9 czerwca 2013

An elegant suicide is the final artwork.


Ian Bell

23 lata


Papierosy. Dużo tabletek. Przewlekła depresja. Problemy z zasypianiem. Blizny. Wymuszony uśmiech. Starsza siostra w innym kraju, matka od ośmiu lat w grobie, ojciec za kratami.
Marzy o śmierci i pragnie jej ponad wszystko. Dużo czyta, jeszcze więcej myśli i zdarza mu się swoje przemyślenia zapisywać na kartkach, a następnie niszczyć je. Boli go samotność, choć teoretycznie ma dla kogo żyć, w czym utwierdza się każdego kolejnego dnia, kiedy budzi się obok tego kogoś


Matka była skarbem, świętością i kimś, kogo kochało się po prostu bezwarunkowo. Była też kimś, kto zawsze wysłuchał, rozumiał i umiał wesprzeć słowem, kiedy się tego potrzebowało. Nic dziwnego, że płacz, kiedy odeszła, trwał i nie ustawał, pomimo upływających tygodni. Zniszczył ją nowotwór szpiku kostnego, który właściwie pojawił się znikąd i postępował bardzo szybko. Mogło się wydawać, że świat runął, jednak nie… wszystko toczyło się dalej, tyle że bez ukochanej mamy.
Ojciec nigdy nie był tak ważny jak matka, jednak w oczach dziecka nie mógł być całkowicie obojętny. Wciąż był istotny, bez względu na awanturę, jaką spowodował gdy dowiedział się o tym, iż jego syn jest homoseksualny. I w pojmowaniu chłopaka, nie stał się nikim nawet w chwili, gdy jednego dnia nie pojawił się już w domu. Wylądował w więzieniu, o czym nastoletni jeszcze Ian dowiedział się całkiem przypadkiem. Podobno ojciec prowadził auto pod wpływem alkoholu i to wszystko. Jednak innym razem usłyszał, że ten wjechał w szybę wystawową jakiegoś sklepu i omal nie pozbawił życia dwóch osób. Do tej pory chłopak nie wie, jak to wyglądało naprawdę, bo wcale nie próbował dociekać.
Siostra… z siostrą bywało różnie. W okresie wczesnego dzieciństwa, Lena i Ian byli zgranym rodzeństwem, ale to wypalało się z każdym przemijającym rokiem, aż wreszcie umarło. Dziewczyna nigdy nie była zbyt wylewna, nawet w stosunku do matki, którą przecież kochała tak mocno jak jej brat. Uciekła z kraju niedługo po tym, jak ojciec został zamknięty. Tak po prostu, z dnia na dzień i bez większych wyjaśnień, spakowała część swoich rzeczy i wyjechała ze swoim chłopakiem, żegnając się krótko, zupełnie jakby miała wrócić do domu następnego dnia. Ale nie wróciła. I od pięciu lat nie dała jeszcze żadnego znaku życia.
Ian nie został tak całkowicie sam. Jeszcze nie wtedy, bo miał przy sobie kogoś, kto zapewniał go o swojej miłości, potrafił rozbawić do łez i obiecywał, że już na zawsze przy nim będzie. Z tym, że akurat on miał w zwyczaju obiecywać wiele rzeczy. Na przykład to, że zadzwoni, kiedy będzie daleko, że nie będzie podrywać innych chłopaków, albo że już więcej nie da sobie w żyłę. I pewnie żyłby nadal i kłamał dalej, a Ian wierzyłby w każde kolejne słowo, gdyby nie to, że pewnego dnia przeholował z tym ostatnim.
Jednak życie toczyło się dalej, czas wcale nie stanął w miejscu, tylko sam Ian zmienił się odrobinę. Zamknął się w sobie, stał się beznamiętny, przez dość długi czas nikogo do siebie nie dopuszczał. Zaczął zadawać sobie dużo pytań odnośnie tego, czego oczekiwał od życia i na żadne nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Pisał listy do matki, żadnego nie kończąc i spalał je płomieniem z zapalniczki. Przeczytał wiele książek psychologicznych, wypalił niezliczoną ilość paczek papierosów i spędził noce na wymyślaniu sobie własnej śmierci.
Nie do końca wie, dlaczego chciałby umrzeć. Wcale nie chodzi mu o to, by spotkać w zaświatach swoją ukochaną matkę, nie. Bo w rzeczywistości nie potrafi znaleźć dla tego pragnienia jakiegokolwiek racjonalnie brzmiącego wytłumaczenia. Po prostu wie, że się zabije i wie również, że zrobi to jeszcze w tym roku.

23 komentarze:

  1. Arthur spał spokojnie i z pewnością łoskot rozbijanego naczynia nie był czymś, co miało go obudzić, bo znacznie lepszą pobudką byłby już nawet dźwięk budzika, który przynajmniej nie rozbrzmiewał w środku nocy.
    Zapewne zignorowałby dźwięk i spał dalej gdyby nie to, że zarejestrował z niechęcią fakt zniknięcia z łóżka osoby, tej ważnej, tej która mogła z nim spać, mieszkać, a nawet miała pozwolenie na to, by wprowadzać go stan delikatnej irytacji.
    Stwierdzając, że takie dźwięki w środku nocy i brak osoby imieniem Ian obok, również w środku nocy nie zwiastuje nic przyjemnego podniósł się łóżka wspomagając się stojącą nieopodal szafką. Nie chciał się fatygować i odszukać swojej kuli, po prostu wspomagając się meblami, ścianami i doskonałą znajomością rozmieszczenia wszystkich sprzętów w mieszkaniu, dotarł do kuchni, a mianowicie do włącznika światła.
    Gdy jasność zalała pomieszczenie zmrużył oczy, które musiały przywyknąć do oświetlenia, więc dopiero po chwili zarejestrował, że na podłodze walają się nie tylko kawałki szkła, ale także Ian.
    - Wątpię, żeby leki które przyjmujesz skutkowały lunatykowaniem i wyjmowaniem dzbanków z lodówek, a przy tym mam nadzieję, że nie zrobiłeś tego celowo – oświadczył spokojnie, nieprzychylnie patrząc na chłopaka i w tej chwili żałując, że ruszył się nawet o te kilka metrów bez kuli, bo z tej odległości mógłby przynajmniej Ianowi przyłożyć.
    Złapał się kantu szafki kuchennej i opierając się na blacie dotarł do chłopaka i udało mu się przy tym nie stanąć na jeden z kawałków przeźroczystego szkła. Usiadł na podłodze obok niego i przyjrzał się jego stopie, w którym ewidentnie tkwił jeden z elementów dzbanka.
    - Miła pobudka Ian, aż żałuję, że niehumanitarnym byłoby szycie ci nóg razem, żebyś dupy z łóżka nie ruszał – oznajmił po prostu, prawie żartobliwym tonem. – Cieszysz się, że trzeba będzie z tym się zgłosić do szpitala? Bo ja wprost nie mogę się doczekać aż tam trafimy.

    OdpowiedzUsuń
  2. - Nic się nie stało, poczekam aż szkło w nodze mi zarośnie i stanę się drugą kaleką w tym związku – wypowiedział wręcz parodiując sposób mówienia Iana, był na niego zły już za to, że na siebie nie uważał, a ten jeszcze śmiał doprowadzać do jakichkolwiek dyskusji z osobą, która w tym wypadku wiedziała o kosmos lepiej co jest dla niego dobre.
    Arthur westchnął ciężko widząc jak Ian odgarnia szkło. Czasami wręcz tracił siły i tę szczątkową nadzieję na to, że jeszcze będzie dobrze, bo na normalność tu już dawno nawet liczyć przestał.
    Podpierając się lewą ręką o podłogę uklękną i tą samą kończyną sięgnął do dłoni Iana, która niby nigdy nic nadal zajmowała się elementami z dzbanka, leżącymi na podłodze. Splótł ich palce i przelotnie przyjrzał się twarzy Bella, ale za to już wiedział, że święci się nie tylko ogarnięcie jego pokaleczonej stopy, ale również i jej właściciela.
    - Chociaż raz siedź grzecznie na tyłku i nigdzie się nie ruszaj – wypowiedział do chłopaka i puścił jego rękę. Jednak szkło tkwiące w jego nodze było teraz priorytetem i nie mógł zacząć zajmować się stanem jego psychiki.
    Znów pomagając sobie meblami, które na szczęście ustawione były w strategicznych miejscach, pokuśtykał do łazienki.
    Oczywiście, że w mieszkaniu, na porządku dziennym nie było u niego robienia opatrunków, ale jednak wszystkie potrzebne rzeczy do tego miał i zgarnął je z szafki, która wisiała niedaleko sporego lustra. Szkoda tylko, że w tym całym wyposarzeniu nie było narzędzi potrzebnych do zszycia rany, bo ta na stopie Iana z pewnością była zbyt głęboka, żeby zostawić ją tak sobie i czekać aż zarośnie.
    Wrócił do kuchni, na to samo miejsce przy Bellu, a kiedy usiadł ostrożnie, prawie czuje poprowadził nogę chłopaka w swoją stronę i kiedy miał już do niej dostęp przyjrzał się wszystkiemu dokładniej.
    Kawałek szkła nie tkwił aż tak głęboko, jak się tego spodziewał, ale to ten największy najbardziej utrudniałby pokonanie drogi z ich mieszkania do windy, a później na dole wejście do taksówki.
    Nawet nie ostrzegał, że wszystko będzie raczej nieprzyjemne, bo to było przecież oczywiste, więc przystąpił najpierw do delikatnego przemycia wszystkiego, a później do wyciągnięcia tego największego kawałka szkła, bo w kilka mniejszych nie miał zamiaru się bawić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie, Arthur nawet nie brał pod uwagę faktu, że Ian mógłby stawiać opór i wszczynać kłótnie o to, czy udadzą się do szpitala, czy też nie. Zasadniczo z góry zakładał, że w takich kwestiach to on miał rację i w razie dyskusji nawet nie siliłby się na sensowną, albo wybitnie rozbudowaną argumentację.
    Iana zaciągnął do szpitala, a na miejscu oczywiście musiał już grzecznie czekać, aż lekarz dyżurny skończy zajmować się chłopakiem, bo przecież upoważniony nie był wejść z nim do gabinetu i tłumaczyć jak rodzic za dziecko, jaki to niefortunny wypadek się przytrafił w środku nocy.
    Kiedy wrócili do domu Arthur pomimo tego, że sam szedł o swojej kuli i tak pomagał przejść chłopakowi trasę od taksówki, aż do ich mieszkania, a właściwie sypialni.
    Przy łóżku po prostu Bella puścił, by ten swobodnie mógł runąć na mebel z powodu nagłego braku wsparcia w ustaniu prosto.
    Spojrzał na zegarek i z niechęcią stwierdził, że za kilka godzin będzie musiał się stawić w pracy i zapewne będzie wtedy niewyspany, nieprzyjemny oraz zupełnie nie będzie się nadawał do tego, by rozmawiać z pacjentami.
    Odłożył kulę i usiadł na skraju łóżka, plecami do Iana. Musiał odetchnąć, raz, a później drugi i już znowu wszystko było z nim w porządku, znowu był tą osobą, która jest święcie przekonana, że z Ianem jeszcze będzie dobrze, że z nimi jeszcze będzie świetnie, a wystarczy do tego tylko zmiana sposobu postępowania, czy nawet lekarstw.
    - Brawo mistrzu, kolejne szwy, tylko z następnym szyciem mam nadzieję, że poczekamy aż ściągną ci te – wypowiedział układając się na łóżku w pełnym ubraniu i patrząc odrobinę nieprzychylnie na sufit, jakby ten mu coś zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Arthur zwalczył w sobie chęć uświadomienia Ianowi, że skoro nie wypominał mu setki innych wybryków to i do tego wydarzenia raczej nie będzie powracał, ponieważ zwyczajnie nie widział w tym sensu.
    - Uspokój się Ian – wypowiedział spokojnie, a później przewrócił się na bok, aby być przodem do pleców chłopaka. Wyciągnął dłoń w stronę Bella, a później przesunął palcem wzdłuż jego kręgosłupa.
    Jedyne, czego w tej chwili chciał i oczekiwał to spokojna reszta nocy, za stary był już na takie zrywanie się o barbarzyńskiej porze po to, aby wyciągać ukochaną przez siebie osobę do szpitala.
    Wędrował tak palcem po plecach chłopaka, w górę i w dół, rysując przy tym niewidoczną linię, jednak zaprzestał gdy usłyszał kolejne słowa chłopaka.
    Cofnął rękę. Potrzebował dosłownie trzech sekund by przełknąć i przyjąć do wiadomości to oświadczenie, które po prostu mu się nie podobało, ale w tej jednej chwili i kwestii po prostu trudno było mu zachować się fachowo.
    - Następne, kolejne i jeszcze jedne – stwierdził gorzko, bo inaczej nie potrafił niżeli w ten sposób wypowiadać się na ten temat. – Ale to nic Ian, bo jesteśmy tak samo uparci jeśli już sobie coś postanowimy – oznajmił po prostu i po raz kolejny wyciągnął rękę w jego stronę, jednak tym razem po to, żeby chwycić stanowczo jego biodro i zmusić do przewrócenia się na drugi bok.
    Kiedy już mógł spojrzeć w jego twarz nie miał wątpliwości, że chłopak po prostu starał się tym razem wszystko w sobie zdławić.
    Przysunął się do niego, zmniejszył dystans do minimum i kiedy miał twarz Iana na wysokości własnej klatki piersiowej pogłaskał go po roztrzepanych włosach i pocałował w czubek głowy, jednoznacznie dając mu tym samym do zrozumienia, że ma dowolność co teraz zrobi czy zacznie ryczeć, czy mówić, czy najzwyczajniej w świecie zaśnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Arthur jak zasnął, tak spał jak zabity i pewnie byłby w stanie przeciągnąć swój odpoczynek aż do południa, gdyby nie dźwięk budzika, który gwałtownie wyrwał go ze snu. W tej chwili urządzenie było jego wrogiem numer jeden, a takowego należało jak najszybciej wyeliminować. Sięgnął więc ręką za siebie, odnalazł na szafce nocnej budzik i w efekcie zrzucił go na podłogę, by ten w końcu się uciszył, bo wciśnięcie odpowiedniego guzika było przecież ponad siły kaleki.
    - Nigdzie dzisiaj nie idę, zwalę to na ciebie, powiem, że mnie wymęczyłeś. Jak myślisz, co pomyślą? – wypowiedział i jak na człowieka, który został przed chwilą obudzony to mówił całkiem przytomnie.
    Odetchnął i nadal nie otwierając oczu, pocałował Iana w przypadkowe miejsce. Mógł zgadnąć, że trafił na nieokrytą część ramienia i pewnie miał rację, bo jeśli chodzi o ciało Bella to miał je przestudiowane dokładniej, niż książki prawiące o tajemnicach ludzkiego umysłu. To było zwyczajniej ciekawsze niż jakieś tomiszcza.
    - Właśnie zdałem sobie sprawę, że skoro obaj jesteśmy na chwilę obecną kalekami, to nie mogę cię gonić, żebyś zrobił kawę. Nawet nie wiesz, jakie to straszne Ian – wypowiedział dramatycznym tonem i tym razem pocałował chłopaka trochę wyżej, w zagłębienie szyi.
    W końcu raczył otworzyć oczy i w pierwszym odruchu jego spojrzenie przesunęło się po twarzy leżącego obok chłopaka. Jakby się przed tym nie bronił, tak zdążył polubić budzenie się przy nim, co było niewłaściwe, bo przecież Bell miał te swoje plany.

    OdpowiedzUsuń
  6. - Powiem ci szczerze, że nie wyobrażam sobie ciebie jako człowieka, który miałby być niewyżyty. A nawet jeśli już sobie to wyobrażę to wygląda przezabawne – oświadczył spokojnie, ale dopiero po chwili, jakby faktycznie starał się jakkolwiek zwizualizować podsuniętą myśl. – Jakoś ze sobą wytrzymuję bez problemów, więc nie rozumiem, że ty mógłbyś mieć co do tego jakiekolwiek uwagi – oznajmił, przy okazji korzystając z faktu, że chłopak odchylił głowę i całując delikatnie jego grdykę.
    Odsunął twarz od szyi Iana i podparł głowę na zgiętej ręce, dzięki czemu mógł spokojnie kontemplować twarz Bella, na której spotkał zjawisko tak rzadkie, jak deszcz na Saharze, bowiem Ian się uśmiechał.
    - Mam zamiar zostać, nawet jeśli będziesz chciał się mnie pozbyć – odpowiedział całując jeszcze kącik ust chłopaka i przyglądając się dokładnie jego oczom, jakby liczył, że tam dowie się, czego w dniu dzisiejszym powinien się spodziewać, aby się na różne okoliczności ewentualnie przygotować.
    Kiedy niczego się przez te dwie czy trzy sekundy nie dowiedział, postanowił odsunąć się od Bella i cokolwiek zrobić, bo w końcu zasnął w pełni ubrany.
    Dotarłszy do krawędzi łóżka sięgnął po kulę, którą mógłby odnaleźć nawet na oślep, bo zazwyczaj znajdowała się w tym samym miejscu. Wraz ze chwilą, jak wstał jego noga zaalarmowała z powodu zmiany miejsca, ale nie skrzywił się ani odrobinę, po prostu w pamięci odnotował, że będzie musiał zjeść trochę tabletek.
    - Chcesz kawę czy śpisz dalej? – zapytał, zwracając się do leżącego na łóżku Bella.

    OdpowiedzUsuń
  7. Arthur wysłuchał Iana, przetrawił jego słowa i dopiero po chwili doszedł do wniosku, że chłopak chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jak mało jest ludzi, którzy po prostu oznajmiają innym, że w niedalekiej przyszłości mają zamiar popełnić samobójstwo. Nawet jeśli, zazwyczaj jest to tylko czcze paplanie, które w konsekwencji pozostaje tylko paplaniem przy czym niektórzy nie przejawiają nawet oznak chęci samozniszczenia.
    - Ian, uważasz, że każdy przychodzi i mówi mi, że ma zamiar się zabić? – zadał pytanie retoryczne i westchnął. – Poza tym, skoro mnie nie będzie na pewno ktoś przyjdzie w zastępstwo, jeśli jakiś człowiek będzie czuł potrzebę ogłoszenia o swoim rychłym samobójstwie to z pewnością znajdzie się ktoś, kto mu odpowie coś iście podręcznikowego – odpowiedział w końcu, uznając, że chłopak jednak zasłużył sobie na to, chociażby wytrzymywaniem z nim poza gabinetem lekarskim. – Nie musisz się więc martwić o wszystkich tych nieszczęśliwych ludzi – oznajmił i wzruszył lekko ramionami.
    Zmarszczył nos, bo zdecydowanie nie odpowiadała mu prośba Iana, wolałby jasną odpowiedź, że chce po prostu spać dalej, ale to byłoby za łatwe, a Arthur, co tu dużo mówić, szybko by się wtedy znudził.
    - W porządku, zrobię ci kawę – oznajmił po prostu, nawet nie musiał się wdawać z Bellem w jakąkolwiek dyskusję, bo i tak postawiłby na swoim, a chłopak żadnych tabletek by z pewnością nie dostał, a to automatycznie niemal zmuszało do wybrania opcji wypicia wspólnie kawy.
    Już bez słowa poszedł do kuchni, gdzie rozbite szkło przypomniało mu, że trzeba jednak najpierw posprzątać, bo w innym wypadku i któraś z jego nóg zostanie okaleczona. Chwilę mu pozbycie się szkła z podłogi zajęło, bo było to zadanie dość trudne, skoro nie można było ustać swobodnie na dwóch nogach po to, żeby nawet pozamiatać, czy zebrać pozostałości z dzbanka.
    Dopiero później przygotował kawę, przy czym swoje tabletki połknął już w kuchni, ale pomimo tego momentami nieznośnego bólu w nodze nie marudził, nie krzywił się, po prostu wrócił do sypialni z dwoma kubkami, które z łatwością utrzymywał w jednej, wolnej ręce, a które później ustawił na szafce przy łóżku, by móc spokojnie na nim usiąść.
    Wziął do ręki leżący nieopodal telefon i zadzwonił, aby poinformować o swojej nieobecności w ciągu całego dnia. A gdy zakończył rozmowę czuł się dziwnie ze świadomością, że ma cały dzień siedzieć w domu.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dzień dobry. Ciekawa karta, aż przykro się robi.
    Może jakiś wątek z Levi? Niestety, nie mam pomysłu, chociaż powiązanie przychodzi mi do głowy.
    Może kiedyś, kiedyś Ian i Levi uczęszczali do jednego psychologa/psychoanalityka/psychiatry czy co tam jeszcze istnieje. I jakimś cudem nawiązali nikłą nić przyjaźni? Co ty na to?]

    L. Colt

    OdpowiedzUsuń
  9. Arthur miał rację spodziewając się ciszy ze strony Iana, bo chłopak raczej nie dążył do wszczynania jałowych dyskusji, które by przegrał, bo przecież to Trump był tutaj człowiekiem, który zawsze i na każde swoje poczynanie potrafił znaleźć właściwy argument.
    Wyciągnął się znów na łóżku, ale później ułożył się na boku, a głowę podparł na ręce, potrzebował tylko chwili obserwacji Bella, aby stwierdzić, że słusznie został dziś w mieszkaniu i zrezygnował z dnia pracy.
    - Masz do siebie żal za… zbity dzbanek? – zapytał, w swoim mniemaniu, mało odkrywczo. Nie było się czemu dziwić, przecież Ian już niejednokrotnie dowiódł, że wystarczy mu jakaś błahostka za powód, którą będzie mógł usprawiedliwić swoje zachowanie. – Bo zakładam, że nie użalasz się z powodu niezdarstwa, dwóch lewych rąk, czy własnego wątpliwego geniuszu, ponieważ nie zapaliłeś światła – oznajmił całkowicie spokojnie. – Żal z powodu dzbanka to w twoim przypadku nowa informacja, a to zawsze coś – oznajmił i wzruszyłby pewnie ramionami, gdyby tylko chciałoby mu się tak forsować mięśnie.
    Ian chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo Arthur chciałby się w kwestii mylić. Myśląc o okaleczaniu się naprawdę pragnął nie mieć racji i to samo liczyło się rychłego samobójstwa, ale w tym miejscu nadal był przekonany o swojej boskości oraz o tym, że sobie poradzi.
    - Nie myśl, wbrew pozorom, to czasami szkodzi – dodał jeszcze i lekko zmarszczył brwi. Też potrzebował chwilę odpocząć od swoich procesów myślowych i najchętniej zająłby swoją głowę liczeniem od miliona w dół, ale nie było to zbyt wyszukaną rozrywką. – I chodź do mnie – dodał, aby po zaledwie sekundzie wyciągnąć wolną rękę w stronę Iana.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardziej musiał iść do pracy niż chciał, owszem, uwielbiał współpracować z wariatami, bo nie byli nudni, ale z drugiej strony w domu miał chłopaka z depresją, którego ostatnio wręcz bał się zostawiać samego. Nawet pozbył się lub pochował wszystkie przedmioty, którymi można się było okaleczyć i stanowiły potencjalne zagrożenie, również schowana w portfelu żyletka została Ianowi odebrana. Pomimo tych wszystkich działań starał się do mieszkania wrócić jak najszybciej, jakby miał cholerne przeczucie, że Bell i tak sobie coś zrobi, gdy najdzie go taka potrzeba.
    - Kochanie, wróciłem! – wydarł się w progu i podpierając się na kuli skopał buty ze stóp i wszedł w głąb w mieszkania.
    Było za cicho, jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, to tak właśnie było, już sama ta cisza sprawiła, że Arthur zmarszczył brwi. Gdy zaszedł do kuchni zastały go kawałki przezroczystego szkła i otwarta szafka z naczyniami.
    W sypialni Iana nie było, z resztą nie powinien się łudzić, że znajdzie go tam, skoro do dyspozycji miał łazienkę, do której drzwi były zamknięte. Przekręcił gałkę, a gdy ta nie ustąpiła, zaklął szpetnie. Nie miał zamiaru prosić, żeby chłopak otworzył drzwi, z doświadczenia wiedział, że to nie podziała, więc odstawił kulę i uderzył w drzwi bokiem najpierw raz, później drugi, a po tym o mało nie padł jak długi gdy drzwi ustąpiły. Teraz tylko ból ramienia przewyższał ten, który na co dzień odczuwał w nodze.
    Trzymając się futryny powłóczył spojrzeniem po pomieszczeniu. Drzwi były zastawione krzesłem, które teraz leżało przewrócone, całkiem niedaleko siedzącego na podłodze Bella.
    - Ian, zdajesz sobie sprawę z tego, że na szkle jest cała masa bakterii? Ja ci nie będę później kończyn amputował – oświadczył poważnie, sięgając po opartą o ścianę kulę i podchodząc ostrożnie do chłopaka. Przytrzymał się rogu wanny, żeby usiąść obok i zabrać Bellowi szkło. Przygarnął go w ramiona i objął szczelnie nie tylko dlatego, żeby go uspokoić, ale też po to, żeby się nie wyrywał.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  11. - Nie –odparł pewnie, mając głęboko w poważaniu to, czego Ian teraz chciał. – Nie puszczę cię i nie wyjdę stąd. Nie pozbędziesz się mnie, a ja cię tu najzwyczajniej w świecie nie zostawię samemu sobie – wypowiedział powoli, tak aby mieć pewność, że do Bella wszystkie słowa docierają.
    Pocałował chłopaka w głowę za nic mając zakrwawioną koszulę i fakt, że w takiej pozycji boga bolała go, jakby ktoś przykładał mu do niej rozgrzany do białości, metalowy pręt.
    - Tym razem chciałeś ze sobą skończyć – stwierdził oceniając rany, które chłopak sobie zadał. Na jego ciele były rozcięcie głębsze i płytsze, większe i mniejsze, ale ich ilość wskazywała na to, że chłopak stracił nad sobą panowanie, coś w nim pękło i stwierdził, że już dłużej żyć nie chce. Wątpił, aby było to zaplanowane, bo w takim przypadku Ian nie bawiłby się w robienie małych ran, tylko rozpłatałby sobie skórę. – Chciałeś najpierw po swojemu odreagować, a później stwierdziłeś, że jednak chcesz też zginąć. Mam rację? – zapytał, chociaż nie potrzebował potwierdzenia i doskonale wiedział o tym, że ma cholerną rację, jak zawsze, ale pierwszy raz w życiu chciał się mylić.
    Zaczęła dobijać go świadomość, że wcale nie jest w stanie wygrać z depresją i powstrzymać Iana przed osiągnięciem jego celu. Któregoś dnia pojawi się za późno, co będzie sobie wypominał do końca swojego usranego życia, które będzie musiał przeżyć z bólem nogi i tym psychicznym, po stracie wszystkich najbliższych mu osób.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  12. - Nie zostawię – powtórzył się również, tylko że nie miał zamiaru podnosić głosu. – Uspokój się – wymamrotał czując jego drżenie i jednocześnie widząc, że zaczyna wręcz grzebać w zadanych sobie ranach. – Ian, przestań proszę. – On rzadko o coś prosił, nie wiedział nawet kiedy ostatnio mu się to zdarzyło, ale teraz był w stanie sięgnąć po każdy z dostępnych mu środków. Gdyby mógł to wpakowałby Bella nawet w kaftan bezpieczeństwa, ryzykowałby tym, że chłopak kiedyś go zabije, ale byłoby warto chociażby dlatego, że nie byłby w stanie zrobić sobie krzywdy.
    Westchnął słysząc jego krzyk. Musiał być tym silnym, nie mógł wybuchnąć, musiał nad sobą panować, więc pocałował znów głowę chłopaka i nie odrywał ust przez kilka sekund, dopiero po chwili postanowił, że jednak musi się odezwać.
    - Ian – zwrócił się do niego całkowicie spokojnie, jakby słowa chłopaka go w ogóle nie dotknęły i nie sprawiły, że powinien się zastanowić nad samym sobą. – Gdybyś był normalny to też wolałby kogoś innego, na pewno nie mnie, bo byś nie wytrzymał i prawdopodobnie poderżnąłbyś mi gardło przy pierwszej okazji – oświadczył, bo jakkolwiek arogancki i zarozumiały by nie był, to doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że on się nie nadawał dla kogoś zwyczajnego i nudnego.
    Trzymał go uparcie, wiedział jak ułożyć ręce i ile siły włożyć w obejmowanie go, żeby nie miał szans się wyrwać i jednocześnie nie zrobić mu krzywdy.
    - Uspokój się, przecież wiesz, że mogę tak godzinami, aż się nie zmęczysz – powiedział i jak zwykle był cholernie pewien własnych słów.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  13. - W porządku, ale jak chcesz mówić to jednocześnie nie krzycz – powiedział, chociaż słowa chłopaka, którego przecież kochał go uderzyły i odczuł ten ból nie tylko psychicznie, noga nawet jakby zaczęła go bardziej boleć, przez co miał ochotę sięgnąć do kieszeni po swoje tabletki, czego zrobić nie mógł, bo przytrzymywał szarpiącego się Iana. - Mam bardzo dużo pacjentów, którzy chcą się, kurwa, zabić. Zauważ, że nie usiłowałem się związać z którymkolwiek – oświadczył, starając się uświadomić chłopakowi, że w głównej mierze to jest tylko jego wymysł. Owszem, był z nim, bo nie był normalny, ale jeśli spojrzeć prawdzie w oczy to bez zająknięcia można było potwierdzić, że nikt, absolutnie nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby dzielić z nim życia. A Ian… on przede wszystkim nie był nudny.
    Odetchnął, kiedy chłopak przestał się wyrywać, nawet jego uścisk w tej chwili zelżał i teraz już tylko obejmował chłopaka luźno, cierpliwie czekając, aż ten się uspokoi.
    - Mam pójść, żebyś znowu coś sobie zrobił? – zapytał unosząc brwi. Nie lubił przeczucia, że w tej chwili Bell starał się skłamać, albo chociaż go pozbyć żeby skończyć to, co zaczął w czasie jego nieobecności. – Proszę bardzo, ogarniaj się, ale przy mnie – powiedział puszczając teraz Iana całkowicie, ale nie mając zamiaru się gdziekolwiek ruszyć.
    Teraz przynajmniej mógł wyciągnąć środki przeciwbólowe z kieszeni. Otworzył opakowanie lekarstw i wysypał sobie bezpośrednio do ust dwie tabletki, bo i tak już rano przekroczył zalecaną dawkę. Schował proszki na ich miejsce, do kieszeni.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  14. Powłóczył spojrzeniem za Ianem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tej chwili chłopaka musiało to wszystko boleć, łącznie z zaszytą nogą, ale wiedział też, że gdyby nawet zaproponował mu pomoc w rozebraniu się i ogólnym ogarnięciu ten by chęć pomocy odrzucił, bo uparty być potrafił, czasami nawet dorównywał w tym jemu samemu i przecież twierdził, że sam da sobie radę.
    Wyprostował bolącą nogę i przesunął dłonią tam, gdzie powinien teoretycznie mieć mięsień, a gdzie znajdowała się po prostu bardzo nieapetyczna w jego mniemaniu blizna. Bolało, ale wydawało mu się, że po wszystkim ból trochę zelżał, jakby psychika też miała na to jakiś cholerny wpływ. Oczywiście wiedział, że cierpienie psychiczne mogło się objawiać również fizycznie, strata potrafiła dotknąć tak samo, jak obawa przed nią, a on sam jest tylko człowiekiem z takimi samymi uczuciami jak wszyscy inni, ale to do niego nie przemawiało, po prostu był zbyt uparty, żeby w to uwierzyć.
    Podniósł wzrok przyglądając się Ianowi, którego oblewała w tej chwili woda. Był w jakiś cholerny sposób piękny z tym swoim smutkiem i bólem wymalowanym na obliczu.
    Arthur sięgnął po kulę i pochylił się na tyle, żeby jej końcem mógł trącić Iana w głowę, później narzędzie zbrodni odłożył. Chciał tylko zwrócić na siebie uwagę.
    - Kocham cię Ian – powiedział po prostu i dopiero gdy skończył zdał sobie sprawę z tego, jak dawno tego nie mówił. – Pomimo faktu, że jesteś skończonym kretynem – dodał jeszcze, bo przecież nie wytrzymałby bez nazwania kogoś idiotą, błaznem, czy właśnie kretynem.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  15. Brak jakiejkolwiek większej reakcji ze strony Iana wcale go nie zmartwił. Udawanie obojętności i ukrywanie wszystkiego było teraz jak najbardziej na miejscu, ale w efekcie okazywało się dość nieskuteczne. Bo Arthur za bardzo znał Iana, bo dokładnie wiedział, kiedy chłopak chciał coś przed nim ukryć, a kiedy po prostu wolał milczeć, bo odgadywał jego uczucia jakby ktoś mu podawał je na tacy.
    Nawet jeśli Bell nie potrzebował być teraz blisko niego, to on potrzebował być blisko chłopaka. Więc pozbył się pobrudzonej koszuli, która i tak pewnie znajdzie się w koszu, bo krew jest trudno wywabić, a następnie podniósł się przytrzymując stojącej obok szafki i pozbył spodni, bokserek, nawet skarpetek. Miał już zdecydowaną wprawę w rozbieraniu się jedną rękę i uważając na to, by nie obciążyć za bardzo swojej kalekiej nogi, której za nic by się nie pozbył, bo miał ją przecież odkąd pamiętał.
    Równie swobodnie znalazł się przy wannie i wszedł do niej, przesuwając sobie prawie bezwładnego Iana i siadając za nim. Wyciągnął ręce w stronę dłoni chłopaka i splótł ich palce, a później przyjrzał się temu połączeniu zafascynowany.
    Woda lecąca z góry uderzała w jego ramiona, sprawiała, że powoli się rozluźniał, nie czuł już tego napięcia, które miało pomóc, gdyby chłopak wyciągnął nie wiadomo skąd coś ostrego i zrobić sobie krzywdę na jego oczach.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  16. Pytanie, które zadał chłopak nie do końca mu się podobało, nie znał na nie odpowiedzi i na dodatek wymagało przyjęcia do siebie faktu (nawet nie możliwości, a faktu), że Bell się zabije.
    - Nie wiem – odpowiedział i ta świadomość po raz kolejny uderzyła z siłą bomby atomowej. Zawsze, absolutnie zawsze umiał przewidzieć swoje zachowanie w podanej sytuacji, bo doskonale znał siebie samego, ale tu był zawsze tak przekonany o tym, że da sobie ze wszystkim radę, że nawet nie rozpatrywał możliwych zachowań po śmierci Iana. – Zawsze odrzucałem możliwość, że popełnisz samobójstwo, nie zgadzałem się z nią. Prawdopodobnie negowałbym też twoją śmierć – wypowiedział po chwili zastanowienia. – Nie podobałaby mi się opcja bycia samotnym i próbowałbym tę samotność zagłuszyć – dopowiedział jeszcze, bo Bell jako jedna z niewielu osób zasługiwał na poznanie jego myśli.
    Nadal trzymając dłonie chłopaka, obwinął go ramionami. Chciał go uspokoić, sprawić, żeby przestał się trząść. Pocałował chłopaka w mokrą skroń.
    - Mógłbym powiedzieć, że najchętniej bym umarł z tobą, ale to nieprawda, za bardzo szanuję życie, nawet jeśli jest gówniane i pełne bólu – wypowiedział spokojnie, ledwo przebijając się głosem przez szum lecącej wody.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Ian, coś takiego jest niemożliwe – uświadomił go. Musiałby być na wiecznym haju, żeby nie tęsknić za kimś, na kim mu potrafiło zależeć. – Nawet gdybyś się izolował i nie wychodził z domu, to nawet agent ubezpieczeniowy, który nachalnie by cię żałował, bo nie wcisnął ci polisy na życie – oświadczył powoli, żeby mieć pewność, iż Bell przyswaja jego słowa. – Pewnie się stąd wyprowadzę, bo będę się ciebie doszukiwał i nie podoba mi się to, bo wiesz, że nie przepadam za zmianami – wymamrotał jeszcze, ale wolał powstrzymać się przed powiedzeniem czegokolwiek więcej, ponieważ poczuł, że ciałem chłopaka wstrząsa szloch.
    Przechodzili już podobne rozmowy, bo ich się zwyczajnie nie dało ominąć, ale Arthur i tak czuł się jakby jego chłopak miał już w głowie zajęty termin, zaplanowane samobójstwo i nie było opcji, żeby przesunąć czegoś, co było dla niego tak ważne.
    Nie mówił nic, nie wypowiadał żadnych uspokajających, ani tym bardziej zapewniających formułek. Sam zaczynał już bowiem wątpić w to, że jeszcze będzie dobrze i normalnie na tyle, na ile ich stać. Kołysał się więc tylko delikatnie na boki, trzymając przy sobie Iana i chłonąc każdą cholerną chwilę, w której go czuł.
    Mógł tak siedzieć z nim naprawdę długo, był do tego przyzwyczajony, mógł milczeć, albo rozmawiać, cokolwiek by sobie Ian zażyczył oprócz opuszczenia go i zostawienia samemu sobie.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie zgłaszał sprzeciwów gdy Ian wychodził z wanny. Nie było sensu spierać się w tej chwili o siedzenie w wannie, chociaż i na ten temat potrafił się wykłócać. Szczególnie w poranki, kiedy miał wolne i mógłby siedzieć w ciepłej wodzie wraz z Bellem godzinami, bo to wydawało się łagodzić ból. Tym razem jednak postanowił wyjść łazienki niedługo po chłopaku, uprzednio doprowadzając pomieszczenie do stanu, który nie wskazywał na jakiekolwiek nieprzyjemne zajście. Jakby nic się nie stało, jakby wszystko było po prostu złym snem, a Ian wcale przed kilkoma chwilami nie dążył, do zadania sobie wystarczającej ilości ran, aby się wykrwawić.
    Gdy dotarł do sypialni naciągnął na siebie bokserki i luźne spodnie, bo wbrew temu, że jego chłopak i tak już widział bliznę po operacji niezliczoną ilość razy, to on sam nadal nie potrafił znieść jej obecności. Nie chciał jej widzieć i gdyby mógł to pozbyłby się niej wraz z bólem, oczywiście obie te rzeczy mógł zrobić amputując kończynę, ale był na to zbyt uparty.
    Usiadł na łóżku, opierając kulę o szafkę nocną, do której to sięgnął po opakowanie tabletek, przypominając sobie, że to napoczęte zostało w spodniach. Kiedy wziął proszki, odstawił pudełko na szafce i zawiesił na nim swoje spojrzenie. Pomyślał o tym, że gdyby Bell tabletki dorwał, to mógłby je z powodzeniem przedawkować i doprowadzić do własnego zgonu.
    Prawie leniwie wyciągnął się na łóżku, zaraz przy Ianie, jednak po prostu wgapił się w sufit. Nie przyciągnął chłopaka do siebie, ani nie zwrócił się do niego twarzą, po prostu leżał, przy czym czuł się, jakby był jednocześnie blisko i daleko kochanego przez siebie chłopaka.
    - Jaka jest szansa na to, że następnym razem też uda mi się ciebie zatrzymać? – zapytał spokojnie, a zadawał to pytanie z czystej obawy, że udało mu się to całe ratowanie zbyt dużą ilość razy i gdy przyjdzie do kolejnego wyskoku to on pojawi się o kilka minut za późno. Ta bezsilność go drażniła, nienawidził jej.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie przeszkadzało mu milczenie ze stronu Iana, nie w chwili, gdy sam był w stanie odpowiedzieć sobie na zadane pytania. Wiedział, że jego szanse na pojawienie się w porę kolejnym razem są niemalże równe zeru. Zdawał sobie z tego sprawę i miał ochotę się z tym twierdzeniem trochę kłócić, ponieważ to leżało w jego naturze.
    Dalsze rozważania nad tym wszystkim przerwał mu Ian, niespodziewanie zmieniający swoją lokację. Z tego też powody jego brwi powędrowały lekko ku górze, przyglądał się pytająco chłopakowi, ale i tym razem nie dane było mu usłyszeć jakiegokolwiek wyjaśnienia. Zrobił więc coś, co było całkowicie nie w jego stylu, a mianowicie odpuścił. Postanowił dać sobie na chwilę z tym wszystkim spokój, by móc w spokoju kontemplować smutne oblicze Bella.
    Prawdopodobnie właśnie w ten sposób go zapamięta. Smutnego, cierpiącego, walczącego z własnymi myślami i może to dobrze, bo był z tym wszystkim piękny.
    Przesunął palcami po jego poznaczonym bliznami udzie. Znał ich fakturę i ułożenie, pamiętał które z nich były na początku znajomości, a które powstały już po zamieszkaniu razem. Miał je skatalogowane w pamięci i w jakiś chory sposób nie wyobrażał sobie dotykania kogoś, u kogo nie czułby tych wszystkich zgrubień. Wydawało mu się to prawie nienaturalne.
    Oddech urwał mu się na moment, w chwili gdy Ian przeciągnął ustami po jego obojczyku. Złapał brodę Bella w dwa palce i zmusił, by chłopak podniósł głowę, aby mógł go pocałować, co uczynił już po nanosekundzie, w której zdążył tylko krótko spojrzeć na twarz chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  20. Stwierdziwszy, że wcale nie musi wciąż przytrzymywać brody chłopaka, przeniósł odrobinę umiejscowienie swojej dłoni. Najpierw pogłaskał gładki policzek Iana, a następnie przesunął ręką jeszcze dalej, żeby wplątać palce w jego lekko poskręcane, nadal odrobinę wilgotne włosy i pociągnąć za nie delikatnie, ale jednocześnie na tyle mocno, aby zmusić chłopaka do odchylenia głowy.
    Uniósł się lekko, podpierając na ręce, którą dotychczas trzymał na nodze Bella, drażniąc nie tylko stare blizny, ale i nowe rany – co kompletnie wypadło mu z głowy. Półleżąc miał doskonały dostęp do szyi pochylonego nad nim chłopaka, więc zamierzał z tego skorzystać.
    Przesunął ustami od żuchwy Iana, aż do wcięcia szyjnego mostka. Zaznaczając ciepłą, wilgotną ścieżkę na jego skórze, czuł się całkowicie pozbawiony myśli. Był on z Ianem i to połączenie było dla niego osobistym ideałem.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  21. Zmarszczył brwi gdy został odciągnięty od szyi chłopaka, chciał jawnie wykazać swoje niezadowolenie tym, że jego usta zostały pozbawione możliwości badania bladej, miękkiej skóry, ale nie była mu dana nawet chwila na wygłoszenie monologu o humanitaryzmie, empatii i dzieleniu się z innymi.
    Ogólnie przestał jasno myśleć już dawno, ale oddając każdy kolejny pocałunek działał wręcz odruchowo. Poruszał wargami w znanym sobie tempie, a na dodatek pieścił w ten sposób znane usta i to jak na przekór wszystkiemu nie sprawiało, że wszystko stawało się nudne, a wręcz przeciwnie – pobudzało go jeszcze bardziej.
    Ustąpił pod naporem i opadł plecami na materac.
    Kiedy Ian wędrował ustami po jego ciele jakby miał mapę, on sam wyplątał palce w włosów chłopaka i zaczął na ślepo błądzić po jego plecach. Badał fakturę skóry, jednocześnie wyczuwając opuszkami palców niektóre z kręgów kręgosłupa.
    Druga z jego dłoni znalazła się na biodrze, a nawet udało jej się zahaczyć o materiał bokserek i przesunąć odrobinę, w kierunku pachwiny. W następnej kolejności jego palce zacisnęły się lekko na kroczu, by pobudzać męskość Bella przez materiał bielizny.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wydał z siebie ciche sapnięcie, stwierdzając, że jakiejkolwiek reakcji na dotyk Bella (łącznie ze wzwodem) nie ma zamiaru i sposobu, żeby hamować. Oddech mu przyspieszył, a on sam zaczął wręcz słyszeć mocne uderzenia swojego serca, które zdawało się pompować krew ze zdwojoną siłą. Mimo całego podniecenia miał szczerą ochotę zaprotestować w chwili, gdy Ian uciekł od jego ciekawskich rąk i wylądował na podłodze.
    Uniósł intuicyjnie biodra, kiedy chłopak ściągał z niego resztki odzienia. Zacisnął i rozprostował palce u stóp, czując, jak usta Bella podejmują na nowo przerwaną wędrówkę. Zawsze tak reagował, gdy czuł więcej przyjemności niż wiecznego bólu, który w tej chwili wydawał mu się być prawie odegnany.
    Dłonią odszukał głowy chłopaka, wplątał palce w jego włosy, jednocześnie odgarniając je prawie pieszczotliwie, bo poszczególne kosmyki zaczęły go niebywale łaskotać.
    Uniósł się lekko, podpierając na wolnej ręce, przy czym zacisnął lekko palce na pościeli. Spojrzał na chłopaka i to mogło być śmieszne, ale przyszło mu do głowy, że pomiędzy jego nogami też wygląda przepięknie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Stanął w progu łazienki, bo wcześniej krzyczał, a nikt się nie odzywał. Drzwi były za to uchylone…
    W jednej chwili został postrzelony i zastrzelony. Był ranny. Na jego osobę został spuszczony Sputnik, a mózg wyruchano kilofem tak mocno, że dotarto do dwunastnicy, co sprawiło, że poczuł mdłości. Wszystko to się ze sobą mieszało i zakłócało właściwy, zdystansowany odbiór sytuacji.
    Logika poszła się pierdolić, zdradziła go, chociaż był jej przez całe życia tak bardzo oddany. Miała go gdzieś w obliczu życiowej klęski jaką było ciało Bella w wannie. Kurwa, pokazała mu nawet środkowy palec na odchodnym.
    Nawet nie zarejestrował, kiedy wylądował na podłodze. Kula musiała być równie zdradliwa i wymsknęła się, a on nie był w stanie ustać, może to i dobrze. Gdyby nie upadek nie pomyślałby o wyjęciu telefonu.
    Wybrać numer pogotowia… O ile znał krótki rząd cyfr na pamięć, tak teraz okazywało się, że nie jest w stanie go właściwie wystukać na klawiaturze. Drżał jak zmarznięte, przemoczone dziecko, które w jednej chwili zastąpiło dorosłego mężczyznę.
    Sekundy wymykały mu się pomiędzy palcami, czuł to, więc kiedy osoba dyżurna odebrała telefon zaczął prawie krzyczeć podając kolejne informacje, które były zagłuszane przez szloch. Nie wiedział w której chwili zaczął płakać… Nie miał pojęcia też w jakim stanie jest Ian, bo odkąd stanął w progu łazienki tak w nim pozostał. Nie chciał go dotknąć, ponieważ pojawiała się obawa, że zapamięta na zawsze chłodną, rozpłataną rękę.
    Bał się jak nigdy wcześniej, bał się bo stracił kontrolę.
    Czy serce Iana w ogóle jeszcze bije? Czy puls już całkowicie zanikł? Czy wykrwawił się? Czy nie da się go już uratować? Czy zostanie teraz sam? Czy w ogóle wytrzyma sam ze sobą? Czy wytrzyma bez swojego cholernego samobójcy?
    Potrzebował go, więc oznajmił to na głos, gdy już poproszono go o spokój i oznajmiono, że karetka zaraz przyjedzie. Pomyślał, że pourywa wszystkim głowy, jeśli ktoś stąd chłopaka szybko nie zabierze.
    – Ian, nie zostawiaj mnie – wybełkotał, uderzając głową w futrynę. Bał się nawet spojrzeć w stronę wanny, więc uderzył głową w to samo miejsce po raz kolejny.
    Świadomość, że może stracił za wiele czasu, że mógł wrócić kwadrans wcześniej dobijała go i dawała wręcz powód do tego, żeby roztrzaskać sobie czaszkę. Skoro w nanosekundzie jego wnętrze rozsypało się na kawałki, to głowa mogła się do całego obrazu dołączyć.
    Karetka przyjechała zbyt wolno, wszystko się działo w spowolnionym tempie albo to tylko on nie potrafił dostrzec wszystkiego. Nawet z przejścia do łazienki usunął się zbyt wolno i stracił przez to czas Bella, więc miał ochotę drzeć się na ratowników, ale zamiast tego pogrążał się w rozmyślaniu o najgorszym z możliwych scenariuszy.
    Został sam w mieszkaniu, Bella mu zabrano, ale on nie był w stanie się ruszyć. Zamiast tego podziwiał kilka krwawych śladów na podłodze, które powstały gdy wyciągano Iana z wanny. Chciał zniknąć, ale nie był w stanie, siedział więc pod tą kurewską ścianą i patrzył na dzieło, którego dokonał jego ukochany. Umrze z nim, jeśli nie dadzą rady go uratować.
    W szpitalu znalazł się późno w nocy, był całkowicie znieczulony proszkami, a przez to po prostu wolniej myślał. Rozmowa z nim była jakimś kolosalnym wyczynem, więc pielęgniarka w recepcji musiała wykazać się niebywałą cierpliwością… Nie wiedział czy wpuściliby go do Bella gdyby nie był lekarzem, miał to szczerze gdzieś, bo po prostu wtargnąłby na salę, żeby dowiedzieć się, że starano się chłopaka uratować, ale jego stan musi się jeszcze ustabilizować.
    Kiedy wszedł do pomieszczenia miał ochotę Iana zabić i ta myśl go wręcz rozśmieszyła.

    OdpowiedzUsuń