15 lutego 2013

Zombies hate fast food.



Nicolas Carter ⁞ 20 lat ⁞ student kulturoznawstwa
Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie.


            Widzisz, jest na świecie taki człowiek, który zamiast trzymać się przy ziemi w całości obecny jest tylko ciałem, bo duchem zgubił się gdzieś w krainie, w której podróżuje się na kapeluszu, a kot o tęczowych barwach jest zdolny do uśmiechu. Ktoś taki istnieje naprawdę, a i z pewnością nie jest jedynym egzemplarzem na Ziemi, ale ten urodził się dwadzieścia temu w Anglii i mimo tego, że jest już dorosły nadal lubi chodzić z głową w chmurach.
          I człowiek o którym akurat mam okazję opowiedzieć to Nicolas Carter. Wszystko zaczyna się od Thetford, bo właśnie w tej miejscowości, w hrabstwie Lincolnshire przyszedł na świat Nicolas. Miał on dorastać w pełnej i przede wszystkim szczęśliwej rodzinie. Zamiary przykładnego domu wcale nie upadły, nie było żadnych tragicznych zdarzeń, wypadków większych niż złamana ręka, czy stłuczone kolano. Nic z tych rzeczy. Matka zajmowała się domem, ojciec pracował już zawczasu odkładając pieniądze na edukację syna,  a chłopiec bez specjalnych zmartwień oraz większych obowiązków dorastał.
Z racji, że nie chciał nikogo zawieść, a i sam lubił spełniać swoje ambicje, gdy doszedł do wieku szkolnego, poświęcił się przede wszystkim nauce i niczym specjalnym dla niego nie było to, że miał dwójkę lepszych znajomych "na krzyż". Kiedy jednak nadszedł wybór szkoły średniej rodzice postanowili przeprowadzić się do Londynu, by ich syn miał jak najlepsze perspektywy i jak najwięcej możliwości. 
Można by się jeszcze rozwodzić, nad jednym z tych bardziej bolesnych zawodów miłosnych. Wyjaśnić całą sytuację też by można było, ale Carter ten rozdział ma zamknięty od dobrych dwóch lat. Nie mówi nic, jest całkiem niezły w udawaniu, że nic się nie stało. Szczególnie, że względnie się po wszystkim pozbierał by nadal być optymistycznym, pełnym życia dzieciakiem, który szaleje za filmami gore. 
          Nicolas jak się nie wyróżniał tak jest nadal, jednak nie sposób zgubić tego chłopaka w tłumie skoro takowego nadal unika. Zwykły student, który już jako nastolatek który lubił zarzucać innych faktami z niedawno przeczytanej książki, albo chaotycznie i z podekscytowaniem przedstawiać świat z jakim miał okazję się zapoznać. Nadal jeszcze jest pełen dziecięcego entuzjazmu, cieszy się i docenia głupoty. Ale potrafi też zachować spokój oraz powagę w wymagających tego sytuacjach. Niemniej wszystko najłatwiej jest obrócić w żart, prawda? Czasami bywa zbyt samokrytyczny, ma chwilę gdy wymaga od siebie rzeczy niemożliwej, bo idealności. Jego planem na przyszłość wydaje się pochłonięcie jak największej ilości książek wszelakich, a ponad to studiuje kulturoznawstwo, zupełnie tak, jak miał w planach i mieszka sam, ale więcej czasu i tak spędza ze swoim facetem. 
          Jak widzisz to jest taka istota, która lubi się pogrążać we własnym, albo książkowym świecie. Jest pełen własnych dziwactw i przyzwyczajeń. Niejednokrotnie zasypia nad materiałami do zajęć, czasami można go znaleźć nawet drzemiącego na podłodze pomiędzy regałami w bibliotece. Lubi śnić o świecie stworzonym jeszcze za czasów dzieciństwa. Pełnym dziwacznych, niewyobrażalnych dla przeciętnego człowieka stworzeń. Jest to kraina gdzie można ufać absolutnie wszystkim i gdzie rosną czekoladowe drzewa. I ludzi takich jak on, takich którzy posiadają swój świat jest zapewne wielu, bo każdy lubi mieć coś doszczętnie swojego, gdzie nie wkroczy nikt inny.






38 komentarzy:

  1. W ciągu tych dwóch lat, odkąd nie mieszkał już w Londynie, wiele razy siadał z telefonem w ręce i próbował zadzwonić. Bo cholernie tęsknił. Jednak zawsze pojawiała mu się w głowie ta cholerna myśl, że tłumacząc to wszystko, spieprzy temu chłopakowi życie. Zresztą, on nie pozwoliłby mu wyjechać, wygłosiłby wszystkie, mocne argumenty na nie i pewnie dodatkowo by się jeszcze rozpłakał. Wtedy Morales po prostu by zmiękł… a wyjechać musiał. Po prostu. Tak to już z nim było, że jeśli coś zaczynało walić się w jego życiu, on odpuszczał i wyjeżdżał. Najlepiej jak najdalej i bez słowa, byle tylko nic (ani tym bardziej nikt) nie próbowało go zatrzymać. Wolał więc zostawić wszystko tak, jak to sobie zaplanował. Czyli nie odbierać telefonów, hamować się przed chęcią zadzwonienia… z czasem zmienić numer, by niepotrzebnie nie kusić losu. Okrutny był i to nie tylko dla Nicolasa, bo i dla samego siebie.
    Nie sądził, by miał jeszcze kiedykolwiek wrócić do Londynu. Podświadomie chciał i to bardzo, ale zdrowy rozsądek kazał mu siedzieć w miejscu i pracować na swoje życie od zera. Tak samo nie powrócił do rodzinnej Barcelony, choć upłynęło jedenaście, długich lat odkąd ją opuścił. Mogłoby się wydawać, że wszystko w jego umyśle wróciło do normy po takim czasie, że nie będzie czuł już żadnej, trudnej do uzasadnienia niechęci do kraju i da sobie spokój z ucieczkami. Jednak było inaczej.
    Postanowił zacząć życie od nowa, na czysty rachunek. Tak więc wynajął ładne mieszkanie nieopodal Central Parku, znów podjął się pracy, jako nauczyciel muzyki i zamierzał tak trwać, po prostu. To wszystko nie znaczyło jednak, że udało mu się zapomnieć o wszystkim, co za sobą zostawił. W jego głowie nadal siedział Rico, ale już nie sam, bo towarzyszyło mu wspomnienie Nicolasa, żywej kopii jego wyglądu, ale nie zachowania. Nie mógłby od tak o nich zapomnieć, cokolwiek by się w jego życiu nie wydarzyło.
    W czasie wolnym, często wychodził na długie spacery, nadal nie dorobił się żadnego zwierzątka, które zmusiłoby go do przebywania w mieszkaniu nieco dłużej, niż to było konieczne. Nie chciał tam tkwić, wolał wyjść na zewnątrz , chociażby z gitarą i choćby w ten sposób zabijać swoją samotność, której się trzymał na własne życzenie. I często też, tak jak dziś, siadał w parku na ławce i po prostu grał. Ludzie lubili przystawać, chcąc wysłuchać ciekawszych melodii, a Diego się to podobało, dlatego nie przestawał tego robić. Od dłuższego czasu czuł na sobie czyjeś spojrzenie, to było specyficzne uczucie, którego nie dało się zignorować i należało wreszcie podnieść wzrok. Jednak, kiedy obserwator okazał się być kimś cholernie znajomym, doznawało się przedziwnego uczucia totalnej pustki w głowie. Chciało się uciec i zostać w miejscu jednocześnie. Podniósł się do pionu i ostrożnie odłożył gitarę na ławkę, zwracając się przodem do chłopaka. I niby co miałby mu teraz powiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
  2. On nie wyobrażał sobie tego dnia. Nie chciał. Wolał żyć w przekonaniu, że chłopak wreszcie się jakoś otrząsnął, skończył szkołę, rozpoczął studia, poznał kogoś… po prostu. Bo zasługiwał na wszystko, co najlepsze w życiu. I nieraz mu to przecież powtarzał. Stał się jego oczkiem w głowie, które było najważniejsze i nie zniósłby tego, gdyby miała mu się stać jakaś krzywda. Tak, tylko on sam go potwornie skrzywdził, jednak póki go nie widział i pielęgnował wizję tego, że jest szczęśliwy w Londynie, bo wyszedł po tym wszystkim na prostą, było w porządku. Dopiero teraz, gdy widział go przed sobą, czuł bijący od niego żal na odległość, w jakiej od siebie stali, a jego ciemne oczy stopniowo zaczynały zachodzić łzami, dotarło do niego, jak wielkim był kretynem.
    I stojąc tak przed Nicolasem, właściwie szykował się na wszystko. Nawet na to, że oberwie. To nieistotne, bo przecież dobrze wiedział, że sobie na to zasłużył. Choć bardziej przewidywał, że po prostu zostanie zarzucony masą wyrzutów różnej maści. Dlatego poczuł się w jakiś dziwny sposób zawiedziony, że dostał tylko w twarz i nic poza jednym wyzwiskiem, które swoją drogą również mu się należało. Przyłożył dłoń do policzka, bo nie mógł ukryć, że szczęka jednak go zabolała. Faktycznie, w nerwach, to i taki wątły Nico potrafił nieźle przyłożyć. I właściwie ten cios przywrócił mu jasność myślenia, bo do tej pory chyba wydawało mu się, że stojący naprzeciw Nicolas, to tylko wytwór jego wyobraźni, przywołany melodią, którą akurat grał. Tą, którą chłopak tak bardzo lubił. A tak, to jedno uderzenie załatwiło sprawę. Ale nie to teraz zajmowało jego głowę. Nadal nie wiedział, co mógłby mu powiedzieć. Przeprosić? To przecież takie banalne, niedorzeczne wręcz, po tym co zrobił i jak bardzo go zranił. On już stracił swojego Nicolasa, dokładnie dwa lata temu i to na własne życzenie. I był skurwielem, chłopak nie kłamał, ani się nie mylił.
    Zbliżył się do niego jednak, ryzykując jedynie tym, że oberwie kolejny raz… chwycił go za ramiona i przycisnął do siebie, zamykając go w silnym objęciu. Carter mógł się wyrywać, to też nieważne. Morales po prostu musiał to zrobić, inaczej stałby wciąż w miejscu, milcząc i czując się jak skończony idiota.
    -Musiałem – wyrzucił z siebie to jedno, bardzo istotne słowo. Nie zależało mu na wybaczeniu, mógł się nawet nie spotkać ze zrozumieniem. Po prostu chciał to wreszcie powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Za nic w świecie nie chciał, żeby chłopak miał się obwiniać za tę całą sytuację. Bo to pod żadnym pozorem nie była jego wina, to nie on omotał go umyślnie i nie rozkochał w sobie, nie ciągał go do domu i nie okazał się nieodpowiedzialnym idiotą, który ucieka na drugi koniec świata, kiedy coś nie układa się po jego myśli.
    - Przepraszam – powiedział cicho, bo tylko to w tej chwili tak bardzo cisnęło mu się na język. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam… - szeptał dalej w szyję chłopaka, całkowicie już tracąc kontrolę nad uczuciami, jakie nimi targały. Morales wcale się nie poskładał, od tamtego czasu. Owszem, dorobił się mieszkania i znalazł pracę, która możliwie go satysfakcjonowała, ale pod tym jednym względem w ogóle się nie pozbierał. On to uczucie zamroził, ale zapomniał je rozbić, by doszczętnie je zniszczyć… a teraz było już na to za późno, bo los chciał zrobić sobie z niego niezły żart i postawił przed nim Cartera, który ten lód stopił i wszystko ożyło na nowo. I w zasadzie wszystko względem Nicolasa w jego umyśle, jakby w ogóle nie uległo zmianie. Zupełnie, jakby ciągnął się ten dzień, w którym widzieli się po raz ostatni. Gdyby nie fakt, że chłopak nieco wydoroślał, z powodzeniem mógłby to sobie wcisnąć, a następnie przywitać się z nowym psychiatrą.
    Teraz, patrząc na wszystko z perspektywy czasu, mógł twierdzić, że postąpił najgorzej, jak tylko mógł. Przede wszystkim dlatego, że nie brał pod uwagę tego, co Nicolas mógłby mieć do powiedzenia w tej sprawie. Wolał być cholernym egoistą, zamknąć się w sobie, nawet przed kimś tak bliskim, jak sam Carter i uciec, niczym najgorszy tchórz.
    - Zabrałbym ciebie ze sobą, gdybym tylko mógł, uwierz mi – wypowiedział po dłuższej chwili, zwalniając uścisk, po to by odsunąć się nieco i wziąć twarz chłopaka w dłonie. Kciukami otarł łzy z jego policzków. Najchętniej sam obiłby sobie mordę za to, że swoją lekkomyślnością doprowadzał go do takiego stanu. – Gdybym się odzywał, wcale nie byłoby ci łatwiej. Mnie też nie – starał się wytłumaczyć to jedno, czego do pewnego momentu był jeszcze pewien.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholernie bolał go widok płaczącego Nicolasa. Już nieistotne z jakiego powodu miałby się mazać, to za każdym razem dotykałoby go to równie mocno. Tylko, że w normalnej sytuacji, przyciągnąłby go do siebie, przytuliłby i jakoś uspokoił. Teraz nie mógł tak postąpić, bo on nie chciał go znać.
    Widział doskonale, że cokolwiek obydwaj postanowią (choć w tym przypadku wszystko zależało już tylko od Nicolasa), to i tak będzie u niego przegrany i to na całej linii. Nie mógł liczyć na większe zaufanie, ani nic z tych rzeczy, bo po czymś takim pewnie sam sobie by już nie zaufał.
    Nieczęsto przepraszał. To była naprawdę cholerna rzadkość i nieważne, jak bardzo mu na kimś zależało. Po prostu podobne słowa nie przechodziły mu z łatwością przez gardło. Jednak teraz, w tym konkretnym momencie, ciężko mu było przestać. Gdyby Carter zdecydował się dać mu szansę i jakimś cudem wybaczyłby mu tę ucieczkę, pewnie przepraszałby go każdego, kolejnego dnia. Nawet pomimo protestów. Przepraszałby i dziękował na zmianę, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nic lepszego mu się już w życiu nie przytrafi.
    Zabrał od niego swoje ręce, zgodnie z wolą chłopaka, na tę chwilę skutecznie zwalczając ogromną chęć przygarnięcia go do siebie. Z postury też niewiele się zmienił i z pewnością nadal idealnie by się w niego wpasowywał, tak jak zawsze, kiedy rozsiadali się wygodnie na kanapie i puszczali jakiś totalnie bezsensowny film, w którym hektolitry sztucznej krwi odgrywały główną rolę, wraz z wyeksponowanymi, ludzkimi wnętrznościami. Wtedy było tak pięknie, nic innego właściwie się poza nimi dwoma nie liczyło. I choć Diego starał się rozpatrywać swój błąd na wszelkie, możliwe sposoby, to i tak dochodził do punktu, w którym uznawał, że po prostu spierdolił. Oczywiście mógł próbować zrzucić całą winę na szkołę, procedury i cholerne zacofanie społeczeństwa, ale to wcale nie oczyściłoby jego sumienia. Nie poczułby się dzięki temu lepiej, Nico również, więc nie było sensu się oszukiwać.
    - W końcu i tak wszystko by się posypało, bo wątpię że wróciłbym do Londynu – powiedział, po czym wypuścił powietrze ciężko i splótł palce obu dłoni na swoim karku. Wciąż ciężko mu było dobierać myśli. – Obwiniałbyś się, że to przez ciebie mnie zwolnili, a ja bym zwariował, bo to nie ty byłeś winien – ciągnął dalej, wciąż patrząc na Cartera i doszukując się jego spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Diego Morales18.02.2013, 01:07

    Głupio mu było, a nawet więcej, niż głupio, bo ani razu nie pomyślał o czymś podobnym, co mogłoby sugerować, że wszystko między nimi dobrze się kończy. Nie potrafił myśleć o pozytywach, jak dla przykładu Nicolas, podczas gdy w jego umyśle wszystko na raz się waliło. Dla niego wyjazd oznaczał definitywny koniec, zerwanie nie tylko z danym miejscem, ale i ludźmi, z którymi tam był jakkolwiek zżyty. Naprawdę nie widział żadnego pozytywnego rozwiązania dla całej tej beznadziejnej sytuacji. Nie widział tego dwa lata temu, ale przez ten czas i tak nic się nie zmieniło. Nic nie mógł poradzić na to, że przyzwyczaił się już do ciągłego spisywania czarnych scenariuszy we własnej głowie. Taki już po prostu był, ale też śmiało można było go za to winić, bo przede wszystkim nie musiał zaraz dzielić się nimi z kimkolwiek.
    - Cofnąłbym czas, gdybym miał taką możliwość – zaczął, ale był zmuszony przerwać, bo Carter musiał odebrać jakąś rozmowę. Umilkł więc, w międzyczasie stwierdzając, że stanie w centrum cholernego Central Parku, ciągłe drążenie tematu i roztrząsanie jego własnej głupoty nie miało większego celu, bo nie mogło przynieść niczego dobrego. Przecież czasu nie cofną, tak jak przed chwilą powiedział.
    Przestąpił z nogi na nogę, bezcelowo sunąc spojrzeniem po brzegu alejki i mimowolnie słuchał tego, co Nicolas mówił do telefonu. Miał kogoś. Niewiele było Moralesowi potrzebne, by dokonać tego odkrycia. Gdyby nie skupiał się na słowach, w zupełności wystarczyłby mu ton, jakiego używał chłopak, oraz uśmiechy, jakie wywoływał ktoś będący po drugiej stronie słuchawki. I chyba dobiła go ta myśl, bo jeszcze bardziej dotarł do niego nieprzyjemny fakt, iż go stracił i to na dobre.
    Spojrzał na niego już bardziej przytomnie, skoro ten do niego przemówił i tym samym wyrwał z zamyślenia. Następnie samemu przygryzł wargę, w momencie kiedy dotarł do niego sens słów chłopaka.
    - Jasne – rzucił, zwracając się przodem do ławki, na której położył gitarę, a obok niej pokrowiec. Z najmniejszej kieszonki wyciągnął wizytówkę, oprócz podstawowych danych, miejsca zamieszkania i informacji o tym, czym się zajmuje, numer telefonu też tam był. Tak więc Nicolas mógł wykorzystać wszelkie, dostępne drogi kontaktu, wystarczyło tylko wybrać. Podał ją chłopakowi i w odruchu przeczesał swoje włosy palcami. Nie miał pojęcia, co mógłby jeszcze zrobić, lub powiedzieć. Po tym, co przed chwilą sobie uświadomił, był już kompletnie skołowany.

    OdpowiedzUsuń
  6. Diego Morales19.02.2013, 16:01

    Tamtego dnia, kiedy przypadkowo spotkał się z Nicolasem, wszystko wywróciło mu się do góry nogami. Nawet nie wracał już do przerwanego wcześniej zajęcia, tylko spakował gitarę i ulotnił się z miejsca niedługo po tym, jak chłopak wyminął go i zniknął za zakrętem jednej z alejek. Zamierzał położyć się, zasnąć i obudzić się następnego ranka, ogarnąć się tak, jak to robił do tej pory i pojechać do szkoły na swoje zajęcia. Jednak plan tylko w teorii okazał się być taki prosty do wykonania, bo w rzeczywistości na niczym konkretnym nie potrafił się dostatecznie skupić, przez co tylko spowalniał swoje ruchy i ledwo wyrobił się na pierwszą lekcję. Praktycznie bez przerwy towarzyszyło mu wspomnienie ostatnich słów Nicolasa, o tym że znów natknęli się na siebie w parku... rzeczywiście. Może sam zwróciłby na to uwagę, gdyby nie był tak bardzo rozkojarzony tym całym spotkaniem, a tak to nawet nie zdążył czegokolwiek powiedzieć, bo chłopak już mu uciekał. Tak więc ta jedna myśl wciąż nie dawała mu spokoju, za cokolwiek by się nie brał i to było straszne, bo naprawdę dawno nie czuł czegoś podobnego.
    Spodziewał się telefonu, tego że umówią się gdzieś na mieście, po to by wyjaśnić sobie jeszcze pewne sprawy na spokojnie, jeżeli oczywiście gdzieś po drodze Carter by się nie rozmyślił i nie podarłby cholernej wizytówki na drobne kawałeczki. Przecież wszystkie opcje należało brać pod uwagę i już nie liczyła się świadomość tego, że Nico wcale nie należał do osób niesłownych i jeżeli już coś zapowiadał, to się tego trzymał... w sytuacji, w jakiej się znajdowali, to naprawdę nie miało znaczenia.
    Na pewno nie wyobrażał sobie tego, że Nicolas miałby pojawić się pod drzwiami jego mieszkania. To naprawdę wydawało mu się czymś nierealnym na tamtą chwilę przyjajmniej. Dlatego tak bardzo zaskoczyła go wiadomość w telefonie, którą dostał kilka dni po tym całym, przypadkowym spotkaniu. Całe szczęście, że chłopak się podpisał, bo w spisie kontaktów Diego nie miał zapisanego jego numeru, chociaż... gdyby przysiedział nad nim i chwilę pogłówkował, pewnie przypomniałby sobie układ cyfr, który dawniej znał niemalże na pamięć. Karty ze swoim poprzednim numerem telefonu nie pozbył się definitywnie, tylko gdzieś ją rzucił, stwierdzając że woli zostawić sobie tę furtkę uchyloną, tak w razie potrzeby... jednak i tak jej nie wykorzystał. Odpisał chłopakowi krótko, że jest w domu i może wpadać, bo tak też było, a później czekał ze zniecierpliwieniem, którego wręcz nie znosił.
    Otworzył drzwi i mimowolnie jego wzrok spoczął na szarym kocie, którego trzymał Nico. Nie zamierzał pytać o co z tym chodzi, więc usunął się na bok, gestem zapraszając go do środka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Diego Morales19.02.2013, 21:13

    Ucieszył się na jego widok, nie mógł tego ukryć, zwłaszcza przed samym sobą. Nigdy nie potrafił się oszukiwać. Dlatego nawet nie powstrzymał uśmiechu, który po prostu sam wcisnął mu się na usta, kiedy już oderwał wzrok od kocura.
    - No jasne, cześć - odpowiedział, jeszcze zanim chłopak przekroczył próg mieszkania. Dopiero, kiedy dostał kota w ręce, prawdopodobnie dotarło do niego, że to musiał być jakiś chytry plan, w wyniku którego zwierzę miało już tutaj pozostać, przynajmniej na jakiś czas. Zresztą nie spotkał się jeszcze z osobą, która ganiałaby po mieście z kotem pod pachą.
    Kolejne słowa Nicolasa pozostawił bez odpowiedzi, gdyż większość jego uwagi została pochłonięta przez futrzaka, który właśnie wlepiał w niego spojrzenie swoich wielkich, błyszczących ślepii i przy tym sprawiał wrażenie takiego, co to ewidentnie lubił być trzymany na rękach.
    Spojrzał na chłopaka dopiero po dłuższej chwili, podczas której ten zdążył się już rozebrać i stanąć przed nim z kolejnym pytaniem, które i tak dotarło do Moralesa z lekkim opóźnieniem. Wszystko przez to, że myślami automatycznie powrócił do tego, co miał jeszcze ponad dwa lata wstecz. Akurat w tym momencie, jego własny umysł postanowił zrobić mu niezłego psikusa, przez co znów mógł zobaczyć Nicolasa, który dopiero co się obudził, wciągnął na swoje szczupłe ramiona o wiele za dużą dla siebie koszulę, którą jeszcze wieczorem miał na sobie Diego... wciąż nie potrafił pozbyć się tego wspomnienia, a już z pewnością nie pomagała mu świadomość tego, iż ten chłopak przebywał aktualnie w tym samym mieście. Cholerne zrządzenie losu, które już drugi raz mocno go kopnęło.
    No dobra, ale nie dość, że chłopak zaskoczył go samą wizytą, to jeszcze tym, że bez wcześniejszego uprzedzenia, miał zamiar wcisnąć mu kota.
    - Chyba mógłbym, czemu nie - wypalił w odpowiedzi, jeszcze raz spoglądając na zwierzaka. - Na ile? - dopytał, tym razem podnosząc wzrok na Nicolasa. Następnie puścił kota wolno i prostując się, odruchowo przesunął po nim spojrzeniem wolniej i uważniej, przy czym dobiła go świadomość, że on wciąż cholernie mu się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  8. Diego Morales20.02.2013, 17:12

    Uniósł brew w naturalnym odruchu, kiedy usłyszał słowa Nicolasa, ale zaraz też uśmiechnął się szczerze. Fakt, dawniej zastanawiał się nad tym, czy przygarnąć do siebie jakieś zwierzątko, ale też potrzebował silnego argumentu, żeby się wreszcie na to zdecydować. Najlepiej, by ktoś w ogóle zdecydował za niego i postawił go przed faktem dokonanym... tak też myślał, ale w tym momencie, kiedy już tak się stało, dziwnie sie z tym czuł. Sam przebywał w mieszkaniu naprawdę niewiele, bo wolał przesiadywać w szkole, nawet po godzinach. Przyzwyczaił się też do tego, że jak już był zmuszony do opuszczenia placówki, to w domu pojawiał się tylko na chwilę, by zostawić tam zbędne rzeczy, wziąć gitarę i wyjść na zewnątrz. Tyle, że wcześniej faktycznie robił to, bo nie potrafił znaleźć sobie innego zajęcia i dopiero Nicolas zmienił jego dotychczasowy tryb życia. Jednak teraz, kiedy go już nie miał, automatycznie powrócił do swoich starych nawyków i ani myślał, by chociaż raz usiąść w mieszkaniu, obejrzeć jakiś film, czy zrobić cokolwiek innego, poza tym, czego wymagał od samego siebie. Nie szukał też sobie nikogo do towarzystwa, twierdząc że zwyczajnie nie jest gotowy na jakiekolwiek większe, czy też mniejsze zobowiązania.
    - Wiem, pamiętam - potwierdził krótko, mimowolnie uciekając spojrzeniem do kota, który leniwie kroczył teraz po salonie i najwyraźniej czuł się już jak u siebie. Chciał powiedzieć coś więcej i na pewno by to zrobił, gdyby Carter nie zaciął się przy tym jednym, konkretnym słowie i nie zastąpił go innym. To nic, że minęły pieprzone dwa lata, skoro wciąż bolało tak samo... o ile nie bardziej. - Szkoda by go było - rzucił jeszcze, właściwie nie do końca precyzując decyzję, jaką miał przecież podjąć. - Czego się napijesz? - zapytał, wymijając chłopaka, by przejść do kuchni. Miał tam swoją kawę, którą zdążył sobie zrobić, zanim przyszedł Nico. Teraz po prostu musiał się jej napić i zdusić w sobie chęć zapalenia kolejnego papierosa, bo ostatnim czasem robił to częściej, niż zazwyczaj. - Nazywa się jakoś w ogóle? - zadał jeszcze jedno pytanie, kiedy już nastawił wodę w czajniku, tym samym dając do zrozumienia, że nie przyjmuje żadnej odmowy, co do przedłużenia nieco wizyty chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Diego Morales23.02.2013, 23:35

    Morales również odczuwał tą całą różnicę, która wiązała się z całkowitą zmianą otoczenia, jaką sobie zafundował. I nieważne, że podświadomie próbował poukładać sobie wszystko tak, jak to, co miał i zostawił w Londynie. Nawet mieszkanie, jakiego się tutaj dorobił, samym układem przypominało tamto poprzednie… ale co z tego, skoro w świecie, który zamierzał sobie złożyć, zdecydowanie brakowało już kolorów. Sam nie znosił tych przysłowiowych, pustych czterech ścian, nie chciało mu się do nich wracać, a co dopiero przebywać i właśnie tam doświadczać tej cholernej samotności, na którą przecież pisał się własnowolnie. Wtedy, te dwa lata temu, w ogóle nie zastanawiał się nad tym, jak będzie to wszystko wyglądało i przez ten czas również nic się nie zmieniło, ponieważ do tej pory nawet nie starał się jakkolwiek tej pustki zapełnić. Niewiadomo, czy coś tak po prostu znienacka nie uległoby zmianie w jego życiu, gdyby nie natknął się tu na Cartera. Kto wie, może dojrzałby wreszcie do tego, by związać się z kimś konkretnym i wszystko znów nabrałoby jakiegoś sensu… ale teraz, wraz ze świadomością tego, iż Nicolas jest gdzieś w okolicy, mógł być pewien, że nie podejmie już żadnej próby, żeby wrócić do normalności. A wszystko przez głupią myśl, że może to jednak jest to cholerne przeznaczenie i jeszcze da się to z czasem naprawić, bo przecież los nie mógł ot tak stroić sobie z niego żartów.
    „Kawa”, po prostu to jedno słowo i zaraz po nim dziwne ukłucie gdzieś w klatce piersiowej, bo to tak ciężko pojąć i uwierzyć w to, że ludzie wkoło zmieniają siebie i własne przyzwyczajenia, z wyjątkiem niego samego. Tylko do tej pory jakoś nieszczególnie przeszkadzała mu myśl, że praktycznie wciąż stał w miejscu.
    - Dymitr? – powtórzył, jakby chciał się tylko upewnić, jednak powstrzymał się przed spojrzeniem na Cartera. – Ładnie – stwierdził chwilę później, wsypując do kubka kawę i robiąc to tak mozolnie, żeby tylko zajmować czymś swoją uwagę. Z tym, że i tak zaraz wymiękł całkowicie, w chwili gdy usłyszał ten wręcz błagalny ton w wypowiedzi stojącego nieopodal chłopaka. Wtedy podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się w ten typowy dla siebie, wciąż niezmienny sposób. – No wezmę, chyba nie mam innego wyjścia, co? – uniósł brew nieznacznie przy ostatnich słowach. – Ale to pod warunkiem, że faktycznie raz na jakiś czas się pojawisz i go zabawisz, bo u mnie średnio z czasem wolnym, więc zwierzak by się zanudził – dopowiedział, wcale (ale to wcale!) nie próbując działać podstępem. Wreszcie zalał kawę wrzątkiem i chwycił za własny kubek, chcąc upić z niego kilka łyków.

    OdpowiedzUsuń
  10. Diego Morales25.02.2013, 00:10

    Zwyczajnie nie wyobrażał sobie tego, by jednego dnia, tak po prostu miał znaleźć sobie kogoś innego i ułożyć sobie z tym kimś życie. Nie dopuszczał siebie takiej możliwości, bo to że wyjechał z Londynu bez słowa, według niego nie równało się to z tym, że kończy z Nicolasem. Co innego, gdyby dzień wcześniej usiadł z nim i porozmawiał o tym, albo po prostu zerwałby z nim, niekoniecznie tłumacząc powód Owszem, również wyszedłby na dupka, ale definitywnie zamknąłby ten rozdział, a tak, to wszystkie uczucia odżyły w nim na nowo, kiedy znów go zobaczył… ale wcale tego nie żałował, bo takie wyjście wydawało mu się tym bezpieczniejszym i nieważne co Nico, czy ktokolwiek inny, by o tym myślał. Wciąż miał te najlepsze wspomnienia i dzięki temu, że oficjalnie go nie rzucił, to w wyobrażeniach wciąż mógł go mieć. Boleć zaczynało dopiero teraz, kiedy ten znów się pojawił i w rzeczywistości już do niego nie przynależał.
    - Nie mógłbym, powinieneś wiedzieć – wtrącił jeszcze nim Carter wyraźnie już zadeklarował, iż będzie przychodzić specjalnie do kota. Diego nie oczekiwał tego, że chłopak pociągnie temat, skoro zwyczajnie wyrzucił te słowa bez zastanowienia. Zresztą uważał to za pewną oczywistość, że dla tej jednej osoby na świecie, byłby w stanie zrobić dosłownie wszystko, zwłaszcza teraz, kiedy gdzieś tam, w jego głowie rodziła się myśl, że może jest dla nich obu jeszcze jakaś szansa. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że krzywda jaką mu wyrządził, mogła być czymś niewybaczalnym, ale wiedział też, że byłby gotów to wszystko naprawić.
    - A no patrz, mogłem się domyślić – mruknął właściwie bardziej do siebie, niż do chłopaka i sięgnął do szafki, która zawieszona byłą nieopodal jego głowy i nieraz zdarzało mu się przywalić w drzwiczki głową, kiedy spieszył się do szkoły i zapominał jej zamknąć… Wyjął stamtąd cukiernicę, postawił ją na blacie i usunął się pod okno, pozwalając Nicolasowi na samodzielne obsłużenie się. Teraz już nijak mógł powstrzymać się przed chęcią zapalenia, więc dał sobie z tym spokój i zgarnął lodówki paczkę papierosów wraz z zapalniczką, a następnie odpalił jednego z nich, odruchowo już przysiadając na parapecie i uchylając okno.
    - No to teraz możesz mówić mi, co tam ciekawego się u ciebie dzieje – powiedział, kiedy już uraczył się uzależniającym dymem i wypuścił go z płuc. Zdobył się nawet na ładny uśmiech, który wcale nie wyglądał na wymuszony. Wpatrywał się w chłopaka, mimowolnie wyłapując zmiany, jakie zaszły w jego wyglądzie i przez to nie zwrócił uwagi na Dymitra, który pojawił się nagle w kuchni, wyraźnie niepocieszony faktem, iż w danej chwili nikt się nim nie zajmował.

    OdpowiedzUsuń
  11. Diego Morales28.02.2013, 00:29

    Palił, to żadna nowość. Dawniej też to robił, tylko z pewnością nie tak często, jak obecnie. Właściwie, to wcale nie zwrócił uwagi na to, kiedy wpadł w ten nałóg tak bardzo, bo po prostu stopniowo zwiększała się liczba wypalanych papierosów, aż doszło do tego, że praktycznie jedna paczka wystarczała mu tylko na jeden dzień. To zapewne dlatego, że nie miał co z sobą zrobić, bo tryb życia, jaki prowadził raczej nie narażał go na dodatkowy stres, przez który rzekomo miałby nagle zacząć więcej palić. A może to też po części przez to, że nikt nie wisiał mu już nad uchem i nie powtarzał, że to wcale nie jest fajne i mógłby to ograniczyć, lub rzucić w cholerę najlepiej.
    - A co ciekawego studiujesz? - zapytał z ciekawości, jak również dla podtrzymania tematu. Zabawne, że kiedyś mogli rozmawiać dosłownie o wszystkim, nawet o kompletnych niedorzecznościach i właściwie to nigdy nie musieli uważać na słowa. Mogli też milczeć i czuć się z tą ciszą komfortowo. Teraz było inaczej i to wcale nie było w porządku.
    Przyglądał mu się jeszcze przez jakiś czas, korzystając z chwili, kiedy chłopak skupiał się na kocie. Uśmiech aż sam cisnął się na usta na ten widok, bo to prawie, jakby obaj cofnęli się o te dwa lata i mogli ciągnąć to wszystko dalej. W wyglądzie Cartera nie zaszły też jakieś znaczące zmiany, po prostu wydoroślał trochę przez ten czas, kiedy się nie widzieli i nic poza tym. Wciąż był cholernie podobny do Rico. Nadal też podobał mu się tak samo i nic nie mógł z tym począć. Znów mógł się tylko poczuć tak, jak wtedy, kiedy pierwszy raz przechadzał się szkolnym korytarzem i zobaczył go, siedzącego pod ścianą obok drzwi jednej z sal lekcyjnych. I tak samo, jak wtedy, musiał sobie teraz wbijać do głowy to, że nic dobrego z tego wyniknąć nie może.
    - Nadal uczę muzyki - rzucił w odpowiedzi, mimowolnie uciekając spojrzeniem do widoku za szybą. - Tak, jak w Londynie - dodał, choć to i tak nie było konieczne. W międzyczasie zaciągnął się dymem z papierosa i potrzymał go przez chwilę w płucach, nim wypuścił go za okno. - Chyba nie nadawałbym się do czegokolwiek innego - wypowiedział jeszcze, tym razem ze śmiechem, ponownie spoglądając na Nicolasa. Naprawdę tak uważał i to chyba było w tym wszystkim najgorsze, bo zwyczajnie się ograniczał i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby nie to, to nie przejąłby się aż tak tym, że stracił posadę w szkole i z powodzeniem znalazłby coś innego i tym też by się zajął. Nie musiałby wtedy nigdzie wyjeżdżać, zostawiać wszystkiego, czego dorobił się w jednym miejscu i pewnie nie byłby sam, tak jak teraz.
    - Świetny ten kot - stwierdził, widząc jak ten się łasi i wciąż domaga się poświęcenia uwagi. Może też wolał mówić o Dymitrze, niż o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Diego Morales5.03.2013, 01:38

    - I jak ci tam idzie? – zapytał, choć tego też nie uważał za konieczne, skoro zdawał sobie sprawę z tego, jak chłopak jest zdolny i ambitny. Nie sądził, by akurat to mogło ulec zmianie przez ten czas.
    W odpowiedzi na kolejne słowa Nicolasa, pokręcił głową przecząco i nic poza tym, bo przecież kłócić się o taką bzdurę nie zamierzał. Znał siebie wystarczająco dobrze, by móc twierdzić, że do niczego innego w życiu by się nie nadawał. I czyjekolwiek zapewnienia o tym, że mogłoby być inaczej i tak niczego by nie zmieniły.
    Niby zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak z pewnością kogoś ma, ale póki nie padło imię tego kogoś, Diego był w stanie wciskać sobie, że tamten telefon w parku, to na pewno nie był nikt ważny dla Cartera. Nie wiedział, co mógłby w tym temacie powiedzieć, ani jak się zachować, dlatego przełknął ślinę, odchrząknął i postanowił to przemilczeć. Taka postawa wydawała mu się być najodpowiedniejszą i to nic, że od środka był cholernie rozedrgany, skoro z zewnątrz i tak nic tego nie zdradzało. No, może tylko to, że przygryzł dolną wargę mimowolnie i ponownie uciekł wzrokiem do widoku za oknem… ale Nicolas nie mógł zwrócić na to uwagi, skoro sam na niego nie patrzył i wolał skupiać uwagę na Dymitrze. Świadomość tego, że ten jeden, konkretny chłopak należał teraz do kogoś zupełnie innego i nieznajomego, bolała niemiłosiernie. I to wcale nie było normalne, żeby być tak bardzo przekonanym o tym, że nikogo innego na Ziemi nie pokochałoby się już tak mocno i prawdziwie.
    - Właściwie to nic nie robiłem – powiedział najpierw, bo nie chciał zostawiać tego pytania bez odpowiedzi. I nie skłamał przy tym, w zasadzie mógł tego nie mówić, skoro faktycznie taka była prawda, ale Carter nie mógł o tym wiedzieć, póki nie usłyszał jasnej odpowiedzi. Może, gdyby głos chłopaka nie zadrżał niepokojąco, Morales puściłby to pytanie mimo uszu i odpowiedziałby dopiero na to drugie, poniekąd uściślone. – Tylko Nowy Jork – rzucił po chwili. – To był impuls. Po prostu kolejne, losowo wybrane miejsce na mapie i tak też mnie tutaj przywiało, podobnie jak kiedyś do Londynu – wyznał, wzruszając ramieniem mimowolnie. Następnie zaciągnął się dymem, robiąc krótką pauzę w wypowiedzi, nadal nie odrywając wzroku od szyby. – Cel był taki, żeby zacząć wszystko od nowa, więc zatrzymałem się, znalazłem pracę i to mieszkanie. Tyle. Nic poza tym raczej nie robiłem, wiesz już wszystko i chyba się cieszę, że dwa lata w streszczeniu mogę ograniczyć do co najmniej dwóch zdań – zakończył z lekkim, nieco wymuszonym śmiechem. Gówno prawda, wcale się z tego nie cieszył. Jednak słów cofać nie zamierzał, bo liczyło się to, by nie martwić sobą Nico. Nie rzucił pytania zwrotnego, bo chyba nie chciał słuchać o tym, jak trudno było się chłopakowi pozbierać po jego nagłym wyjeździe. Jednak jeśli będzie chciał, to sam zacznie o tym mówić, a Diego mu nie przerwie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Diego Morales11.03.2013, 00:43

    - No coś ty – mruknął i zaciągnął się papierosem po raz ostatni, a później zgasił niedopałek o brzeg zewnętrznego parapetu i wypuścił go spomiędzy palców. – Tak spytałem i cokolwiek byś nie powiedział, to i tak nie śmiałbym wątpić w twój geniusz i talent – sprecyzował z uśmiechem, w międzyczasie sięgając po kubek z kawą i zamykając okno. Oczywiście, że uśmiechy Nicolasa nadal na niego działały, ale w obecnej sytuacji i tak nie poczułby się jakkolwiek urażony jego słowami, nawet gdyby tego ślicznego uśmiechu nie otrzymał.
    Znów zaczęło mu towarzyszyć cholerne wrażenie, że odgrywa główną rolę w jakimś nieźle pokręconym dramacie. I ani trochę mu się to uczucie nie podobało, bo jedyne, czego rzeczywiście pragnął, to święty spokój, którego nigdy nie mógł zaznać, nawet po tej cholernej przeprowadzce. I zdawał sobie sprawę z tego, że sam to sobie utrudniał, chociażby tym, że nie pozwalał sobie zapomnieć tego, co zostawił w Londynie. Wciąż myślał o tym wszystkim, o szkole, ludziach których zdążył poznać, o Nico… choć niemalże na wstępie porzucił chęć wszelkich rozważań typu co by było, gdyby… I ilekroć nie powtarzałby sobie tego nieładnego kłamstwa, o tym że kolejny raz wystartował ze swoim życiem na nowo, to nie potrafiłby już sobie w nie uwierzyć, bo doskonale znał samego siebie. Nie żył tutaj pełną piersią. Wciąż był przygaszony i często nawet sztuczny w stosunku do spotykanych ludzi. I tak, jak w założeniach miał wziąć się za siebie od początku, jak niegdyś częściowo udało mu się tego dokonać po Hiszpanii, tak teraz wszystko zaprzepaścił i w całości poświęcił się jedynie muzyce, twierdząc iż niczego więcej mu nie potrzeba. Nawet kontaktu z innym człowiekiem. Jeżeli czuł się wyjątkowo podle, z czym nie potrafiła sobie pomóc jego gitara, ani kolejna napoczęta paczka papierosów, decydował się zostawać w pracy po godzinach, po to by porozmawiać ze szkolną psycholog, z którą wyjątkowo dobrze mu się przebywało. Nieczęsto to robił, jednak jeśli już pojawiał się w gabinecie, to przesiadywał tam tyle, na ile oboje sobie mogli pozwolić. Wtedy mógł wracać do swojej szarej codzienności, która wciąż przypominała jeden wielki zastój, bo wcale nie czuł, by szedł ze swoim życiem naprzód.
    Ruszyły go słowa Cartera. Myślami automatycznie cofnął się kilka dni do tyłu, do tego spotkania w Central Parku. I znów przed oczami stanął mu obraz Nicolasa, który zalewał się łzami z jego powodu. Taki widok powodował cholerny ucisk w dołku, bo kompletnie nic już nie mógł z tym zrobić.
    Teraz, kiedy musiał przełknąć te słowa, czuł dokładnie to samo. Jednak zebrał się w sobie, odstawił kubek na blat, odepchnął się od parapetu i zbliżył się do chłopaka. Miał przeogromną chęć, żeby go przytulić i z tą myślą przysiadł obok niego na podłodze. Z początku towarzyszyło mu nieprzyjemne przekonanie o tym, że jeśli zrobi cokolwiek, to i tak zostanie odepchnięty, dlatego zaraz zdusił w sobie chęć przyciągnięcia do siebie Cartera i wyciągnął rękę, by następnie pogłaskać Dymitra po grzbiecie. Kocur miał wyjątkowo przyjemną w dotyku, puszystą sierść, ale nie na tym Morales skupiał swoją uwagę, lecz na fakcie, że ma chłopaka tak blisko siebie, bliżej nawet niż na wyciągnięcie ręki. Wreszcie ściągnął brwi i westchnął głośno, zaprzestając tej walki z samym sobą i przygarnął Nico do siebie i otoczył go ramionami. Wypuści go, jeśli będzie musiał, przyjmie nawet kolejne uderzenie w twarz, cokolwiek. Mógł znieść dosłownie wszystko dla tej jednej chwili.
    - Ja też tęskniłem - wypowiedział, bo nie potrafił dłużej tego trzymać w sobie. – Bez ciebie wszystko tutaj jest bez sensu… - dopowiedział ciszej, bo akurat o tej prawdzie chłopak niekoniecznie musiał się zaraz dowiadywać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Diego Morales23.04.2013, 21:02

    Odetchnął spokojnie, z niejaką ulgą, że jednak nie spotkał się z niechęcią chłopaka i że nie został przez niego odepchnięty. Niestety musiał brać pod uwagę taką możliwość, bo gdy tylko próbował postawić się na miejscu Nicolasa i chociaż spróbować poczuć to, co on musiał czuć wtedy, każdego kolejnego dnia po jego niezapowiedzianej przeprowadzce, dochodził do wniosku, że nie miałby ochoty na siebie nawet spojrzeć, a co dopiero pozwolić siebie dotknąć.
    Uśmiechnął się niekontrolowanie na uwagę Nico, odnośnie papierosów. Jakoś tak mimowolnie przypomniało mu się kilka sytuacji, w których chłopak zwracał mu już na ten temat uwagę, lub próbował się awanturować w przezabawny sposób o to, by przestał popalać, przynajmniej w jego obecności. Tyle, że wtedy nie palił nałogowo, a tylko tak do kawy i śmiał się nawet, że oprócz muzyki, to Nico jest jego nałogiem, więc nie znalazłby już u siebie więcej miejsca na jakieś inne. A teraz było inaczej. Nie było Cartera, przy czym pozostała mu jedynie muzyka i ta wciąż dająca o sobie znać, uciążliwa pustka, którą dym papierosowy potrafił jakoś w znośny sposób wypełnić. I zapewne zdążył już całkowicie przesiąknąć tym trującym dymem, skoro zdarzało mu się sięgać po nowego papierosa zupełnie machinalnie, co kilkanaście minut.
    Milczał uparcie, kiedy chłopak zaczął mówić. W duchu tylko przyznawał mu rację, bo to faktycznie było niedorzeczne i w życiu nie przypuściłby, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają. Nie po to wylatywał taki kawał od Londynu, żeby pewnego dnia, po cholernie długim czasie wpaść na niego w środku miasta, tak po prostu… i szczerze, to wciąż ciężko mu było uwierzyć w to, że tak właśnie się stało, pomimo tego że teraz trzymał Cartera w swoich ramionach, czyli miał już żywy i niepodważalny dowód na to, że jednak los uwielbia płatać mu figle. I to w dość oryginalny sposób, trzeba przyznać.
    Doskonale usłyszał każde słowo, które Nicolas z siebie wyrzucił. Miał go zbyt blisko siebie, żeby tak po prostu go nie usłyszeć, zresztą słuch miał świetny od zawsze. I nie zdziwił się, tylko znów poczuł tę dziwną ulgę, bo gdzieś podświadomie liczył na to, że nie stanie się dla niego obojętny pomimo krzywdy, jaką mu wyrządził. I zaraz karcił się za to w duchu, bo okazywało się, że jest tym cholernym egoistą, którym nigdy nie chciał być… bo gdyby było inaczej, życzyłby Carterowi tego, by się z niego wyleczył i szedł dalej własną ścieżką, zwyczajnie usuwając mu się z drogi. Tymczasem on nie chciał go już puścić nawet na krok, a co dopiero pozwolić mu odejść.
    - Chyba nie umiałbym się już poskładać – wypowiedział niegłośno, opierając podbródek o głowę chłopaka. – Bo nie chcę – mruknął po chwili i westchnął mimowolnie. – Nie chcę już przywiązywać się do kogokolwiek innego, ani tego żeby ktoś przywiązał się do mnie. I tak bym to spieprzył – dokończył swoją myśl i umilkł, przygryzając sobie dolną wargę i odruchowo obejmując Nico mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Diego Morales24.04.2013, 12:43

    Oczywiście, że Morales zasługiwał sobie na to, by być teraz nieszczęśliwym. Wiedział o tym i dlatego podświadomie funkcjonował w taki sposób, by mieć jak najmniejszy kontakt z innym człowiekiem, tylko po to, by już więcej nie narażać nikogo na przywiązanie do siebie. I oszukiwał samego siebie każdego dnia, wciskając sobie to nieładne kłamstwo o tym, że to już najwyższa pora, by zacząć coś nowego i żyć pełną piersią, co do tej pory każdorazowo odkładał na jutro. Jednak przynajmniej dzięki temu jeszcze żył, choć chęci wciąż pozostawały niewielkie i starał się przy tym nie myśleć o Rico, któremu wystarczyła ledwie chwila zwątpienia, jakiś odczuwalny tylko jemu impuls, by ukrócić sobie życie. Morales nie chciał tego dla siebie, choć musiał sobie bez przerwy o tym przypominać i przekonywać się, że powinien być tym silniejszym, jak zawsze, bo ktoś przecież musi. Dlatego spędzał w szkole maksymalną ilość czasu, wracał do mieszkania okrężną drogą i starał się uciekać w muzykę, byleby tylko uniknąć niepoprawnych rozmów z samym sobą. I tak trwał po prostu.
    Słuchał tego, co mówił Nicolas i starał się oddychać miarowo, żeby pozostać w tym względnym opanowaniu, chociażby jeszcze przez jakiś czas. Głaskał go spokojnie po ramieniu i plecach, jakby chciał w ten sposób uspokoić drżenie jego ciała, którego niestety nie mógł przeoczyć, lub zignorować, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to on sam znów robi za przyczynę wzburzenia w chłopaku tej całej mieszanki nieprzyjemnych emocji, przez co oczywiście już się obwiniał. Ponad wszystko chciałby umieć go znów uszczęśliwić, tak jak dawniej, co przychodziło właściwie samo i było zupełnie naturalne. A w tej chwili mógłby siedzieć tak i głowić się bez przerwy nad tym, co też mógłby uczynić, żeby Nico przestał się już zadręczać i rozklejać, a i tak doszedłby tylko do jednego, jakże bolącego wniosku: powinien kazać mu stąd iść i zacząć doceniać to, co już sobie poukładał, za nic w świecie nie oglądając się już za siebie. Z początku byłoby cholernie ciężko, miał tego świadomość, bo sam odczuwałby to tak, jakby ktoś gwałtownie odciął mu dopływ tlenu. I nieistotne, że najchętniej zacząłby słuchać swojej egoistycznej strony, namawiającej go do tego, by trzymał Nico przy sobie, skoro już nadarzyła się okazja i przenigdy go już nie wypuścił, cokolwiek miałoby się w jego życiu wydarzyć. Bo zrobiłby to, gdyby nie przykra świadomość obecności kogoś, kto z pewnością czekał na Cartera w innym mieszkaniu i już znalazł sobie wygodne miejsce w jego sercu, z którego najpewniej nie miał zamiaru się ruszać, skoro Nicolas o nim wspomniał i dał do zrozumienia, że nie jest mu obojętny. Niepotrzebnie tylko mieszał sobie w głowie spotkaniem z Diego, który przez te dwa lata miał wrażenie, że zwyczajnie stoi w miejscu, choć w planach miał zupełnie co innego.
    - Rozumiem – szepnął cicho, gładząc jego plecy uspokajającym rytmem jeszcze przez chwilę. Pozostawało mu tylko wypuścić Cartera z uścisku i zdystansować się odpowiednio, jednak nie potrafił tego zrobić. Zamiast tego przesunął dłoń na kark chłopaka, przeczesał włosy palcami i w następnej kolejności podążył opuszkami palców przez linię jego szczęki i kciukiem delikatnie obrysował dolną wargę, kiedy już dotarł do podbródka.

    OdpowiedzUsuń
  16. Diego Morales24.04.2013, 15:05

    Zabrał palce od twarzy chłopaka i w ciszy przyglądał się jego oczom przez chwilę, dopóki Dymitr nie oznajmił swojego niezadowolenia, w wyniku czego Nicolas przerwał spojrzenie, po czym odsunął się nieco. Wtedy Diego wypuścił chłopaka z objęć, niechętnie bo niechętnie, ale jednak pozwolił mu na wyswobodzenie się. Nie chciał zrobić czegoś wbrew jego woli, dlatego postanowił zdusić w sobie tą samolubną chęć trzymania go przy sobie. Również przeniósł swoje spojrzenie na kocura, bo to okazało się być o wiele łatwiejsze, niż ponowne podniesienie wzroku na Nico. I to również było nieprzyjemne, bo niby nie zrobili niczego złego i niedozwolonego, a zachowywali się, dokładnie tak jakby towarzyszyło im cholerne poczucie winy. Najwidoczniej niemożność spełnienia własnej zachcianki, z wiadomych przyczyn, wywoływała zbliżone reakcje i odczucia. Cholerstwo.
    Nie skomentował tego cichego oznajmienia w żaden sposób, powstrzymał się nawet od głośnego westchnienia, bo wciąż starał się jakkolwiek trzymać własne emocje w ryzach. Dopiero na pytanie, które padło chwilę później, skinął tylko głową i wierzył w to, że Nico to zauważył, chociażby kątem oka, skoro wciąż siedzieli dość blisko siebie, mimo kocura który spoczywał pomiędzy nimi. Natomiast gdy poczuł usta chłopaka na swoim policzku, zastygł już całkowicie. Znał ten gest bardzo dobrze i na moment poczuł się, jakby cofnęło go w czasie do tego pierwszego wieczora, kiedy odprowadzał Cartera pod dom. I mógłby tak zakochiwać się w nim i tej jego nieśmiałości bez końca. Naprawdę.
    Siedział w miejscu jeszcze przez jakiś czas, jakby kompletnie się na wszystko wyłączył. I właśnie tak się czuł i ani trochę mu się to uczucie nie podobało, bo miał wrażenie, jakby przez to nie mógł się ruszyć, bo właśnie to wbijało go w posadzkę i nie pozwalało mu na jakikolwiek ruch, czy nawet wyduszenie z siebie choć słowa.
    Wreszcie podniósł się, po prostu mocno się do tego zmusił i wyszedł z kuchni. Wtedy oparł się o futrynę i spojrzał na Cartera. Ten zdążył się już ubrać przez ten czas i otwierał już nawet drzwi, będąc w pełni gotowym do wyjścia… a przynajmniej sprawiając takie wrażenie. Bo Diego zdecydowanie nie czuł się na to gotowy. Potrzebował… czegoś.
    W kilka kroków znalazł się przy chłopaku i niewiele myśląc złapał go za ramię i przyciągnął do siebie stanowczo, równocześnie zatrzaskując drzwi wolną ręką. Następnie ujął jego twarz w dłonie i spojrzał prosto w ciemne, nieco przekrwione oczy, jakby chciał coś w nich odszukać. I to nie było trudne. W parę sekund znalazł wszystko, co w tej chwili najbardziej go interesowało, dlatego bez wahania pochylił się lekko, przylgnął do jego warg swoimi ustami i pocałował go mocno i czule, jeszcze nie myśląc o tym, że może właśnie popełnia wielką głupotę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Diego Morales24.04.2013, 17:44

    Każdego, kolejnego dnia od tamtego cholernego spotkania, Diego na nowo wracał myślami do tych desperackich pocałunków, które sam sprowokował. I nie żałował tego, ani trochę. Uciążliwe było tylko to, że przypominał sobie o tym wszystkim w niekoniecznie odpowiednich chwilach, bo podczas jazdy samochodem, czy w trakcie własnych zajęć, czyli wtedy, kiedy powinien być maksymalnie skupiony. No, coś też uległo zmianie. Otóż nie wracał już do mieszkania jak najbardziej okrężną trasą, tylko zwyczajnie, tak jak to powinno wyglądać. A wszystko przez świadomość ciążącego obowiązku, choć też nie do końca… o wiele bardziej atrakcyjną myślą było to, że po prostu ktoś już tam na jego powrót czekał. Dymitr, kot którego przyniósł z sobą Nico, czyli nie byle kto. I oprócz karmienia go i sprzątania po nim, należało go też należycie powitać i już od progu okazać zainteresowanie, żeby przez resztę dnia ten nie chodził wielce obrażony, co Morales zdążył już pojąć i nauczyć się tego, jak powinien z tym kocurem postępować. Zaczął nawet do niego mówić, co prawda nie od pierwszego dnia, ale jednak już przez jakiś czas to robił. Zdążył opowiedzieć mu kawał swojego życia, kiedy tak rozkładał się na kanapie, a kocur przysiadał gdzieś w pobliżu, lub układał mu się na brzuchu. I nie uważał się przy tym za skończonego wariata, a i miał stuprocentową pewność na to, że Dymitr nie wyda go przed nikim i zatrzyma każdą, jedną tajemnicę dla siebie.
    Dzisiejszy dzień wcale nie był dobrym dniem, nawet w minimalnym stopniu. Nie dość, że usnął dopiero w środku nocy, bo zachciało mu się komponować i trochę nad tym przesiedział, to jeszcze prawie zaspał na lekcje. Przez to musiał ogarniać się dosłownie w biegu i cieszył się tylko, że kocur spał jeszcze w najlepsze, bo inaczej musiałby znaleźć chwilę na ucięcie z nim choćby krótkiej pogawędki, a wtedy to już na pewno byłby spóźniony. Tak więc wypadł z mieszkania, zakluczył je i dopadł do auta, by wpakować na siedzenie swoje rzeczy i zaraz ruszał, zapominając o zapięciu pasów. Na szczęście dotarł na pierwsze zajęcia w samą porę, już bez większych utrudnień. Pierwszy raz nie miał nawet czasu na to, by w myślach przywrócić znów tamten dzień, kiedy Nicolas mu uciekł i przepadł po prostu, więcej się już nie odzywając.
    Wyszedł z budynku z niemałą ulgą, ponieważ dziś kompletnie nie szło mu łapanie kontaktu z uczniami. Był po prostu nieprzytomny i tylko łudził się, że nikt z personelu tego nie dostrzeże, bo problemów wolał uniknąć. Wziął się za odpalanie papierosa, kiedy nagle pojawił się przy nim Nicolas. Spojrzał więc na niego dość nieprzytomnie w pierwszej chwili, bo zupełnie się go tutaj nie spodziewał. Bardziej już liczył na telefon, bądź wiadomość tekstową z jakimiś wyjaśnieniami i tyle, bo Carter lubił być z wszystkimi uczciwy i z pewnością szargały nim wyrzuty sumienia, po tym do czego doszło.
    - Cześć – odpowiedział dopiero po czasie, jak już Nico powoli zaczął przechodzić do rzeczy. Właściwie, to odpowiadała mu, rzucona przez niego propozycja, bo pierwszą kawę był zmuszony wypić w szkole, a jak wiadomo, kawy z automatu nie są szczytem marzeń i wcale nie stawiają na nogi tak, jak powinny. – Chyba nie mam innego wyjścia – rzucił w odpowiedzi wreszcie i zdobył się na lekki uśmiech. No tak, bo inaczej musiałby walczyć z samym sobą, żeby chłopakowi odmówić. Cieszył się niezmiernie, że znów ma okazję go spotkać, tylko musiał sobie wmawiać, że przez ten czas, kiedy się nie widzieli, Nico wcale nie zrujnował sobie związku i nie przyszedł tu teraz po to, żeby mu o tym powiedzieć. Jasne, że takie wyście byłoby Moralesowi bardzo na rękę, jednak póki co wolał się nie łudzić na taki rozwój wydarzeń. – Ale spaceru sobie oszczędzimy, bo mam tu samochód – oznajmił, akurat kiedy skręcał na parking.

    OdpowiedzUsuń
  18. Diego Morales24.04.2013, 19:38

    Wsiadł do samochodu, wcześniej wrzucając swoje rzeczy na tylne siedzenie, zapiął pas i odpalił silnik, a wszystko to zrobił z niebywałą wprawą, nigdzie po drodze niczego nie przypalając trzymanym w wolnej dłoni papierosem. Zapewne często musiał to robić, skoro już nawet przestał zwracać na to uwagę i wszystko wychodziło mu zupełnie naturalnie.
    Wycofał auto i wyjechał na ulicę, w myślach od razu układając sobie trasę, którą powinien obrać, żeby nie jechać naokoło. Na Nicolasa zerknął dopiero wtedy, gdy ten był już w trakcie swojego najwidoczniej przygotowanego wywodu, tyczącego się palenia w towarzystwie osób niepalących. Westchnął tylko i uchylił okno przy swoich drzwiach, żeby faktycznie nie zaczadzić chłopaka, jednak w dyskusję się z nim nie miał zamiaru wdawać. I tak stwierdził, że poszedł mu na rękę, wreszcie wyrzucając jeszcze niewypalonego do końca papierosa. Przecież normalnie by tak nie postąpił. Tak więc dojechali na miejsce w miarę możliwości szybko i bez przeszkód, choć w zupełnej ciszy, bo ani jeden, ani drugi nie zamierzał podnosić głosu.
    Poszedł za Nicolasem, zaraz gdy opuścił samochód, mimowolnie podziwiając okolicę wzrokiem. Wszedł po schodach bez problemu, choć w duchu cieszył się, że to było tylko drugie piętro. Zapewne przy tak obciążonych płucach dostałby zadyszki w okolicach piątego piętra i dalej wspinałoby mu się już tylko ciężej i ciężej, przy czym z pewnością nie mógłby znieść umoralniającej gadki Cartera, której ten by sobie nie odmówił na widok zdyszanego Moralesa.
    Poczekał, aż Nico otworzy drzwi i aż uśmiechnął się lekko na widok breloczka, który wisiał przy kluczu, bo tak właśnie przypuszczał, że chłopak nieprędko zmieni swoje upodobania względem pewnych rzeczy. Chłopak po prostu nie byłby już sobą, bez tej otoczki żywych trupów i hektolitrów sztucznej krwi, o czym Diego zdążył już się tyle nasłuchać, a i oglądać razem z nim też mu się zdarzało.
    Wkroczył za nim do mieszkania i zdążył zamknąć za sobą drzwi, oraz zrzucić swoją skórzaną kurtkę z ramion, a za Carterem wyrósł jakiś obcy mężczyzna, co kompletnie zbiło go z tropu. I póki nie usłyszał imienia, które Nico wymówił, zgadując któż to za nim stoi i zasłania mu oczy, był prawie pewien tego, że może to po prostu jego współlokator…
    - Witam – przywitał się jak najbardziej oficjalnym tonem, bo na nic innego się raczej nie czuł. Uścisnął też dłoń mężczyzny, a później odwiesił kurtkę na wieszak i zdjął buty, w duchu powtarzając sobie jak mantrę to, że nie powinien się stąd czym prędzej ulatniać, bo wyjdzie na idiotę. Jedyne, czego mógł być w tej chwili pewien to, to że nie w ten sposób wyobrażał sobie Ethana. W jego wyobrażeniu on z pewnością był młodszy, może nawet w wieku Nicolasa, no i nie wyglądał tak, jak on… no, cholera. Był aż zbyt przystojny! Przez to Diego czuł się, jakby stał już na straconej pozycji, no bo gdzie on miałby konkurować z takim Ethanem.
    - Nico, powiedz mi, gdzie mogę zapalić – zwrócił się do chłopaka, ponieważ potrzeba wypalenia kolejnego papierosa była w tej chwili wyjątkowo silna.

    OdpowiedzUsuń
  19. Diego Morales24.04.2013, 21:21

    Diego spojrzał przelotnie na Ethana, który wyręczył Nicolasa z odpowiedzią. I już nie lubił tego faceta. Po prostu. Bo przebywał w mieszkaniu Cartera bez jego wiedzy, odzywał się nieproszony i zapewne był pierdolonym, chodzącym ideałem według chłopaka… i pewnie znalazłby jeszcze masę innych powodów, gdyby tylko zdecydował się poświęcić mężczyźnie więcej uwagi. Ale zamiast tego odprowadził Nicolasa wzrokiem, wcześniej odbiegając spojrzeniem w głąb mieszkania, żeby tylko nie musieć patrzeć na to, jak Ethan go całuje. Cholera, bolało. I to jeszcze bardziej, niż w samych wyobrażeniach. Bolało tak, że aż chciało się wyć, jednak należało pozostać niewzruszonym, chociaż z zewnątrz. Bo sytuacja tego wymagała. Bo Ethan tylko patrzył i czaił się na to, by wyłapać u Moralesa pieprzoną słabość na to wszystko. A za to, Diego mógł go już z powodzeniem nienawidzić.
    Podążył za mężczyzną, choć w tej chwili jedyne, na czym miał zamiar skupić całą swoją uwagę, był papieros, którego odpalił gdy tylko znalazł się już na zewnątrz. Oparł przedramiona na balustradzie, pozostawiając pomiędzy sobą, a Shane’em dystans kilku, dobrych metrów. I nie myślał nawet o tym, że ma w tej chwili cudowną szansę na to, by wypchnąć gościa poza barierkę i patrzeć na to, jak łamie sobie kończyny przy upadku z drugiego piętra. Myślał o dymie, który odruchowo już pociągał z papierosa i wdychał głęboko w płuca, a później wydychał przez rozchylone usta. Czyli nieskupianie uwagi na stojącym nieopodal facecie szło mu całkiem, całkiem. Wszystko świetnie, póki ten się nie odezwał i nie zburzył mu tym samym całego, względnego spokoju, jaki starał się sobie wypracować.
    Nie spojrzał w jego stronę, tylko zmrużył oczy i powiódł wzrokiem po widoku okolicy, jaki przed nim się rozciągał. Byłoby mu o wiele łatwiej ten pozorny spokój utrzymać, gdyby rzucone przez Ethana słowa nie uderzyły go tak bardzo. Jednak tyczyły się one Nicolasa, więc nie mógł dłużej udawać obojętnego. Pokręcił więc głową, w odpowiedzi na to cholerne pytanie i milczał dalej uparcie. Wiedział, że kłótnią niczego nie zdziała, a gdyby się wreszcie odezwał, na pewno wywołałby awanturę, bo to wcale nie był lekki temat. Zresztą, nie uważał tego mężczyzny za kogoś, kto miałby prawo do wtrącania się w sprawy, pomiędzy nim a Nicolasem.
    Dopiero kolejne słowa zmusiły Diego do mimowolnego uniesienia brwi i spojrzenia na Shane’a. Wtedy też wreszcie porządnie mu się przyjrzał, a na odpowiedź zebrał się po jakimś czasie.
    - Chcę Nicolasa z powrotem – oświadczył jak najbardziej szczerze. I już nie chodziło mu o to, by gościa sprowokować, albo zobaczyć jego reakcję… po prostu miał wiedzieć, że Carter nigdy nie będzie mu obojętny. – Ale nie zrobię nic wbrew jego woli – dopowiedział dopiero po chwili i umilkł, uwalniając mężczyznę od chłodnego spojrzenia i zaciągając się papierosem po raz kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  20. Diego Morales24.04.2013, 22:57

    - Ale ja w to nie wątpię – wtrącił od razu, nie spoglądając w stronę mężczyzny. Cudem tylko powstrzymał się od wyrzucenia czegoś w stylu: ostatnio dał mi wystarczający dowód, albo nie całowałby w ten sposób, gdyby mu już nie zależało. Przemilczał to, bo nie chciał się wpieprzać między nich, gdyż tak jak zapowiedział, nie miał zamiaru robić czegokolwiek wbrew woli Nicolasa. A tamten pocałunek, kilkanaście dni temu, w jego domu, wcale nie był wymuszony, bo chłopak zwyczajnie tego chciał, tylko jakaś bariera moralna nie pozwalała mu wcześniej po to sięgnąć. Jednak liczyło się to, co czuł, nic poza tym. Żaden Ethan tym bardziej. I Morales nie miał potrzeby wypowiadania tego na głos, pomimo tego, że facet próbował wejść mu na ambicję i dodatkowo go obrazić. Takie zachowanie ani trochę mu się nie podobało i uważał je za głupie i lekkomyślne, choć własnej ucieczki nie uznawał za coś lżejszego… tyle, że to też nie było sprawą Shane’a i w ogóle nie powinien wtykać w to nosa.
    Zaciągnął się znów dymem porządnie i przesunął wzrokiem po okolicy, by względnie się uspokoić, lub jedynie sprawić wrażenie w pełni opanowanego. Łudził się tylko, na to że Nico streści się w tej kuchni i zjawi się tutaj, na balkonie czym prędzej. I na szczęście nie musiał długo na to czekać, bo chłopak wyszedł do nich niedługo po tym, na co Diego mimowolnie się uśmiechnął, choć w jego głosie momentalnie wychwycił jakieś wahanie, które mogło zdradzać jedynie tyle, że coś jest nie w porządku. A było naprawdę wiele…
    - Tobie dziwnie? – mruknął, zerkając na Cartera jedynie przelotem. Nie uważał, że on nie powinien się tak czuć, tylko samego siebie widział w o wiele gorszej sytuacji. Otóż od jakichś kilkunastu minut przebywał w mieszkaniu swojego byłego chłopaka, z którym właściwie nigdy oficjalnie się nie rozstał. Nadal go kochał i pragnął całym sobą, chciał wszystko naprawić, dostać szansę i obiecać jej nie zmarnować… jednak był tu też jego obecny facet, który z wielką przyjemnością wymalowaną na twarzy, to wszystko im komplikował. To było dopiero chore i dziwne. Dlatego Morales coraz bardziej chciał już stąd iść, wsiąść do auta i odjechać z piskiem opon, najlepiej jak najdalej stąd. Uciekinier, no właśnie… bo do pewnego momentu, jedyne co go tu jeszcze trzymało, to było silne przekonanie o tym, że jeśli ulegnie i faktycznie wyjdzie, tak jak Ethan sobie tego życzył, da mu tym samym pieprzoną satysfakcję, a tego nie chciał. Z drugiej strony wiedział już, że rozmowa z Carterem z pewnością dziś ich ominie, więc nie było sensu dłużej tu siedzieć i szargać nerwów zarówno Nicolasowi, jak i sobie.
    Spalił papierosa do końca i wypuścił go spomiędzy palców, wcześniej dogaszając końcówkę o balustradę. Zmierzwił swoje włosy palcami i spojrzał znów na chłopaka, wychylając się lekko zza stojącego przed nim mężczyzny. I cóż… właściwie był już prawie gotowy do wyjścia. Tym razem to on nie wypije kawy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Diego Morales25.04.2013, 00:10

    W zasadzie, to już miał oznajmić, że jednak będzie się zbierać, ale pozostał w miejscu i nie powiedział nic, bo Shane wyciągnął telefon i po przeczytaniu wiadomości westchnął tak znacząco, jakby coś poszło nie po jego myśli. Całkiem mimowolnie wysłuchał tego krótkiego wyjaśnienia ze strony Ethana i w duchu aż się ucieszył na wieść, że ten za chwilę się stąd ulotni. Naprawdę, już zaczynał tracić nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek los choć minimalnie się do niego uśmiechnie, a tu proszę, taka miła niespodzianka.
    Oparł się znów o barierkę i wbił spojrzenie we własne dłonie, których palce splatał ze sobą z braku lepszego zajęcia i czekał po prostu, aż obaj przestaną do siebie mówić, mężczyzna odsunie się od Nicolasa i wreszcie pójdzie w cholerę jasną.
    Moralesowi należała się jakąś odznaka, pieprzony medal za ten cały spokój i opanowanie względem tej sytuacji i świadomości, że jego Nico jest całowany przez innego faceta. Skończonego dupka i ignoranta na dodatek, który nie potrafił się należycie zachować i pożegnać w kulturalny sposób.
    Diego również westchnął, bo kiedy Shane opuścił już sam balkon, miał wrażenie że wreszcie może odetchnąć i nareszcie nie musi już wymuszać na sobie opanowania, od którego aż robiło mu się już niedobrze. Spojrzał znów w stronę Nicolasa, kiedy ten zaczął mówić. Pokręcił głową na jego pierwsze słowa, bo w zasadzie nie oczekiwał od niego przeprosin. Na jego miejscu zapewne postąpiłby dokładnie tak samo, z tym że pewnie nie męczyłyby go jakieś większe wyrzuty sumienia z tego powodu. Rozumiał to, że przestraszył się tego, czego chciał i wspomnienie o tym, że jednak już ma kogoś, względem kogo powinien być lojalny, zmusiło go do zareagowania w taki, a nie inny sposób. I nic więcej, sprawa wyjaśniona.
    - Pozabijać i nie szczędzić przy tym szczególnego okrucieństwa – pociągnął Diego, zaśmiewając się pod nosem lekko. Nie powie mu jednak o tym, co przeszło mu przez myśl, kiedy ten parzył kawę. Swoją drogą, domyślał się, że gdyby nie obecność Cartera w mieszkaniu, to rozmowa z Ethanem wyglądałaby zupełnie inaczej, bo był przekonany o tym, że facet nie zamierzałby wtedy tracić cennego czasu na jakieś bezsensowne pogawędki, a przeszedłby od razu do czynów. – Usiłował mi wmówić, że nic do mnie nie czujesz – zaczął nagle z innej strony, jeszcze przez chwilę przyglądając się czemuś w oddali. Oczywiście, że mu w to nie wierzył, wciąż był pewien swego, choć byłby przeszczęśliwy, gdyby Carter mu to słownie potwierdził. – Ale ja wiem, że jest inaczej – zdecydował się kontynuować i wtedy też spojrzał znów na Nico i odepchnął się od balustrady. Następnie podszedł do chłopaka, kucnął przed nim i oparł przedramiona na jego nogach. – Powiedz mi, że się nie mylę… - wypowiedział już znacznie ciszej i podniósł wzrok na jego twarz.

    OdpowiedzUsuń
  22. Diego Morales25.04.2013, 01:29

    Przymknął na moment powieki, kiedy usłyszał własne imię. Później pokręcił głową, zaprzeczając w ten sposób jego słowom. Nie przerwał mu jednak, bo chciał go wysłuchać do końca.
    - To mi wiele da – sprostował wreszcie, kiedy chłopak umilkł. Potrzebował tego zapewnienia, tak jak i jego samego. Bo to dałoby mu już jakiś sens i cel w życiu, którego na obecną chwilę właściwie nie miał. Myśl o tym, że nie potrafił bez tego chłopaka normalnie funkcjonować, była cholernie uciążliwa, bo za nią ciągnęło się przykre wspomnienie o tym, że sam go po prostu opuścił z własnej głupoty i cholera wie, z czego jeszcze. – Zrozum, że jestem w stanie czekać na ciebie tyle, ile będzie trzeba. A gdybyś tylko mi pozwolił, to zrobiłbym wszystko, byleby tylko odzyskać twoje zaufanie – powiedział po chwili i to również było szczere. Miał chore przeczucie co do tego, że Carterowi nie wyjdzie z Ethanem, po prostu. Że w końcu chłopak wsłucha się w siebie i pojmie, że nie darzył go takim samym uczuciem, co Diego, ale nie chciał mu o tym mówić wprost, bo jeszcze źle by to odebrał, a nie na tym mu zależało. – Potrzebuję jedynie twojego zapewnienia, że faktycznie czujemy to samo – dodał, wciąż patrząc z dołu w jego oczy, jednak zaraz przerwał spojrzenie i opuścił głowę nieco, by oprzeć ją na swoich przedramionach. Chciał mu to powiedzieć już u siebie, jednak nie wyszło, ale zrobił to teraz i już nie wiedział, czy czuje się z tym dobrze. W pewnym sensie było mu nieco lżej, że wreszcie wyrzucił z siebie część swoich przemyśleń, jednak z drugiej strony, kiedy przeczuwał już że jednak spotka się z nieprzychylnym nastawieniem Nicolasa, chyba wolałby to wszystko cofnąć i usunąć się, by dać chłopakowi żyć tak, jak tego sobie życzył. Bo przecież ponad wszystko pragnął jego szczęścia, nawet kosztem własnego.
    Wreszcie uwolnił Cartera i wyprostował się, a następnie sięgnął po kubek z kawą i upił kilka łyków, chcąc już przestać myśleć. Jednak tak się nie dało, a szkoda. Bo gdyby mógł, to wyłączyłby się całkowicie i tyle.
    - Zniknę, jeśli chcesz – wyrzucił nagle, spoglądając na Nicolasa poważnie. Tak, przez tę chwilę milczenia, zdążył wcisnąć sobie, że byłby w stanie się do tego ustosunkować. Pytanie tylko, czy wytrwałby w swoim postanowieniu do końca. – Tylko mi powiedz, że mnie nie chcesz – wypowiedział po chwili, dokańczając swoją myśl w ten sposób. W sumie i tak rozchodziło się o jedno i to samo, więc to od Cartera zależało już, jak to rozegra.

    OdpowiedzUsuń
  23. Diego Morales25.04.2013, 02:54

    Oparł się o ścianę, tuż obok drzwi balkonowych i mimowolnie rozmasowywał swój kark palcami, w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź. W międzyczasie zdał sobie sprawę tego, że jego ciało wciąż reagowało na dotyk Nicolasa dokładnie tak samo, jak dawniej. Nadal wzdłuż kręgosłupa przebiegała fala przemiłych dreszczy, kiedy ten przesuwał swoimi smukłymi palcami po jego karku i dobrze było sobie o tym przypomnieć.
    Podniósł wzrok na Cartera, w chwili gdy wreszcie przemówił. Co prawda pierwsze słowa nie brzmiały jeszcze zbyt przekonująco, za to kolejne już zdecydowanie tak, co wywołało niekontrolowany, szczery uśmiech na twarzy Diego. Wzmiankę dotyczącą Ethana puścił już mimo uszu, bo tak jak przypuszczał, dla niego to nie było jakoś wielce istotne. Chciał tylko wiedzieć, czy znaczy coś jeszcze dla samego Cartera i nic poza tym. I wreszcie dostał to, czego chciał, co niezmiernie go ucieszyło i napełniło jakąś nadzieją na to, że może jednak uda im się wyjść jeszcze na prostą, że stopniowo odbudują sobie to, co sam zburzył, opuszczając Londyn i że przede wszystkim będzie im tak dobrze, jak wtedy, kiedy siedzieli przytuleni i obmyślali ósmy dzień tygodnia, ten tylko i wyłącznie dla nich. Wtedy naprawdę nie mieli większych problemów, ponieważ tym najstraszniejszym okazywała się niemożność spędzania wspólnie jeszcze większej ilości czasu, bo wciąż było im siebie mało.
    Już nic więcej nie mówiąc, przeszedł za Nico do mieszkania i zamknął drzwi, żeby niepotrzebnie nie wychładzać mieszkania. Następnie skierował swoje kroki do kuchni, gdzie zastał chłopaka stojącego przy blacie, tyłem do niego. Podszedł więc po cichu i wyciągnął ręce w jego stronę.
    - Dziękuję – wyszeptał tuż przy uchu Nicolasa, kiedy już zbliżył się do niego na tyle, by móc swobodnie otoczyć go ramionami w pasie. Nie mógł się przed tym powstrzymać, bo po prostu musiał jeszcze choć przez chwilę poczuć go blisko przy sobie, przy czym wciąż wmawiał sobie uparcie, że wcale nie robi niczego wbrew jego woli. Zresztą, chłopak w każdej chwili mógł odrzucić jego ręce i bez problemu wydostać się z objęć… gdyby tylko tego chciał. Mógłby też umknąć od jego ramion, kiedy Diego przysuwał nos do jego szyi i składał tam delikatny pocałunek. I równie dobrze, bez większego problemu mógłby też jakkolwiek zaprotestować, kiedy Morales powoli i wyczuciem obracał go do siebie przodem, dzięki czemu mógł znów wejrzeć w te ciemne oczy, które tak uwielbiał. Mógłby też zawczasu wyrwać się, nim Diego pochylił się lekko i zetknął się z jego czołem. Żaden problem, tyle że on nie zrobił nic więcej ponadto, że trącił jego nos własnym i ponowił ten szczery uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  24. Diego Morales25.04.2013, 13:50

    Odpowiedział na to delikatne muśnięcie ze spokojem, również obserwując oczy chłopaka spod półprzymkniętych powiek. Co prawda nie spodziewał się takiej reakcji z jego strony, ale to było zdecydowanie miłym zaskoczeniem, bo już bardziej przewidywał to, że zostanie przez niego odepchnięty, tak po prostu, w imię zasad.
    Pokręcił głową lekko, dając do zrozumienia jedynie tyle, że nie potrzebował jego przeprosin. To on, Diego, był jedyną osobą, która powinna była na okrągło przepraszać Nicolasa, za to cholerne zniknięcie bez słowa. Cartera pod żadnym pozorem nie uważał za winnego, bo to on sam wpieprzał się właśnie w jego związek i podświadomie próbował wyprzeć mu z głowy Ethana. I to właśnie to było nie w porządku i za to należały się Nico przeprosiny, chociaż Diego nie miał zamiaru tego robić. Inna sprawa, gdyby chłopak nie chciał tego wszystkiego, bo zwyczajnie przestałby już cokolwiek do Moralesa czuć. Wtedy pewnie zostałby przeproszony i opuszczony, z cholernym bólem, bo to nie byłoby takie proste.
    Nie potrafił zabrać od niego swoich dłoni, odsunąć się także nie potrafił. Nie po tym, co widział znowu w ciemnych oczach… więc to Carter powinien kolejny raz mu się wyrwać i uciec, jeżeli faktycznie chciał być wolny. Bo Diego chciał więcej, zdecydowanie. Chciał go całego i to w trybie natychmiastowym, bo najlepiej teraz i tutaj, przy czym najbardziej powstrzymywała go ta jedna myśl o tym, że w każdej chwili będzie mógł wpaść do mieszkania obecny facet Nicolasa, a wtedy miło by nie było.
    - Jedźmy do mnie – wymruczał cicho, jeszcze przez chwilę wlepiając w chłopaka proszące spojrzenie. Chyba nie musiał nawet tłumaczyć swoich zamiarów, bo wszystko idealnie malowało mu się na twarzy. Później wypuścił go z objęć, ale tylko na moment, po to by ująć jego ręce i z powrotem założyć je sobie na ramionach. Sam objął go szczelniej i pochylił się znów nieco, by przesunąć nosem po jego szyi, przy czym ciężko było mu się powstrzymać przed złożeniem tam kilku pocałunków. – Proszę – szepnął jeszcze, nim odsunął się i wyprostował, żeby znów móc spojrzeć na Nicolasa. Następnie objął jego dłonie własnymi i zrobił krok w tył, delikatnie pociągając chłopaka za sobą, właściwie jakby już sam po części za niego zdecydował, choć wciąż nie zachowywał się nachalnie. Chciał zabrać go do siebie, chociażby na jedną noc, bo tam nie musieliby przejmować się czymkolwiek, mogliby się po prostu odciąć od świata zewnętrznego, tak jak robili to kiedyś, kiedy byli jeszcze nierozłączni.

    OdpowiedzUsuń
  25. Diego Morales25.04.2013, 18:26

    Obudził się wcześnie rano, a właściwie nie obudził się sam, tylko pobudkę zafundował mu Dymitr, który już ewidentnie domagał się poświęcenia uwagi. Dlatego chodził po łóżku i ocierał się lekko o jego plecy, łaskocząc skórę puszystym futrem, a później po prostu usiadł na poduszce i zaczął trącać go łapą po głowie. Oczywiście zaraz zeskoczył na podłogę, kiedy Morales przekręcił się na plecy, wcześniej wypuszczając śpiącego Nicolasa z lekkiego objęcia i najwidoczniej miał zamiar udawać, że to nie on i z pobudką nie ma nic wspólnego. Jednak Diego wcale nie dał się na to nabrać. Wsparł się na łokciach i spojrzał na zegar, żeby zaraz utwierdzić się w tym, że już nie warto ponownie zasypiać, skoro za niecałą godzinę i tak powinien już wstawać, żeby zdążyć na swoje zajęcia. Dlatego spojrzał jeszcze na śpiącego w najlepsze chłopaka, uśmiechnął się odruchowo, na wspomnienie reszty wczorajszego dnia, oraz całej nocy. Wtedy dopiero okrył kołdrą jego odsłonięte plecy i zmusił się do wstania. Wziął długi prysznic w łazience i ogólnie doprowadził się do porządku, a gdy już wyszedł w pełni ubrany, skierował swoje kroki do kuchni.
    - Powiedziałem mu w nocy, że go kocham – zagadnął do kota, który czekał tam na niego i obserwował z uwagą. – Tylko nie jestem pewien, czy w ogóle to słyszał – ciągnął dalej, przygotowując sobie kanapkę i ogólnie zachowując się cicho, żeby Cartera nie zbudzić. Później umilkł na dłuższą chwilę, opierając się o blat i zaczął jeść. W międzyczasie zalał sobie kawę wrzątkiem i dopiero wtedy wziął się za otwarcie puszki z kocią karmą, żeby wrzucić ja do miski kocura i mu ją podać. – Bardzo się wygłupiłem, jak myślisz? – tym razem zerknął na Dymitra, który wyjątkowo nie patrzył już na niego, bo w pełni zaabsorbowany był własnym jedzeniem. Diego machnął na niego ręką i udał się z kawą do drugiego pokoju, w którym zazwyczaj zawalał się szkolną robotą i komponował. Przygotował sobie wszystko, co chciał z sobą zabrać na zajęcia i o dziwo nie czuł się tak zmęczony, jak dzień przed, pomimo niewielkiej ilości snu. Wreszcie wypił kawę i pozostawił kubek na stoliku, gdzieś pośród porozrzucanych papierzysk i poszedł ubrać buty i naciągnąć kurtkę. Przed wyjściem, wkroczył jeszcze cicho do sypialni, pochylił się ostrożnie nad Nicolasem i musnął ustami jego czoło, a następnie wyprostował się, położył kartkę na szafce obok i dopiero wtedy ulotnił się z mieszkania.

    Jestem w pracy, nie miałem serca Ciebie budzić.
    Wrócę koło pierwszej. Czuj się jak u siebie.
    D.

    OdpowiedzUsuń
  26. Diego Morales25.04.2013, 19:48

    Wszystkie lekcje przebiegły wyjątkowo szybko i przyjemnie, co bardzo zadowalało Moralesa, bo tak było zdecydowanie o wiele lepiej, niż gdyby czas miał mu się dłużyć. Myślał o Nico przez niemalże cały pobyt w pracy, jednak nie sprawiał przez to wrażenia aż tak rozkojarzonego, jak to mu się zdarzyło ostatnim razem, kiedy Carter uciekł z jego mieszkania. Teraz było inaczej, bo towarzyszyło mu przemiłe przeczucie co do tego, że od teraz, każdy kolejny dzień będzie już tylko coraz lepszy. Ponieważ oczyma wyobraźni widział znów przy sobie Nicolasa, tą swoją przysłowiową drugą połówkę, ale tak bardzo trafioną i dopasowaną, jakby faktycznie należeli do siebie od zawsze. Nie wierzył w to, że chłopak po tym wszystkim wróci do Ethana, wytłumaczy mu wszystko, przeprosi i dalej będzie ciągnąć ten związek. No po prostu tak nie mogło być, chociaż gdzieś tam, w głowie Moralesa kłębiła się dziwna myśl, taka typowa obawa, że kiedy zajedzie już pod dom i otworzy drzwi mieszkania, nie zastanie nikogo innego, jak samego Dymitra. Jakoś nie mógł odpędzić od siebie tej myśli, pomimo tego że ogólnie chodził dziś po szkole uśmiechnięty i naładowany pozytywną energią.
    Kiedy wrócił już ze szkoły i przekroczył próg swojego mieszkania i właściwie, to jeszcze nie zdążył zamknąć za sobą drzwi, ujrzał Nicolasa. I cholernie go to ucieszyło i z pewnością było to po nim od razu widać.
    - Cześć – przywitał się, jeszcze nie do końca wierząc w to, że to mu się po prostu nie śni, a później odwzajemnił całusa i uśmiechnął się w pełni uszczęśliwiony, bo poczuł się dokładnie tak, jakby potwierdził już swoje przypuszczenia, o tym że będzie pięknie. – Jasne, tylko to zostawię – odpowiedział, mając na myśli futerał z gitarą, oraz torbę, z którymi wszedł do domu. Tak więc rozebrał się i pozostawił swoje rzeczy w tym najbardziej zagraconym, choć ulubionym pomieszczeniu i dopiero wtedy skierował się do salonu, gdzie czekał na niego Carter, wraz z kocurem. Zajął miejsce na kanapie obok chłopaka i objął go od razu, tak jak to robił zawsze, kiedy przebywali razem.

    OdpowiedzUsuń
  27. Diego Morales25.04.2013, 20:46

    Nie sądził, że usłyszy coś podobnego. To znaczy brał pod uwagę to, że prędzej czy później i tak będą musieli odbyć pogadankę dotyczącą zaufania, bez tego nie mogłoby się obejść. Ale nie to… Już zdążył się w duchu ucieszyć, kiedy Nico zaczął mówić i wspomniał o tym, że rozejdzie się z Ethanem, bo dla niego to już znaczyło tyle, że będą mogli do siebie wrócić i to wszystko naprawić. Od razu mógł się domyśleć, że w następnej kolejności nie usłyszy wcale niczego dobrego, bo chłopak w ogóle nie wyglądał na radosnego. Gryzł się z czymś wyraźnie i nie dało się tego nie zauważyć. No i wszystko runęło wraz z kolejnymi słowami, dokładnie wtedy, kiedy padło to jedno, konkretne: pożegnanie.
    A Diego nie zrobił nic i znów siedział w miejscu, jakby kompletnie się na wszystko wyłączył. Nie wyciągnął nawet ręki, żeby objąć kota, który chwilę później zeskoczył na podłogę, zniechęcony brakiem zainteresowania.
    - Nie możesz tak, ja się nie zgadzam – wyrzucił z siebie na tyle głośno, by ubierający się chłopak z powodzeniem mógł to usłyszeć. Wcale nie myślał nad tym, co właśnie wypowiedział, po prostu wypowiedział na głos to, co czuł, a był już nieźle skołowany. Musiał odetchnąć głęboko kilka razy, żeby względnie się opanować i nie rozklejać się, bo nie o to tutaj chodziło. Znów miał być tym silnym i wzbudzającym poczucie bezpieczeństwa, chociaż kolejny raz trochę mu to nie wychodziło… bo w końcu nie wytrzymał i poczuł cholerne łzy w oczach, które zaraz wytarł, a i na obecną chwilę nie miał nic, czym mógłby Nicolasowi udowodnić to, że więcej go nie opuści i że może mu zaufać. Po prostu nie miał szansy, by choć trochę się wykazać.
    - Daj mi tę jedną szansę, Nicolas – poprosił, stając w progu pomieszczenia i wyglądając przy tym z pewnością żałośnie, bo tak nagle uleciało z niego to całe szczęście, z którym tutaj przyszedł. Los go nienawidził, skoro robił mu coś takiego, jakby skazywał go na wieczną karę, której Diego do końca nie pojmował. Przecież to wszystko zaczęło się, kiedy to jego chłopak, Rico popełnił samobójstwo, wtedy był zmuszony uciec po raz pierwszy i od tamtej pory nic nie układało mu się już tak, jakby tego pragnął. Szczęśliwy był tylko przez chwilę, z Nico i owszem, sam to spieprzył, ale przecież teraz zamierzał to naprawić. Przecież było im razem tak dobrze…
    - Już nigdy więcej cię nie zawiodę, przysięgam – kontynuował, już nawet nie zważając na to, że głos zaczął mu nieprzyjemnie drżeć.

    OdpowiedzUsuń
  28. Diego Morales26.04.2013, 00:14

    W odczuciu Diego, czas jakby nie mijał wcale, a stał wciąż w miejscu. Powróciło zwątpienie w otaczający świat, w ludzi, w siebie – ze zdwojoną mocą. Znajoma psycholog ze szkoły, proponowała mu wzięcie urlopu, chociażby na tydzień, bo podobno tyle spokojnie mogłoby wystarczyć na to, by rozmówić się z samym sobą i powrócić do pracy może jeszcze nie w pełni sił, ale jednak z nieco lepszym samopoczuciem i nastawieniem do zajęć. Jednak życie toczyło się dalej i trzeba było się wreszcie pozbierać, lepiej prędzej, niż później by móc jakkolwiek w nim uczestniczyć, dlatego nie skorzystał z możliwości wzięcia sobie wolnego. I dobrze, bo wtedy miałby więcej czasu dla siebie, a w jego stanie to wcale nie byłoby dobrym wyjściem.
    I tak upłynął miesiąc, a po nim drugi i zaczynał lecieć trzeci. Wszystko w tym samym tempie, bez większych chęci i choć odrobiny radości, bo okazało się, że nawet muzyka przestała koić nerwy. Wciąż liczył się Nicolas, myśl o nim i o tym, jak mu się żyje, skoro już podjął decyzję taką, a nie inną i uparcie nie dawał znaku życia, co mogło świadczyć jedynie o tym, że jednak jest mu dobrze i ten wniosek bolał niemiłosiernie i za każdym razem, kiedy tylko Morales to sobie uświadamiał. Ponieważ jemu nie było nawet względnie normalnie i nie potrafił wyjść na prostą, a to było strasznie frustrujące. Czasami, podczas wielu rozmów z kocurem, zastanawiał się, czy to wszystko nie było zwyczajnie jakąś chorą grą, dzięki której miał sobie uświadomić to, jak bardzo bolało Cartera, kiedy to on go zostawił, na dodatek bez uprzedzenia.
    I dziś też o tym myślał, kiedy wkładał swoją gitarę do pokrowca, będąc już prawie gotowym do opuszczenia szkoły. Może właśnie dlatego zdecydował się jechać od razu do domu, nakarmić kota i wybyć do parku, żeby to opanować, zamiast zostać w budynku chociażby godzinę dłużej i spędzić ją w towarzystwie tej jedynej kobiety, z którą potrafił tam jeszcze rozmawiać. Znał już jej stosunek do sprawy, dlatego nie potrzebował znów tego przy niej roztrząsać, a i Dymitrowi wolał tym razem tego oszczędzić.
    Wyszedł więc na zewnątrz i odetchnął głęboko świeżym powietrzem, byle tylko nie zwracać uwagi na rozkrzyczanych i wesołych uczniów dookoła. Jednak ktoś wreszcie musiał zburzyć mu ten spokój, wpadając na niego niemalże całym swoim ciałem i właściwie, to mógłby udać, że nic takiego się nie stało, gdyby tym kimś nie okazał się być Liam, jeden z tych uczniów, którzy zazwyczaj zapadali w pamięć, przez swoje niezbyt przykładne zachowanie. Złapał go więc za ramię i odsunął go od siebie stanowczo, żeby nie torował mu drogi.
    - Następnym razem uważaj i nie biegaj, jak szalony – rzucił do chłopaka pouczającym tonem, starając się nie brzmieć aż tak niemiło. I wtedy ujrzał Nicolasa, który pojawił się w zasadzie znikąd i stanął przy Liamie. I właściwie, to Diego chciał już iść i czym prędzej znaleźć się w aucie, by zaraz odjechać z miejsca, jednak to że miał przed sobą Cartera, jakby trochę mu ten plan uniemożliwiło.
    - To wy się znacie? – zapytał, szczerze zaskoczony, choć zainteresowania w ogóle nie było po nim widać. Jego ton był obojętny, wyraz twarzy miał raczej beznamiętny i przez ostatnie miesiące właśnie takim widzieli go wszyscy w szkole, na zajęciach, czy poza nimi, po prostu. Ponieważ on miał już serdecznie dość wszelkich uczuć i emocji, którym pozwolił sobą rządzić, na krótko po rozstaniu z Nicolasem. I nie to, że udało mu się całkowicie wyłączyć i nie czuć już kompletnie nic… to była tylko taka przykrywka, maska z obojętności po to, by jeszcze bardziej zdystansować się do ludzi i może też przed samym sobą udać, że nic go już nie wzrusza. Jednak dla samego siebie nie był już tak wiarygodny, bo kiedy stawał przed lustrem, we własnym mieszkaniu, wszystkie siły go opuszczały. Zresztą tam nie musiał przed nikim udawać, że ma wszystko w poważaniu. Za to mógł paść na fotel, kanapę, czy łóżko i rozklejać się do woli, bo Dymitr już wiedział, a z natury był taktownym kotem i nie zadawał pytań… to znaczy nie zadawałby ich, gdyby mógł, bo był przecież tylko zwierzęciem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Diego Morales27.04.2013, 22:51

    - Więc niech cię to nie obchodzi – rzucił oschle w stronę Liama, a później przemógł się znów i spojrzał na wciąż milczącego Nicolasa, do którego właściwie kierował swoje pytanie, ale to Peters się wtrącił. Jakoś nie do końca rozumiał to, dlaczego ci dwaj mieliby się z sobą znać, no bo skąd… chociaż w sumie, świat był zdecydowanie zbyt mały, a los potrafił sobie drwić z wszystkich naokoło, więc nie musieli na siebie wpadać i poznawać się akurat tutaj, na terenie szkoły, w której Morales pracował i spędzał w niej większość swojego czasu, dzięki czemu na pewno zauważyłby Cartera, gdyby kręcił się w pobliżu.
    Wreszcie uwolnił Nicolasa od tego chłodnego, tak bardzo niepasującego do jego osoby spojrzenia i jeszcze tylko mimowolnie zerknął niżej, na dłoń Liama, która spoczywała na biodrze chłopaka. Później uniósł brew i powiódł spojrzeniem w stronę budynku, uśmiechając się pod nosem nieprzyjemnie. Oczywiście, że nie miał niepodważalnych dowodów na to, że ich obu łączyło coś więcej, niż zwykłe koleżeństwo, jednakże podświadomość sama zajęła się kreowaniem przeróżnych obrazów, które ani trochę mu się nie podobały. Otóż nigdy więcej nie chciał widzieć Nico z kimkolwiek przy sobie, nie chciał, by ktokolwiek obejmował go czule, całował i mówił to, co chciałby usłyszeć. I nie to, że źle mu życzył… bo tak nie było. Zwyczajnie nie miał zamiaru być tego świadkiem, skoro nadal pragnął być dla niego najważniejszy i dostać tę jedną szansę na to, by udowodnić mu, że jest tego wart. Już jakiś czas temu przestał wierzyć w to, że pewnego dnia Carter pojawi się w drzwiach jego mieszkania i oznajmi mu, że jednak jest w stanie spróbować. Przestał też wierzyć w to, czy sam dałby radę podołać, nie spieprzyć niczego po drodze i choć trochę uszczęśliwić chłopaka, tak jak dawniej potrafił to robić. Nie chciał o tym myśleć. Chciał już iść, tak jak Nico. I tak, Diego doskonale wyczytał to z jego postawy, dla niego nie było to żadną trudnością, ponieważ znał go niemal na wylot. Zdziwił się jedynie tym, iż wcale nie czuł żadnej satysfakcji z tego, że Nicolas czuje się niezręcznie, kiedy wreszcie znów na siebie wpadli. No bo to, że nie potrafił się odnaleźć w sytuacji, mogło znaczyć tyle, że nadal coś do Diego czuł, cokolwiek, a to powinno go usatysfakcjonować… ale nie. Bo jemu było źle, tylko dlatego, że chłopak nie czuł się dobrze. Czyli narzucona obojętność istniała już jedynie w teorii, cholera.
    Spojrzał znów na Liama, ponieważ patrzenie na niego nie wywoływało w nim aż tak skrajnych emocji w tym momencie.
    - Uważaj z tym bieganiem, mówię poważnie, Peters – powiedział, tak nagle powracając do sytuacji sprzed chwili, po czym obrócił się z zamiarem odejścia w kierunku parkingu, przez ramię rzucając niewyraźne „dowidzenia”.
    Do domu zajechał dopiero pod wieczór, czyli jak nigdy przedtem. I nie wiedział, co przez ten czas robił… jeździł po okolicy, jakby w ogóle nie znał miasta, zwiedzał, cholera wie co. Po prostu czuł, że jeśli się czymś nie zajmie, to zrobi coś głupiego, jednak nie mógł tak jeździć w nieskończoność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diego Morales27.04.2013, 22:51

      Tak więc wszedł do mieszkania, przywitał Dymitra i wrzucił mu jedzenie do miski, byle tylko nie musieć dziś z nim rozmawiać. I w zasadzie, to już wiedział, że się przeliczył, że tym razem nie ucieknie od tego, co nadal siedziało głęboko w jego podświadomości i to jeszcze od czasów Hiszpanii. Potrzebował odreagować w inny sposób, skoro gitara nie wystarczała. Dla pewności zamknął się w swoim biurze, by kocur nie zechciał mu przeszkodzić i od razu sięgnął po scyzoryk, który trzymał w szufladzie. Zupełnie, jakby to sobie misternie zaplanował. Choć może i tak właśnie było… tego też nie wiedział. Rozsiadł się w fotelu, podwinął wysoko rękaw koszuli i najpierw przyglądał się bladym, ledwie widocznym bliznom, pozostałościom po pierwszej próbie samobójczej, którą sam spieprzył, bo chyba za bardzo chciało mu się żyć. Bo wtedy jeszcze odrobinę wierzył w to, że coś jednak osiągnie, bo był młody i głupi. A teraz? Teraz nie wierzył już w nic. Dlatego wykonał pierwsze, satysfakcjonująco długie cięcie, po wnętrzu przedramienia, tuż obok najwyraźniejszej z blizn.

      Usuń
  30. Diego Morales28.04.2013, 00:36

    Z początku wcale nie ciął głęboko. Nie chciał załatwić tego tak szybko i od razu, bo zamierzał cokolwiek poczuć, a ból zdawał się być tym najbardziej pożądanym odczuciem na tę chwilę. Zresztą, chciał pozostać świadomym jak najdłużej mogło być to możliwe. Nie tak, jak ostatnim razem, kiedy stracił kontrolę przy najgłębszym rozcięciu, właściwie od samego widoku obficie wypływającej krwi. Teraz chciał patrzeć na sączącą się krew, nie bać się jej ani trochę i słabnąć stopniowo, tak jak to powinno wyglądać, a przy tym utwierdzać się we własnej porażce, kolejnej na dodatek… ostatniej w założeniach.
    I słyszał kota pod drzwiami, który przez jakiś czas miauczał tam i ewidentnie domagał się rozmowy. Choć może nie. Może po prostu kusił go widok zamkniętego pomieszczenia i po prostu chciał wejść, bo to takie typowo kocie. Zresztą, był zwierzęciem, a nadawanie zwierzętom ludzkich cech było raczej nie ma miejscu, kiedy było się facetem blisko trzydziestki, z wyjątkowo nieudanym życiem. Nieważne.
    W pewnym momencie usłyszał też dzwonek do drzwi, co ani trochę go nie wzruszyło. Bo przecież nie wstanie teraz z fotela, nie naciągnie rękawa i nie otworzy pieprzonych drzwi komukolwiek, kto znajdował się po ich drugiej stronie. Tym razem nie mógł odłożyć tej sprawy na inny termin, tym bardziej że już zapewnił samego siebie, iż doprowadzi ją do końca. I wtedy, kilka chwil później usłyszał swoje imię, wypowiadane przez Nicolasa, tutaj nie mógł się mylić, bo głos znał wyjątkowo dobrze. Uśmiechnął się mimowolnie, bo od razu pomyślał o tym, że zaczynają dopadać go już omamy, choć jeszcze nie było na nie pory, gdyż do tak silnego wykrwawienia jeszcze sporo mu brakowało. I wprawdzie zignorował to, co przed momentem usłyszał, jednak zaraz drzwi gabinetu zwyczajnie stanęły otworem, a w nich pojawił się sam Carter, na co Diego tylko zaklął w duchu, bo nie wyglądało mu to na przywidzenia, zwłaszcza że chłopak w sekundę znalazł się przy nim i zacisnął swoje palce na jego poranionej ręce. Wypuścił scyzoryk z dłoni i westchnął głośno, po to by odpowiednio włożyć maskę obojętnego na wszystko.
    - Zostaw to – mruknął cicho, aczkolwiek stanowczo i wolną dłonią chwycił za nadgarstek chłopaka i odsunął jego rękę od krwawiącego przedramienia. – I nie dzwoń nigdzie – dodał już nieco głośniej, kiedy spostrzegł, że ten wydobywa z kieszeni telefon i już zamierza wybierać odpowiedni numer. Wbił w jego twarz trzeźwe spojrzenie, tak po prostu, żeby zapewnić go, iż niepotrzebna jest mu żadna pomoc i bezsensowne zamieszanie. Przecież był w stanie ogarnąć się samemu, tyle że nie tego chciał. Teraz był o tym praktycznie przekonany. Nie chciał żyć. I byłby w stanie napisać to sobie na czole, byleby chłopak dał mu święty spokój. By wycofał się, wrócił do siebie i zapomniał o tym, co teraz widział. I żeby żył szczęśliwie z kimkolwiek, po prostu. – A teraz stąd idź, słyszysz? – wypowiedział to powoli i wyraźnie, tonem nieznoszącym sprzeciwu. I może uzyskałby znacznie lepszy efekt, gdyby spojrzał przy tym prosto w oczy Nico, ale nie potrafił… bał się, że zmięknie, że poniesie kolejną porażkę. Dlatego chciał to zakończyć w tym momencie. Bez niego Nicolas będzie szczęśliwszy, o wiele.

    OdpowiedzUsuń
  31. Diego Morales28.04.2013, 01:36

    Wstrzymał oddech na moment, w chwili gdy chłopak stanowczo mu odmówił. I już zbierał się na to, by powiedzieć mu, że nie chce go tutaj, że nie ma dyskutować i iść, kiedy ten z cholernym, stoickim spokojem zniżył się i przytulił twarz do jego dłoni. Diego odepchnąłby go, gdyby tylko odpowiednio się na to nastawił, bo to przecież nie byłoby takie łatwe, skoro twierdził i czuł, że wciąż jest wręcz zaprogramowany po to, by przygarniać go do siebie, a nie odwrotnie.
    Kolejne, wypowiedziane przez Nicolasa słowa, tylko jeszcze bardziej go osłabiły. Właściwie już po nich wiedział, że nijak będzie potrafił mu się przeciwstawić i czuł się przy tym okropnie. Jak jakiś cholerny dzieciak, a w dodatku zaczynał się wstydzić za to, co tu zrobił i czego Carter musiał być świadkiem. Tak nie powinno być, zdecydowanie. Westchnął znów i zagryzł dolną wargę, milcząc przy tym uparcie, ponieważ nie potrafił wydobyć z siebie choć słowa. Wiedział też, że nie będzie w stanie dotrzymać obietnicy o nieodchodzeniu, więc z tego względu również się nie odzywał.
    Starał się odwzajemnić ten tęskny pocałunek równie mocno, tyle że wciąż czuł się jakoś wewnętrznie skrępowany. Wszystko przez wciąż odzywające się w myślach przeświadczenie, że nie tak to powinno wyglądać, że właśnie w tej chwili powinien wykonać kilka głębszych cięć, by nieco przyspieszyć proces wykrwawiania… chociaż nie żałował tego, że miał przy sobie Nicolasa. Cieszył się w duchu, naprawdę, ale nie z tego, że przeszkodził mu w tej marnej próbie odebrania sobie życia, a że po prostu może na niego patrzeć, słuchać go i po prostu czuć jego obecność.
    - Tak, w łazience – rzucił za Carterem cicho, pomimo tego iż ten sam się tam skierował, zanim w ogóle usłyszał odpowiedź.
    Odetchnął głęboko i spojrzał na swoje przedramię, które było w fatalnym stanie i bolało nieprzerwanie, ale przecież o to chodziło, dlatego nie miał zamiaru się na to uskarżać. Następnie odchylił głowę i oparł ją o zagłówek, a wolną dłonią przetarł sobie twarz. Czuł się już zmęczony, prawdopodobnie przez nadmiar emocji, choć może też przez ten niewielki ubytek krwi w organizmie. Nie obchodziło go to. Spojrzał na Nico, który znów pojawił się w pomieszczeniu, niosąc z sobą prawdopodobnie wszystkie, potrzebne mu rzeczy.
    - Ubrudziłeś się – zauważył z niewielkim uśmiechem, kiedy tak obserwował w ciszy twarz chłopaka, a później wyciągnął do niego wolną rękę i przetarł kciukiem zabrudzony krwią policzek, co jednak i tak niewiele dało, bo krew zdążyła już skrzepnąć.

    OdpowiedzUsuń
  32. Diego Morales28.04.2013, 21:51

    Wsparł głowę na własnej dłoni i w milczeniu obserwował poczynania chłopaka, w duchu stwierdzając, że nawet sprawnie mu to szło. Do tego starał się zrobić to jak najdelikatniej, co Diego oczywiście doceniał, choć nie uważał tej zbytniej ostrożności za konieczność. Przez chwilę myślał o tym, co rozważał już dawno temu, niedługo po śmierci jego chłopaka. Twierdził, że gdyby udało mu się jakoś wpaść do niego i przerwać mu to wszystko, to z pewnością nie obchodziłby się z nim delikatnie. Bo kochał go tak bardzo, że chciałby mu pokazać, jak mocno jego samego bolało to, co on z sobą wyprawiał. I zabawne, że ta myśl powróciła akurat teraz, kiedy to on próbował odesłać się w zaświaty i oczywiście mu to nie wyszło, a przed sobą miał Nicolasa, który tak bardzo przypominał mu Rico. Nawet teraz.
    Spojrzał na niego przelotnie, kiedy padło pytanie, na które chyba żaden niedoszły samobójca nie potrafił znaleźć stosownej odpowiedzi. Dlatego pokręcił głową, dając do zrozumienia tyle, że nie jest w stanie w tej chwili mu na to odpowiedzieć. A później westchnął cicho i powrócił do obserwowania jego poczynań.
    - Możesz zostać – rzucił w odpowiedzi krótko, na ostatnie pytanie chłopaka. Nie do końca był mu na rękę ten pomysł, ale nie chciał odpychać Nico, kiedy ten tak miło się zachował w stosunku do niego. Nie potrafił jedynie wyzbyć się tego oschłego tonu, do którego raczej po prostu przywykł. I chyba nie potrafił zachować się inaczej. Przecież jeszcze chwilę temu zamierzał z sobą skończyć, do cholery. Nikt po czymś takim nie chodziłby z uśmiechem rozciągniętym od ucha do ucha, totalnie ignorując chore myśli, które wciąż kłębiły się gdzieś głęboko w głowie. I z tego względu mógł nie chcieć Nicolasa u siebie, bo zwyczajnie nie miał sił na to, by wkładać te odpowiednie maski, a pokazywać mu się bez nich nie chciał. Bo to byłoby słabe, zbyt słabe jak na faceta blisko trzydziestki, który swoje już przeżył i wydawać by się mogło, że dałby sobie radę z wszystkim. I nic bardziej mylnego.
    - Sypialnia jest twoja w takim razie – podjął jeszcze, tylko po to, żeby to ustalić i wyeliminować niejasności. – W sumie, to chyba położę się już teraz – dodał po chwili milczenia, a potem dźwignął się z fotela, chwytając za scyzoryk wolną dłonią i rzucając go na biurko, kompletnie nie przejmując się tym, że właśnie umazał krwią jakiś papier. – I dziękuję – wypowiedział zdecydowanie najciszej, przy czym pomógł Carterowi pozbierać się z podłogi. I tyle. Zazwyczaj nie potrafił zabrać od niego swoich rąk, dlatego napędzany tą myślą, wyminął chłopaka i skierował swoje kroki po koc i poduszkę, żeby już się od wszystkiego odizolować i na dziś nie mieć styczności z Nico.

    OdpowiedzUsuń
  33. Diego Morales30.04.2013, 02:13

    Nie spał, pomimo zmęczenia, które odczuwał. I nie wiedział już, czy jest to spowodowane nieustającym bólem w przedramieniu, albo tym, że wciąż liczył się z przekonaniem, iż zamiast leżeć i patrzeć w sufit bezcelowo, mniej więcej w tym momencie powinien tracić świadomość z powodu utraty krwi, czy może przeszkadzała mu myśl o tym, że Nicolas znajdował się praktycznie za ścianą i leżał w jego własnym łóżku, kiedy tak bardzo chciałby go mieć przy sobie. Z całą pewnością, pewnie rozważałby to dalej, gdyby nie usłyszał kroków, a później nie poczuł niepewnego dotyku na ramieniu i nie usłyszał głosu.
    Westchnął bezgłośnie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie był w stanie chłopakowi odmówić, zwłaszcza kiedy o coś prosił. Wciąż. Pomimo tego wszystkiego, co przeszli i bez względu na wszystko, co mogło się jeszcze wydarzyć. Bo to nadal był ten sam Nico, którego Diego tak bardzo kochał i bez którego nic nie miało już sensu. Tyle, że od jakiegoś czasu nie był jego, co należało znieść, a co okazywało się praktycznie niemożliwe. I po części stąd wzięło się to całe zwątpienie, które poprowadziło go do drugiej już, nieudanej próby skończenia z samym sobą. Smutne i żałosne, takie były jego jedyne wnioski na tę chwilę.
    Nie powiedział nic, tylko uchylił część koca, tym samym zapraszając chłopaka do siebie, a następnie objął go lekko zabandażowaną ręką. I trwał tak, oddychając spokojnie, z ustami przytkniętymi do czubka głowy Nicolasa, przy czym jedyne o czym myślał to, to jak bardzo tęsknił za tą bliskością z nim. Później musiał tylko podnieść wolną dłoń do twarzy, żeby przetrzeć wilgotne oczy i jakoś odgonić te myśli, żeby względnie się pozbierać.
    - Mam nadzieję, że Peters się o tym od ciebie nie dowie – zaczął nagle ściszonym głosem, mając na myśli swój nieprzemyślany wybryk, na którym Carter go nakrył. – Bo jeśli on, to i cała szkoła, a tego bym nie chciał – wytłumaczył krótko, choć to, że by tego nie chciał, to mało powiedziane. On zwyczajnie by tego nie przeżył. Coś takiego równałoby się zaraz z kolejną ucieczką do losowo wybranego miejsca, najlepiej jak najdalej od Nowego Jorku, oczywiście znów bez słowa, by nikomu nie wpadło go głowy, by próbować go odszukać. Z tym, że tym razem zwyczajnie nie czuł się już na takie rozwiązanie, nie podołałby i wiedział o tym. Zresztą wychodził z założenia, że gdziekolwiek by się nie znalazł i nie miałby tam przy sobie Nico, to w zasadzie nie miałby tam czego szukać i rozpoczynać na nowo, bo bez niego przecież się nie dało. Udowodnił to sobie tymi dwoma latami i tyle w zupełności mu już wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń
  34. Diego Morales8.05.2013, 13:01

    Wysłuchał chłopaka w milczeniu, udało mu się nawet powstrzymać głośne westchnienie, którym najchętniej skomentowałby zdanie Cartera.
    - Ciebie może lubi, mnie niekoniecznie. Dlatego proszę – powiedział jeszcze, zanim całkowicie umilkł. Przez chwilę jeszcze myślał o tym, że może faktycznie Nicolas miał rację co do tego Liama, że dzieciak mógł być w porządku. Wtedy uświadomił sobie to, że całkiem możliwe, że sam odbierał go źle, bo zwyczajnie starał się do wszystkich jak najbardziej zdystansować, a że Peters z natury był osobą żywiołową i naturalnie ściągał na siebie uwagę, to właśnie to mogło go tak bardzo wytrącać z równowagi i irytować. I najprawdopodobniej tak właśnie było, jednak nie miał zamiaru zbyt długo tego rozważać, skoro i tak nie przewidywał, by coś tak nagle miał w sobie zmienić i zacząć znów lgnąć do ludzi, oraz pokazać się uczniom z tej fajnej strony, złapać z nimi dobry kontakt, tak jak w Londynie. Wcale się na to nie zapowiadało.
    Nie odpowiedział już niczym na kolejne słowa Nicolasa, jedynie pogładził go po plecach ręką, którą obejmował go luźno. Najchętniej odpowiedziałby mu tym samym, ale milczał zawzięcie i właściwie dzięki temu pozwolił chłopakowi usnąć. Sam przysnął jakiś czas później i nawet nie zorientował się kiedy dokładnie to nastąpiło. Jednak kiedy się obudził, wcale nie czuł się wypoczęty, chociaż godzina, którą sprawdził w telefonie wskazywała na to, że to już najwyższa pora, by wstać i zacząć szykować się do pracy. Zupełnie, jakby nie słyszał tego, co wieczorem mówił mu Carter. Wyślizgnął się ostrożnie z objęć chłopaka, starając się go przy tym nie obudzić, następnie po cichu skierował się do łazienki, żeby się wreszcie ogarnąć. I dopiero tam, zanim wszedł jeszcze pod prysznic, zwrócił uwagę na swoją rękę, którą naprawdę nieźle musiał urządzić, skoro cały opatrunek od wewnętrznej strony przedramienia zdążył nasiąknąć krwią. Zapewne któreś z rozcięć nadawało się do szycia, ale uznał to za nieważne, bo i tak nie zgłosiłby się z tym do żadnego szpitala. Oparł się więc o umywalkę i zaczął rozplątywać bandaż, nawet nie starając się być przy tym ostrożnym. I tak by bolało, a przecież o to po części chodziło. Żeby realnym bólem zagłuszyć własne myślenie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Odruchowo podniósł spojrzenie na Nicolasa, który stanął w progu tak nagle. Nie odpowiedział mu, tylko kiwnął głową i zaraz powrócił wzrokiem do bandaża, który ciągnął się i ciągnął bez przerwy, jakby faktycznie nie miał końca. I coraz więcej krwi widział, co w obecnej chwili nie bardzo go po pocieszało. Będzie musiał chodzić po szkole z opuszczonymi rękawami koszuli, żeby nikt nie dostrzegł tego, co będzie miał pod nimi ukrywać. Szkoda, że nie pomyślał o tym, kiedy ciął… no tak, nie pomyślał, bo nie miał wyjść z tego cało. Cóż.
    - Do pracy – rzucił w odpowiedzi na zadane pytanie, w chwili gdy skończył rozwijać bandaż. Wrzucił go do kosza, stojącego w rogu pomieszczenia i zerknął na chłopaka przelotnie. – To nic takiego, daj spokój – odpowiedział jeszcze na wzmiankę dotyczącą szycia. Skoro nie wykrwawił się nocą, to naprawdę nie mogło być aż tak źle. – A teraz idź. Zrób kawę, zjedz coś, a ja się ogarnę – zapowiedział, w sprytny sposób pozbywając się Cartera z progu. Zamknął drzwi, rozebrał się i wszedł pod prysznic, puszczając ciepłą wodę. Nie martwił się rozcięciem, które wciąż krwawiło. Później osuszył się ręcznikiem i włożył czystą bieliznę, oraz spodnie. Sięgnął po nowy bandaż i przystąpił do nieudolnego zawijania swojego przedramienia. Dopiero wtedy opuścił łazienkę i znalazł Nico, do którego podszedł wolnym krokiem.
    - Zawiążesz? – poprosił, wyciągając w jego stronę swoją rękę, obwiniętą bandażem, który przytrzymywał drugą dłonią. Czuł się z tym cholernie zażenowany. - Zostaniesz tu, jak wyjdę? – zapytał po chwili całkiem poważnie, choć nie spojrzał przy tym na twarz Nico. Nie umiał patrzeć w te ciemne oczy i jednocześnie trzymać się tego, by być chłodnym i beznamiętnym, tak jak to sobie postanowił. – Bo w sumie trochę zaniedbałem Dymitra, nie chciało mi się z nim gadać, a on tego potrzebuje, więc pomyślałem, że może mógłbyś… - urwał na moment, reflektując się że przecież Carter miał swoje własne życie i obowiązki, dlatego poprawił się zaraz. - O ile nie masz swoich spraw oczywiście – skończył. Zabawne… teraz to on miał zamiar udawać, że chodzi o dobro kota i wykorzystać ten pretekst po to, by móc mieć Cartera bliżej siebie. Zabawne i żałosne za razem, bo przecież mógł załatwić to normalnie, po ludzku, powiedzieć chłopakowi, że nadal go chce i spytać, jak on się na to zapatruje. Ale nie, on musiał być głupi i uparty do samego końca, a jakżeby inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  36. - To ty musisz tego chcieć – odpowiedział krótko, bo wolał postawić sprawę jasno, choć znał chłopaka już na tyle dobrze, żeby po samym tonie wypowiedzi móc stwierdzić, że zależy mu na tym, by tutaj być. Choć z drugiej strony zaraz zaczynał sobie tłumaczyć jego postawę jakąś chorą litością dla niego, może też obawą, że jeśli zostawi go samego, to na spokojnie dokończy sobie to, co zaczął wieczorem. A nie na tym mu zależało. Nie chciał, żeby ten współczuł mu tego, jak bardzo żałosny się stał od ich ostatniego spotkania i jak powoli zaczynał się staczać. Chciał tego swojego Nicolasa, tego który bez wątpienia i bez względu na wszystko go kochał i chciał, tak jak i on jego. Tyle, że zaraz rodziła się myśl o tym, że przecież nie da się cofnąć czasu o ponad dwa lata i prawdopodobnie nie da się też wrócić tamtych uczuć, bo zbyt wiele się przez ten okres wydarzyło, przynajmniej w życiu Nico, a to niestety miało na niego jakiś wpływ.
    Westchnął również i podziękował za kawę kiwnięciem głowy, kolejny raz, jakby brakowało mu języka w gębie. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że ostatnim czasem słowa przychodziły z wielkim trudem, bo zwyczajnie odzwyczaił się mówienia do innych. Ograniczał się do tego jedynie podczas własnych zajęć w szkole, jednak nawet tam nie wyglądał na rozgadanego i rozpromienionego faceta, jakim mogli pamiętać go uczniowie z londyńskiej szkoły. Znikał.
    Przeszedł do sypialni, wydobył z szafy ciemną koszulę i założył ją, a następnie przystąpił do mocowania się z guzikami, których wprost nie cierpiał w chwilach, kiedy dokądś się spieszył, lub po prostu był czymś podenerwowany, jak teraz. Bo jego myśli wciąż krążyły wokół chłopaka, który pozostał w kuchni i siedział na blacie i nijak potrafił je stłumić, a co dopiero się ich wyzbyć. A powinien, ponieważ już sam stan w jakim obecnie się znajdował, bardzo utrudniał mu skupienie się na pracy.
    Wrócił do kuchni, nadal będąc w trakcie zapinania guzików, jednak poddał się szybko i zostawił kilka z nich, bo miał zamiar napić się jeszcze kawy przed wyjściem. Stanął więc przy blacie i sięgnął po swój kubek, z którego zaraz upił kilka łyków, a później po prostu stał przez jakąś chwilę i milczał, przesuwając spojrzeniem po wszystkim, co wyłożone było na szafkach, byle tylko nie podnosić wzroku na siedzącego tuż obok chłopaka.
    - Kot pewnie nie da ci żyć, jak wyjdę – przerwał ciszę nagle i wysilił się nawet na lekki uśmiech. – Zrobił się nieznośny, bo chyba za bardzo go rozpuściłem – ciągnął dalej o kocurze, który najpewniej spał jeszcze gdzieś w salonie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Diego Morales22.05.2013, 23:53

    Zerknął na dłonie chłopaka i dopiero wtedy przeniósł też wzrok na guziki przy koszuli, zdając sobie sprawę z tego, że przez to całe roztargnienie źle je pozapinał. Poczuł się tylko jeszcze bardziej żałośnie, dlatego odetchnął głęboko i wysilił się na lekki uśmiech, chyba tylko i wyłącznie po to, by nie odstraszyć Nico. Sam nie czuł się w obecnej sytuacji swobodnie, chociaż wiele by oddał za to, żeby jednak móc się rozluźnić i poczuć choć odrobinę tak, jak dawniej w towarzystwie tej jednej, konkretnej i tak ważnej osoby.
    - Dzięki – mruknął cicho, jednak zrozumiale i w tej chwili jeszcze wciąż nie było go stać na nic więcej. Bo odsunął się nieco, choć nadal nie aż tak, by odległość dzielącą go z Carterem mógł nazwać tą bezpieczną. Upił kilka kolejnych łyków z kubka i na moment skupił swoje spojrzenie na widoku za szybą, przez co mógł wydawać się kompletnie nieobecny, jednak słuchał tego, co mówił Nicolas.
    - Myślę, że nie będzie się o to zbyt długo obrażał – wypowiedział dopiero po dłuższej chwili, oczywiście mając na myśli kocura. – Łatwo go przekupić chociażby jedzeniem – dodał, uśmiechając się znów pod nosem. No tak, zwierzaka rzeczywiście prosto było wziąć na smakołyki, z ludźmi było trochę trudniej. Z Moralesem zwłaszcza, choć może tylko on sam tak uważał. Nie chciał kolejny raz przeżyć takiego zawodu, bo naprawdę po ostatnim spotkaniu z Carterem, był bardzo nastawiony na powodzenie, na to że znów będą razem szczęśliwi, że im się uda i nikt, ani nic więcej nie stanie im na drodze do tego, by mogli być z sobą. I tak bardzo się przeliczył, w chwili gdy chłopak oznajmił mu, że tamtą noc mogą potraktować jako pożegnanie… wtedy wszystko runęło, tak po prostu, kolejny raz. Co prawda dzięki temu Nico mógł odbić sobie tamtą krzywdę sprzed dwóch lat, kiedy to sam został zostawiony z niczym i o tyle gorzej, że bez ostrzeżenia, choć wtedy Morales patrzył na to zupełnie inaczej.
    - Idę, bo się spóźnię – rzucił, odstawiając kubek na blat, jednak nadal stał w miejscu. Przemógł się dopiero po chwili, która dłużyła mu się niemiłosiernie, choć w rzeczywistości mogło upłynąć ledwie kilkanaście sekund. Podniósł wzrok na chłopaka i spojrzał mu prosto w oczy, przy czym z jego własnych nie bił już tak wielki chłód, jak jeszcze niedawno. Tak bardzo ciężko było mu przy nim utrzymać tę wyuczoną pozę, ale na tę chwilę też o to nie dbał. Wsunął się pomiędzy szczupłe nogi Nicolasa i objął go ramionami, przytulając twarz do jego szyi. To też był tylko moment, ale jakże cenny dla Diego, bo czuł się tak, jakby podładował sobie baterie. I w zasadzie tyle mu wystarczyło, teraz mógł iść. Odsunął się więc nieco, ale zanim to zrobił, przesunął ustami po delikatnej skórze, kierując się w górę, aż nie dotarł do linii szczęki chłopaka. Miał ochotę go pocałować, jednak z drugiej strony nie chciał niczego więcej, bo to wciąż było zbyt skomplikowane. Wycofał się więc o te dwa kroki, nie chcąc już prowokować sytuacji i nie patrząc więcej na chłopaka, opuścił pomieszczenie.

    OdpowiedzUsuń