30 czerwca 2013

Never forget, never forgive.

Aspen Asha
24
student 
biseksualny
palacz
po prostu


Kastet w kieszeni dzień i noc. Oczywiście w celach kolekcjonerskich. 
To nie tak, że mnie nie stać na samochód. Po prostu lubię metro.
Grawitacja to stek bzdur, który telewizja wciska nam do mózgu. 
  Długie palce. Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli.
     Nie patrz na nadgarstki. Za dużo na nich wspomnień. 
Zabiera ludzi na piwo, dwa, ewentualnie osiem.
Powiedz mu, że jest brzydki. Potem płoń. 
 Just can't hear haters, blasé blasé. 
Romantyk, że ja pierdolę. 
Zodiakalny skurwysyn. 
Świetnie gotuje. 
Kochaj.
Szeptem.
Milczący. 
Uroczy. 
Wulgarny.

Maybe I had said, something that was wrong
Can I make it better, with the lights turned on?
    

Little lion man.


Filiżanka Ciebie smakuje wyśmienicie.

~*~

J O E L    M A R S H A L L 
Lat 28
Nowojorczyk z krwi i kości.
Ekscentryk.
Muzyk na pół gwizdka.
Współwłaściciel niewielkiej knajpy muzycznej, ulokowanej w jednej z piwnic centrum miasta.
Miłośnik banjo, czarnej kawy i starych teatrów.
Jeździ Mustangiem z 68' [klik]

~*~

[Joel - lat 18]

Syn despotycznego ojca, wysoko postawionego biznesmana. Na prośbę matki, nie bez problemów, kończy prestiżową szkołę, do której zapisano go bez żadnej możliwości wyboru. Szanowny ojciec planuje przyszłość syna schematycznie - najlepsza uczelnia w kraju, dyplom z wyróżnieniem, przejęcie interesów staruszka.


[Joel - lat 20]
Buntownik. W połowie pierwszego semestru, drugiego roku studiów, pakuje swoje rzeczy do niewielkiego plecaka i opuszcza kampus uczelni. Łapie stopa, ufając w duchu, że nie trafia na psychopatycznego mordercę, jedzie przed siebie. Podróżuje na zachód Stanów, zapuszczając kotwicę na dłużej w San Francisco, gdzie spędza trzy lata, robiąc bogowie wiedzą co i z kim, dopóki nie poznaje Davida - faceta, który ma ogromny wpływ na kształtowanie się młodego charakteru Joela, uczy go życia, zaraża miłością do muzyki i starych samochodów.



[Joel - lat 23]
Od dwóch lat członek zespołu The Smash grającego muzykę folkową. Jeździ od miasta do miasta, dając koncerty w niszowych knajpach. Nie utrzymuje kontaktów z rodziną, dużo imprezuje, pije, pali, kocha sięPoznaje masę ludzi, wydaje płytę, zarabia pieniądze, walczy z wodą sodową w głowie.



[Joel - lat 25]
The Smash zawiesza działalność. Joel wraca do Nowego Jorku. Zarobione, podczas działalności zespołu, pieniądze inwestuje w zakupienie starej piwnicy w centrum miasta. Wraz z przyjacielem z zespołu zakładają muzyczną knajpę w której grają młode, ciekawe zespoły. Joel pomaga nawiązać im kontakt z wytwórniami i z mniejszym lub większym powodzeniem pomóc wystartować na scenie muzycznej miasta.

***

[No, to karta jaka jest, każdy widzi. Czy się podoba i jest ciekawa to każdy sam oceni. Ja ze swojej strony zapraszam do wątkowania. Kto chętny by dowiedzieć się nieco więcej o tym panu, niech się nie boi, nie gryziemy, nie popędzamy, z weną też pomagamy w razie potrzeby.]

29 czerwca 2013

Everyone's got a life that noone else knows about.

OSTRZEŻENIE! 
Poniższy tekst to nieskładna zbieranina słów i zdań. Osoby wrażliwe na brak sensu proszone są o jak najszybsze opuszczenie strony.

Zgubiłam się, więc zapytam o drogę. A może nie zapytam... Dobrze jest się gubić, bo potem można się odnaleźć i to na chwilę robi szczęśliwszym. Na chwilę, jedną lub dwie, a potem znowu trzeba się gubić i odnajdywać, żeby znowu być szczęśliwszym. Na tę chwilę, czy dwie... 
A jak się zgubię i już nie znajdę, to co wtedy będzie?
Nic. Będzie nic, które nie trwa wiecznie, i potem znowu będzie coś. Kolejna droga, kolejna ścieżka, kolejna... Cholera, muszę przestać pić.
Od razu mówię, że nie jestem stąd. Absolutnie zaprzeczam, jakobym była Angielką, Brytyjką, Holenderką, Belgijką i kimkolwiek, o kogo byciem mnie oskarżają. Nie z Ukrainy i nie z Białorusi, a już na pewno nie z Rosji. Powiem, skąd nie jestem, ale skąd jestem - nigdy w życiu. Pewnie i tak bym skłamała. Taki ze mnie Człowiek-Zagadka, choć nie wpadam przy byle okazji. I jestem zdecydowanie ładniejsza.
To może się przedstawię. Caroline Polansky, lat dwadzieścia pięć, z zawodu dziennikarka, aktualnie spiker radiowy. Ty kojarzyć mnie nie musisz, w końcu - znasz tylko mój głos i ten dziwny akcent, którego możesz nie lubić. Zapewne nawet nie wiesz, kto budzi cię co rano głośnym 
"Dzień dobry, Nowy Jork! Przed nami kolejny deszczowy dzień, ale bez obaw - zawodni meteorolodzy zapowiadali na dziś trochę słońca. Zacznijmy od Adele a potem mała garść informacji codziennych..."
Dokładnie, ta osoba, którą masz ochotę zabić, kiedy przerywa twój słodki sen o nowym koledze w biurze, czy może o tej słodkiej pani z warzywniaka - to właśnie ja. Brawa niepotrzebne, naprawdę, ale skoro już musisz...
Tak, bywam trochę zbyt pewna siebie. I tak, absolutnie nic z tym nie zrobię. Za to ty masz kompleksy, bo jakiś dzieciak w szkole nazywał cię grubasem, okularnikiem i jeszcze pewnie dziwakiem. Wielkie mi rzeczy, mogło być gorzej. A gdyby było - przynajmniej mógłbyś się w końcu nauczyć doceniać to, co masz i to, do czego doszedłeś, bo czasami... Czasami jest po prostu za późno.
Dobra, bez butelki też gadam głupoty. Pora iść spać.

*karta jest mojego autorstwa i została skopiowana z innego bloga.
jestem jednak zbyt leniwa, żeby mnie obchodziło, że się to komuś nie podoba.

28 czerwca 2013

"Po co mi stopy, skoro mam skrzydła?"

Life is short... and it doesn't matter how good your grades are -- or how many hours you put in at the soup kitchen... you're not safe. Bad things happen. Things you can't control. Things that have nothing to do with you. And they will destroy you if you let them. Or you can try to learn from them... so that next time, you'll be prepared. So that -- even if you never feel safe again -- you can do your best to make sure that what happned to you never happens to anyone else. And if you're very lucky... you won't have to do it alone.


Katherine Lilianne Davies
z n a n a   r ó w n i e ż   j a k o...
t a   w ś c i b s k a  m a ł o l a t a


20 lat | Nowy Jork | Plama w życiorysie 
Dziennikarstwo | Wiolonczela | Pamięć fotograficzna 
Przykład kobiety niezależnej




       Strach. Cecha zakorzeniona w naszych organizmach, silnie powiązana z instynktem przetrwania. Uczucie, które w sytuacji realnego zagrożenia życia zaczyna decydować za nas; jakie działanie podejmiemy, co zrobimy. To, czy uda nam się wygrać, przeżyć, zależy tylko od nas. Strach powoduje, że czujemy się zmotywowani do działania. Nie tylko w chwili zagrożenia, ale także jakiś czas po nim. Determinacja często sprawia, że dostrzegamy swoje błędy i pragniemy je później naprawić...



       ...Czasem w środku nocy budzę się zalana zimnym potem i świadomością, że nie jestem lepsza od tysięcy istnień, które czynią ten świat bestialskim. Dlaczego miałabym być? Gram w ludzkim teatrze, podporządkowując się regułom, których nienawidzę. To wystarczająca zbrodnia. Czasem w absolutnej ciszy walczę z co najmniej tysiącem słów cisnącym mi się na usta. Mam ochotę krzyczeć. Krzyczeć tak długo i tak głośno, że nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczałby ani nie śnił, że byłabym do tego zdolna. A później nadchodzi ukojenie. Krople deszczu rozbijają się na brudnej szybie. Obraz w telewizorze ustępuje nieprzeniknionej czerni, co powinien był zrobić już kilka godzin temu. Przez uchylone okno dociera do mnie echo wiatru igrającego do woli między wysokimi, nowojorskimi wieżowcami. Niespokojną noc mamy dzisiaj, tatusiu. Tutaj, w piekle zwanym niebem.


Ambicja Piękna niezmienność Igranie z prawem Wytrwałość w dążeniu do upragnionego celu Samozaparcie Hart ducha Pewność siebie "Prywatne" śledztwa Niezapowiedziane wizyty na Brooklynie Brawura  Przyciąganie kłopotów   Wtykanie nosa w nie swoje sprawy Przemyśl coś dwa razy Wątpliwe poczucie humoru Precyzja Ja mówię, ty słuchasz  Gdybym miała broń: najpierw strzeliłabym, później pytała Logika? Analiza Gra pozorów  Sprzeczność w sprzeczności Zagadka Sypianie na podłodze  To "trudniejsze dziecko"  Ignorancja Pole minowe Bezczelny uśmiech Częsty gość na nowojorskich komisariatach Kot własnymi drogami chadzający  Potajemnie uczuciowa Umiłowanie myślenia Zapach bzu i wanilii Chorobliwa ciekawość Cierpliwość często wystawiana na próbę   Utajniona marzycielka  Przeważnie denerwująca Niepoprawna idealistka Nie do końca córeczka tatusia   Fioletowe okulary przeciwsłoneczne Trochę nerwowa  Białe róże  Co moje, to i twoje Słabość do nadpobudliwości  Liczne zadrapania i siniaki Za dnia przykładna studentka  Kompleks anty-bohatera  Podejrzliwość  Niekiedy kłótliwa Gruba teczka niechlubnych tajemnic Ukryta wrażliwość Pozór braku delikatności Zabierał łapy od kluczyków do mojego garbusa!    Determinacja jako przepis na sukces Drobna arogancja  Bałagan w głowie, porządek dookoła  Uczucia i emocje na smyczy trzymane Trudna  Wiara w cuda  Resztka dziecięcej naiwności Potrzeba niesienia pomocy Czasem zazdrosna   Młodzieńczy zapał bierze górę nad rozsądkiem Zdolny kłamca Czerwone wino  Manipulantka kiedy trzeba  Chwytaj chwilę Worek pełen marzeń "TAK" dla indywidualizmu Potrzeba udowadniania własnej wartości   Dobry słuchacz Mikrokosmos w torebce  Trochę "mała-dziewczynka" Ciągłe poszukiwania Ignorowanie własnych potrzeb Nieuzasadniona obawa przed samotnością  Burza myśli  Wyobcowanie Chęć zaufania ◆ Dziwaczka z wyboru ◆

Mawiają, że nie da się określić charakteru człowieka w kilku ulotnych zdaniach. Bzdura. Można uczynić to za pomocą jedynie dwóch słów - pole minowe. Godzina piąta dwadzieścia jeden. Ostry dźwięk budzika przecina ciszę panującą w małym mieszkaniu, niezależnie od dnia wskazanego przez kolejną kartkę w kalendarzu.  Spod jasnego koca splamionego wczorajszą - stanowczo zbyt późno wypitą - kawą, wyłania się kłębowisko ciemnych włosów. W niebieskich oczach jawi się niema obawa: cholera, to już? Jeden niezgrabny ruch, a na podłodze ląduje sterta książek i notatek, w których towarzystwie przyszło jej tej nocy zasnąć. Kolejny dzień, kolejne obowiązki. Setki ról do odegrania.



Did I ever tell you  why I love Kate Davies?


Relacje | Dziennik | Dodatkowo  


Ostatnia aktualizacja: 28 czerwca 2013 (uzupełnione totalnie wszystko) ______________________________________________________________________

Sprawy czysto organizacyjne: Wątki? - Tak. Najlepiej te długie. Zaczynanie? TAK! Z podrzucaniem pomysłów nieco gorzej. Twarzy użyczyła Crystal Reed. Kartę sponsorowali: nagły przypływ weny twórczej i małe nierozgarnięcie. 

Ci, którzy znajdują się na dnie, już nie boją się upadku.










Aiden Joseph Moon.
Dla tych mniej chlubnych znajomych Moony.
Chyba wciąż jeszcze dzieciak.
Just burn, kid. Just burn.







12 marca 

Tralalala. Agresja, agresja, agresja. Mój psychoanalityk kazał mi prowadzić dziennik. Przynajmniej zdaje mi się, że przebąkiwał coś o tym pomiędzy pierwszym a dziesiątym numerkiem. W sumie ciężko się myśli z czyimś przyrodzeniem w tyłku, więc raczej nie skupiałem się za bardzo na reszcie. Ale dziennik, czemu nie? To takie sentymentalne i nie w moim stylu, że po prostu musiałem. Łamanie schematów to jest to co źli chłopcy lubią najbardziej. Ale czy ja jestem zły? Dzisiaj bez mrugnięcia okiem wcisnąłem trzynastolatce uncję fety. Nie mogę być dobry niszcząc innym życia. 

22 marca 

Jakże kochani przyjaciele Pana B. mnie dzisiaj dopadli. Po lekcjach. Gdyby nie było ich trzech, a moja waga byłaby chociaż zbliżona do wagi ręki jednego z nich to może… Co ja mówię i tak nie miałbym szans. Przynajmniej miałem przy sobie nóż harcerski. Niby takie nic, a jednak cieszy. Szkoda tylko, że na dzień doby przywalili moją głową o beton i przez krew na oczach ledwo widziałem co robię. Kretyni. Boję się spojrzeć w lustro – jeśli wyglądam chociaż w połowie tak źle jak się czuję to mogłoby to pozostawić trwały uszczerbek na moim zdrowiu psychicznym. 

Czuję. Się. Jak. Gówno. To smutne. Zwykle ja sprawiam, że ludzie się tak czują. Z tak paskudnie zapuchniętą facjatą nie mam nawet po co iść do klubu. Będąc tak żałosnym wystawiłbym się na pośmiewisko, a nie stanowił obiekt pożądania, jak to zwykle bywało. Nie chwaląc się. Ani trochę. 

Liżę rany w samotności. Tak będzie lepiej. Nienawidzę kiedy ktoś się nade mną trzepie. 

13 kwietnia 

Wczoraj ukończyłem osiemnaście lat. Uczciłem to działką i przygodnym seksem. Dodatkowo zaopatrzyłem kilkoro spragnionych dzieciaków w towar. Nie wiem dlaczego się w to bawię. Śmieszy mnie patrzenie na upadki innych. To zdziwienie w oczach, kiedy pytają: Jak to kasa? Smutne jak szybko muszą pozbyć się złudzeń. Świat to nie Kraina Czarów, żyj z tym. Tutaj każdy tylko czeka na Twoje potknięcie. Tutaj każdy je bezlitośnie wykorzysta. Czas dorosnąć, Alicjo. 

Ale ja nie czuję się dorosły. Niby rodzice już dawno się mnie pozbyli, w końcu od dobrych czterech lat zarabiam sam na siebie. Nikt, a w szczególności oni, nie musi wiedzieć jakimi sposobami. Oni jedynie co jakiś czas sprawdzają czy jeszcze żyję. Za każdym razem zawodzę ich odbierając telefon. 

Nie jestem dobrym synem, tak samo jak nie jestem dobrym człowiekiem. Starsi nie mają taryfy ulgowej. Może dali mi życie, ale to nie zmienia faktu, że wykorzystałbym ich tak samo jak innych, gdybym tylko zechciał. Ale na razie nie chcę zawracać sobie głowy tymi starymi pierdzielami. Głowa mnie boli, chyba pójdę spać. 

23 kwietnia 

Znowu wziąłem udział w walce ulicznej. Tylko tutaj mogę to napisać. Tylko tutaj chcę. Pisanie nigdy nie było moją najmocniejszą stroną. Opowiadanie pięknych kłamstw, czarowanie urokiem osobistym może. Ale kreowanie swojego ja na kartce papieru przerasta moje możliwości. Dlatego mam ten dziennik – żeby te nieumiejętne cząstki mnie nabrały mocy i przetrwały. Kłamstwa kiedyś wyjdą na jaw, urok osobisty przeminie. Słowa wypalą się w mojej duszy. 

Wracając do tematu. Musiałem się wyładować, gdyby nie to rzuciłbym się na pierwszą lepszą osobę w szkole, w parku, czy gdziekolwiek indziej. Nie daj Boże na potencjalnego klienta. Teraz jestem szczęśliwy i nabuzowany. Gdzieś tam w środku kiełkuje zbawienny spokój. Stan nirwany, który zwykle osiągam po zamienieniu czyjejś twarzy w krwawą papkę. Zabawne. Mój psychoanalityk wciąż usilnie stara mi się wmówić, że to złe. Po czym chwyta mnie za włosy i zmusza to opadnięcia na kolana tak, że dokładnie przed moją twarzą znajduje się jego… 

Miałem omijać ten temat. Nikt nie musi wiedzieć. 

3 maja 

Ponad miesiąc bez znaku życia od Pana B. – nawet żadnego z jego kolegów! To dosyć spora nowość. Po naszym ostatnim spotkaniu nie mam już nawet blizn. 

Zabawne, jesteśmy tacy podobni, a tak się nienawidzimy. Tak naprawdę po prostu nie możemy znieść samych siebie, jednak wciąż brakuje nam odwagi, by zakończyć swoje żywoty. Chociaż… Moja i jego historia zasługuje na coś więcej, niż tylko zwykły wpis w dzienniku. W końcu to nasza historia. 

Dlatego powiem jeszcze tyle, że dzisiaj prawie umarłem. Dwa razy. Niby to normalne, ale chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać to jak kurczowo potrafię trzymać się życia. I do czego jestem zdolny, by je zachować. W każdym razie jedne co mi pozostało po tych jakże intensywnych spotkaniach z kostuchą to rozcięta warga i poobijane żebra. Tak mi się przynajmniej zdaje. Trochę boli jak oddycham. 

30 maja 

Życie potrafi zadziwiać. Okazało się, iż nieco przeceniłem swoja anatomię i żebro było jednak złamane. Następnego dnia obudziłem się z opuchniętą klatka piersiową, prawie się dusząc. Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Tego ranka, bowiem w moje skromne progi zawitał nie kto inny jak Pan B. i to właściwie jemu zawdzięczam życie, bo zapewne gdyby nie to, że zadzwonił po to pieprzone pogotowie, zdechnąłbym na swoim własnym materacu jęcząc i zwijając się z bólu jak rasowy, żałosny frajer. 

Dramatyzuję, wiem. Chociaż i tak czuję się jak rasowy, żałosny frajer. A on był ze mną wtedy cały dzień. Dopiero teraz zauważyłem jakie ma ładne oczy. Takie granatowe, chociaż im bliżej źrenic tym stają się jaśniejsze aż do odcienia czystego błękitu. Czy studiowanie kolorów oczu wroga jest dobrym pomysłem?

Moony dojrzały.
Moony diler.
Moony flirciarz.
Moony agresor.
Takiego znają wszyscy.
Aiden dzieciak.
Aiden gej.
Aiden niepewny.
Aiden zagubiony.
Takiego nie widzi nikt.

[Dobry wieczór wszystkim. Mam nadzieję, że karta jakoś do ogarnięcia, bo powiem szczerze pomysłu na nią nie miałam kompletnie. Tak się właściwie napisała sama. I dodała też, o. Liczę, że Aiden chociaż trochę się spodobał. Na wątki chętna jestem zawsze i wszędzie, jeśli jest pomysł to zacząć też mogę. Pozdrawiam. ]

25 czerwca 2013

"Także i ja, jak wszyscy ludzie, żyłam w ciągłej ucieczce, pogrążona zawsze we śnie na jawie"


CHARLOTTE VALENTINE
                    ...ZAWSZE W BIEGU
           Charlotte urodziła się w niezbyt zamożnej rodzinie we Francji. Jej życie toczyło się normalnym, powolnym rytmem tak jak innych przeciętnych dziewczynek. Jednak ona zawsze czuła, że potrzebuje w życiu czegoś więcej niż rodzinki jak z obrazka. Nawet perfekcyjna rodzinka nie utrzymała się na długo. Kiedy Valentine miała dziesięć lat jej rodzice wzięli szybki ale burzliwy rozwód i matka szybko zabrała ją z Paryża do Nowego Jorku. I właśnie tam jej życie zmieniło się diametralnie. Matka szybko znalazła faceta, a później kolejnego i kolejnego. Jej nowym pomysłem na życie były lukratywne rozwody, zaczęła owijać sobie milionerów wokół palca. Nie tylko ona z tego korzystała bo inwestowała majątek w Charlotte posyłając ją do najlepszych prywatnych szkół i na masę zajęć dodatkowych. I tak właśnie stała się pracoholiczką. Kiedy zaczęła dojrzewać matka upatrzyła w dziewczynie kolejny sposób na zarobek. Zaczęła ciągać ją po castingach do filmów i agencji modelek. Fakt, bo to polubiła ale nie mogła wytrzymać z matką ciągle łaknącą więcej i więcej pieniędzy. Nie mogła się wyprowadzić w środku dnia. Jej matka była furiatką zdolną dosłownie do wszystkiego. Charlotte spakowała swoje rzeczy i uciekła w środku nocy, którą spędziła na przystanku. Dopiero dwa dni później udało jej się znaleźć norę zwaną też mieszkaniem. Zajęło jej rok zanim stanęła na nogi, wynajęła mieszkanie i wróciła do normalnego trybu życia.


|| 21 lat || Studentka zarządzania || Kapitan drużyny cheerleaderek ||
|| Aktorka || Modelka || Czasem dorabia w kawiarni || Bywa nieznośna ||
|| Mega bałaganiara || Przesiąknięta ironią || Zakochana w rocku i metalu ||
|| Codziennie przebiega przynajmniej jedną milę || Ateistka ||
|| Niepoprawna romantyczka, a jednocześnie cholerna realistka ||


[Witam wszystkich i zapraszam do wątków, ja nie gryzę. Karta będzie ulegać poprawkom. Wiem, że jest minimalistyczna ale tak ma być. Wizerunek: Nina Dobrev]

10 czerwca 2013

Nic nie trwa wiecznie :)


 To miał być jeden z ostatnich, najlepiej dopracowanych skoków. Nawet najmniejszy detal był ściśle przemyślany. Byli zawodowcami, nie mogli pozwolić sobie na żaden banalny błąd. Z każdym zachodem słońca byli bardziej zadowoleni z siebie. Z siebie i swoich działań. Cieszył ich brak przeszkód a powinien raczej martwić. Może gdyby tak się stało, uważaliby bardziej. Rozglądaliby się wokół, ujrzeli to, co umknęło ich oczom.
W sekretariacie liceum imienia Johna Kennedy'ego od kilku dni leżało wymówienie podpisane czytelnym podpisem 'Charles Wayne'. Miał on wykupione dwa bilety w jedną stronę do słonecznej Australii, w pięknej lokalizacji na wybrzeżu. Spotykając ich przed kamienicą z niewielkim ogródkiem czuło się emanujące od tej dwójki szczęście. Wśród wszechobecnego na nowojorskich ulicach marazmu byli przerywnikiem od scen stresu i pośpiechu. Dała się zwieść obietnicom męża, wizji szalonej i spontanicznej wyprawy, zupełnie nieświadoma tego, że prawdziwym powodem nie była wielka i romantyczna miłość ale przymus ucieczki.
Ten wieczór spędzała sama w domu. Charles spóźniał się, nie odbierał telefonów. Kiedy jej komórka w końcu wydała z siebie dźwięk na wyświetlaczu nie pojawił się wyczekiwany kontakt, ale jej współpracownik z policji. Kiedy wsłuchiwała się w jego słowa, oczy jej rozbłysły. Zerwała się z miejsca. Nie czekała na Charlesa, miała okazję spełnienia swojej zawodowej ambicji - dorwania szajki o nazwie Takers.
Alison pożegnała młodszego pana Wayne, który jak zwykle ukradkiem, bladym świtem wymykał się z jej mieszkania. Czując niesamowitą ekscytację miała dziwnie niespokojne myśli. Poważnej i profesjonalnej pani agent drżały dłonie, jakby przeczuwała, że w powietrzu wisi coś niebezpiecznego, bliżej jednak niezidentyfikowanego. Wzięła głęboki wdech, jakby rześkie poranne powietrze miało ją uspokoić i zaradzić coś na te dziwne dolegliwości. Tylko dlaczego nie mogła znaleźć sobie miejsca, uspokoić się, zrelaksować? Zupełnie jakby cofnęła się w czasie do początków kariery i stresu jaki towarzyszył jej przy pierwszych poważnych akcjach.
Wayne miał przed sobą poważną akcję. Ostatni skok, od którego była zależna cała ich przyszłość. Być albo nie być. Odkąd spotkał się z panną Alison był dziwnie szczęśliwy. Nie przeszkadzało mu nawet to, że pochodzili z dwóch różnych, zupełnie od siebie odległych światów. Cieszył się każdym wieczorem spędzonym z dziewczyną, każdą nawet krótką chwilą w jej towarzystwie. Liczył na to, że kiedy już będzie po wszystkim, kiedy emocje opadną odważy się zrobić to, na co tak długo czekał. Był pewien, że chce spędzić z nią swoje życie, gdzieś daleko od przeszłości i miał nadzieję, że Ali zechce tego samego.
Są chwile, kiedy FBI i Policja w Nowym Jorku łączą razem swoje możliwości. Wszyscy agenci i funkcjonariusze zostają zwołani i wdrożeni do planu idealnego, mającego na celu ujęcie groźnej szajki przestępców terroryzujących miasto. W takich chwilach ekscytacja i pasja mieszają się ze strachem o własne życie. Wygrywa jednak ukryta potrzeba adrenaliny i mocnych wrażeń.
Czas do wieczora biegnie wyjątkowo szybko. W dwóch miejscach szykują się do skoku dwie różne organizacje. Prawna i przestępcza.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto dla korzyści własnych gotów jest swoją duszę zaprzedać samemu diabłu. Dla takiej osoby nie liczy się lojalność, nie ważne są więzi, szacunek i szczerość. Skąd FBI wiedziało o planach i szczegółowym scenariuszu tego wieczoru na zawsze pozostanie tajemnicą. Schemat był niezwykle prosty: napad i oblężenie. Potrzask a potem walka o honor i własne życie. Jak to jest kiedy w zostaje się pokonanym zanim zdąży się powiedzieć ostatnie słowo i zejść ze sceny? Kilkuosobowa grupa w starciu z tak liczną obławą. Krzyki, bębniące w uszach odgłosy strzałów. Pragnąca awansu Bella Wayne tak jak kilkunastu innych policjantów wciska się na pierwszy plan, linię ognia, sama nie waha sie użyć broni. Alison kiedy orientuje się co jest grane zamiera w bezruchu. Do oczu cisną jej się łzy. Wydaje z siebie niemy krzyk widząc padające na ziemię ciało młodszego pana Wayne. Kilka strzałów oddanych przez funkcjonariusz Wayne okazuje się celnymi. Stres nie pozwolił jej powstrzymać morderczej salwy mimo iż w ostatniej chwili widzi, jak przywódca grupy ściąga z głowy kominiarkę. Dopiero wtedy, kiedy jest już za późno pada na kolana przy mężczyźnie jej życia, którego nie znała. Ból jest kilkukrotnie większy. Rozpaczliwie rozgląda się wokół próbując reanimować. Ktoś z jej kompanów odciąga zszokowaną kobietę. Kurz opada. Słychać ciężkie oddechy. Na zimnej posadzce leży kilka ciał, policjantów i obiektów, którzy mieli zostać pojmani. Takers kończą swoją sztukę, w ostatnim akcie, zasypiają na zawsze. 

9 czerwca 2013

An elegant suicide is the final artwork.


Ian Bell

23 lata


Papierosy. Dużo tabletek. Przewlekła depresja. Problemy z zasypianiem. Blizny. Wymuszony uśmiech. Starsza siostra w innym kraju, matka od ośmiu lat w grobie, ojciec za kratami.
Marzy o śmierci i pragnie jej ponad wszystko. Dużo czyta, jeszcze więcej myśli i zdarza mu się swoje przemyślenia zapisywać na kartkach, a następnie niszczyć je. Boli go samotność, choć teoretycznie ma dla kogo żyć, w czym utwierdza się każdego kolejnego dnia, kiedy budzi się obok tego kogoś


Matka była skarbem, świętością i kimś, kogo kochało się po prostu bezwarunkowo. Była też kimś, kto zawsze wysłuchał, rozumiał i umiał wesprzeć słowem, kiedy się tego potrzebowało. Nic dziwnego, że płacz, kiedy odeszła, trwał i nie ustawał, pomimo upływających tygodni. Zniszczył ją nowotwór szpiku kostnego, który właściwie pojawił się znikąd i postępował bardzo szybko. Mogło się wydawać, że świat runął, jednak nie… wszystko toczyło się dalej, tyle że bez ukochanej mamy.
Ojciec nigdy nie był tak ważny jak matka, jednak w oczach dziecka nie mógł być całkowicie obojętny. Wciąż był istotny, bez względu na awanturę, jaką spowodował gdy dowiedział się o tym, iż jego syn jest homoseksualny. I w pojmowaniu chłopaka, nie stał się nikim nawet w chwili, gdy jednego dnia nie pojawił się już w domu. Wylądował w więzieniu, o czym nastoletni jeszcze Ian dowiedział się całkiem przypadkiem. Podobno ojciec prowadził auto pod wpływem alkoholu i to wszystko. Jednak innym razem usłyszał, że ten wjechał w szybę wystawową jakiegoś sklepu i omal nie pozbawił życia dwóch osób. Do tej pory chłopak nie wie, jak to wyglądało naprawdę, bo wcale nie próbował dociekać.
Siostra… z siostrą bywało różnie. W okresie wczesnego dzieciństwa, Lena i Ian byli zgranym rodzeństwem, ale to wypalało się z każdym przemijającym rokiem, aż wreszcie umarło. Dziewczyna nigdy nie była zbyt wylewna, nawet w stosunku do matki, którą przecież kochała tak mocno jak jej brat. Uciekła z kraju niedługo po tym, jak ojciec został zamknięty. Tak po prostu, z dnia na dzień i bez większych wyjaśnień, spakowała część swoich rzeczy i wyjechała ze swoim chłopakiem, żegnając się krótko, zupełnie jakby miała wrócić do domu następnego dnia. Ale nie wróciła. I od pięciu lat nie dała jeszcze żadnego znaku życia.
Ian nie został tak całkowicie sam. Jeszcze nie wtedy, bo miał przy sobie kogoś, kto zapewniał go o swojej miłości, potrafił rozbawić do łez i obiecywał, że już na zawsze przy nim będzie. Z tym, że akurat on miał w zwyczaju obiecywać wiele rzeczy. Na przykład to, że zadzwoni, kiedy będzie daleko, że nie będzie podrywać innych chłopaków, albo że już więcej nie da sobie w żyłę. I pewnie żyłby nadal i kłamał dalej, a Ian wierzyłby w każde kolejne słowo, gdyby nie to, że pewnego dnia przeholował z tym ostatnim.
Jednak życie toczyło się dalej, czas wcale nie stanął w miejscu, tylko sam Ian zmienił się odrobinę. Zamknął się w sobie, stał się beznamiętny, przez dość długi czas nikogo do siebie nie dopuszczał. Zaczął zadawać sobie dużo pytań odnośnie tego, czego oczekiwał od życia i na żadne nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Pisał listy do matki, żadnego nie kończąc i spalał je płomieniem z zapalniczki. Przeczytał wiele książek psychologicznych, wypalił niezliczoną ilość paczek papierosów i spędził noce na wymyślaniu sobie własnej śmierci.
Nie do końca wie, dlaczego chciałby umrzeć. Wcale nie chodzi mu o to, by spotkać w zaświatach swoją ukochaną matkę, nie. Bo w rzeczywistości nie potrafi znaleźć dla tego pragnienia jakiegokolwiek racjonalnie brzmiącego wytłumaczenia. Po prostu wie, że się zabije i wie również, że zrobi to jeszcze w tym roku.

8 czerwca 2013

Jestem kaleką i nie uwierzyłbyś jakie rzeczy uchodzą mi na sucho.



Arthur Trump
31 lat
psychiatra, pedał, kaleka i ateista w jednym


Urodził się w Nowym Jorku i szczerze dość ma tego miasta, ale jako że na miejskim cmentarzu spoczywa jego matka, ojciec i brat to wolał tu pozostać. Jego najbliższa rodzina zginęła w katastrofie samolotu, wyruszali na wakacje, a on miał wtedy lecieć z nimi, ale coś mu wypadło. 
Jakoś nie pogrążył się w żałobie po stracie rodziny, ale to dlatego, że potrafi myśleć trzeźwo. Wie przecież, że psychiatra z depresją, albo nawet taki, który żali się swoim pacjentom jest żałosny. 
Taki zdystansowany prawdopodobnie już był w łonie matki, chociaż trudno wyobrazić sobie zdystansowanego noworodka chociażby. Przynajmniej jego nastawienie pomaga mu w pracy i nie daje się załamać świadomością własnego kalectwa. 
Chodzi o kuli, bo może i też dlatego, że miał zawał mięśnia czworogłowego uda. Czasami nią kogoś uderzy, najczęściej tym kimś jest osoba z którą mieszka, osoba ta jest jednocześnie pacjentem i towarzyszem w łóżku oraz podczas śniadań.
Proponowali mu amputację nogi, ale on odmówił, bo lubi wszystkie swoje kończyny kiedy są w komplecie. W zamian za swoją upartość dostał ciągle odczuwalny ból i garść leków przeciwbólowych połykanych w ciągu dnia. 




Bo mogę. W przyszłości ma zamiar zostać zawodowym lekomanem. To niedorzeczne, powtórz jeszcze raz. Nie twierdzi, że psychiatria to jego powołanie. Nie rozumiem dlaczego to robisz, a to oznacza, że albo ja jestem fatalnym psychiatrą, albo ty się nie starasz w byciu pacjentem. Śmieszą go nastolatki, które samookaleczają się dla pokazu, żarty o Żydach i reszta ludzkości. To nie moja wina, ja jestem tylko kaleką. Myśli ma całkiem optymistyczne, zwłaszcza w stosunku do ludzi, którzy go obchodzą. Mogłem to zrobić, ale oszczędzam się na paraolimpiadę. Niekiedy w ramach śniadania wypija jedynie kawę i łyka tabletki. Nie przejmuj się, zawsze możemy znaleźć ładne miejsce na cmentarzu zamiast domu z ładnym widokiem. Prawdopodobnie skoro już ten jeden raz się zakochał, to drugi raz tak łatwo to nie wyjdzie. Mam kulę i zaraz ją poznam z twoim pustym łbem.