miły wyjątek. W tej chwili po prostu dobrze się bawił z Leo i przyjemnie spędzało mu się czas w jego towarzystwie, więc nie miał zamiaru wychodzić ponad to, zwłaszcza że tak było w porządku. Możliwe też, że wciąż świtała mu myśl, że przecież ma przed sobą chłopaka swojego kumpla.
    Alex oprzytomniał nieco w momencie, gdy Misza podniósł się, by przejść między jego nogami i usiąść po drugiej stronie. W pierwszej chwili w ogóle nie pokojarzył dlaczego tak zrobił i dopiero po chwili domyślił się, że najprawdopodobniej przeszkadzały mu kłęby dymu papierosowego wydychane na przemian przez Colina i Leo, obu równie ucieszonych i pieprzniętych pozytywnie gości.
    Otoczył Woronina ramionami i wsłuchał się w słowa, które ten mruczał mu przy uchu.
    - Serio? – spojrzał na swojego chłopaka z niejakim niedowierzaniem, malującym się na twarzy, jednak zaraz uśmiechnął się, tak jak to miał w zwyczaju i na moment wtulił twarz w jego włosy, by zaraz odsunąć je nosem na bok i musnąć ustami jasny policzek. - Bo ja chyba czekałem, aż wreszcie to powiesz – wymruczał ze słyszalnym rozbawieniem w tonie głosu.

    OdpowiedzUsuń
  49. Ciało Noah względnie szybko przyzwyczaiło się do obecności Mike’a wewnątrz. I tak, jak poczucie dyskomfortu, wiążące się z bólem, ustąpiło w znacznym stopniu, dzięki czemu z całego zbliżenia mógł czerpać już w głównej mierze przyjemność, tak zatarło się też gdzieś to uciążliwe skrępowanie.
    Nie był zadowolony z tego, że Mike tak zwinnie uciekł mu z ustami, więc kilka kolejnych głośniejszych westchnień, oraz jęków stłumił nieco z pomocą wolnej dłoni, którą po prostu przysunął do ust i co jakiś czas przygryzał skórę na jej wierzchu. Prawdopodobnie robił to z czystej przekorności, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że wydawane przez niego dźwięki dodatkowo nakręcają chłopaka jeszcze bardziej. Dopiero z początkiem serii silniejszych pchnięć przestał się z tym hamować. Wtedy też poczuł wprawne ruchy jego dłoni na swoim mocno pobudzonym członku. Na zmianę gładził opuszkami palców skórę pleców chłopaka, by zaraz wbijać się w nią paznokciami i przeciągać nimi bezwiednie, tworząc w ten sposób wyraźnie zaczerwienione pręgi.
    Oddech miał nierówny i płytki, tak więc powietrze łapał przez rozwarte usta, które przymykał tylko wtedy, kiedy ruchy Mike’a stawały się jeszcze szybsze i intensywniejsze, przez co miał ochotę krzyczeć. Jęknął głośno i przeciągle, oznajmiając w ten sposób, to że jest już naprawdę bliski szczytu, dlatego biodrami wyszedł nieco gwałtowniej naprzeciw ruchom jego bioder i przyciągnął go do siebie jeszcze bardziej.

    Nie miał szczególnej ochoty, by siedzieć tu dłużej, skoro wszyscy gdzieś poznikali, a został już tylko sam Colin, który i tak pochłonięty był wygłupami z chłopakiem Jay’a. Co prawda dziwnie mu to wszystko wyglądało… ale z drugiej strony nie czuł się już na siłach, by to jeszcze obmyślać. Sprawa nie ucieknie, a w tej chwili zdecydowanie bardziej pasowała mu opcja udania się do domu wraz z Miszą i skierowanie się prosto do łóżka. Po prostu był już zmęczony tym całym dniem i raczej stąd to zniechęcenie. Zapewne odbijał się też na nim pobyt w szpitalu i świadomość tego, że nie wypoczął tam tyle, ile w rzeczywistości powinien, a i przyjął na to alkohol (co prawda w niewielkiej ilości), którego jednak powinien się wystrzegać.
    Z niekrytą radością przekroczył próg mieszkania i objął swojego chłopaka w pasie, kiedy ten do niego przylgnął. Uwielbiał te momenty, które stały się już dla niego częścią codzienności, bez której nie umiałby już chyba poprawnie funkcjonować. Odwzajemnił pocałunek z cichym pomrukiem zadowolenia, a później uśmiechnął się uroczo jakby w odruchu na słowa, które usłyszał. Wciąż nie umiał wykrzesać z siebie słownej odpowiedzi, nie potrafił nawet wydusić z siebie zwykłego „ja ciebie też”, jednak nie zamierzał się tym jakkolwiek przejmować, zwłaszcza że Misza do tego przywykł i na pewno wiedział, co Miller do niego czuje.
    Wypuścił go z objęć i rozebrał się wreszcie, nawet nie schylając się do butów, tylko skopując je ze stóp i zostawiając je pod ścianą tak po prostu niedbale rzucone. Udał się prosto do łazienki, gdzie nie miał zamiaru zabawić długo, a tylko wziąć szybki prysznic, wyszorować zęby i zaraz polegnąć w czarnej pościeli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Patrz, przejrzałeś mnie! – rzucił z udawanym zdumieniem i zaraz roześmiał się wesoło. - Ale tak, czy inaczej, to i tak odprowadziłbym ciebie pod sam dom – uściślił, mrugając do chłopaka okiem zaczepnie.
      Pożegnał się z Alexem i Michaelem, nawet nie próbując ich zatrzymywać, bo widział że są po prostu zmęczeni. Zresztą miał teraz Leo, a tamta dwójka i tak zajmowała się sobą, więc nie byłoby sensu rzucać za nimi błagalnych spojrzeń i pasującej do tego gadki. Po Leo również widział, że jest już nieźle wstawiony, dało się to zauważyć gołym okiem i nie było się co oszukiwać. Dlatego odstawił butelkę na stolik, o który nadal się opierał i wziął się za rozpalanie kolejnego papierosa, kiedy chłopak niespodziewanie złapał go za rękę i zaczął ciągnąć ku sobie. Colin roześmiał się lekko i usiadł posłusznie na miejscu obok Leo, zaciągając się papierosem dość mocno. I omal się tym dymem nie zakrztusił, kiedy chłopak uwiesił się na nim i pocałował go w policzek, a chwilę później rzucił konkretnym spostrzeżeniem. To nic, że dzieciak był spity i gadał to, co mu ślina na język niosła, bo dla Jonesa te słowa i tak się liczyły. Nie skomentował ich tylko, uznając że tak będzie lepiej i uraczył się dymem z papierosa po raz kolejny, tym razem przytrzymując go w płucach znacznie dłużej, niż poprzednio. Wreszcie spojrzał na Leo z nieodłącznym uśmiechem na ustach i poklepał go po policzku lekko.
      - Ktoś mi tu chyba odpływa – zaśmiał się i najpierw dźgnął go lekko palcem między żebra, a później zaczął go łaskotać.

      Usuń
  50. Kiedy było już po wszystkim, przez chwilę musiał jeszcze walczyć z nierównym oddechem, ale nie przeszkadzało mu to w tym, by mógł odwzajemnić ten delikatny pocałunek, a później posłać chłopakowi lekki uśmiech. Przygładził jeszcze swoje włosy dłonią, przy czym dotarło do niego, że w tej chwili musi wyglądać jak jakieś cholerne czupiradło i póki co nie mógł zrobić nic, oprócz pogodzenia się z tą myślą. Wsunął się więc pod kołdrę, kiedy Mike zniknął za drzwiami łazienki, w ogóle nie przyjmując do siebie tego, że mógłby zostać teraz przez niego po prostu wyrzucony. Było zbyt dobrze, by to miało się skończyć w podobny sposób. Zresztą Mike był czuły, więc Harris mógłby się zacząć obawiać dopiero wtedy, gdyby było inaczej. Swoją drogą Noah czuł się maksymalnie wyczerpany. I co prawda marzył o prysznicu, ale nie zdołałby tam dotrzeć o własnych siłach, bo nie miał nawet siły na to, by ruszyć się ledwie trochę, nawet nie wychodząc poza łóżko i sięgnąć po swoje bokserki. Dlatego tak jak ułożył się pod kołdrą, tak został i czekał, aż chłopak wróci.
    Uśmiechnął się niemrawo, kiedy został stanowczo przez Mike’a przyciągnięty. I właściwie mógłby już zasypiać, gdyby nagle nie poczuł zębów na swojej szyi. Rozbudziło go to nieco, jednak nie na tyle, by miał zaraz zerwać się z łóżka, czy coś w tym stylu. Noah machnął tylko ręką, wciąż niezbyt przytomnie, jakby opędzał się od jakiegoś latającego owada i nawet nie trafił w leżącego przy nim chłopaka, co z pewnością musiało go rozbawić.
    - Jesteś wariatem, Mike – wymruczał jeszcze sennie, w międzyczasie odnajdując jego drugie ramię i obejmując się nim szczelnie.

    Kiedy Misza przyszedł wreszcie do łóżka, Alex faktycznie spał już w najlepsze. Jednak gdy przebudził się tylko po to, by objąć chłopaka, wiedział że już nie uśnie. Czasem już po prostu tak miał, że budził się w środku nocy z przeogromną chęcią zjedzenia czegoś, czego normalni ludzie po nocach nie jedli, a i czego on, jako cukrzyk jeść raczej nie powinien. Zazwyczaj brało go na to po prostu po imprezie, więc Misza prawdopodobnie przywykł już do tego, że Miller lubił od czasu do czasu zaszyć się nocą w kuchni.
    Usiadł na łóżku i zmierzwił swoje włosy palcami, ziewając przeciągle. Wiedział, że jeśli za chwilę nie znajdzie się w kuchni i nie pożre czegoś niezdrowego, to nie zaśnie już i będzie się męczyć do samego ranka. Tak i tą myślą się przekonał, więc dźwignął się do pionu i powędrował do kuchni, mając na sobie jedynie ciemne bokserki. Tym razem o dziwo nie musiał tkwić przed otwartą lodówką i zastanawiać się nad tym, na co ma ochotę, bo wiedział już, że chce zjeść frytki i koniec. Wrzucił więc mrożoną porcję do mikrofalówki, wcześniej ustawiając ją odpowiednio, by uzyskać zadowalający efekt, a nie musieć tracić czasu przy piekarniku. W międzyczasie znalazł jakiś słodki, gazowany napój, czyli coś, czego obecnie potrzebował, a czego Michaił na ogół się wystrzegał. Napił się prosto z butelki i zaraz wyciągnął swoje upragnione, niezdrowe jedzenie z mikrofali, by udać się z tym wszystkim z powrotem do łóżka. I właściwie, to nie wiedział co go tknęło, żeby iść tam, a nie usiąść w kuchni, zjeść w spokoju i dopiero wtedy wrócić do sypialni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Colin odprowadził chłopaka pod samą kamienicę i właściwie, to miał go zostawić pod samymi drzwiami, ale kiedy zobaczył, co też ten wyprawia ze swoimi nogami, to zdecydował się pomóc mu wejść na górę. Trzymał Leo za rękę i cały czas był przygotowany na to, by złapać go, gdyby miał stracić równowagę i polecieć o tyłu. Śmiał się razem z nim, doszczętnie rozbawiony sposobem, w jakim chłopak próbował pokonywać każdy kolejny stopień, bo nie sądził, by wlał w niego tyle, by aż tak bardzo miało nim rzucać, jednak ten zdawał się tym kompletnie nie przejmować, bo wciąż bawił się w najlepsze, a przecież o to chodziło.
      Gdy już udało im się dotrzeć na to cudowne, pierwsze piętro, poczekał pod ścianą, aż Leo znajdzie klucze i otworzy mieszkanie, by pożegnać się z nim i prawdopodobnie wezwać taksówkę, gdyż nie chciało mu się tłuc do domu na piechotę. Nie przypuszczał tylko, że zostanie zaproszony do środka, więc bez zbędnych pytań wszedł tam i skierował się do wskazanych drzwi, wierząc w to że jeszcze może się do czegoś chłopakowi przydać. I dopiero, kiedy został wciągnięty do łóżka, uznał że powinien był stanowczo odesłać pijanego chłopaka do spania i iść, będąc przekonanym o tym, że dzieciak trafił do domu w bezpieczny sposób. Jednak to, że taki był plan, jakoś nie przeszkadzało Jonesowi w tym, by ulec chłopakowi i zostać z nim, chociażby na chwilę.
      - No już przytulam, ty marudo – wymruczał, wciąż z lekkim rozbawieniem, bo ani trochę nie chciało mu się wierzyć w to, co się właśnie działo. Objął chłopaka, tak jak ten sobie tego życzył i zaczął gładzić go dłonią po ramieniu, w międzyczasie głowiąc się nad tym, czy nie powinien się stąd ulotnić, kiedy Leo już uśnie.

      Usuń
  51. Noah również szybko zasnął, bo na ogół problemów z sypianiem nie miał, a w tej chwili, kiedy czuł się cholernie zmęczony, po prostu od razu się wyłączył, już nawet nie komentując słów Mike’a, a tylko przytulając się bardziej do jego ramienia.
    Obudził go dopiero dźwięk otwieranych drzwi, który w podświadomości rozespanego Noah brzmiał barbarzyńsko głośno. Przypuszczał, że to Mike po prostu krzątał się po pomieszczeniu i nie przyszło mu do głowy, by zachowywać się odrobinę ciszej. Naciągnął więc róg kołdry na głowę, usiłując jeszcze przez chwilę pospać, ale zaraz usłyszał głos, który do Mike’a z pewnością nie należał… zresztą dotarło do niego, że ten sam z sobą by nie rozmawiał.
    - Stęskniłem się za tobą, palancie – wypowiedział Dominic, posyłając Curtisowi piękny uśmiech. – A tak serio, to za piętnaście minut mamy próbę i trzeba korzystać, póki Rick jest czysty – mówił dalej, wchodząc w głąb hotelowego pokoju, z każdym kolejnym krokiem zbliżając się do Mike’a, czego Noah był już świadkiem, bo obserwował go, wychylając się minimalnie spod kołdry. Widział, jak ten nieznany mu z imienia staje przed Curtisem i z jakimś głupim rozbawieniem łapie go za ręcznik, którym miał przewiązane biodra. I wtedy Harris postanowił czym prędzej się ulotnić, gdyż wolał oszczędzić sobie oglądania podobnych scen z udziałem nieznajomego blondyna, który z Mike’iem wydawał się mieć zbyt wiele wspólnego.
    Odszukał w pościeli swoją bieliznę, którą zaraz na siebie wciągnął i dopiero wtedy wyskoczył z łóżka i zaczął ubierać się w resztę swoich rzeczy, starając się przy tym nie spoglądać w stronę chłopaków i zachowywać się tak, jakby w ogóle ich nie zauważał. Oczywiście zwrócił na siebie uwagę ich obu, przy okazji na pewno zaskakując tego, który wpadł tutaj bez uprzedzenia. Na Mike’a spojrzał dopiero wtedy, gdy był już gotowy do wyjścia. Chciał mu coś powiedzieć, jednak zacisnął usta w porę, bo wcale nie miał zamiaru robić z siebie jeszcze większego głupka przed nim, oraz przed jego znajomym. Wyszedł więc bez słowa i od razu skierował się do windy, mając nadzieję na to, że ta będzie już na niego czekać i dzięki temu zdąży stąd uciec bez żadnych krępujących pytań.

    Alex rozsiadł się na łóżku z talerzem frytek, które zdążył już zacząć jeść, podczas gdy przemierzał drogę z kuchni do sypialni. W miarę możliwości starał się zachowywać cicho, żeby nie zbudzić swojego chłopaka, dlatego zaskoczył go swoim krótkim i jakże składnym przemówieniem. Miller spojrzał tylko na Miszę, wciąż nie do końca rozbudzonym wzrokiem i uśmiechnął się, jakby nigdy nic. Fakt, kolejnych wypowiadanych przez niego słów nie zrozumiał, choć mógł się domyślić, co też ten mamrotał. Jednak nic sobie z tego nie zrobił, a to tylko i wyłącznie dlatego, że był zbyt rozleniwiony, by znów dźwigać się z łóżka i iść jeść gdzieindziej, jednocześnie nie do końca pojmując dlaczego tak bardzo irytuje tym Woronina. Przecież tylko zje w ciszy i zaraz z powrotem się położy… nawet nie będzie już robić wkoło siebie specjalnego zamieszania i nie pójdzie znów do kuchni, a mycie zębów odłoży do rana i tyle.
    No i tak jak sobie zamierzył, tak też zrobił. Kiedy skończył jeść, zostawił talerz przy łóżku, napił się jeszcze i dopiero wtedy wsunął się bardziej pod kołdrę, żeby ramieniem odnaleźć Miszę i po prostu go przytulić. Uznał, że skoro nie został oficjalnie wyrzucony z łóżka, to wszystko musiało być w porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jones westchnął ciężko i już nic nie powiedział, bo nawet gdyby zdecydował się zabrać głos, to wątpił, by Leo jeszcze kontaktował. Myślał więc dalej, nie przestając przy tym głaskać go po ramieniu, aż sam nie usnął. Co prawda zanim to nastąpiło, zdążył kilkakrotnie wyrzucić sobie to, jak popieprzonym jest kumplem dla Jay’a, skoro najpierw upija jego chłopaka, a później ulega jego namowom i zostaje z nim na noc.
      Colin jeśli już zasnął, to spał tak długo, póki całkowicie się nie zregenerował. Słońce mogło wtedy świecić mu prosto w twarz, a budynek w którym się znajdował, mógł się walić i palić, a on i tak miałby to wszystko w głębokim poważaniu, bo przecież sen zawsze okazywał się być ważniejszy. Tym razem zbudził go krzyk, po prostu. I zapewne, gdyby nie był wyczulony na ten głos, to zignorowałby to i próbowałby spać dalej w najlepsze. Jednak to był Leo, który klął, więc coś musiało się wydarzyć i ta myśl zmusiła Jonesa do uchylenia powiek i leniwego rozejrzenia się po pokoju, w którym aktualnie przebywał. Od razu spostrzegł, że chłopaka przy nim nie ma, więc w pierwszym odruchu spojrzał na drzwi, które były zamknięte i dopiero po chwili przekręcił się lekko i wychylił się za łóżko, gdzie ujrzał Leo, rozłożonego na podłodze w zabawnej pozie.
      - Co ty wyczyniasz, młody? – zadał pytanie, choć nie sądził, by miał otrzymać jakąś konkretną odpowiedź, więc zaśmiał się zaraz i wyciągnął rękę w jego stronę. – Ty, bo jak masz tam wygodniej, to idę do ciebie – ogłosił po chwili, jeszcze wyraźnie zachrypniętym głosem i zmierzwił chłopakowi włosy.
      Tymczasem Noah zdążył już przebyć drogę z hotelu do kamienicy i pomimo ogólnego zmęczenia, pokonał schody wciąż tak samo mocno poirytowany tą całą sytuacją z Mike’iem, jak na początku. Chociaż do złości dołączyło jeszcze ogólne rozżalenie i jedyne, o czym mógł w tej chwili marzyć, to ramiona Leo i to, że on go po prostu wysłucha, rzuci jakimś zabawnym tekstem i pomoże o sprawie zapomnieć choćby na chwilę.
      Wpadł więc do mieszkania, które o dziwo nie było zakluczone i od razu skierował swoje kroki do pokoju przyjaciela, z zamiarem obudzenia go i zarzucenia swoimi okropnymi problemami, jednak tak jak otworzył drzwi z impetem, tak stanął w progu i już się nie ruszył, bo kogo jak kogo, ale kumpla swojego brata się tutaj nie spodziewał.

      Usuń
  52. Miller spał jeszcze w najlepsze, podczas gdy Misza zdążył wstać, ogarnąć się i wysprzątać mieszkanie na błysk, tak jak to miał w zwyczaju. I zapewne spałby jeszcze jakiś czas, gdyby nie telefon, którego dzwonek słychać było chyba w całym domu. Przez chwilę łudził się na to, że w progu sypialni zjawi się jego chłopak i rzuci mu komórkę na poduszkę, jednak wcale się na to nie zanosiło, a ktoś nadal dobijał się , najpewniej z czymś ważnym, jak kolejna impreza, czy niezapowiedziany wcześniej wypad w trasę. Alex zwlekł się więc z łóżka niechętnie i odnalazł w spodniach to cholerne urządzenie, po czym odebrał połączenie, będąc przy tym jeszcze nie do końca przytomnym. Usłyszał Joshuę, swojego perkusistę, więc zamienił się w słuch, kiedy tylko ten napomknął o teledysku, o którym faktycznie wcześniej myśleli.
    - Pierdolisz! – rzucił tylko z niedowierzaniem i uśmiechnął się szeroko. Na tę wieść od razu się też rozbudził. Kiedy skończył rozmawiać z perkusistą, zaraz wybrał numer Kyle’a i przekazał mu to, co sam przed chwilą usłyszał. Później umówił się z nim, by przyjechał po niego swoim samochodem i po drodze mieliby też zgarnąć Colina i Jay’a. Równie ucieszony Kyle zaaprobował ten pomysł i obiecał pojawić się mniej więcej w przeciągu godziny, więc Alex zanim przedzwonił jeszcze do pozostałej dwójki, pobiegł do salonu, w którym urzędował Michaił i padł obok niego na kanapę, przeskakując zwinnie przez jej oparcie.
    - Joshua dzwonił, będziemy kręcić teledysk! – ogłosił donośnie, bo było to dla niego cholernie ważne. – Dzisiaj – dodał dopiero po chwili, przy czym uśmiechnął się szczerze i zaraz przygryzł jeden z kolczyków i uniósł brew odruchowo, domagając się jakiejkolwiek reakcji od Woronina. – I jedziesz z nami, bo dzisiaj masz wolne, hm? – dopytał, choć i tak nie przyjąłby żadnego sprzeciwu. - Nie będziesz tu siedzieć sam – zdecydował wreszcie za niego i pocałował go w czubek głowy, po czym zerknął do miski, którą chłopak trzymał na kolanach i ściągnął brwi w odruchu, bo owoców mu podbierać nie chciał. Co innego, gdyby miał tam coś słodkiego na przykład.
    - To idę się ogarnąć, bo Kyle ma być na dole za jakąś godzinę – oznajmił, zbierając się z kanapy i z telefonem przy uchu udając się do łazienki. Musiał jeszcze powiadomić Harrisa i Jonesa.

    - Ja? Śmiesznie? – wymruczał Colin z udawanym oburzeniem, lecz zaraz i tak roześmiał się lekko i roztrzepał własne włosy palcami. Następnie śledził wzrokiem rękę Leo, która ewidentnie sięgała po aparat, co jeszcze bardziej go tylko rozbawiło. – Zepsujesz sobie ten sprzęcik, jak będziesz tak pstrykać zdjęcia takim dziwadłom, jak ja, wiesz? – wypowiedział niby pouczającym tonem, w którym i tak słychać było to całe rozbawienie, jednak umilkł zaraz, kiedy drzwi do pokoju zostały gwałtownie otwarte, a w progu pojawił się brat Jay’a. Nie wyglądał najlepiej, miny również nie miał zabawnej, więc Jones postanowił siedzieć cicho.
    - Tak, to był pieprzony sadysta – mruknął Noah, w odpowiedzi na komentarz Danielsa i odruchowo zaczął poprawiać swoje włosy palcami, choć i tak nie udało mu się osiągnąć zamierzonego efektu, co tylko dodatkowo go rozdrażniło, tak samo jak lekceważące podejście do sprawy przez Leo, na którego Harris tak bardzo liczył. Zerknął jeszcze raz na spoczywającego na łóżku Colina i uniósł brew, bo miał dziwne przeczucia, które zwyczajnie mu się nie podobały.
    - Oj pierdol się, Leo! – wybuchnął Noah i zniknął z progu, nie zamykając za sobą drzwi. Nie lubił mieć robionych zdjęć, kiedy czuł się tak okropnie, jak w tej chwili. – I sam sobie rób kawę, ja idę pod prysznic! – krzyknął jeszcze, nim trzasnął drzwiami od łazienki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie powiedziałbym, że to brat Jay’a – mruknął Jones konspiracyjnym tonem, pochylając się lekko w stronę siedzącego na podłodze Leo. Jeszcze nie był świadkiem tego, by starszego Harrisa miały ponieść nerwy, więc w wyobrażeniu, jego brat był raczej o podobnym usposobieniu, a tu taka niespodzianka. No, ale zaraz był zmuszony przestać o tym myśleć i odebrać telefon, który wibrował mu w kieszeni. Dzwonił Alex, żeby poinformować radośnie o teledysku, który miał być kręcony jeszcze dziś, czyli jak zwykle spontaniczne podejście do wszystkiego.
      - Hej, ale ja się spóźnię, bo tak jakoś wyszło, że nie dotarłem jeszcze do domu – powiedział do słuchawki i uśmiechnął się do Danielsa, chwilę wcześniej robiąc zabawną minę. – To jedźcie tam, ja postaram się szybko ogarnąć i wtedy będę – zakończył i rozłączył się z westchnieniem, bo nie bardzo chciało mu się teraz zbierać, jeździć w tę i z powrotem, chociaż perspektywa świetnej zabawy przy nagrywaniu jakoś do niego przemówiła.
      - Chcesz jechać z nami, młody? – zapytał, kiedy podnosił się z łóżka.

      Usuń
  53. Samo ogarnięcie się nie zajęło Alexowi zbyt wiele czasu, bo znacznie więcej spędził go nad swoim sprzętem, który musiał ze sobą zabrać. I do przyjazdu Kyle’a był wciąż tak bardzo rozpromieniony, że byłby w stanie zbiec po schodach razem z Woroninem, jednak nie dałby rady zrobić tego z tym wszystkim, co musiał zataszczyć na dół. Tak więc puścił Michaiła przodem i po chwili doszedł do samochodu i wpakował sprzęt na jego tył.
    - Spóźni się, bo podobno tak bardzo zabalował, że jeszcze do siebie nie wrócił – odpowiedział Alex, wsiadając do auta i zamykając za sobą drzwi. – Czyli cały Jones – dopowiedział jeszcze, na co Joshua wraz z prowadzącym Kyle’em, zareagowali głośnym śmiechem. – No, to ruszaj pan! – zarządził Miller, pochylając się jeszcze do przodu, po to by móc roztrzepać włosy Parkerowi. – Stęskniłem się, bo dawno razem nie piliśmy – zarzucił mu, tonem zawiedzionego dzieciaka, po czym opadł na siedzenie i w naturalnym odruchu ułożył dłoń na nodze Miszy.
    - Jeszcze nie – westchnął Harris cicho, bo niekoniecznie zależało mu na tym, by zaraz cała ferajna musiała o wszystkim wiedzieć. Właściwie, to nie spodziewał się odzewu brata zbyt szybko. Dawał mu jakiś czas na to, by z Curtisem faktycznie mu nie wyszło, a później jeszcze trochę, nim duma by mu opadła i zdołałby przyznać się do swojego błędu, a dzięki temu mógłby się wreszcie pożalić.

    - Teledysk będziemy nagrywać, więc się zastanów dobrze, bo całkiem możliwe, że to jedyna taka okazja w życiu – roześmiał się, a później podążył za chłopakiem prosto do kuchni, gdzie oparł się o blat łokciami i śledził spojrzeniem poczynania Leo. – I generalnie sprawa jest pilna, bo chłopaki już jadą na miejsce, więc musimy się streścić – zdecydował się kontynuować, kiedy stwierdził że ruchy Danielsa są strasznie powolne, co oczywiście bawiło go i rozczulało jednocześnie.
    Noah wyszedł z łazienki, ubrany jedynie w świeżą bieliznę, oraz spodnie i w milczeniu przeszedł do własnego pokoju, czesząc przy tym swoje długie, mokre jeszcze włosy. Jones odprowadził go wzrokiem, z trudem tylko hamując się od jakiegoś zabawnego komentarza, bo nie chciał się jeszcze bardziej narażać. Spojrzał więc na Leo i ruchem głowy wskazał mu drzwi łazienki.
    - Idź się ogarniać, tylko szybko – powiedział mu, w międzyczasie sięgając po papierosa i odpalając go.
    Noah wciąż był rozżalony tym wszystkim, nawet pomimo chłodnego prysznica, który miał pomóc mu w ukojeniu nerwów i to pewnie dlatego sięgnął po swój telefon, kiedy zamknął się w pokoju i zadzwonił do brata, by powiadomić go o tym, iż jego kolega z zespołu prawdopodobnie spał z Leo. O swojej przygodzie z Mike’iem nie wspomniał, bo przeczuwał że otrzymałby jedynie pouczającą gadkę i nic poza tym. Tak więc rozłączył się, kiedy już powiedział to, co zamierzał powiedzieć i rozłożył się na łóżku, a spojrzenie wbił w sufit, zdając sobie sprawę z tego, że wcale mu nie ulżyło.

    W niecałe pół godziny wszyscy byli na miejscu, Kyle zaparkował auto pod płotem, automatycznie oceniając okolicę za niepokojącą i nieciekawą. Kilkoro ludzi od spraw technicznych już zajmowało się ustawianiem oświetlenia i tego typu rzeczami. Ktoś podszedł także do samochodu, żeby pomóc muzykom z wydobyciem instrumentów i reszty sprzętu, z którym przyjechali. I wtedy Jay wykorzystał moment, by zbliżyć się do Michaiła i o czymś mu powiedzieć.
    - Noah dzwonił. I wiem już dlaczego Colin się spóźni – wypowiedział spokojnym jak zazwyczaj tonem, jednak tym razem nie uśmiechnął się nawet minimalnie. – Wylądował u Leo na noc – uściślił, kiedy Misza spojrzał na niego pytająco. A później westchnął tylko i przeniósł wzrok na kolegów z zespołu, którzy rozproszyli się po całym planie zdjęciowym.
    Alex poszedł porozmawiać z gościem, który zdecydował się zrobić im tę przysługę i miał już nawet ogólną koncepcję na to, jak cały klip miałby wyglądać.

    OdpowiedzUsuń
  54. Jay wzruszył tylko ramionami, jakby w odpowiedzi na pytanie Michaiła. I w rzeczywistości faktycznie nie wiedział, co powinien o tym myśleć, ani jak zareagować. Nie był zły, rozżalony chyba również nie. Po prostu czuł się dość dziwnie z myślą, iż jego bądź co bądź chłopak, ściągnął do siebie na noc Colina… no i że ten drugi w ogóle nie oponował. To chyba najbardziej zbiło go z tropu, ale Woronin miał całkowitą rację z tym, by po prostu więcej o tym nie myśleć. Uśmiechnął się więc do chłopaka i tylko na chwilę położył swoją rękę na jego dłoni, na znak że słucha go i jest mu szalenie wdzięczny za okazywaną troskę. Potrzebował kogoś takiego w swoim życiu i cieszył się, że tą osobą okazał się być Michaił, którego uwielbiał skrycie już od pierwszego wejrzenia.

    W zasadzie, to jak już Colin się wreszcie ruszył z Leo, to wszystko poszło już raczej gładko i szybko. Musiał tylko względnie się ogarnąć i przebrać, a to nigdy nie zajmowało mu wiele czasu, więc Daniels nie musiał się zbytnio nudzić, kiedy Jones opuścił go na moment, by zniknąć za drzwiami własnej łazienki. Później wpakował Leo do samochodu i bez zbędnego zwlekania ruszył w drogę, by dotrzeć do wyznaczonego miejsca. I właściwie to też nie czuł się spóźniony aż tak bardzo, bo gdy wysiadał z auta, prace nad dokładnym przygotowaniem planu wciąż jeszcze trwały, a i widział też dwójkę ludzi, którzy męczyli się ze skręceniem perkusji Joshuy. Nikt też na niego nie krzyczał, więc nie musiał się z niczym gryźć, więc było w porządku. Zostawił Leo, który pobiegł do stojącego nieopodal Harrisa i poszedł do reszty, żeby się przywitać i dowiedzieć się, co jest grane. Przy okazji rzucił okiem na kilka sporych deszczownic, zawieszonych na specjalnym rusztowaniu, z których na próbę została puszczona woda, która z pewnością miała imitować cholerną ulewę i stwierdził tylko, że już zaczyna mu się ten cały pomysł podobać. Porozmawiał chwilę z reżyserem, od którego dowiedział się dokładnie, jak on to wszystko widzi i zdążył nawet spalić przy tym papierosa, zanim Leo uwiesił mu się na ramieniu ze swoim donośnym obwieszczeniem. Colin roześmiał się na jego słowa, zabrał mu aparat i podrzucił go Miszy, a później złapał go w pasie i przerzucając go sobie z łatwością przez ramię, ruszył w stronę sztucznego deszczu, ani trochę nie przejmując się tym, że kompletnie przemoczy ich obu cholernie zimną wodą na dodatek.
    - Taki cwany jesteś, to się pośmiejemy razem! – rzucił ze śmiechem, wpadając w sam środek ulewy, na co niemal wszyscy przebywający na planie również zareagowali śmiechem. Śmiał się nawet sam pomysłodawca, który jednak zaraz ogłosił, by biednego Danielsa usunąć z planu i żeby wszyscy członkowie zespołu zajęli już swoje miejsca, skoro jeden już tak śmiało wkroczył pod zimną wodę i to z własnej, nieprzymuszonej woli.

    OdpowiedzUsuń
  55. Z początku zimna woda wydawała się być nie do przyjęcia i tylko Jones na nią nie narzekał, bo małą rozgrzewkę już miał za sobą, po tym jak ze śmiechem zmoczył Leo. Jednak dość szybko każdy wczuł się w swoją rolę i dzięki temu odwalili kawał dobrej roboty, bo mieli już nakręcony fragment nadający się do teledysku.
    Alex z Colinem uważali to za świetną zabawę i faktycznie było to po nich widać, bo zachowywali się dokładnie tak, jakby dawali właśnie koncert, chociaż reszta załogi wcale nie pozostawała w tyle. Mimo wszystko, wszyscy ucieszyli się, kiedy muzyka z odsłuchu ustała, a reżyser ogłosił kilkuminutową przerwę.
    Jones odruchowo złapał się za miejsce, w które oberwał ręcznikiem od Leo i odwrócił się w jego stronę z nieodłącznym, głupkowatym uśmiechem na ustach, który zawsze idealnie maskował nawet największe zaskoczenie. Następnie zabrał mu ręcznik i wytarł w niego twarz i włosy.
    - Przecież się cieszyłeś! – wypalił w odpowiedzi i zaraz roześmiał się głośno, słysząc przytyk ze strony Joshuy. – No chodź, przytul się na zgodę – powiedział do chłopaka, od razu wyciągając do niego ręce i nim ten zdążyłby mu odskoczyć do tyłu, objął go mocno i przycisnął do siebie, na nowo mocząc mu ubranie. Harris obserwował całe zajście trzymając się raczej na uboczu, podczas gdy wycierał się podanym mu przez kogoś z ekipy ręcznikiem. Najchętniej podszedłby znów do Michaiła, chociażby po to, żeby wspólnie pomilczeć, jednak zdecydował się pozostać w miejscu, bo do Miszy biegł już Alex, który chyba jako jedyny nie przejmował się tym, że jest kompletnie przemoczony i wyglądał, jakby się z tego strasznie cieszył. Dopadł Woronina, nim ten zdążył się w ogóle zorientować, co właściwie go czeka i pociągnął go za ręce do pionu, sekundę wcześniej przerzucając sobie gitarę na plecy i objął go w pasie, przylegając do niego całym sobą z ucieszoną miną.
    - No cześć – wypowiedział idealnie parodiując typowo uwodzicielski ton i zaraz przyciągnął Miszę do pocałunku.
    - Gdybym ja wiedział, że to będzie taka impreza z prysznicami, to nie jechałbym do siebie, żeby specjalnie się ogarniać – rzucił wciąż rozbawiony Colin, prawdopodobnie tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich zebranych. – I w ogóle uważam, że powinniśmy to opić, jak już skończymy – dodał dopiero wtedy, kiedy faktycznie zyskał już tę chwilę dla siebie, kiedy większość ludzi na niego patrzyła. W międzyczasie podszedł do Kyle’a który brał się za rozpalanie papierosa, więc skorzystał z jego zapalniczki i również się od niej odpalił.
    - Niewątpliwie – odpowiedział reżyser, wyraźnie rozbawiony postawą wokalisty. – Mamy świetne zdjęcia i z taką werwą, to naprawdę uwiniemy się w jeden dzień – przyznał z zadowoleniem, rozsiadając się na swoim miejscu. – No to jeszcze chwila i jedziemy dalej, panowie – zapowiedział jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  56. Harris uśmiechnął się niemrawo, kiedy Joshua pojawił się przy nim i zagaił. Z całego zespołu, to właśnie z nim trzymał się najbardziej i chyba nawet najwięcej mu mówił, choć o Leo nie zdążył mu jeszcze powiedzieć… tak po prostu. O tym, że od jakiegoś czasu był zauroczony Michaiłem również mu nie powiedział, no ale akurat o tym nie powie raczej nikomu.
    - Colin jakoś bardziej pasuje do Leo, niż ja – wypowiedział ze spokojem, sprawiając wrażenie, jakby w ogóle nie dotyczyła go ta cała sprawa. A dotyczyła, jakkolwiek. Tyle, że wciąż nie wiedział, co powinien w związku z tym czuć i pomału dochodził do wniosku, że chyba cieszy się z takiego obrotu sprawy. Przy Colinie Daniels wydawał się być szczęśliwy jak jeszcze nigdy dotąd.
    Nie chciał mówić Parkerowi wszystkiego dosłownie, bo z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego, że wystarczy zostawić go z tą informacją na chwilę i zaraz sam się domyśli, o co naprawdę chodzi.
    Na wzmiankę dotyczącą Alexa i Miszy, Jay ponowił tylko uśmiech i zaraz odwrócił od nich swoje spojrzenie.
    - Marudzisz i nawet nie wiesz, jak jest zajebiście – rzucił Alex, wciąż wyraźnie podekscytowany tym całym wydarzeniem. – Ale zaraz zobaczysz – dodał dopiero po chwili i wziął Miszę na ręce bez żadnego problemu, po czym ruszył z nim na plan, gdzie wciąż lała się woda. Zmierzał tam szybkim krokiem, żeby chłopak nie zdążył wyrzucić mu po drodze zbyt wielu słów sprzeciwu i żeby przypadkiem nie udało mu się jakoś wyrwać z objęcia. Postawił go dopiero, kiedy zaleźli się pod jedną z deszczownic i przytrzymał go jeszcze przez chwilę przy sobie, by tak szybko nie uciekł. Wykorzystał moment i ujął jego twarz w dłonie, by zaraz pocałować go czule w usta. Później pozwolił mu już uciec, samemu pozostając jeszcze chwilę w miejscu i zagarniając palcami przemoczone włosy do tyłu. Ktoś z ekipy podał Miszy duży ręcznik i zaraz się ulotnił, a Miller pojawił się obok.
    - Tam masz moją bluzę, możesz się przebrać – powiedział mu przy uchu, palcem wskazując miejsce, gdzie zostawił ową bluzę, telefon i parę innych rzeczy. – Dzielny byłeś – szepnął jeszcze i uśmiechnął się szelmowsko, by zaraz cmoknąć go w policzek. Jakoś w ogóle nie widział problemu w tym, że wciągnął tam Woronina wbrew jego wyraźnym sprzeciwom.
    - Dobra, na jakiś czas koniec z wygłupami i wracamy do pracy – powiedział reżyser na tyle głośno, by wszyscy go dobrze usłyszeli. Wtedy Alex zmuszony był już odstąpić od Miszy i udać się znów na plan, prosto pod lodowaty natrysk, do czego już w pewnym sensie zdążył się przyzwyczaić. Zdecydowanie bardziej ucierpiał Kyle, który w przerwie osuszył się ręcznikiem najdokładniej z wszystkich i siedział w cieple, a teraz znów musiał wyjść na ten nienaturalny, przeraźliwie zimny deszcz. Jones dołączył do pozostałych standardowo spóźniony, gdyż usiłował dopalić swojego papierosa, jednak w ostateczności oddał go rozbawionemu Leo.

    OdpowiedzUsuń
  57. - Wybacz, tak jakoś wyszło – wypowiedział Jay cicho i uśmiechnął się minimalnie. – Gdybyś wyszedł z nami ostatnio, to byś się dowiedział, bo tak się złożyło, że Leo akurat też się bawił w tym samym miejscu i do nas dołączył. No i poznał Colina – wytłumaczył powoli, bez problemu przypominając sobie tamten wieczór i zaskoczenie wszystkich zgromadzonych, kiedy Daniels się zjawił. Później spojrzał na Parkera i przygryzł odruchowo dolną wargę, kiedy usłyszał jego słowa. Joshua miał rację i Jay doskonale zdawał sobie z tego sprawę i wcale nie twierdził, że rozejście się z Leo byłoby głupim rozwiązaniem, nawet kiedy ponownie spojrzał w jego stronę. I nie to, żeby kompletnie nic go przy nim nie trzymało… po prostu wszystko przez to, że tak wesoły był w towarzystwie Colina, który złym facetem nie był, a Jay szczęścia mu odbierać nie chciał. Później przeniósł wzrok na Alexa, który pędził z Miszą prosto w tą lodowatą wodę, która leciała z góry. I westchnął tylko na ten widok, bo z doświadczenia wiedział, że do najprzyjemniejszych przeżyć tego zaliczyć nie można, a i Michaił na zadowolonego nie wyglądał. Przeszło mu jeszcze przez myśl, że nigdy w życiu nie zrobiłby czegokolwiek wbrew jego woli, zwłaszcza jeżeli miałby z nim dzielić życie. No po prostu sobie tego nie wyobrażał i czasem dziwił się Woroninowi, z całym szacunkiem dla kumpla z zespołu, że on jeszcze z Alexem wytrzymywał. Bo prawdą było, że Miller swoim wariactwem dościgał samego Jonesa i z pewnością bardziej by do niego pasował, niż do takiego spokojnego i zrównoważonego Michaiła.
    Alex tylko ponowił swój głupkowaty uśmiech, kiedy Misza oznajmił mu ze spokojem, że jest na niego zły. Przez to, że nie podnosił na niego głosu, ten jakby w ogóle nie brał sobie tego do siebie. Ba, jakby te słowa były wypowiadane dla żartu, lub po prostu dla zasady, którą przecież i tak nikt by się nie przejął.
    - No jasne, że jestem. Twoim w dodatku – odpowiedział mu jeszcze, nim reżyser ogłosił koniec przerwy, przez co musiał się zebrać. Odwzajemnił ten przelotny pocałunek i dopiero wtedy pognał na plan, z powrotem przeciągając gitarę na przód.
    Zanim światła zostały znów poprawnie ustawione, a kamery ponownie ruszyły, Harris zupełnie mimowolnie śledził spojrzeniem przebierającego się Woronina. I wnet by się zagapił i zapomniał jak prawidłowo trzymać gitarę, kiedy tak stał na swoim miejscu i na niego patrzył. Zaraz, automatycznie przypomniała mu się tamta noc, kiedy Alex wylądował w szpitalu, przez co Misza zaproponował mu nocleg i wyglądał tak pięknie, gdy pojawił się w progu sypialni, by życzyć dobrej nocy. Na szczęście wyrwał go z tego bliżej nieokreślony, niski dźwięk który wydał z siebie Colin, tak po prostu, jakby w ten sposób ogłaszał swoją gotowość do dalszej pracy. Choć z drugiej strony, bardzo możliwe, że znów chciał zwrócić na siebie uwagę innych, a w szczególności Leo, do którego zaraz się wyszczerzył. Później reżyser dał znak, kamery poszły i wszyscy musieli wczuć się w klimat, by druga zwrotka wypadła równie dobrze, jak pierwsza.

    OdpowiedzUsuń
  58. Harris był strasznie wdzięczny Parkerowi za to ogólne zainteresowanie i zrozumienie praktycznie w każdej sprawie. I pewnie gdyby nie on, to dalej odwlekałby tę rozmowę z Leo, której przecież uniknąć się nie dało. Tak więc tuż po ogłoszeniu przerwy i po słowach Joshuy, Jay wyszedł na zewnątrz, przewieszając ręcznik przez ramię i odpalając sobie papierosa po drodze. Danielsa szukać nie musiał, bo ten stał nieopodal, oparty o blaszaną ścianę i również palił. Harris westchnął tylko bezgłośnie i ruszył w jego stronę, dobijając się tylko świadomością tego, iż nie zdążył jeszcze sobie dokładnie przemyśleć tego, co chciałby chłopakowi powiedzieć. Zatrzymał się przy nim zaciągnął się dymem dość mocno, zanim zdecydował się cokolwiek powiedzieć.
    - No, to mamy chwilę, żeby porozmawiać, tak jak chciałeś – powiedział spokojnie i raczej cicho, tak jak to miał w zwyczaju. Uznał, że zanim sam przejdzie do rzeczy, to lepiej będzie wysłuchać tego, co chłopak miał mu do powiedzenia.
    Tym razem, reżyser przytrzymał muzyków znacznie dłużej na planie, niż na samym początku, dlatego przerwa okazała się być naprawdę zbawienna. Wszyscy rozproszyli się znów i poszli się wycierać, a Alex opadł na wolne miejsce obok Miszy, zupełnie nie przejmując się tym, że jest całkowicie przemoczony i pochylił się lekko w jego stronę, żeby sięgnąć po długi i tęskny pocałunek, tym bardziej nie zwracając uwagi na całą widownię w postaci ekipy od nagrywania, którzy nie do końca zdążyli jeszcze przywyknąć do tego typu scen, jak na przykład członkowie zespołu, którzy widzieli już coś takiego praktycznie na co dzień.
    Colin ewidentnie się nudził, bo nie potrafił sobie znaleźć miejsca, a że Leo gdzieś mu zniknął, to nie miał się z kim wygłupiać. Domyślał się, że rozmawia sobie z Jay’em, bo ten też gdzieś przepadł, jakoś krótko po tym, jak została ogłoszona przerwa. No, pozostał mu jeszcze Miller, który obecnie obściskiwał się ze swoim chłopakiem, ale przecież nie chciał im przeszkadzać. Chociaż… czemu nie? I z tą myślą pojawił się przy nich i bez ostrzeżenia wpakował się Alexowi na kolana, przy czym własne nogi ułożył w najlepsze na szczupłych udach Miszy. Na szczęście zdawał sobie sprawę z tego, że jeśliby rozsiadł się odwrotnie, to mógłby niestety chłopaka połamać, dlatego wybrał tę bezpieczniejszą opcję.
    Wtedy Miller oderwał się od Woronina i spojrzał na Jonesa, jak na wariata, po czym parsknął głośnym śmiechem.
    - Ciebie to już do reszty pojebało przez ten zimny prysznic, co? – wypalił, usiłując zrzucić z siebie Colina, który wydawał się być tymi próbami niewzruszony.
    - Spieprzaj, ja po prostu wam zazdroszczę! – burknął Jones, jedynie przez tę chwilę udając wielce oburzonego, a później uśmiechnął się do Michaiła pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  59. Jay obserwował chłopaka przez cały czas, odruchowo analizując sobie w myślach jego zachowanie. I właściwie to Leo nie musiał już mówić czegokolwiek, bo Harris bez problemu mógł odgadnąć o co mu chodzi i do czego będzie zmierzać, przypatrując się po prostu jego postawie. W pewnym sensie był mu wdzięczny za to, że to on poruszył ten temat, dzięki czemu sam nie musiał się gimnastykować, żeby powiedzieć mu coś podobnego. Tak więc, kiedy Daniels wyrzucił już z siebie to, nad czym tyle wcześniej rozmyślał, Jay pokiwał głową spokojnie i na moment uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. I w sumie, to dopiero w tej chwili dotarło do niego, że Leo wcale nie był mu aż tak obojętny, bo gdzieś tam pojawiła się myśl, że teraz znowu będzie sam, jakkolwiek.
    - Masz rację – przyznał mniej więcej wtedy, gdy chłopak kończył swojego papierosa. Mógłby jeszcze dodać, że jednak zwyczajnie do siebie nie pasowali, ale to było tak oczywiste, że wcale nie musiał o tym wspominać. Nie miał też zamiaru już tego naprawiać, choć właśnie miał na to okazję. Wolał go puścić wolno, bo rzeczywiście nie uważał się za kogoś, kto mógłby kiedykolwiek uszczęśliwić Danielsa, jak przykładowo potrafił to robić Jones. Teraz to po prostu widział aż nazbyt wyraźnie, więc dlatego poparł decyzję chłopaka i tyle. Koniec. A później tylko odprowadził go spojrzeniem do wejścia, a sam został jeszcze przez jakiś czas w miejscu, żeby dokończyć palenie papierosa.
    - No nie wiem właśnie, gdzie go wywiało – odpowiedział Colin, wciąż będąc rozłożonym na Alexie i jego chłopaku, bo oczywiście nie przyjmował żadnych sprzeciwów, skoro było mu wygodnie, no i udało mu się zyskać czyjąś uwagę. - Pewnie się gdzieś włóczy z Harrisem, bo też go nie widzę, no i dlatego się nudzę – przyznał się po chwili i wytarł głowę w ręcznik, który Miller miał założony na ramionach. Ale zaraz dojrzał pędzącego w ich stronę Danielsa, więc wyszczerzył się odruchowo i zaśmiał się głośno, kiedy Leo poszedł za jego przykładem i również się rozsiadł, z tym że na jego nogach, co ani trochę mu nie przeszkadzało, choć Michael na zadowolonego nie wyglądał.
    - Ty go lepiej nie wpieniaj, młody – zwrócił się do Leo, kiedy ten ewidentnie zaczynał Miszę denerwować. - Nie widziałeś jeszcze do czego on jest zdolny, jak się wkurzy – dodał po chwili ostrzegawczo. W następnej kolejności oczywiście się roześmiał, bo to że wtedy w szpitalu do śmiechu mu nie było z wiadomych powodów, nie znaczyło, by nie miał teraz tego nadrobić. Na pytanie Danielsa nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo reżyser ogłosił koniec przerwy, ale tylko dla gitarzystów, gdyż miał swoją własną wizję, którą musiał zrealizować i nie należało mu się sprzeciwiać, skoro chciał dla nich jak najlepiej.
    - Złaź, grubasie – mruknął Alex, zaśmiewając się pod nosem i znów podejmując próbę zepchnięcia z siebie Jonesa. – Bo muszę iść przecież – jęknął, nadal pełen rozbawienia i dopiero wtedy Colin mu uległ i ściągnął najpierw Danielsa, a później sam podniósł się do pionu, żeby uwolnić Millera od swojego ciężaru. I kiedy Alex ruszył się na plan, Jones klapnął na jego miejsce i pociągnął za sobą Leo. Do tego czasu Harris również zdążył wrócić do środka, więc od razu wziął swoją gitarę i dołączył do Alexa i Kyle’a, by nagrać fragment, o którym wcześniej wspominał reżyser.

    OdpowiedzUsuń
  60. Noah leżał na swoim łóżku i podrzucał telefon do góry, by z zainteresowaniem śledzić wzrokiem jak ten spada prosto na poduszkę. I w zasadzie można by się zastanowić nad tym, czy to było jego jedynym zajęciem przez te kilka dłużących się godzin, podczas gdy Leo zostawił go samego w mieszkaniu.
    Harris zwrócił uwagę na Danielsa dopiero w momencie, gdy ten wskoczył mu na łóżko i przez to małe zamieszanie, które spowodował swoją obecnością, urządzenie wypadło mu z ręki.
    - Oj nie, już mi przeszło – jęknął Noah z wyraźnym zniechęceniem i zaraz powrócił do tamtej pochłaniającej zabawy telefonem. I właściwie, to Leo nie musiał go więcej namawiać, bo po dłuższej chwili Harris sam się złamał i spojrzał na przyjaciela pełnym dramatyzmu wzrokiem. Chyba po prostu był już przewidywalny pod pewnymi względami.
    - Mike, największy przystojniak z tej całej wczorajszej ekipy… - zaczął niepewnie, starając się nie używać tonu zranionej nastolatki, bo przecież na byciu wyśmianym przez Danielsa mu nie zależało. – Chyba dałem mu się tak po prostu wykorzystać. Ale w życiu bym nie powiedział, że zostanę tak potraktowany, bo przez cały czas był taki czuły i w ogóle. Do samego rana. Tyle, że nie przypuszczałem, że tak to się skończy, bo gdybym wiedział, to za cholerę bym z nim nigdzie nie jechał! – mówił nieco chaotycznie, ale chyba już nie zwracał na to uwagi. - A wyobraź sobie, że nad ranem do pokoju wpadł jakiś koleś i tak z miejsca zaczął się do Mike’a przystawiać. A on nic, jeszcze się cieszył i w ogóle zachowywał się tak, jakby mnie już tam nie było, jakbym się kurwa rozpłynął w powietrzu! – ostatnie słowa wyrzucił z siebie jeszcze głośniej, a później umilkł, jakby dopiero zdał sobie sprawę z tego, że to wciąż boli tak samo i nie ma sensu więcej mówić, bo przeczesał pomierzwione włosy palcami i padł twarzą w poduszkę.
    Tymczasem Colin, tuż po odstawieniu Leo na miejsce, pojechał na moment pod własny dom i to nie tylko dlatego, żeby względnie się ogarnąć po tym całym nagrywaniu, a głównie po to, by zostawić tam samochód, gdyż planował dziś pić bez umiaru i wolał wyeliminować możliwy kłopot, gdyby po pijaku zachciało mu się wsiadać i jeździć po mieście. Tak więc do baru, w którym wszyscy mieli się spotkać, dojechał taksówką i nim wszedł do środka, już musiał się hamować przed dzwonieniem do Leo i ponaglaniem go, by też już się ruszył i pojawił na miejscu.
    W barze byli już Kyle i Joshua, razem z Jay’em i pili już coś przy barze. Towarzyszył im również Curtis, chociaż chwilami sprawiał wrażenie, jakby się do tej trójki nie przyznawał. Wszyscy przenieśli się do dużego stolika, kiedy zjawił się wreszcie Alex z Miszą, jak zwykle nierozłączni.

    OdpowiedzUsuń
  61. - On nie jest zwykłym kutasem… - wypowiedział zdecydowanie niewyraźnie i cicho, przez poduszkę w którą nadal wciskał twarz. Dopiero po chwili odwrócił się lekko i ułożył na boku, żeby móc spojrzeć na zaabsorbowanego czekoladą Danielsa, a później odepchnąć jego rękę, bo jakoś ochoty na słodycze nie miał. I najchętniej, to przeleżałby w łóżku resztę dnia i zadręczałby się dalej myślą o tym, jak bardzo żałosny był, tyle że Leo wyskoczył z propozycją wyjścia, a raczej jakby postawił go już przed faktem dokonanym, to i nie miał sił żeby się wykłócać i puszczać go znów samego. Nie zdążył nawet odpowiedzieć, bo chłopak już wyskoczył mu z łóżka i wyszedł z pokoju. Wzmianka o Colinie dotarła do Harrisa z minimalnym opóźnieniem, zaraz przypomniał sobie o tym, jak nie w porządku się zachował względem swojego przyjaciela, tylko dlatego bo był nie w humorze i potrzebował jakoś rozładować negatywne emocje. Uznał, że wypadałoby przeprosić, więc podniósł się do siadu i ułamał kawałek czekolady, która leżała pozostawiona na łóżku, wsunął go sobie do ust, a następnie wstał i poszedł do Leo. Przystanął w progu do jego pokoju i oparł się biodrem o futrynę, przez chwilę obserwując przebierającego się chłopaka.
    - Słuchaj, zadzwoniłem wcześniej do Jay’a i powiedziałem mu o tym, że Colin z tobą spał – powiedział cicho. – Wściekły byłem przez sytuację z Mike’iem, mam nadzieję że niczego wam tym nie spieprzyłem – dodał z minimalną skruchą. Teraz, to sam zastanawiał się nad tym, dlaczego właściwie się na coś takiego zdecydował, skoro z Danielsem był znacznie bliżej, niż z własnym bratem i normalnie nigdy by go z niczym nie wydał.

    Alex roześmiał się lekko, szczerze rozbawiony słowami Curtisa, który od razu do niego przylgnął, dzięki czemu przez chwilę mógł się poczuć tak, jakby obaj cofnęli się w czasie. I to było świetne uczucie, bo wróciła ta cholerna beztroska i czas, kiedy obydwaj byli dla siebie, co pewnie nie zginęłoby, gdyby nie przeprowadzka do Stanów.
    - A ja zaczynałem wątpić w to, że się tu jednak spotkamy, bo zdawało mi się że wyrwałeś wczoraj młodszego Harrisa – pociągnął temat, kiedy zasiadali przy jednym z większych stolików, przy którym swobodnie mogła się zmieścić dziesięcioosobowa grupa. – No, chyba że wziąłeś go tylko na raz – wypowiedział znacznie ciszej, tak by jedynie Curtis mógł to usłyszeć, a później znów się zaśmiał i w naturalnym odruchu ułożył dłoń na nodze Woronina.
    Jay usiadł obok Parkera, który wręcz zmusił go do przybycia tutaj. I właściwie, to zgodził się, bo zwyczajnie nie potrafił ludziom odmawiać, a już temu panu zwłaszcza. Czuł się zdecydowanie zbyt trzeźwo, by z pozorną swobodą przebywać w towarzystwie głośnego Curtisa, jednak po swojej prawej miał Miszę, więc póki co jakoś dawał radę. Najwidoczniej Woroninowi Mike również działał na nerwy, bo zaraz odsunął się od swojego Alexa, na którym wisiał ten cały powód rosnącej irytacji, co Harrisowi ani trochę nie przeszkadzało. Miło było czuć go bliżej siebie, po prostu.
    - Nie złość się, Mike zaraz straci zainteresowanie i znajdzie sobie kogoś innego do wygłupów, bo taki już jest – powiedział Michaiłowi, pochylając się odrobinę w jego stronę, by być dobrze usłyszanym.

    OdpowiedzUsuń
  62. - Zerwaliście? Ale jak… - zdążył jeszcze wtrącić, zanim znów nie został przez Leo ponaglony do przygotowania się do wyjścia. Z niemałym zdziwieniem przyjął fakt, że dowiedział się o tym tak przy okazji i na odczepnego. Dziwnie się czuł, bo naprawdę zdążył już przyzwyczaić się do myśli, że jego najlepszy przyjaciel prowadza się z jego starszym bratem, co z początku odrobinę go śmieszyło, a teraz tak nagle musiałby się tego odzwyczaić. No cóż, znał Leo na tyle, by wiedzieć że kiedy ten wzrusza ramionami i traktuje coś lekceważąco, to nie będzie się na dany temat rozgadywać, dlatego odpuścił i wrócił do swojego pokoju, żeby przebrać się w coś bardziej wyjściowego niż luźne dresy i rozciągnięta koszulka. Zdążył jeszcze porządnie uczesać i ułożyć włosy, podczas gdy Leo jadł, a później po prostu pozwolił mu się wciągnąć do taksówki, już nawet nie próbując się z nim sprzeczać o to, że przecież spokojnie mogliby na miejsce dotrzeć na piechotę.
    Noah również dostrzegł Mike’a i w zasadzie był on pierwszą osobą, która rzuciła mu się w oczy, niemalże na samym wejściu. Uchwycił się wtedy przedramienia Leo i ścisnął je lekko, jakby chciał mu w ten sposób oznajmić, że Mike tu jest, że to ten Mike i że właściwie to nie ma mu już niczego za złe, bo przecież tak świetnie się uśmiecha… mówić nie musiał, bo miał to wszystko wymalowane na twarzy i otrząsnął się z tego nieco, dopiero gdy został pociągnięty przez Danielsa do przodu, w kierunku stolika wokół którego wszyscy siedzieli.
    - Pamiętam ją, sam bym przed nią spierdalał z podskokach! – rzucił Alex ze śmiechem, w jednej chwili dokładnie przypominając sobie rzeczoną kobietę, której mąż uczył Curtisa bębnić i kręcił go od samego początku. – Ty, a wracając do Harrisa, to widzę u ciebie wielki postęp – zaczął nagle, spoglądając na przyjaciela spod opadającej grzywki, którą zaraz zagarnął palcami do tyłu. – Zapamiętałeś jego imię! – wypowiedział głośno i wyraźnie, nie chcąc już dłużej trzymać go w niepewności, która swoją drogą cholernie go bawiła. - I do tego brałbyś więcej, niż jeden raz… dzieciak serio musi być wyjątkowy – ciągnął dalej żartobliwym tonem.
    - No to jest nas dwóch – odpowiedział Jay, posyłając Miszy minimalny uśmiech. On również Mike’a nie lubił, bo po prostu za tego typu ludźmi nie przepadał i nie potrafił za nimi nadążyć. Z Colinem i Alexem też miał z początku problem, jednak z czasem jakoś do ich zachowania przywykł, a co dodatkowo działało im na korzyść to, to że poza tendencją do wygłupów i niestwierdzoną nadpobudliwością psychoruchową, obydwaj okazywali się być naprawdę w porządku facetami.
    Obrócił głowę lekko, by móc podążyć wzrokiem za spojrzeniem Michaiła, który oznajmił przybycie jego brata, oraz Leo, ale że ani jeden, ani drugi nawet nie spojrzał w jego stronę, to znów poświęcił swoją uwagę Miszy.
    Jones uśmiechnął się szeroko na widok Danielsa i zaraz roześmiał się lekko na jego słowa.
    - Przestraszyłem się, serio! – zapewnił, od razu łapiąc chłopaka za rękę i przykładając ją sobie do klatki piersiowej. – Czujesz, jak mi serce wali? Trochę bardziej byś się postarał i trzeba by było wzywać karetkę – żartował dalej w najlepsze.
    Z kolei Noah do reszty pochłonięty był obserwowaniem Mike’a, który wesoło rozmawiał sobie z Alexem. Najchętniej przecisnąłby się jakoś między innymi i usiadłby obok niego, jednak póki co wstrzymał się i pozostał na swoim miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  63. - No pewnie masz rację, ale jakoś nie żałuję, że się w ten związek wpieprzyłem – powiedział Miller zgodnie z prawdą i posłał Curtisowi szczery uśmiech. Był całkowicie pewien swego i nieistotne było już to, że dawniej zwykł prowadzić hulaszczy tryb życia, dokładnie jak Mike, bo odkąd poznał Miszę, to przestało w ogóle mieć jakiekolwiek znaczenie. – I myślę, że gdybyś wdupił się tak przykładowo z takim Noah, to też byś nie żałował. Pomyśl, taki tyłek wyłącznie dla ciebie, na jak długo zechcesz i aż ci się nie znudzi – ciągnął dalej, choć już mniej poważnie, bo znał swojego przyjaciela naprawdę za dobrze i nie wyobrażał go sobie w związku z kimkolwiek i kiedykolwiek, bo to raczej nie był typ człowieka, który byłby w stanie przywiązać się emocjonalnie do jednej osoby, trzymać się jej i przeze wszystkim jej nie zdradzać.
    - W zasadzie, to rozmowa była krótka – odpowiedział Jay Michaiłowi i umilkł na krótką chwilę, jakby potrzebował tylko szybko zebrać myśli. – Rozstaliśmy się i to było chyba najrozsądniejszym wyjściem – wypowiedział, spoglądając na własne dłonie, których palce splatał z sobą naprzemiennie. – Zresztą, to on przyszedł z tym do mnie i gdyby sam nie zaczął tematu, pewnie dalej bym z tym zwlekał – przyznał jeszcze, wciąż nie podnosząc głosu i mówiąc na tyle wyraźnie, by zostać usłyszanym jedynie przez Woronina, choć gdyby siedzący po jego drugiej stronie Joshua wytężył słuch, z pewnością również wychwyciłby to, o czym mówili.
    Alex zaśmiał się mimowolnie na uwagę Curtisa i aż zerknął w lewo, by obrzucić spojrzeniem swojego chłopaka i Harrisa, z którym ten aktualnie rozmawiał.
    - Weź mnie nie nakręcaj, bo ostatnio sam sobie wjebałem jakąś dziwną wizję z Jay’em i przez to wylądowałem w szpitalu, nie pamiętasz? – rzucił z wcale nie mniejszym rozbawieniem, zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, które sam na siebie zrzucił tamtej nocy. Choć może w istocie tak właśnie było, bo do tej pory, pomimo pełnej świadomości tego, co mu dolega, on zachowywał się skrajnie nieodpowiedzialnie, jakby miał się za kogoś nieśmiertelnego.
    - No dobra… mam dwie żony i pięcioro dzieci – wypalił Colin w odpowiedzi i wcale nie zrobił tego tak na luzie, jak zazwyczaj, więc ktoś kto kompletnie go nie znał, byłby skłonny mu w to uwierzyć. Tylko Kyle, który siedział najbliżej niego, parsknął niekontrolowanym śmiechem, kiedy to usłyszał, jednak ani trochę nie przeszkodziło to Colinowi w ciągnięciu swojego przedstawienia. – I nie umiem śpiewać, a na koncertach jadę z playbacku… - dodał po chwili z niejaką skruchą, ale zaraz pozbył się tej dziwnej maski i zaczął się śmiać.
    W międzyczasie Noah zdążył ogarnąć Danielsa, który wręcz się na nim pokładał i już miał powrócić do pożerania Mike’a wzrokiem, kiedy nieopodal, przy stoliku pojawił się ten blondyn, który nad ranem wtargnął do hotelowego pokoju, jak do siebie…
    - Cześć wszystkim – przemówił, uśmiechając się przy tym uroczo i machając lekko do zebranych. Nawet głosu nie musiał podnosić, żeby zwrócić na siebie uwagę, bo wszyscy i tak patrzyli na niego, jak na jakieś zjawisko… w odczuciu Noah przynajmniej. – Dominic jestem – przedstawił się jeszcze, następnie przeszedł zwinnie do Mike’a i usiadł przy jego boku.

    OdpowiedzUsuń
  64. - No to bierz się za niego, debilu – polecił Miller, szturchając Curtisa między żebra z wyczuciem.
    Właściwie, to Noah tylko czekał na jakiś wyraźniejszy znak od Mike’a, żeby wstać i przedostać się na drugą stronę stolika i przy nim usiąść. Chociaż… w sumie, to chyba chciał przez jakiś czas zagrać niedostępnego, żeby to on do niego przyszedł i cokolwiek zrobił.
    Jay spojrzał na Miszę i uśmiechnął się spokojnie, co nawet naturalnie mu wyszło.
    - Ze mną wszystko dobrze. Leo też odetchnął. Tak musiało być – odpowiedział i powstrzymał się przed wzruszeniem ramionami. – To nie był taki poważny związek, jak twój i Alexa – dodał, ponawiając uśmiech.
    - A kto by nie chciał – wypalił Alex z niejaką dumą w tonie głosu, po czym parsknął śmiechem. – Bardziej bym się wkurwił, gdyby to on chciał mnie puścić kantem – uściślił po chwili i wzruszył ramieniem, choć uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Nie sądził, by Michael mógł posunąć się do jakiejkolwiek zdrady i nigdy nie dawał mu powodów, do tego typu obaw. Jednak mimo to, czasami Millerowi po prostu odbijało i snuł sobie najdziwniejsze scenariusze, tak jak ostatnio ten z Harrisem, odprowadzającym Miszę do domu.
    Kiedy rozległ się potężny ryk, oczywiście uwaga większości, w pierwszej chwili została skierowana na Jonesa, bo to właśnie on słynął z wydawania z siebie podobnych, nieludzkich dźwięków, tak po prostu znienacka i dla zabawy. Tyle, że w tej chwili na twarzy Colina malowało się niemałe zdziwienie, łączące się z podziwem, bo to Leo się wydzierał. Taki drobny i niepozorny.
    - Weź, bo się zakocham! – oznajmił mu ze śmiechem i chyba nawet mówił poważnie, bo to było pierwszym, co przyszło mu do głowy, kiedy chłopak się uciszył i dla odmiany zaczął się śmiać.
    Noah miał szczerą ochotę stąd wyjść, kiedy tylko ten cały Dominic przykleił się do Mike’a. Jednak nie chciał wychodzić na głupka i robić jakichś bezsensownych scen, z których chłopak i tak nie wyciągnąłby żadnych wniosków, dlatego objął Leo ramionami i przyciągnął go do siebie blisko, żeby mu coś powiedzieć i przy okazji sprawić wrażenie uroczej parki, która mogłaby się równać z tamtą dwójką.
    - To ten, co do Mike’a wpadł rano, opowiadałem ci – zaznaczył od razu, ściszając głos odpowiednio, żeby przypadkiem siedzący najbliżej Colin tego nie usłyszał. – Oni chyba są razem, ja zwariuję… - jęknął jeszcze, zanim odgarnął swoje włosy i odsłonił twarz Danielsa przy tym, bo wcześniej mu ją nimi zasłaniał.
    Dominic klepnął Mike’a w kolano, ściągając brwi i kręcąc głową w dość teatralny, niby pouczający sposób, bo przecież niegrzecznie było tak wyśmiewać się z czyjegoś imienia, tak jak to robił Curtis, łamiąc sobie język dla zgrywy, kiedy próbował je wymówić poprawnie, a to przecież kompletnie nie współgrało w typowo brytyjskim akcentem. Oczywiście, Wright sam roześmiał się lekko na to wszystko, bo próby wypowiedzenia jednego imienia w wykonaniu Curtisa wychodziły naprawdę uroczo, ale zaraz wychylił się minimalnie do przodu, by móc spojrzeć jeszcze raz na Michaela i posłać mu sympatyczny uśmiech. Później zerknął jeszcze tylko na Alexa, od razu orientując się że to ten, którego mógł kojarzyć z opowieści Mike’a. Wreszcie usiadł wygodnie i odruchowo ułożył podbródek na ramieniu chłopaka, przy czym przebiegł uważnym spojrzeniem po wszystkich, których widział naprzeciw siebie. Na moment zatrzymał spojrzenie na Colinie, chwilę wcześniej niemal pomijając Kyle’a wzrokiem, aż dotarł do tego szczupłego chłopaczka, którego widział dziś rano w hotelu, kiedy wpadł do Curtisa z niezapowiedzianą wizytą.
    - Jednak tak bardzo ci go nie wystraszyłem, skoro tu jest, hm? – zagadnął, unosząc brew w zaczepny sposób i uśmiechając się odpowiednio.

    OdpowiedzUsuń
  65. - Jebnięty jesteś, a nie nieszczęśliwy – roześmiał się Alex, kolejny raz tykając Curtisa między żebra, tym razem palcem. – Ja bym spróbował się ten jeden raz wysilić, gdybym był na twoim miejscu – powiedział już całkowicie na poważnie, bo przecież takie męskie rady powagi jak najbardziej wymagały. – Nic do stracenia przecież nie masz, więc nie świruj – dodał, całkowicie pewien swego i zaraz objął Miszę, kiedy ten się o niego oparł. I wtedy przestał już interesować się Curtisem, bo całą swoją uwagę poświęcił Woroninowi. Uśmiechnął się do niego i przyciągnął go do siebie bliżej, ponieważ tak czuł się znacznie lepiej.
    - Co to za tajemnice z Harrisem, co? – wymruczał tuż przy uchu chłopaka, zabawnie przeciągając samogłoski. Później odgarnął mu włosy z twarzy i pocałował w skroń delikatnie.
    - Nie, pewnie ci się wydaje – odparł Jay, odruchowo kierując spojrzenie na bar, gdzie akurat przebywało najwięcej ludzi. – Jesteś już lekko przewrażliwiony, przyznaj – powiedział po chwili, spoglądając na Parkera i posyłając mu lekki uśmiech. Wcale mu się nie dziwił, bo z pewnością sam by oszalał, gdyby trafił mu się ktoś, kto nadmiernie i ze wszystkim by go sprawdzał, ale byłby przy tym na tyle pociągający, że nie umiałby z kimś takim skończyć. I podziwiał Joshuę, że mimo wszystko, on wciąż z tą Janet był i nie myślał nawet o tym, by kiedykolwiek ją rzucić… choć może tylko nie mówił tylko na głos.
    - No to świetnie, skorzystam! – wypalił Jones, wciąż nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, czym już nawet zdołał zarazić Kyle’a, bo ten mimo że siedział prawie cały czas z nosem w telefonie, to jednak się zaśmiewał, bo o wszystkim słyszał. Colin jednak nie wziął sobie słów Leo na poważnie i w jego oczach Daniels wciąż w jakiś sposób przynależał do Harrisa, więc nic podobnego mu przez myśl nie przeszło. Zresztą wciąż miał się w głównej mierze za heteryka, a z Leo po prostu świetnie się bawił, więc nie miał zamiaru sobie tego ukrócać.
    Noah wysłuchał swojego przyjaciela uważnie, ściskając w palcach fragment jego koszulki z braku odpowiedniego zajęcia, oraz z nerwów. Westchnął głośno na koniec, bo przecież nie chciał dawać sobie spokoju z tym zjebem, jakoś psychicznie nie czuł się na to gotowy, co mogło się wydawać dość niedorzeczne, bo spędzili z sobą zaledwie jedną noc, a nad ranem gość okazał się być skończonym kutasem. Wciąż coś go do niego ciągnęło i nic nie mógł na to poradzić, a już tym bardziej czuł się bezradny, kiedy u boku Mike’a widział tego blondyna.
    - No widzisz, nie każdy musi być tak świetny, jak ja – Dominic wzruszył ramieniem, ale też uśmiechnął się w nieco łobuzerski sposób, ponieważ Curtis zbliżył się, żeby ucałować jego szyję i oczywiście przygryźć skórę w następnej kolejności, bo ten to akurat miał jakąś manię z oznaczaniem swoich zdobyczy. Już sam uśmiech Mike’a, kiedy się prostował, mógł to poświadczyć. – Gdybyś się tak ostentacyjnie ze wszystkimi nie pieprzył, to mógłbyś takiego mieć, podejrzewam że na skinienie palca. Strasznie na ciebie leci – kontynuował, w międzyczasie dyskretnie pokazując mu Noah skinieniem głowy. I szczerze bawiła go ta cała sytuacja, bo obserwatorem był świetnym, stąd od razu wychwycił zazdrość w spojrzeniu tamtego chłopaczka i momentami było mu go nawet żal.

    OdpowiedzUsuń
  66. Właściwie to i tak nieszczególnie interesowało go to, o czym jego chłopak mówił z Harrisem, ale zabawnie było się tak jeszcze przez chwilę podroczyć.
    - O, brzmi poważnie – zaśmiał się Miller, rozbawiony tą wzmianką o zabijaniu. – Czyli jednak jakieś sekreciki – mruknął znów bliżej jego ucha, które musnął swoimi ustami.
    - Ta, grzeczni. Tamta dwójka na pewno – zaśmiał się Alex po chwili, ruchem głowy wskazując Colina i Leo, którzy śmiali się po drugiej stronie stolika, chyba najgłośniej ze wszystkich. – Czekaj tylko, oni na pewno coś jeszcze odwalą, Kyle wyrwie jakąś pannę, Curtis zacznie wygłaszać wolną miłość razem z tym Dominicem, a Josh ucieknie do domu, goniony przez swoją kobietę – wymieniał tak, przeskakując spojrzeniem mniej więcej po każdym obecnym i zaśmiewał się przy tym wesoło. – No a ja będę grzeczny, tak specjalnie dla ciebie – wypowiedział po chwili, patrząc już na Miszę i uśmiechając się do niego czarująco.
    - Domyślam się, Joshua. Lecę na facetów i na tę chwilę nie jestem w stanie z jednego zrezygnować – odpowiedział mu Jay, uśmiechając się lekko raz jeszcze. Parker nie mógł mieć pojęcia, kogo Harris miał na myśli, mówiąc to. I zapewne podejrzewał, że tym kimś jest Leo, jednak byłby w ogromnym błędzie, gdyż chodziło o nikogo innego, jak o siedzącego obok Michaiła. – Ale będzie dobrze, nie przejmuj się tym – polecił mu, na krótką chwilę układając dłoń na ramieniu Parkera. I szczerze współczuł swojemu przyjacielowi, że ten męczył się niepotrzebnie w swoim związku i nijak potrafił sprawę rozegrać, żeby było mu dobrze, jednak twierdził iż sam tkwi w znacznie gorszej sytuacji, niż Joshua. Ponieważ był niesamowicie zauroczony kimś, u kogo prawdopodobnie nie miał żadnych szans, a i ten ktoś był już zajęty, oraz szczęśliwy przede wszystkim, u boku kogoś innego.
    - Twoje niedoczekanie, mały – palnął Jones, z miejsca podejmując rzucone przez Danielsa wyzwanie, po czym wstał od razu i nie czekając na bardziej oficjalne zaproszenia, ruszył w stronę baru, oczywiście łapiąc Leo za rękę i pociągając go za sobą. I zupełnie nie dbał o to, że zwróci na siebie uwagę dosłownie wszystkich ludzi, którzy gromadzili się wokoło, bo gdy tylko barman zwrócił na niego swoje spojrzenie, dając do zrozumienia że jest gotowy na przyjęcie zamówienia, Colin nabrał powietrza do płuc i bardzo donośnym i zadowalająco przeciągniętym ryknięciem, zamówił dużą butelkę Jack’a Daniels’a. Później roześmiał się swobodnie i objął Leo, spoglądając na niego z góry i mrugając zaczepnie.
    - Proszę bardzo, weź to przebij – powiedział mu, na co kilka najbliżej stojących dziewczyn, aż odeszło kawałek dalej, jakby chciały uchronić się przed utratą słuchu.
    Dominic również przewrócił oczami, choć z tą wzmianką o najzajebistszym seksie, to chyba mógł się nawet zgodzić, pomimo tego, iż tak pewien siebie osobnik, jak Curtis żadnych tego typu zapewnień nie potrzebował.
    - Ale ja wcale nie mówię tobie, żebyś się z nim wiązał na stałe, wariacie – sprostował zaraz, przeciągając ostatnie słowo zabawnie. – Co ci szkodzi się nim pobawić? – zagadnął i kontynuował dalej. – Poudawaj odpowiedzialnego, bądź dla niego kochany przez jakiś czas, albo po prostu z miejsca ustal jakieś zasady. Coś jak u nas, tyle że my od razu się zrozumieliśmy – dokończył z uśmiechem, a gdy zerknął w stronę chłopaka, o którym mówił, ten zbierał się z siedzenia i ruszał gdzieś przed siebie. – Łap go, masz fajną okazję – powiedział Curtisowi i pocałował go krótko w kącik ust. – Dam sobie tutaj radę – zapewnił jeszcze, mrugając do niego zaczepnie i uśmiechając się łobuzersko.

    OdpowiedzUsuń
  67. Miller znał chyba zbyt dobrze towarzystwo, w którym się obracał, dlatego nieszczególnie dziwiło go to, że bez problemu mógł zgadnąć, co w danej chwili najpewniej się wydarzy, choć czasem i jego udało się komuś zaskoczyć, co też było fajne.
    Uśmiechnął się do Miszy ponownie, kiedy usłyszał jego słowa, a później odwzajemnił ten lekki pocałunek.
    Jay zaśmiał się lekko na tę ostatnią uwagę Parkera, bo w zasadzie przyjaciel miał rację. Wszyscy przeszli już razem naprawdę wiele dziwnych historii, szczególnie podczas tras koncertowych, bo tam przebywali ze sobą chyba najwięcej czasu, a mając w grupie takiego Jonesa i Millera, którzy znali się nieco dłużej, naprawdę nie było czasu na nudę.
    - Nie uwierzyłbym, że mogłoby ci to przeszkadzać i zamiast nas, wolałbyś wybrać nudne i jak najbardziej normalne życie – powiedział jeszcze, wciąż wyraźnie rozbawiony jego wcześniejszymi słowami.
    Colin oparł się łokciem o ladę i patrzył na Leo z zainteresowaniem, wciąż obejmując go luźno. Ciekaw był, jak chłopak sobie poradzi, choć nie uważał, by ludzie znajdujący się w pobliżu jakkolwiek mieliby go krępować swoją obecnością. Oczywiście w pierwszej chwili udał, że popis Leo nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
    - No, było nieźle – odparł, kiedy już Daniels się wykrzyczał. – Dobra, prawie tak dobre, jak moje – powiedział po chwili, najzwyczajniej w świecie się z nim drocząc. Później przeniósł swoją dłoń na jego kark i pochylił się lekko, po to żeby cmoknąć go w usta i uśmiechnąć się szeroko, gdy tylko się odsunął. To nie było dla niego żadnym problemem, bo nieraz wygłupiał się w ten sposób z Alexem i naprawdę nie miał przed tym żadnych oporów. – Idziemy, mistrzu – zapowiedział, zgarniając z blatu butelkę, którą barman chwilę temu dla niego postawił, a następnie pociągnął Leo w stronę stolika, przy którym wszyscy siedzieli.
    Właściwie, to Noah nie do końca wiedział, dlaczego wyszedł. Przecież nie było wcale tak źle, pomimo tego, że przez cały czas siedzenia tam, miał idealny widok na Mike’a obłapującego tego swojego Dominica, a to już bolało. I starał się nie spoglądać w ich stronę, tak jak polecił mu Daniels, ale i tak czuł, że nijak do tej całej grupy pasuje. Zwłaszcza, gdy Leo pobiegł z Colinem do baru. Wtedy dobiło go poczucie, że został sam, więc poszedł za impulsem i po prostu ulotnił się, z nadzieją, że udało mu się zrobić to niezauważenie. Odetchnął kilka razy głęboko, kiedy znalazł się już na ulicy i zwolnił kroku, bo w sumie donikąd się nie spieszył, a i też nikt go nie gonił, jak mu się wydawało. Dlatego w pierwszym odruchu drgnął przestraszony, kiedy tak nagle usłyszał obok siebie znajomy głos, który nie należał do nikogo innego, jak do Mike’a… którego ani trochę się tutaj nie spodziewał, tak swoją drogą. I nie powiedział nic, tylko zerknął na niego krótko i prychnął, gdy usłyszał jego słowa. Oczywiście zmiękłby od razu, gdyby tylko nie przerwał spojrzenia i trochę dłużej popatrzył na ten cwaniacki uśmieszek, który akurat jemu wręcz idealnie pasował. I myśląc o tym, a właściwie starając się tę myśl wyprzeć, pozwolił mu się objąć, kiedy tak szli.
    - Przeszło mi chyba – skłamał ładnie i zdobył się na sztuczny uśmiech. - A twój Dominic nie jest zły o to, że zostawiłeś go tam i za mną pobiegłeś? – zadał pytanie, starając się patrzeć przed siebie i trzymać ręce przy sobie, co w towarzystwie Mike’a było naprawdę trudne, nawet pomimo jakiegoś głupiego żalu do niego, za ten cały poranek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominic niemal od razu skupił swoją uwagę na tym Michaelu, który przysiadł się do niego, niedługo po odejściu Curtisa.
      - Tak, taki miał zamiar – odpowiedział mu z miłym uśmiechem i odsunął sobie grzywkę z oka. – Powinni sobie wyjaśnić pewne sprawy, więc mam nadzieję, że Mike nie zboczył gdzieś po drodze i faktycznie złapał tego chłopaka – dopowiedział jeszcze, po czym zaśmiał się lekko. Znał Curtisa już na tyle dobrze, by móc przewidywać pewne jego zachowania i wiedzieć, że jeśli ktoś wpadnie mu w oko, to ten bez większego namysłu po prostu tego kogoś zaczepi i zapomni o tym, po co właściwie szedł. – Ile jesteście razem? – zapytał, szczerze zaciekawiony, mając na myśli jego i Alexa oczywiście.

      Usuń
  68. Alex objął Miszę luźno i pocałował go przelotnie w skroń, śmiejąc się jeszcze z tego lekkiego poruszenia przy barze, jakie spowodował Colin razem z Leo, swoim nieodłącznym kompanem od jakiegoś czasu. I w duchu stwierdził sobie, że w sumie to nie miałby nic przeciwko, gdyby ci dwaj zaczęli z sobą kręcić na poważnie, bo do siebie pasowali. I z zamyślenia wyrwał go ściszony głos swojego chłopaka, więc zwrócił się znów w jego stronę.
    - Jeszcze nie – jęknął proszącym tonem, spoglądając na niego jak dzieciak, który bardzo czegoś chce. – Przecież jestem grzeczny – dodał, bo to był już dość mocny argument, żeby tutaj zostać i miał nadzieję, że Misza mu nie odmówi. Dobra, wiedział o tym, bo był bardzo pewien swego. Dlatego uznał, że nie ma już czego negocjować, zostaną dłużej i tyle, więc pocałował Woronina jeszcze raz i zaraz podniósł wzrok na Kyle’a który coś do niego mówił.
    - A to zaskoczenie – rzucił Dominic, kiedy już Michaił mu odpowiedział. – Obstawiałem, że nie więcej niż pół roku, bo tak uroczo wyglądacie – kontynuował z nieco rozmarzonym uśmiechem, który ciężko było rozszyfrować, czy można go zaliczyć do szczerych, czy odwrotnie. – Ale co ja mogę wiedzieć o poważnych związkach – zaśmiał się lekko i machnął ręką. Nigdy nie pchał się do związków i nie zamierzał, bo chyba nie potrafiłby tak w jednej chwili odciąć się od dotychczasowego życia dla kogoś innego. Towarzyszyłoby mu dziwaczne uczucie tego, że coś gdzieś mu ucieka i że traci setki świetnych okazji na to, żeby dobrze się bawić. Zresztą, nie umiałby być dla kogoś na wyłączność, nawet dla takiego Curtisa, z którym świetnie się rozumiał i fajnie spędzało im się wspólnie czas. Jednak to, że sam nigdy w życiu by się z nikim nie związał na stałe, nie znaczyło tego, że nie miałby podziwiać takiego Michaela i Alexa, którzy wyglądali na przeszczęśliwych, nawet po dwóch latach przebywania z sobą.
    Colin właściwie od razu zauważył zniknięcie tego całego Noah, jednak sam nic na to nie powiedział. Po prostu odebrał wrażenie, że nie jest przez niego lubiany i że najprawdopodobniej to dlatego się stąd zmył, bo nie pasowało mu towarzystwo. Jones nie miał zamiaru się w to mieszać, więc wzruszył ramionami tylko i wziął się za odkręcanie butelki. Upił z niej kilka łyków, ani odrobinę się przy tym nie wykrzywiając, a później spojrzał znów na Leo i również się do niego wyszczerzył, jednak zaraz skierował swój wzrok na tę czerwonowłosą kobietę, która zaczepiła Danielsa. Uniósł brwi w pierwszym odruchu, przysłuchując się tej oryginalnej wymianie zdań, bo w życiu by nie przypuścił, że to mogłaby być matka Leo. Aż głupio się poczuł, kiedy złapał się na tym, że na chwilę, gdy ta pochylała się między nim a synem, mimowolnie utkwił spojrzenie w jej biuście. Otrząsnął się na szczęście, chwilę przed tym jak dostał papierosa od Leo. Zaciągnął się nim porządnie i uśmiechnął się głupkowato, kiedy już pozbył się dymu z płuc.
    - Fajną masz mamę, młody – palnął, spoglądając do góry, żeby jeszcze posłać uśmiech pani Daniels.
    - No wiesz, nie cieszysz się w ogóle, że mnie widzisz? – wyrzuciła Janet, spoglądając na swojego chłopaka z wyraźnym zawiedzeniem, wymalowanym na swojej drobnej twarzy. Uniosła jeszcze brwi znacząco, oczekując od Parkera słów, które zdecydowanie by ją usatysfakcjonowały, jednak zaraz i tak uśmiechnęła się ładnie i ucałowała go w kącik ust. – Po prostu strasznie się za tobą stęskniłam, miśku – wymruczała cicho, przesuwając dłońmi po rozbudowanych ramionach, by na koniec spleść z sobą palce w okolicy jego karku. W zasadzie nie interesowało jej to całe towarzystwo, bo dla niej liczył się tylko jej Joshua, jednak mimo to, jeszcze raz przebiegła spojrzeniem po wszystkich zebranych, tym razem uważniej i ucieszyła się, oraz uspokoiła bo nie zarejestrowała żadnej, nieznajomej dziewczyny, o którą mogłaby być zazdrosna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noah spojrzał na Mike’a tylko po to, żeby wyczytać z jego twarzy to, czy mówił prawdę… choć w sumie dłużej nie mógł się po prostu oprzeć i dlatego podniósł na niego wzrok. I niby ucieszył się na tę odpowiedź, jednak z drugiej strony nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć.
      - Nie jestem… - mruknął w odpowiedzi, choć Mike i tak z pewnością go przejrzał, więc nie miał zamiaru się jakkolwiek wykręcać, dlatego umilkł i uśmiechnął się mimowolnie, kiedy został ucałowany w głowę.
      Do domu było już niedaleko, więc do obmyślenia pozostawała mu jedynie kwestia tego, czy wpuścić chłopaka do środka, czy podziękować za odprowadzenie i udać niewzruszonego, co mogłoby się okazać cholernie trudne.

      Usuń
  69. - Zgadza się – Dominic przyznał rację Michaelowi, ale nie wyglądał na zawiedzionego. – Nie próbowałem i nie zamierzam próbować – uściślił jeszcze dla pewności, odruchowo zaczesując swoją przydługą grzywkę palcami, żeby nie leciała mu do oczu. – Pewnie jesteś domatorem – zagadnął nagle, tak po prostu, jakby stwierdzał fakt. I nie musiał się wykazywać swoją spostrzegawczością, żeby to zauważyć, bo widział przecież, że chłopak wcale się tutaj dobrze nie bawił. Domyślał się, że nie będzie w stanie tego zmienić, ale mógł zająć go chociażby rozmową, a to już coś.
    Colin z ochotą wyciągnął własną rękę po dłoń pani Daniels i ucałował nawet jej wierzch elegancko, po czym przedstawił się imieniem krótko. Zaraz jednak sam się roześmiał, totalnie rozbawiony słowami Leo i późniejszym oburzeniem Susan o to, że jej własny syn zwraca się do niej per matka. Nigdy nie spotkał się z takim zjawiskiem i stąd tak bardzo go to wszystko bawiło.
    - Od dzisiaj jesteście moją ulubioną rodzinką – wypalił ze śmiechem, a następnie zamienił się z Danielsem na butelkę z trunkiem, oddając mu papierosa. – A ty nie bądź niewychowany i zrób Susan miejsce – zwrócił się do Leo, idealnie parodiując poważny ton, ale i tak wreszcie znów się roześmiał i wyciągnął wolną rękę do chłopaka, żeby najpierw go objąć, a później pociągnąć do siebie i usadzić na kolanie, robiąc tym samym wolne miejsce dla matki Leo.
    - Oj, no widzisz, od razu lepiej – powiedziała Janet, na powrót już cała rozpromieniona. Później przylgnęła do Parkera bardziej, przytulając głowę do jego ramienia. W sumie niewiele jej było potrzeba do szczęścia… bo ledwie kilkunastu zapewnień o tym, że jest kochana i potrzebna, dziennie. Wystarczyło tylko to pojąć i spokojnie można było z nią koegzystować. I w zasadzie miała podejść do stolika tylko na chwilę, żeby się przywitać i ucałować swojego faceta, jednak z radością spostrzegła, że Susan wcale nie spieszyło się do odejścia, więc nie zamierzała zbierać się stąd pierwsza.
    Noah spojrzał Curtisowi w oczy i pokręcił głową lekko, starając się jakkolwiek zapanować nad własnymi emocjami. I w tej chwili żałował tego, że nie potrafił być tak konsekwentny co do własnych postanowień, jak chociażby Leo. Bo z jednej strony chciał Mike’a, skoro już tak do niego lgnął, ale z drugiej strony śmiało mógł przewidzieć, jak skończy się to kolejne spotkanie.
    - Jesteś niemożliwy Mike – wypowiedział wreszcie, poczym otworzył drzwi i pociągnął chłopaka za sobą, na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie, które zajmował razem z Danielsem. Czyli znów uległ, z pełną świadomością narażając się na kolejny zawód, zupełnie jakby wciąż było mu mało po tym poranku.
    I w zasadzie, jak już obaj znaleźli się w mieszkaniu, to chyba dopiero wtedy Noah tak na poważnie pożałował tej decyzji, no ale nic. Głupio byłoby się tak nagle wycofać, kazać Mike’owi wyjść i w ogóle. Więc sam, gdy tylko się rozebrał, umknął mu do kuchni, licząc na to, że tam jakoś się uspokoi.

    OdpowiedzUsuń
  70. Dominic z pewnością nie był taki, jak Curtis. Mógł go tylko przypominać z usposobienia, tak z samego początku, ale po głębszym poznaniu okazywał się być świetnym aktorem, który umie wpasować się w różne sytuacje, podczas gdy Mike tego nie robił, nikogo nie udawał i zawsze pokazywał prawdziwego siebie.
    - To widać – stwierdził, uśmiechając się delikatnie. – Ale to miłe, że wychodzisz i tak, żeby spędzić czas ze swoim chłopakiem – dodał, w tej chwili w ogóle nie przejmując się tym, że najpewniej odrobinę się wtrąca. Kiedy analizował sobie ludzi, lubił być bezpośredni, po prostu. Nadal tę parę w jakiś sposób podziwiał, bo dwa lata przebywania z sobą wydawały mu się rekordowym czasem, a i w jego własnym wyobrażeniu pary z takim stażem z pewnością nie wyglądały na tak szczęśliwe i zakochane w sobie tak, jak na początku.
    Jay i Alex praktycznie równo skierowali swoją uwagę na Kyle’a, z tym że to Miller uśmiechnął się szeroko, jakby doznał zbawienia. Harrisowi w sumie też było na rękę, żeby iść do baru i to właśnie tam przeczekać, aż Janet raczy odkleić się od Parkera, bo przy niej nie dało się z nim na spokojnie porozmawiać, nawet Jay’owi. Podniósł się więc z miejsca i z minimalnym uśmiechem na ustach wyminął Joshuę, trzymającego na kolanach swoją dziewczynę i doszedł do Kyle’a, właściwie nie czekając na Alexa, bo ten musiał się jeszcze rozmówić ze swoim Miszą.
    - No pewnie – rzucił Miller w odpowiedzi, bo myślami był już przy barze, jednak na chwilę udało mu się powrócić do rzeczywistości, a to za sprawą szeptu chłopaka przy swoim uchu. Alex uśmiechnął się do niego ładnie i nim wstał, pogładził jego włosy dłonią, a następnie przyciągnął go do czułego, choć niedługiego pocałunku. Dopiero wtedy umknął i dołączył do chłopaków.
    Colin roześmiał się znów głośno, kiedy usłyszał kolejne słowa Susan, tym razem teatralnie wzruszonej. Musiał objąć Leo wolnym ramieniem, żeby jakkolwiek go asekurować, bo jak się śmiał, to ciężko mu było usiedzieć w jednej pozycji. Przez chwilę tylko pomyślał o tym, czy aby nie powinien sprostować tej sytuacji i przyznać się do tego, że tak w rzeczywistości, to jest heteroseksualny i w ogóle… jednak ostatecznie zdecydował się nie ruszać tego tematu, skoro wszyscy mieli niezły ubaw. Jones umilkł tylko na moment, kiedy matka Danielsa wspomniała o Jay’u i aż sam się tym zainteresował, bo przecież nie usłyszał od Leo jak to im wszystko wyszło. Upił więc z butelki kolejne kilka łyków i spojrzał na chłopaka z zainteresowaniem i uśmiechem, który zdawał się być nieodłącznym elementem jego twarzy.
    Janet, na obecną chwilę nie wyobrażała sobie życia z kimkolwiek innym, jak z Parkerem właśnie. I była niemalże przekonana o tym, że jednego dnia wreszcie uda jej się zaciągnąć go do ołtarza, a wtedy wszystko poszłoby już z górki. Przekonałaby go nawet do dzieci i tego, że mógłby być fajnym tatą. Tak, takie były jej plany i nikt nie mógł jej ich zmienić, nawet jej Joshua.
    - Lecę, bo Susan się niecierpliwi – oznajmiła, podnosząc głowę z jego ramienia, uśmiechnęła się przepraszająco i wyślizgnęła się z objęć, stając na własnych nogach. – Do zobaczenia, kochanie – wymruczała jeszcze, pochylając się do ucha Parkera i pocałowała go w policzek, zostawiając tam ślad po szmince. Później przeszła na drugą stronę, żeby znaleźć się obok Susan i udać się z nią w inne miejsce, tak jak to planowały wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noah westchnął lekko i zaraz oblizał usta, a później przygryzł dolną wargę. I zrobiłby wszystko, byle tylko nie myśleć o Mike’u, o jego dłoniach, ustach i głosie… ale to było takie trudne, kiedy ten doskonale wiedział co robić, żeby dostać to, czego chciał.
      Zamruczał cicho, jakby w odpowiedzi na jego słowa, następnie odgarnął grzywkę, która przysłoniła mu połowę twarzy i zebrał się w sobie na to, by obrócić się do chłopaka przodem i znowu spojrzeć mu w oczy. Był przygotowany na to, żeby w razie potrzeby umknąć mu gdzieś w bok, gdyby ten miał zamiar zaraz go całować. Chciał z nim najpierw chwilę porozmawiać.
      - A później znowu mnie zostawisz? – zadał pytanie, chociaż mógł być pewien, jaką odpowiedź otrzyma. Cieszył się mimo wszystko, że udało mu się to wyznać bez większych emocji, bo gdyby miał wyglądać tak, jak dzisiaj rano, to wyszłoby to dość komicznie. Zarzucił mu ręce na ramiona, później palcami jednej dłoni pogładził go po policzku. – Bo ja chcę ciebie bardziej i na dłużej, niż noc czy dwie z rzędu… – powiedział cicho, jednak wyraźnie i dopiero wtedy przysunął się lekko, żeby musnąć ustami kolczyk, który tkwił w wardze Mike’a.

      Usuń
  71. Niemal od razu pojął to, że Michaił nie ma zamiaru rozmawiać z nim teraz o sobie. Może ukrywanie tego szło mu po prostu kiepsko, albo to Dominic zbyt dobrze znał się na ludziach i bezbłędnie potrafił rozszyfrować i ocenić ich zachowanie. Nie chciał jednak naciskać, ani nic z tych rzeczy, ponieważ sam za czymś takim nie przepadał, więc udał że nie wychwycił u chłopaka tej niechęci i jakby nigdy nic poszedł w temat, który został mu narzucony.
    - Od dziecka traktowałem muzykę poważnie – odpowiedział, wcześniej kiwając lekko głową, żeby potwierdzić informację o tym, że aktualnie gra razem z Curtisem. – W zespole gram około trzech lat, a Mike dołączył dość niedawno i zastąpił perkusistę, który nam się wykruszył – uściślił zaraz raczej ogólnie, bo tłumaczenie powodu odejścia poprzedniego perkusisty uważał w tej sytuacji za zbędne.
    Colin wypuścił chłopaka z objęcia i pozwolił mu usiąść na powrót obok siebie, choć szczerze powiedziawszy, znacznie lepiej i wygodniej siedziało mu się jeszcze chwilę temu, kiedy miał go znacznie bliżej. Nie awanturował się jednak z tego powodu, bo to byłoby raczej niedorzeczne, więc zajął się szukaniem własnych papierosów po kieszeniach spodni, które miał na sobie. I gdy wreszcie je odnalazł, wetknął jednego z nich między wargi, paczkę z resztą rzucając na stolik i przypalił końcówkę płomieniem z zapalniczki, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak mógłby zagadać jeszcze o to, co się stało z nim i Jay’em.
    - Żeście się rozeszli w końcu, czy jak? – zapytał wreszcie niewiele myśląc nad sensem słów, które z siebie wyrzucił. Po prostu był ciekaw. Chyba. I spojrzał na Leo po chwili, podając mu papierosa.
    - Aż tak źle ci z nią? – odpowiedział Alex pytaniem na pytanie, przy czym spojrzał na Parkera przelotnie, bo znacznie bardziej pochłonięty był pilnowaniem kolejki, którą stawiał im barman na zamówienie Kyle’a. Chyba był właśnie w swoim żywiole, co zapewne było po nim widać, ale też nikogo ze znajomych ten widok raczej nie dziwił.
    - Widziałem, jak wychodzą – oznajmił mu Harris, opierając swoją dłoń na jego ramieniu. – Jakoś dałeś radę – dodał, uśmiechając się delikatnie, żeby jakoś swojego przyjaciela pokrzepić. Następnie przeniósł swoje spojrzenie na Alexa, który najwidoczniej ścigał się z basistą, który szybciej opróżni swoje kieliszki. Westchnął na ten widok i zdawał sobie sprawę z tego, że najpewniej to właśnie on będzie zmuszony przerwać im tę zabawę, bo nikt inny chyba nie kierował się tutaj rozwagą. Zresztą Michaił byłby zawiedziony, gdyby Miller padł od nadmiaru spożytego alkoholu po raz kolejny i to w krótkim odstępie czasowym od poprzedniej wizyty w szpitalu.
    Noah domyślał się, że zaskoczy go swoimi słowami, dlatego nie zdziwił się tym, że spotkał się z milczeniem. I w pierwszej chwili już miał ochotę się z tego wycofać, uznać że niczego takiego nie powiedział, pocieszyć się obecnością Mike’a i później znów zmierzyć się z cholerną świadomością tego, że dla niego był tylko jednym z wielu… jednak ten wreszcie zaczął mówić i swoją odpowiedzią w sumie też niewiele go zaskoczył. Nie spodziewał się usłyszeć tego, że będzie mógł mieć go na wyłączność, bo to byłoby jakąś abstrakcją. Takich facetów, jak Mike po prostu nie dało się usidlić. Pozostawało mu jedynie uznać, że lepsze takie wyjście, niż żadne i tyle.
    Pozwolił mu się podsadzić na blat, choć wyboru raczej nie miał, skoro ten stał przed nim i to tak blisko, że nie sposób mu było odmówić. Oplótł jego biodra swoimi nogami i uśmiechnął się tylko na to pytanie, które zaraz padło, a później zajął się odpowiadaniem na każdy mocny pocałunek Mike’a.

    OdpowiedzUsuń
  72. Jones uniósł brew odruchowo, kiedy usłyszał od Danielsa tą zdawkową odpowiedź. I dobra, może spodziewał się podobnej, bo nie sądził żeby Leo miał zacząć się wielce smucić z takiego powodu, skoro na takiego nie wyglądał, tak po prostu. I przewidywał, że za chwilę chłopak wypali z jakimś niezłym tekstem, dlatego zacisnął palce na szyjce butelki pewniej, żeby przypadkiem nie wyślizgnęła mu się z ręki. I w sumie dobrze, że o to zadbał, bo kolejne słowa Leo rozłożyły go już kompletnie, przez co wybuchł głośnym śmiechem.
    - No, drugiego takiego z pewnością nie znajdę – rzucił z ciągłym rozbawieniem, a później pociągnął z butelki kilka łyków alkoholu. Uspokoił się wtedy już względnie i przez dłuższą chwilę patrzył na to, co działo się w okolicy baru, który stąd był dobrze widoczny. Widział Jay’a, który też nie wyglądał na załamanego tym zerwaniem, co w jakiś sposób trochę go podbudowało. Bo co jak co, ale nie chciał się wpieprzać między nikogo, zwłaszcza jeśli chodziło o kumpla, a z Leo naprawdę świetnie się bawił i gdyby Harris miał mieć do niego o to pretensje, to czułby się z tym niefajnie. I to głos chłopaka wyrwał go z tego lekkiego zamyślenia. Spojrzał więc na niego i odebrał papierosa, którym od razu zaciągnął się porządnie, mrużąc przy tym oczy lekko.
    -A grzeczny będzie ten dzieciak? – zadał pytanie, chwilę wcześniej wydmuchując dym w bok, żeby nie udusić Danielsa, który tak nagle się do niego przybliżył. – Bo jak jest jakiś rozwydrzony i się nie słucha, to pieprzę i nie przygarniam – powiedział jeszcze, a następnie parsknął śmiechem i palcami wolnej dłoni zmierzwił Leo włosy. – Dobra, świruję. Biorę – rzucił zaraz i mrugnął do niego zaczepnie.
    Pierwsze słowa Parkera, Alex puścił mimo uszu, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie, gdyż zajęty był wychylaniem ostatniego kieliszka, tym samym kończąc konkurencję na równi z Kyle’em, który nie wydawał się być z tego zadowolony i na pewno już szykował dogrywkę. Za to wzmianka dotycząca przejścia na pedalstwo już Millerowi nie umknęła, bo zwrócił na niego swój wzrok i uniósł brwi wysoko, w geście zaskoczenia przemieszanego z kompletnym rozbawieniem.
    - No i wreszcie gadasz z sensem, Joshua! – wypalił ze śmiechem i odruchowo przeczesał swoje włosy palcami, mierząc sylwetkę perkusisty swoim spojrzeniem. – Tyle, że jakoś nie bardzo cię widzę w tym naszym tęczowym gronie, no wybacz – roześmiał się znów, a słowa Alexa rozbawiły też samego Jay’a, który nie tak dawno temu posyłał mu pełne powagi spojrzenia. Miller głupi nie był i od razu pojął, że chodziło o alkohol, tyle że póki nikt nie zwrócił mu uwagi słownie, to miał zamiar udawać, że jest świetnie i niczego nie zauważa. Zresztą czuł się dobrze, więc nie widział w niczym problemu.
    Spojrzał na Miszę nieco zdezorientowany, bo dałby sobie rękę uciąć, że jeszcze chwilę temu widział go z basistą Curtisa i że rozmawiali, więc nie przypuszczał że ten się tutaj zjawi. Nie chciał jeszcze iść i to nie była wcale żadna nowość, bo praktycznie zawsze błagał chłopaka o to, żeby zostać jak najdłużej to było możliwe… ale kiedy Misza prosił go o wyjście dokładnie w taki sposób, jak robił to teraz, to naprawdę ciężko było się Millerowi skupić na czymkolwiek innym, poza swoim chłopakiem. Bo właściwie, to sam chciałby znaleźć się już z nim w domu, gdzie mógłby mieć go tylko i wyłącznie dla siebie i byliby całkowicie wolni od spojrzeń innych. Dlatego niewiele już myśląc, zsunął się z barowego stołka i objął Woronina w pasie, następnie pocałował go jeszcze raz w usta, a gdy przerwał, posłał Kyle’owi przepraszające spojrzenie i na migi przekazał mu, że jeszcze to sobie kiedyś odbiją i wtedy będzie mógł spróbować się zrewanżować. Później złapał Miszę za rękę i zmierzając do wyjścia, pożegnał się jeszcze przelotnie z Colinem i Leo, którzy wygłupiali się przy stole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noah leżał spokojnie przy Mike’u i patrzył na profil jego twarzy, całkiem mimowolnie zastanawiając się już nad tym, jak im to wszystko wyjdzie i czy w ogóle się uda. Miał szczerą nadzieję na to, że jednak tak, tylko nie był jeszcze pewien tego, czy jakkolwiek opłaci mu się emocjonalne zaangażowanie, dlatego póki co zamierzał pozostać chociaż odrobinę zdystansowany, ot tak dla własnego bezpieczeństwa. Tyle, że jego plan wziął w łeb, w chwili gdy Mike zwrócił się do niego przodem i po prostu mu to wszystko zburzył swoim zachowaniem… czego oczywiście Noah nie miał mu za złe. Bo to tak, jakby na pstryknięcie palców przestał już myśleć o sobie i o tym, co będzie gdy coś pójdzie nie tak i na nowo, znów miał liczyć się tylko cały Mike.
      - Jeszcze ci mało? – zapytał cicho, bo wcale nie musiał podnosić głosu, żeby chłopak mógł dobrze go usłyszeć. Zaśmiał się lekko i odciągnął jego głowę od swojej szyi, wprawdzie niechętnie, ale jednak. Następnie uniósł się na łokciu, popchnął go lekko, żeby opadł z powrotem na plecy i zaraz znalazł się na jego biodrach. – Chyba mam pomysł – rzucił z zagadkowym uśmiechem, kiedy odgarniał sobie włosy z twarzy, a później pochylił się, żeby cmoknąć Mike’a w nos i wymknąć się z łóżka, oraz zniknąć z pokoju. Udał się do kuchni, mając na sobie jedynie bokserki, które wciągnął gdzieś przy okazji i liczył na to, że w zamrażalniku znajdzie jednak to pudło lodów, które widział tam jeszcze po południu. I na całe szczęście się nie przeliczył, więc wrócił z nim do łóżka, siadając znów okrakiem w okolicy bioder Mike’a. Nabrał trochę lodów na dużą łyżkę, którą też porwał z kuchni i wsunął ją do ust powoli, przez cały czas patrząc chłopakowi w oczy i zaraz pochylił się znów do niego, tym razem żeby musnąć jego dolną wargę językiem i pocałować lekko.

      Usuń
  73. Z czystej ciekawości zajrzał Danielsowi przez ramię i zerknął w jego telefon, kiedy ten wystukiwał jakąś wiadomość, której już sama treść Jonesa rozbawiła, zanim jeszcze dowiedział się do kogo w następnej kolejności została wysłana, dzięki czemu mógł już pokojarzyć fakty i roześmiać się jeszcze donośniej.
    Droga do domu nie dłużyła mu się ani trochę i zapewne nie byłoby tak również wtedy, gdyby zdecydowali się pójść piechotą, bo w towarzystwie Leo po prostu nie dało się nudzić.
    Wpuścił Danielsa do mieszkania i zamknął za sobą drzwi, następnie rozebrał się, a chłopak już był przy nim, co wywołało szczery uśmiech na twarzy Colina.
    Przesunął dłońmi w dół boków ciała chłopaka i zatrzymał je na wysokości bioder, a później podniósł go do góry bez słowa i z łatwością przerzucił sobie przez ramię, zresztą niepierwszy już raz i wszedł w głąb swojego mieszkania, od razu kierując kroki w stronę łazienki, do której dostać się można było z sypialni. I gdy już tam dotarł, posadził Danielsa na ciemnym blacie, nieopodal umywalki i uśmiechnął się do niego szeroko. Później omiótł całe pomieszczenie wzrokiem z udawaną powagą, po czym powrócił spojrzeniem do oczu Leo.
    - Chyba nie zlokalizowałem żadnego psychopaty – oznajmił ściszonym głosem, jakby w obawie, by przypadkiem nikt inny tego nie usłyszał. – Sprawdzę jeszcze pod łóżkiem, no i w salonie – mówił dalej, tym samym konspiracyjnym tonem, wciąż opierając przedramiona na nogach chłopaka, aż wreszcie nie wytrzymał i się nie roześmiał. – Ale najpierw kuchnia, bo muszę się napić – powiedział już normalnie jak na siebie i odsunął się od Danielsa, by z szafki pod którą ten siedział, wydobyć dla niego duży, świeży ręcznik i podać mu go. – No, tylko mi się tu nie utop – rzucił jeszcze ze śmiechem i mrugnął do chłopaka zaczepnie, nim wyszedł z łazienki i zamknął za sobą drzwi.
    ♥ ♥ ♥
    Uśmiechnął się do Mike’a uroczo, kiedy wolną dłonią opierał o jego klatkę piersiową i prostował się lekko. Przez krótką chwilę przyglądał mu się po prostu i utwierdzał się tylko w tym, że podoba mu się dosłownie każdy detal jego twarzy. Lubił też te jego wszędobylskie ręce, nad którymi zapewne sam nie potrafił często zapanować, ale to był właśnie Mike, on nie mógł być inny.
    Nabrał na łyżkę kolejną porcję lodów, tym razem dla chłopaka i zbliżał się z nią do niego powoli, umyślnie się ociągając, bo zniecierpliwienie Mike’a go bawiło. Zanim dotarł wreszcie do jego ust, nieopatrznie przechylił łyżkę lekko, przez co kilka zimnych kropli spadło na jego tors, oraz szyję, co Harris skomentował tylko niewinnym oj. Dopiero wtedy pochylił się znów i najpierw musnął ustami skórę pod prawym obojczykiem chłopaka, a następnie przesunął stamtąd językiem aż do samej szyi, gdzie wgryzł się zębami z wyczuciem. I wtedy usłyszał swój telefon, który tkwił wciąż w kieszeni spodni, rzuconych niedbale na podłogę już jakiś czas temu. Nie powiedział nic, tylko wyprostował się i sięgnął po urządzenie, podejrzewając że to właśnie Leo się odzywa. Odebrał wiadomość z westchnieniem. Nie, żeby było mu głupio, że tak to się potoczyło… no, może trochę. Ale teraz, wszystko zapowiadało się przecież całkiem dobrze, a to było najważniejsze, przynajmniej dla Noah. Wystukał więc krótkie i jakże wymowne „spieprzaj Daniels” i już miał to wysyłać, jednak w porę się przed tym powstrzymał i dopisał jeszcze „tylko weź nie wal focha, jutro wyjaśnię”, wysłał, odrzucił telefon daleko, na skraj łóżka i wrócił do Mike’a.

    OdpowiedzUsuń
  74. Colin zaśmiał się równie głośno, jakby w odpowiedzi na jego słowa, w chwili gdy opuszczał łazienkę. Przeszedł wtedy do kuchni i napił się jakiegoś napoju gazowanego, wyciągniętego prosto z lodówki, a później wrócił do sypialni i poległ na łóżku, w oczekiwaniu na Danielsa.
    - Świr – roześmiał się szczerze, kiedy Leo się na niego rzucił. Przetarł swoją twarz dłonią i uśmiechnął się ponownie, całkiem odruchowo przesuwając spojrzeniem po chłopaku, który go przygniatał. – No pewnie, że jestem dumny. Zresztą jakoś nie miałbym dziś głowy do tego, żeby wymyślić gdzie ukryć zwłoki, gdybyś jednak się tam utopił – odpowiedział, siląc się na poważny ton, ale i tak zaraz znów zaczął się śmiać, jak potłuczony. Podniósł się do siadu, kiedy Daniels sturlał się na pościel, a następnie wstał, z zamiarem pójścia do łazienki. Zatrzymał się jednak przy drzwiach i spojrzał jeszcze na chłopaka. – Nie chcesz spać normalnie w mojej koszulce? Weź sobie jakąś, tam ich jest od cholery – zaproponował, wskazując na szafę, która stała pod przeciwległą ścianą. A później zamknął się wreszcie w łazience i wziął prysznic, umył zęby i pojawił się w sypialni dopiero po wszystkich tych czynnościach, z mokrymi jeszcze włosami, których nie osuszył nawet ręcznikiem, bo szkoda mu było na to czasu. Pogasił wszystkie światła i padł na łóżko, wolnym ramieniem zagarniając do siebie Leo, który wyglądał mu już na śpiącego w najlepsze.
    ♥ ♥ ♥
    Drgnął niekontrolowanie, ale zaraz roześmiał się lekko, w chwili gdy poczuł na skórze chłód bijący od lodów, którymi Mike zaczął go wysmarowywać. Cóż, mógł się tego po nim spodziewać, skoro tylko na moment spuścił go z oka. Zresztą sam miał zamiar zrobić coś podobnego, póki nie zamienili się miejscami i nie poczuł pod sobą pościeli. Ale tak też było dobrze. Ba! Wspaniale wręcz, bo w tej chwili mógł mieć Mike’a tylko dla siebie.
    Później, kiedy skończyli już jeść się wzajemnie wraz z lodami, Noah przylgnął do chłopaka i usnął, niemal od razu. Obudził się dopiero koło południa, czyli późno jak na siebie i zagryzł mocno dolną wargę, kiedy już zarejestrował to, że Mike’a przy nim nie było. Zawiódł się, bo miał ochotę obudzić się przy nim, tak normalnie. Nie tak, jak wtedy w hotelu. Westchnął głośno, uświadamiając sobie tylko tyle, że zbyt wiele od tego chłopaka oczekiwał i podniósł się z łóżka, następnie przeszedł do kuchni i wstawił wodę na kawę. Zajrzał też do pokoju Leo, ale nie zastał go tam… no tak, przecież kazał mu spieprzać, więc teraz musiał pogodzić się z tym, że przez jakiś czas pobędzie sobie sam. Wrócił do pokoju, jeszcze zanim woda zaczęła wrzeć i dopiero wtedy zauważył karteczkę, którą wcześniej musiał pominąć wzrokiem. Wziął ją do ręki i uśmiechnął się mimowolnie, spoglądając na to serduszko widniejące w rogu kartki, a później przeniósł wzrok na swoją gitarę i zaśmiał się pod nosem. Żałował tylko, że nie miał numeru do Mike’a, bo z pewnością coś by mu napisał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alex uśmiechnął się sennie, słysząc głos swojego chłopaka przy uchu, a później czując jego usta na policzku. I już miał wyciągać rękę w jego stronę, żeby wciągnąć go do łóżka i objąć ramionami i licytować się z nim o chociażby pięć minut wspólnego lenienia się, jednak ten zwinnie umknął mu, kiedy podnosił się do pionu i zaraz poległ na podłodze. Alex zareagował na to w jednej chwili, wyskoczył z łóżka niemal od razu, dzięki czemu całkowicie się już rozbudził i nie liczyło się to, że normalnie przespałby tak spokojnie do późnego popołudnia. Teraz ważny był jego Michael, który nie reagował na swoje imię, kiedy ten mówił do niego, biorąc go na ręce i przenosząc na łóżko.
      - Hej Mishka, no co ty… – zawisł nad nim i odgarniał mu włosy z twarzy, jeszcze przez chwilę mając nadzieję na to, że ten robi sobie po prostu jakieś żarty. Tyle, że on nigdy się tak nie zachowywał, nie padał na podłogę dla jaj, ani na poważnie i to strasznie Millera niepokoiło. Sięgnął więc po telefon i kiedy trzymał go już w dłoni, musiał się bardzo skupić na tym, by wklepać odpowiedni numer, bo jakoś nigdy nie musiał się martwić dzwonieniem na pogotowie, więc naturalnie wyleciało mu to z głowy. Powiedział, że jego chłopak stracił przytomność, podał adres zamieszkania i w zamian usłyszał tylko tyle, że musi poczekać na przyjazd karetki. Nie miał zamiaru oddalać się od Woronina, więc przyciągnął go do siebie ostrożnie i objął ramieniem, a wierzchem wolnej dłoni gładził go po policzku bez przerwy. Pierwszy raz się o kogoś martwił i czuł się cholernie bezradny i to tak całkiem na poważnie. Było to dziwnym i nowym uczuciem, zupełnie nieporównywalnym z tym, co czuł jako dzieciak, kiedy już odkrył prawdę o tym, co działo się u niego w domu rodzinnym.

      Usuń
  75. - Ja pierdolę – mruknął, będąc w tak brutalny sposób wyrwany ze snu. Odruchowo wsparł się też na łokciu i na oślep machnął drugą ręką, więc Daniels miał szczęście, że umknął z pola rażenia, bo inaczej zostałby zrzucony na podłogę. Westchnął po tym głośno i padł znów twarzą w poduszkę, bo potrzebował chwili na to, żeby do końca się rozbudzić, a w następnej kolejności godnie ukarać Leo za tak głupie pomysły. – Zniszczę cię – mruknął w poduszkę, przez co mógł zostać niezrozumiany przez mającego z niego ubaw chłopaka. – Więc lepiej uciekaj – dodał równie niewyraźnie, po czym podniósł się do siadu i zaraz rzucił się na Danielsa, łapiąc go pod boki, a później za ręce, by mieć pewność, że ten mu się nie wyrwie. I w ten sposób zaciągnął go do łazienki i bez większego namysłu odkręcił zimną wodę pod prysznicem, a następnie wepchnął tam chłopaka, wciąż trzymając go stanowczo, by mu nie uciekł. I patrzył z radością na to, jak ten moknie pod natryskiem z lodowatej wody, jak jego własna koszulka, w której swoją drogą Leo wyglądał przeuroczo, zaczęła przylegać do drobnego ciała. I nie wiedział, co go tknęło do tego, by wejść do niego pod prysznic i dać się zmoczyć tylko i wyłącznie po to, by być bliżej. Choć to mogłoby wydawać się jeszcze do przyjęcia i nawet wytłumaczenia na siłę, gdyby tylko nie chwycił chłopaka za kark i nie pocałował go w usta. Ale zrobił to i nie mógłby już tego cofnąć, a i w tej chwili chyba nawet by tego nie chciał.
    ♥ ♥ ♥
    Wszystko działo się stanowczo zbyt szybko, odkąd rozległo się dzwonienie do drzwi. Ratownicy pytali go o to, czy widział, jak chłopak upada i czy w wyniku upadku nie doznał jakichś obrażeń głowy. Cholera, nie pomyślał, nie sprawdził. Nie sprawdził. Nie sprawdził i chciał to nadrobić, tak samo jak rwał się do tego, żeby wziąć go na ręce i zwieźć windą na dół, do karetki. Chciał wszystko zrobić sam, w jakiejś chorej obawie przed tym, że inni coś spieprzą i że zrobią Miszy krzywdę. Jednak na nic mu nie pozwolono, jeden z sanitariuszy zajął się uspokajaniem go i zapewnił, że jeśli będzie się go słuchać, to pozwolą mu jechać z nimi do szpitala. I to chyba był odpowiedni haczyk, bo od tamtej pory już milczał, co wcale nie przychodziło łatwo, ale byłby w stanie zrobić wszystko, byle tylko mieć pewność, że z jego chłopakiem będzie wszystko w porządku.
    Z dostaniem się na salę nie miał większych problemów. Wystarczyło znaleźć własnego lekarza prowadzącego, który przekonałby innych i upoważnił do wpuszczenia go do Michaiła. Tak więc, kiedy tylko wszedł do pomieszczenia, od razu zajął miejsce przy łóżku i wlepił wzrok w spokojną twarz chłopaka. Nie podobało mu się to, że ten leży nieruchomo i nie reaguje w żaden sposób chociażby na to, jak Alex pochylił się nad nim, żeby odgarnąć mu włosy z czoła i musnąć ustami jego wargi. I znów czuł się bezradny, pomimo świadomości tego, że Misza jest tutaj bezpieczny. Oparł łokcie na skraju materaca i ukrył twarz w dłoniach, w oczekiwaniu na to, aż chłopak się obudzi. Liczył na to i nie przyjmował do wiadomości tego, by miało być inaczej. No i nie przeliczył się, całe szczęście, bo po jakimś czasie, którego Miller nie potrafił nawet sprecyzować, chłopak wreszcie otworzył oczy i nawet się odezwał. I to tak, jakby kamień spadł mu z serca, bo tak strasznie się o niego bał.
    - Przestań, nic nie zrobiłeś – wypalił w odpowiedzi, od razu unosząc się z niewygodnego krzesła i pochylając się w stronę Woronina. Pocałował go w usta czule i nie nachalnie, a gdy już się odsuwał, wziął jego dłoń i zamknął ją w swoich, ściskając lekko. – Co się właściwie stało? – zapytał i miał nadzieję, że otrzyma jakąś konkretną odpowiedź, bo sobie samemu naprawdę nie umiał tego wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  76. Objął go luźno w pasie jedną ręką, drugą wciąż trzymając w okolicy jego karku. I może, gdyby trzymał go przy sobie pewniej podczas tego pocałunku, nie poleciałby do przodu, kiedy ten się poślizgnął i stracił równowagę. Na szczęście zdołał jakoś zamortyzować ten upadek, korzystając z własnych rąk, które wylądowały po obu stronach głowy Danielsa.
    - No co ty odpierdalasz? – roześmiał się głośno, cholernie rozbawiony całą tą sytuacją. Już nawet nie czuł tego, że lecąca z góry woda była wręcz lodowata, bo dla niego to przestało mieć w ogóle jakiekolwiek znaczenie w momencie, gdy Leo odwzajemnił pocałunek. Cieszył się jednak, że nie przygniótł chłopaka całym swoim ciężarem, bo mogłoby to być tragiczne w skutkach, dla Leo oczywiście. – Serio chcesz zginąć, czy co? – kontynuował ze śmiechem, właściwie to ciesząc się w duchu na to, że ten kompletnie nieprzemyślany i spontaniczny pocałunek skończył się akurat w taki sposób. I to nie to, że było źle, albo mu się nie podobało… bo było wręcz przeciwnie i najlepsze było w tym to, że wcale nie zaskoczył siebie własną reakcją. Po prostu chyba jeszcze nie był do końca przekonany co do tego, nie chciał się do niczego zobowiązywać, ani obiecywać Danielsowi niestworzonych rzeczy.
    Zmarszczył swój nos w zabawny sposób, robiąc przy tym śmieszną minę, w chwili gdy dostał od Leo całusa. Następnie pozbierał się i stanął na własnych nogach, wyciągając ręce do Danielsa, żeby pociągnąć go do góry i pomóc mu wstać. I kiedy już upewnił się, że ten stoi stabilnie, zakręcił wodę i znów parsknął śmiechem.
    - No, to w ciuchach, czy nie, ale poranny prysznic mamy już z głowy – wypalił, mierzwiąc swoje zmoczone włosy palcami. Wydostał się z kabiny i rzucił ręcznikiem w Leo, po czym zaczął się wycierać w swój, kiedy pozbył się z siebie przemoczonej koszulki.
    ♥ ♥ ♥
    Patrzył na niego wyczekująco, bo naprawdę ciekaw był odpowiedzi, a im dłużej Michaił milczał, tym bardziej uświadamiał Alexa w tym, że jednak może znać przyczynę tej nagłej utraty przytomności, tylko nie bardzo chce mu o tym powiedzieć. Jednak Miller nie miał zamiaru go ponaglać, czekał cierpliwie, aż ten wreszcie sam się odezwie.
    - No ale jak to, że tak się czasami dzieje… - mruknął cicho, ściągając brwi odruchowo, bo naprawdę nie rozumiał tego i takie tłumaczenie wcale go nie satysfakcjonowało. Lubił mieć jasno postawioną sprawę, bez zbędnych udziwnień, bo wtedy było po prostu łatwiej. – Mnie się tak dzieje, jak się nawpieprzam słodkiego, albo gdy się zapiję, wiesz o tym. A ty? Nigdy tak nie miałeś – mówił, siląc się na spokój, bo nie zależało mu na niepotrzebnym denerwowaniu chłopaka. A później sam już umilkł i spuścił wzrok na jego dłoń, którą nadal trzymał w swoich. Może po prostu był na to wszystko za głupi, może coś przeoczył i dlatego nie potrafił właściwie sobie tej sytuacji wytłumaczyć. Akurat w przeoczaniu spraw był całkiem niezły, skoro przez lata nie potrafił dostrzec tego, że jego matka była katowana przez ojca.
    I ogólnie dziwnie mu było siedzieć na krześle, tuż obok szpitalnego łóżka, a nie odwrotnie. Bo od pewnego czasu szpitale kojarzyły mu się wyłącznie z własną chorobą, której nie kontrolował i stąd dość często tutaj trafiał. Przywykł też do tego, że to Misza siedział zawsze przy nim i głaskał czule jego dłoń, kiedy to on przykuty był do łóżka.
    Pokiwał głową machinalnie, właściwie to nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że właśnie przytakuje słowom chłopaka i jakby przystaje na jego propozycję z tym pójściem do domu i odpoczęciem. Dotarło to do niego dopiero w chwili gdy oddał już Miszy ten lekki pocałunek.
    - Nigdzie się stąd nie ruszę i najwyżej będą mnie musieli wynieść stąd siłą. Mam to gdzieś – oznajmił, jednocześnie wstając z krzesła i wpraszając się Woroninowi do łóżka. Ułożył się tuż obok niego, zwracając się do niego przodem i spoglądając mu prosto w oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Zostaję tu z tobą, słyszysz? – powiedział jeszcze stanowczo, przy czym jedna z jego dłoni przebiegła po szczupłym boku chłopaka i wreszcie objęła go.
      Nie wyobrażał sobie tego, by miał teraz tak po prostu stąd iść. I nawet, gdyby został wyproszony z sali, to i tak warowałby pod drzwiami, przesiadując na korytarzu tak długo, aż jego Misza nie zostałby wypuszczony do domu.

      Usuń
  77. Podniósł wzrok na twarz chłopaka, kiedy ten zdecydował się jednak przerwać tę chwilową ciszę i odpowiedział na wcześniej zadane pytanie. No i dobra, dostał odpowiedź, powinien więc dać spokój, ucieszyć się że jednak wszystko jest z nim w porządku, bo to była tylko utrata przytomności spowodowana osłabieniem i to wszystko… jednak on dalej nie bardzo rozumiał. Głupi nie był, wiedział na czym mniej więcej polega choroba, o której wspomniał jego chłopak, ale dziwnym było dla niego to, że po tak długim czasie przebywania ze sobą, on wcale o tym nie wiedział przede wszystkim od Miszy, ani też sam nie zauważył niczego niepokojącego. No fakt, Michael był chudy i nie jadał zbyt wiele, biegał po tych schodach, ale przecież wykonywał pracę modela, więc tak to chyba musiało wyglądać… naprawdę nie potrafił sobie tego jakoś połączyć i wytłumaczyć. I nie wiedział, co mógłby w tej chwili powiedzieć, bo nagle zaczął czuć się cholernie dziwnie z myślą, że będąc mu właściwie najbliższą osobą, nie mógł mu pomóc w żaden sposób, bo przecież dowiedział się o tym dopiero teraz, przy okazji.
    - Nie powiedziałbyś mi, gdybyś nie padł dzisiaj w domu, co? – zapytał, chociaż i tak odpowiedział już sobie na to samodzielnie. Jasne, że by nie powiedział, bo niby z jakiej racji, skoro już przez tak długi okres tę informację ukrywał. Miller nie miał do chłopaka pretensji, po prostu dziwnie się czuł, że tak to wyszło. Zaraz jednak odgonił te wszystkie myśli i nawet gładko mu to poszło, bo w jego rozumowaniu choroba znaczyła tyle samo, co problem, a tych z zasady wolał unikać.
    Przesunął palcami w górę odznaczającego się pod skórą kręgosłupa i wsunął je we włosy chłopaka na chwilę, uśmiechając się przy tym lekko.
    - Zostaję, to chyba oczywiste – odpowiedział, z typową dla siebie wesołością, zupełnie jakby wcześniejszy temat w ogóle nie był poruszany. Później złożył po kilka pocałunków na jego szyi, szczęce, oraz ustach i objął go znów mocno, jakby na potwierdzenie swoich słów.

    OdpowiedzUsuń
  78. [Jakiś wątek? :P Może Igor szuka modeli do pokazu, a ty się zgłosisz? Albo zaproponuj coś :) ]

    OdpowiedzUsuń
  79. Spojrzał na Michaiła znowu, kiedy usłyszał swoje imię. I wcale nie był jakimś wybitnie dobrym obserwatorem, był w tym raczej kiepski, ale tym razem wychwycił to, że chłopak w ostatniej chwili rozmyślił się z powiedzeniem czegoś i w zamian wypalił z czymś innym. Jednak Miller nie miał zamiaru drążyć bez sensu wypytywać, skoro nie mógł mieć stuprocentowej pewności co do tego, czy aby sobie czegoś nie ubzdurał. Zresztą uznał, że gdyby Misza faktycznie chciał mu o czymś powiedzieć, to zrobiłby to bez konieczności wypytywania. Ufał mu po prostu i już, a to że jego chłopak z powodzeniem zatajałby przed nim dalej swoją chorobę, gdyby nie to zasłabnięcie z rana, to nie miało większego znaczenia, skoro Alex wolał się na tym za bardzo nie skupiać, a już przynajmniej na tę chwilę.
    Uśmiechnął się do niego lekko i pocałował w czubek głowy, żeby zaraz przekręcić się nieco i ręką, którą wcześniej obejmował Miszę, sięgnąć do szafki, stojącej przy łóżku. Już tyle razy przyszło mu budzić się w szpitalnej sali, że po prostu wiedział już gdzie powinien szukać swoich rzeczy i całkiem odruchowo się tam kierował, już nawet nie zadając nikomu zbędnych pytań.
    - Tu powinna być – mruknął właściwie bardziej do siebie, niż do chłopaka, głównie dlatego że mówienie, podczas gdy zwisało się głową w dół, do najprzyjemniejszych czynności się nie zaliczało.
    I miał rację, bo po otwarciu drzwiczek ujrzał poskładane ubrania, telefon i tę obrączkę, o którą chłopak pytał. Na resztę nie zwrócił szczególnej uwagi, po prostu wziął ten pierścionek w palce i wrócił do Woronina, ponownie zwracając się do niego przodem. Uśmiechnął się wtedy w nieco zagadkowy sposób, biorąc przy tym jego dłoń w swoją.
    - Wyjdziesz za mnie, Mishka? – wypalił, czego w zupełności można się było po nim spodziewać i zaraz roześmiał się lekko, przy czym wsunął obrączkę na palec chłopaka, nawet nie czekając na jego odpowiedź. Chyba jeszcze nie było sytuacji, w której żarty by się go nie trzymały, bo nawet wtedy, gdy dowiedział się o własnej chorobie, to ledwie chwilę chodził przybity tą wiadomością, bo przecież szkoda mu było czasu na jakiekolwiek zmartwienia.
    Nie miał pojęcia skąd ta obrączka, nie zastanawiał się nad tym, ani nie pytał chłopaka o to, skąd ją ma, bo on ją po prostu nosił od samego początku ich znajomości i tyle. W pojmowaniu Alexa bynajmniej nie wzbudzała ona żadnych podejrzeń, ponieważ dla niego wytłumaczenie było jak najbardziej proste, czyli coś na zasadzie, że tak jak sam od paru lat wciąż się tatuował, bo po prostu to lubił, tak samo Misza mógł lubić nosić ten swój pierścionek.

    OdpowiedzUsuń