15 lutego 2013

On my heart I'll bear the shame no prayer can ease the pain



Diego Morales
28 lat | Barcelona, Hiszpania
pan od muzyki w szkole średniej | homoseksualny, ale nie ogłasza tego wszem i wobec | muzyka, to dla niego nie tylko praca i zamiłowanie, ale forma ucieczki przed otaczającym światem | trochę romantyk, trochę uciekinier, trochę nieufny, trochę dobry i trochę zły | lubi zwierzęta, ale żadnego nie ma mieszka z szarym kocurem, o imieniu Dymitr | kiedyś był gówniarzem, kochał, stracił, próbował się zabić, wierząc w cholerną wieczną miłość, rodem z "Romea i Julii"

Kap, kap.
Siedzisz na zimnej posadzce. Przed tobą rozciąga się ciemność, nie widzisz nic. Dopiero po dłuższej chwili orientujesz się, że masz zaciśnięte powieki.
Kap.
Zaczyna ci doskwierać przejmujący chłód. To na pewno przez to, że przed kilkunastoma minutami otworzyłeś okno na całą szerokość.
Kap, kap, kap.
Poczułeś głód. Uśmiechasz się pod nosem, rozbawiony tą niedorzeczną myślą. Nie jadłeś nic od tygodnia. Kompletnie nic. Zadrżałeś, uśmiech zniknął - znowu zimno.
Kap.
Boli, szczypie, piecze, pojawia się myśl, że nie chcesz, choć karcisz się za nią od razu, dociskając ostrze mocniej... pozwalasz mu zatopić się głębiej w skórę, naciąć ścięgna. Przygryzasz wargę boleśnie. Boli, boli.
Głucha cisza zmusza cię, byś wsłuchiwał się w swój przyspieszony oddech. Boisz się. 

- To tylko wspomnienie tego, czego wciąż nie potrafisz skutecznie i raz na zawsze wyprzeć z pamięci. Nieważne, jak bardzo będziesz się o to starał, to wystarczy tylko że przesuniesz wzrokiem po bladych bliznach, które niewyraźnie odznaczają się jeszcze na twoich przedramionach, a wszystko co czułeś tamtego cholernego wieczora, powróci po to by znów namieszać tobie w głowie. Ach, ty cholerny wrażliwcu.

Kap, kap.
Ten nieuzasadniony strach schodzi na dalszy plan, bo zdajesz sobie sprawę z tego, że naprawdę nie chcesz tutaj być. Wszystko straciło sens, kiedy on odszedł. Tak po prostu sobie zniknął, jednej nocy połykając garść tabletek nasennych babci i podcinając sobie żyły. Nie mówiąc nic, nie dając żadnego znaku, tak po prostu...
Kap.
Myślisz, że jeżeli zrobisz to samo, uda ci się go doścignąć i jeśli nie dane byłoby wam spędzić wieczności razem, to może zdołałbyś chociaż zapytać, co go do tego skłoniło.



- Minęło jedenaście, cholernych lat, a ty wciąż rozpamiętujesz, rzucasz tymi samymi pytaniami w przestrzeń i nie uzyskujesz odpowiedzi, która pomogłaby ci odpuścić. Jesteś nieustępliwy, naprawdę. I mam wrażenie, że niczym nie różnisz się od tych dzieciaków, szlajających się po korytarzu. Nigdy nie okazujesz nikomu łaski, bo zwyczajnie nie przywykłeś do robienia czegoś, na co nie miałbyś ochoty. Płaszczenia się przed kimś również nie uznajesz i tyczy się to dosłownie wszystkich, nawet najbliższych. Szanujesz ludzi w dość specyficzny sposób, a więc jeśli już znajdzie się ktoś, kto zyska twoją sympatię, musi wiedzieć jak powinien z tobą postępować, żeby wszystkiego nie zrujnować.
- Wiesz, że czasem mnie przerażasz? Wyżaliłem się tobie ledwie kilka razy, odkąd tu jestem, a ty potrafisz powiedzieć o mnie tyle różnych rzeczy.
- Tak, ja wiem jaką opinię mają szkolni psycholodzy, ale nie przesadzaj, Diego. Ja tylko pociągnęłam cię czasem za język i obserwowałam, a tak to większość mówiłeś mi o sobie sam. Mam nadzieję, że wreszcie się z tego wyrwiesz, bo fajny facet z ciebie i tylko się marnujesz.

Zombies hate fast food.



Nicolas Carter ⁞ 20 lat ⁞ student kulturoznawstwa
Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie.


            Widzisz, jest na świecie taki człowiek, który zamiast trzymać się przy ziemi w całości obecny jest tylko ciałem, bo duchem zgubił się gdzieś w krainie, w której podróżuje się na kapeluszu, a kot o tęczowych barwach jest zdolny do uśmiechu. Ktoś taki istnieje naprawdę, a i z pewnością nie jest jedynym egzemplarzem na Ziemi, ale ten urodził się dwadzieścia temu w Anglii i mimo tego, że jest już dorosły nadal lubi chodzić z głową w chmurach.
          I człowiek o którym akurat mam okazję opowiedzieć to Nicolas Carter. Wszystko zaczyna się od Thetford, bo właśnie w tej miejscowości, w hrabstwie Lincolnshire przyszedł na świat Nicolas. Miał on dorastać w pełnej i przede wszystkim szczęśliwej rodzinie. Zamiary przykładnego domu wcale nie upadły, nie było żadnych tragicznych zdarzeń, wypadków większych niż złamana ręka, czy stłuczone kolano. Nic z tych rzeczy. Matka zajmowała się domem, ojciec pracował już zawczasu odkładając pieniądze na edukację syna,  a chłopiec bez specjalnych zmartwień oraz większych obowiązków dorastał.
Z racji, że nie chciał nikogo zawieść, a i sam lubił spełniać swoje ambicje, gdy doszedł do wieku szkolnego, poświęcił się przede wszystkim nauce i niczym specjalnym dla niego nie było to, że miał dwójkę lepszych znajomych "na krzyż". Kiedy jednak nadszedł wybór szkoły średniej rodzice postanowili przeprowadzić się do Londynu, by ich syn miał jak najlepsze perspektywy i jak najwięcej możliwości. 
Można by się jeszcze rozwodzić, nad jednym z tych bardziej bolesnych zawodów miłosnych. Wyjaśnić całą sytuację też by można było, ale Carter ten rozdział ma zamknięty od dobrych dwóch lat. Nie mówi nic, jest całkiem niezły w udawaniu, że nic się nie stało. Szczególnie, że względnie się po wszystkim pozbierał by nadal być optymistycznym, pełnym życia dzieciakiem, który szaleje za filmami gore. 
          Nicolas jak się nie wyróżniał tak jest nadal, jednak nie sposób zgubić tego chłopaka w tłumie skoro takowego nadal unika. Zwykły student, który już jako nastolatek który lubił zarzucać innych faktami z niedawno przeczytanej książki, albo chaotycznie i z podekscytowaniem przedstawiać świat z jakim miał okazję się zapoznać. Nadal jeszcze jest pełen dziecięcego entuzjazmu, cieszy się i docenia głupoty. Ale potrafi też zachować spokój oraz powagę w wymagających tego sytuacjach. Niemniej wszystko najłatwiej jest obrócić w żart, prawda? Czasami bywa zbyt samokrytyczny, ma chwilę gdy wymaga od siebie rzeczy niemożliwej, bo idealności. Jego planem na przyszłość wydaje się pochłonięcie jak największej ilości książek wszelakich, a ponad to studiuje kulturoznawstwo, zupełnie tak, jak miał w planach i mieszka sam, ale więcej czasu i tak spędza ze swoim facetem. 
          Jak widzisz to jest taka istota, która lubi się pogrążać we własnym, albo książkowym świecie. Jest pełen własnych dziwactw i przyzwyczajeń. Niejednokrotnie zasypia nad materiałami do zajęć, czasami można go znaleźć nawet drzemiącego na podłodze pomiędzy regałami w bibliotece. Lubi śnić o świecie stworzonym jeszcze za czasów dzieciństwa. Pełnym dziwacznych, niewyobrażalnych dla przeciętnego człowieka stworzeń. Jest to kraina gdzie można ufać absolutnie wszystkim i gdzie rosną czekoladowe drzewa. I ludzi takich jak on, takich którzy posiadają swój świat jest zapewne wielu, bo każdy lubi mieć coś doszczętnie swojego, gdzie nie wkroczy nikt inny.






14 lutego 2013

Twarz.


3 latka
6 lat
9 lat
15 lat
16 lat
17 lat
20 lat

Powiązania.


Ethan Shane29 lat (i dobrze się trzyma, nie?)
Architekt. Były facet Nicolasa. Fan horrorów klasy B i gore.
Z Nicolasem poznali się na maratonie najbardziej krwawych i bezsensownych filmów jakie widział świat. Na sali słabo prosperującego kina było zaledwie kilka osób, a wśród nich oni. Od miejsca do miejsca Ethan trafił na to obok Cartera, a później nie zważając na innych komentowali każdy, kolejny film. Dopiero po seansie się sobie przedstawili.
Ethan to typ człowieka, który ma swoje zdanie i się z nim zgadza. Zawsze sam ocenia to, co widzi, ale za to nie ufa temu co widział znajomy znajomej znajomego, który zna siostrę innego gościa. Ma własną wersję wydarzeń i jej się trzyma. Tak, bywa szorstki w obyciu, ale można się do tego przyzwyczaić, a i on się z czasem oswaja.

Diego Morales, 28 lat 
(Trwa remont relacji...)

<-KARTA POSTACI

12 lutego 2013

I've lost myself again..


H i s t o r i a

Ma pięć lat.
Jedynaczka, do której wołają pieszczotliwie Rosie. Rozpieszczają ją. Idzie z matką na zajęcia z baletu. Patrzy z podziwem na tancerki, chce być taka jak jej rodzicielka. Przez lata rozwija się i tańczy, staje się coraz lepsza. Kolejne występy, kolejne godziny treningu. Baletki, obolałe mięśnie, coraz mniej czasu. I uczucie pustki. Czegoś w tym wszystkim brak. Niewyobrażalne szczęście i duma matki, gdy widzi swoje dziecko. Nicość w oczach dziewczyny.

You're going to have to save yourself.
Ma czternaście lat.
Balet przekształca się w taniec współczesny. Odkrywa siebie, wyraża emocje. Odnalazła swoją pasję, nareszcie taniec to dla niej naprawdę wszystko. Matka nie ukrywa, że woli żelazne zasady baletu, ale zgadza się na to, by dziewczyna poszła w swoją stronę. Za to ją kocha.

Do you ever feel out of place,
Like somehow you just don’t belong?
I don't anymore.
Ma piętnaście lat.
Jej matka umiera, dziewczyna pozostaje bez najlepszej przyjaciółki. Głupi wypadek, a kierowca drugiego samochodu uciekł z miejsca zdarzenia. Nigdy nie znaleziony. Nikt go tak naprawdę nie szukał, a Rose do dziś nienawidzi policji. Dziewczyna jest załamana, nie ma oparcia w ojcu. Zaczyna się gubić, ból przesłania wszystko.

I wake up and I'm empty.
Ma siedemnaście lat.
I ciało poznaczone drobnymi liniami. Rany wojenne – jak mawia. Przegrała walkę ze swoim mózgiem, podczas gdy ojciec znalazł nową miłość. Kobieta niby jest sympatyczna, ale to nie to samo. W końcu  Rose ucieka z domu, ma dość wszystkiego. Rzuca taniec, zrywa kontakty ze starym światem, zabiera pieniądze. Od teraz to Lyne. Nowi znajomi. Nowe miasto. Nowy styl życia. Jest z bogatej rodziny, stać ją na alkohol. Od razu lgną do niej inni zagubieni. Piją razem, wspólnie biorą. Dym z papierosów przenika ją na wskroś.

Do you know what it's like
To be left out in the dark
To be kicked when you’re down
Ma osiemnaście lat.
Wszystko zaczyna się sypać. Zaczyna się bać o siebie, wokół niej jest zbyt wiele nieobliczalnych ludzi. I on. Przez niego przestała lubić dotyk. To on jest odpowiedzialny za jej ataki paniki. I to cholerne drżenie całego ciała, kiedy tylko ktoś stanie zbyt blisko.
Na progu mieszkania, w którym obecnie przebywa, pojawia się żona ojca. Przychodzi przez następne tygodnie i po prostu z nią rozmawia. Nie osądza, nie zmusza do powrotu. Pyta o matkę. Pyta o balet. Pyta o taniec współczesny. Pyta o jej marzenia. I w końcu przyprowadza ojca. Łzy, szloch i próba zrozumienia. Powrót do domu. Powrót do normalności.
Odżywa. Wraca do znajomych, nie krytykują jej.
Kończy szkołę indywidualnie. Podczas studiów jej ojciec rozwodzi się z Claire. Osoba która ją rozumiała znika z jej codziennego życia. Zostaje sama, ponownie.

She gave and gave
until she gave her all
but still it wasn't enough
to make you happy. 


Ma dwadzieścia dwa lata.
Ojciec żeni się po raz trzeci. Najnowszej żonie zależy tylko na pieniądzach. Urocza blondynka zawsze na tak, dlatego ojciec tak bardzo jest rad. Uprzykrza życie Rose, doprowadza do tego, że ojciec kupuje jej mieszkanie z dala od jej obecnego życia. Pozbywa się jej. Nowy Jork brzmi jak wyrok. I w pewnym sensie nim jest.

Standing alone is better
than standing with people who hurt you. 
Ma dwadzieścia pięć lat.
Mieszka tutaj od trzech lat. Pracuje w wydawnictwie, wieczorami tańczy. Dużo czyta, dzwoni do ojca. Nienawidzi macochy. Odnowiła kontakt z Claire. Żyje, choć wciąż ucieka przed przeszłością. Ciągle się boi. Wieczorami spogląda za siebie, ma wrażenie, że On patrzy. Popada w paranoje, ale się nie przyzna. Jest zbyt dumna. Nie rusza się jednak bez telefonu i składanego noża. Strzeżonego Pan Bóg... Ach, no tak. Nie wierzy w Boga. Pan nie jest moim pasterzem i niczego mi nie brak.  
Przemyka przez miasto ubrana na czarno. Nieodłączne szpilki, mocny makijaż. Lakier na paznokciach, bransoletki na nadgarstkach. I figura tancerki. Przyciąga spojrzenia, chociaż sama na ludzi nie patrzy. Kontaktu wzrokowego nie jest w stanie utrzymać, psychikę ma zbyt mocno pokiereszowaną. Strach zabił w niej zbyt wiele ważnych cech. Obywatelka inna od reszty, chociaż podobna.
Mieszka z kotem.

I'm not as strong
as I make myself out to be.

7 lutego 2013

Protège-moi, De mes desirs









Mathieu Fabien Merteuil
Dust

cholerny Francuz, lat dwadzieścia sześć
gej, uciekinier i syndrom Piotrusia Pana
Protège-moi, protège-moi... 
Lubi zwracać na siebie uwagę, lubi kiedy wszystko kręci się wokół jego osoby, jednak perspektywa nagłego żenienia się z odgórnie mu narzuconą panną, niezbyt mu odpowiadała. Na domiar złego, miał zostać kompletnie uziemiony we Francji, na rzecz doglądania rodzinnego interesu, jaki ojciec częściowo zamierzał mu przekazać.
W głębi siebie, Mathieu wciąż czuł się niedorosłym i nieodpowiedzialnym chłopcem, którym w istocie od dawna już nie był, choć oddałby wszystko, za możliwość cofnięcia się w czasie. On naprawdę nie widział siebie w roli cholernego męża, zmysłów jeszcze nie postradał... i nie to, żeby wybrana dla niego przyszła-niedoszła narzeczona była nieładna, niemądra, lub coś w tym guście, nie. To w nim tkwił cały problem, bo był przecież skończonym gejem.
Merteuil od zawsze miał w sobie coś z buntownika. Nigdy nie lubił, gdy ktoś próbował wywołać na nim presję, a właśnie to odczuwał za każdym razem, w momencie gdy ojciec przywoływał go do siebie po to, by odbyć tak zwaną męską rozmowę w cztery oczy. Głównie o interesach i kobiecie, którą miał brać za żonę. Jak w cholernym średniowieczu!
Mathieu miał świadomość tego, że dla ojca był wszystkim, mimo iż nie potrafił idealnie odgrywać roli przykładnego i poważnego dżentelmena, na jakiego ten zamierzał go wychować. Wiedział też, że pod wieloma względami zawiódłby wszelkie oczekiwania ojca, gdyby tylko zdobył się na odwagę i przyznał się chociaż do jednej rzeczy, o której nikt z rodziny nie mógł mieć pojęcia. Dlatego też wolał spakować się w tajemnicy przed wszystkimi domownikami i nawiać czym prędzej i gdziekolwiek. Miał wtedy nie więcej, niż osiemnaście lat i to właśnie wtedy, rozpoczynając swoją tułaczkę, wreszcie mógł poczuć, że żyje.
Może dla niektórych to trochę nie do pomyślenia, by przez parę lat z rzędu błąkać się po świecie, mając do dyspozycji jedynie kartę kredytową. Otóż Mathieu miał takie głupie szczęście, że jego konto bankowe ani przez chwilę nie zaświeciło pustką i regularnie było uzupełniane przez (prawdopodobnie) ojca. Jednak zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli nie chce zostać złapany i sprowadzony z powrotem do Francji, to musi działać z głową. Dlatego zaczął przedstawiać się jako Dust, oraz raczej unikał częstego korzystania z karty i gdziekolwiek się pojawiał, łapał się prac dorywczych, bądź w ramach rozrywki zarabiał w przyjemniejszy sposób... nie, żeby od razu robił z siebie jakąś ulicznicę, bo skoro lubił seks, nikomu nie działa się krzywda, a jeszcze miał za to dostać gotówkę, to korzystał póki mógł. Za to nigdy nie sypiał dwa razy z tym samym mężczyzną. No, chyba że któryś podbijał stawkę... wtedy można było negocjować. Najbardziej przepadał za desperatami, którzy za naprawdę dużą kasę, pragnęli na parę godzin zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu, w którym zazwyczaj czekała kochająca żona, oraz dzieci, tylko po to, by zająć się jego tyłkiem. W jakiś pokrętny sposób schlebiało mu to.
Życie Dusta wciąż jest jedną, wielką przygodą w której przewija się mnóstwo przeróżnych ludzi. Może się wydawać, że w tej historii nie ma miejsca na jakiekolwiek głębsze uczucia, ale jednak... jednak coś się kiedyś zadziało, z czego Mathieu raczej nikomu się nie zwierzy, bo w rzeczywistości sam boi się myśleć o tym, że w jego życiu pojawił się ktoś, kto z dziecinną łatwością mógł podciąć mu skrzydła i usidlić go na zawsze. Na szczęście tak się nie stało, bo w porę się opamiętał i uciekł... kolejny raz zresztą. To zdecydowanie zbyt długa historia i nie da się jej opowiedzieć w kilku zdaniach.

4 lutego 2013

Zdarzenia, to rozsypane papierki.


 

Michael James Gunn
28 lat
Anglik
Z wykształcenia kulturoznawca
Z "zawodu" pisarz


Pan z dobrym dzieciństwem. Pan od ganiania po świecie. 
Zasadniczo to wszystko było dobrze, cacy i w ogóle, cudowna rodzina. Dzieciak, jak dzieciak, obijał kolana wspinając się na drzewa w parku i lubił straszyć kota sąsiadki. Tylko, że czasami takim dzieciakom coś się z główką dzieje i się zmieniają, jest to najczęściej w czasie, kiedy młodzieńczy bunt powinien się skończyć, tak około osiemnastego roku życia, bo nagle się niezależności takiemu zachce. W domu tworzyć się nie da, trzeba się wyprowadzić i nie ma, że mama dobry obiad gotuje.
Skoro względna niezależność była, własny kąt był, a i nawet jakieś wykształcenie udało się zdobyć to powinien się człowiek cieszyć. Czasami czegoś w tym wszystkim brakuje, często jest to spontaniczność, więc zdarza się, że dorosły człowiek ma dość. Niby odpowiedzialny, uczynny i nawet pojawiający się na niedzielnym obiedzie, a w gruncie rzeczy, zawsze można się zmienić, nawet gdy ma się dwadzieścia sześć lat i kota w kawalerce.
Tutaj wystarczyła chwila rozmowy, noc, pierwsza kartka i już wtedy to ruszyło. Niepisana umowa zobowiązująca do gry w berka na sporą skalę, bo międzynarodową.

Pan pisarz. Pan prześmiewca.
Zazwyczaj posiada się jakieś hobby, niektórzy zbierają znaczki, na przykład. Znaczki zbierać próbował, ale skończyło się na tym, że zaczął coś smarować na kartkach i niezbyt starannym pismem je zapełniał. Był dzieciakiem, a pisanie okazało się dobrym sposobem, by psioczyć na ludzi z którymi miał styczność.
Później pisał jakieś opowiadania, taka faza zainteresowania powieściami fantasy, każdy przez to przechodzi. Jedni się nudzą, a inni w tym zostają.
Najlepiej wychodziło mu obserwowanie tego, co się dzieje i przedstawianie tego w „krzywym zwierciadle”, a nawet jeśli mu to nie wychodziło, to dobrze się przy tym bawił. Nikt nie rezygnuje przecież z czegoś, co sprawia mu przyjemność, więc swymi spostrzeżeniami zamęczał rodziców.
Pierwszą wydaną rzeczą było kilkustronicowe opowiadanie, miał wtedy jakieś siedemnaście lat i był z siebie wybitnie zadowolony, więc w wolnych chwilach i jeśli miał pomysł pisał dalej.

Pan przystojny. Pan nieodpowiedzialny. 
Jest gejem, zdecydowanie nim jest, bo jakoś nie zaobserwował, by mu jakakolwiek chcica przychodziła widząc dekolt kelnerki, a za to taki wąski męski tyłek, to inna sprawa. Skoro sobie żyje jako homoseksualista, zdaje sobie sprawę z zagrożeń wynikających z przygodnego seksu to można go uznać za skrajnie nieodpowiedzialnego, bo czasami zapomni się zabezpieczyć. Przynajmniej wyniki sobie regularnie robi. Głupi ma szczęście, ale i to jest przecież do czasu. Swój limit powodzenia kiedyś wyczerpie.
Twierdzi, że to nie jego wina, że się do niego niektórzy (bo nie wszyscy) pchają – przy okazji uważa, że tacy delikwenci są kretynami.
Wie jak wygląda, wie jak się ładnie uśmiechnąć, wie że to zadziała, wie też, że związku z żadnym nie będzie. Nie zakocha się, bo nie pozwoli na to, by się do kogoś wystarczająco przywiązać. Tyle w temacie, niedobrze się takiemu robi, jak zaczyna się cokolwiek o związkach mówić.

Panie, pan to jest chyba kaleki emocjonalnie. 



1 lutego 2013

Tu się roi od Curtisów, i tu, i tam, i wszędzie.


Mamo i mamo, wiecie co? Ja to nie chcę dorastać, bo jak tak patrzę to chuja będę z tego miał i to takiego niemrawego chuja ♪ I mam psa, nazwałem go Pies ♫ Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, jestem tak zajebiście nieszczęśliwy, że chyba jeszcze się napiję ♪ Bo sprawa wygląda tak, że ja dupy z reguły nie daję, więc się wypnij i zaciśnij ząbki, będzie fajnie ♫ Chcę się tak najebać żeby na pięć minut stracić wzrok ♪ Bo w perkusję najlepiej napierdala się nad ranem ♫ Przecież jestem grzeczny i wcale, kurwa, nie klnę za dużo ♪ No do chuja pana! ♫ Spałem na podłodze bo mnie z łóżka skopałeś, ty samolubny kutasie ♪ Czemu ty tu jeszcze jesteś? ♫ I chyba mam przyjaciela, nazwałem go Alex ♪ Najpierw muszę się zastanowić, czy chce mi się iść do szkoły ♫ Nie mam fajek, daj ♪ Tak, tak jestem pełnoletni, ruchanie się ze mną to żadne przestępstwo ♫ Kłamałem ♪ No bo świat wygląda tak, że jest oko za oko, ząb za ząb, a dupa za pieniądze




MIKE CURTIS
16 lat
Pokurwiło cię, ty głupi chuju?
CHWAŁA MI!