15 lutego 2013

On my heart I'll bear the shame no prayer can ease the pain



Diego Morales
28 lat | Barcelona, Hiszpania
pan od muzyki w szkole średniej | homoseksualny, ale nie ogłasza tego wszem i wobec | muzyka, to dla niego nie tylko praca i zamiłowanie, ale forma ucieczki przed otaczającym światem | trochę romantyk, trochę uciekinier, trochę nieufny, trochę dobry i trochę zły | lubi zwierzęta, ale żadnego nie ma mieszka z szarym kocurem, o imieniu Dymitr | kiedyś był gówniarzem, kochał, stracił, próbował się zabić, wierząc w cholerną wieczną miłość, rodem z "Romea i Julii"

Kap, kap.
Siedzisz na zimnej posadzce. Przed tobą rozciąga się ciemność, nie widzisz nic. Dopiero po dłuższej chwili orientujesz się, że masz zaciśnięte powieki.
Kap.
Zaczyna ci doskwierać przejmujący chłód. To na pewno przez to, że przed kilkunastoma minutami otworzyłeś okno na całą szerokość.
Kap, kap, kap.
Poczułeś głód. Uśmiechasz się pod nosem, rozbawiony tą niedorzeczną myślą. Nie jadłeś nic od tygodnia. Kompletnie nic. Zadrżałeś, uśmiech zniknął - znowu zimno.
Kap.
Boli, szczypie, piecze, pojawia się myśl, że nie chcesz, choć karcisz się za nią od razu, dociskając ostrze mocniej... pozwalasz mu zatopić się głębiej w skórę, naciąć ścięgna. Przygryzasz wargę boleśnie. Boli, boli.
Głucha cisza zmusza cię, byś wsłuchiwał się w swój przyspieszony oddech. Boisz się. 

- To tylko wspomnienie tego, czego wciąż nie potrafisz skutecznie i raz na zawsze wyprzeć z pamięci. Nieważne, jak bardzo będziesz się o to starał, to wystarczy tylko że przesuniesz wzrokiem po bladych bliznach, które niewyraźnie odznaczają się jeszcze na twoich przedramionach, a wszystko co czułeś tamtego cholernego wieczora, powróci po to by znów namieszać tobie w głowie. Ach, ty cholerny wrażliwcu.

Kap, kap.
Ten nieuzasadniony strach schodzi na dalszy plan, bo zdajesz sobie sprawę z tego, że naprawdę nie chcesz tutaj być. Wszystko straciło sens, kiedy on odszedł. Tak po prostu sobie zniknął, jednej nocy połykając garść tabletek nasennych babci i podcinając sobie żyły. Nie mówiąc nic, nie dając żadnego znaku, tak po prostu...
Kap.
Myślisz, że jeżeli zrobisz to samo, uda ci się go doścignąć i jeśli nie dane byłoby wam spędzić wieczności razem, to może zdołałbyś chociaż zapytać, co go do tego skłoniło.



- Minęło jedenaście, cholernych lat, a ty wciąż rozpamiętujesz, rzucasz tymi samymi pytaniami w przestrzeń i nie uzyskujesz odpowiedzi, która pomogłaby ci odpuścić. Jesteś nieustępliwy, naprawdę. I mam wrażenie, że niczym nie różnisz się od tych dzieciaków, szlajających się po korytarzu. Nigdy nie okazujesz nikomu łaski, bo zwyczajnie nie przywykłeś do robienia czegoś, na co nie miałbyś ochoty. Płaszczenia się przed kimś również nie uznajesz i tyczy się to dosłownie wszystkich, nawet najbliższych. Szanujesz ludzi w dość specyficzny sposób, a więc jeśli już znajdzie się ktoś, kto zyska twoją sympatię, musi wiedzieć jak powinien z tobą postępować, żeby wszystkiego nie zrujnować.
- Wiesz, że czasem mnie przerażasz? Wyżaliłem się tobie ledwie kilka razy, odkąd tu jestem, a ty potrafisz powiedzieć o mnie tyle różnych rzeczy.
- Tak, ja wiem jaką opinię mają szkolni psycholodzy, ale nie przesadzaj, Diego. Ja tylko pociągnęłam cię czasem za język i obserwowałam, a tak to większość mówiłeś mi o sobie sam. Mam nadzieję, że wreszcie się z tego wyrwiesz, bo fajny facet z ciebie i tylko się marnujesz.

45 komentarzy:

  1. Nicolas właśnie skończył swoje zajęcia, zarówno na dziś, jak i na ten tydzień, a był tym faktem zadowolony z tej racji, że jego własny, osobisty facet też dziś wcześniej skończył pracę, więc nareszcie mieli czas tylko i wyłącznie dla siebie. Przez ostatnie zaliczenia Carter po prostu wpadał do Ethana z notatkami, a ten musiał dzielnie przyjmować do wiadomości, że związał się ze studentem, który jakoś tak nie olewał studiów idąc za przykładem całej reszty.
    Szedł teraz przez Cetral Park, było późne popołudnie i całkiem przystępna pogoda jak na luty. Nie gnał na złamanie karku, bo i tak do przejścia miał jeszcze spory kawałek, a przed nimi była jeszcze przecież cała noc. Na tą myśl było mu jakoś po prostu lepiej, mimowolnie przywoływał jednak obrazy sprzed dwóch lat, kiedy był dzieciakiem i twierdził, że wszystko jest do cholery doskonałe. On z Diego, zupełnie bez innych ludzi, w stworzonym na ich potrzeby małym światku… I właśnie przez te myśli dopiero niedawno otworzył się na kogoś innego. Oczywiście Ethanowi nic nie wspomniał, bo i po co, jeszcze by stwierdził, że za Moralesem tęskni i że po co mu chłopak, który wspomina byłego.
    Odetchnął głęboko idąc dalej, przed siebie. Przeszedł tak jedną alejkę i skręcił w drugą, ale… albo wariował, albo po prostu ktoś grał to, co tak często przygrywał mu Diego.
    Przez chwilę się wahał, nie był do końca przekonany, czy chce wiedzieć, że jednak ześwirował i powinien udać się do psychiatry.
    Poszedł w stronę z której dobiegała melodia. Niemal centrum parku, w którym był staw, a dookoła niego, chociaż w pewnych odległościach od siebie, były poustawiane ławki.
    Na jednej z nich siedział mężczyzna, trzymał gitarę i grał na niej. Nicolas widział go zaledwie z boku, a na dodatek słońce świeciło w tej chwili dość niefortunnie, ale to był Morales. Jak nic.
    Ręce zaczęły mu się trząść, nie miał pojęcia czy zwiać, czy podejść i uderzyć go w twarz, a może stać tu, niczym słup soli i się rozryczeć…
    Podszedł parę kroków, przystanął może pół metra od ławki. Nie wykrztusił nic, bo miał wrażenie, że głos by mu się załamał już przy pierwszej sylabie jakiegokolwiek wyrazu. Zdobył się za to na krzywy uśmiech, zdecydowanie nie taki, jakim obdarzał tego mężczyznę jako siedemnasto- lub osiemnastolatek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy już stał przed Diego nie wiedział co ma zrobić. Sytuację tę wyobrażał sobie bardzo dużo razy. Jeśli jego myśli były przychylniejsze, a on uspokojony to po prostu rzucał się Moralesowi na szyję, wybaczał i ryczał w ramię. Teraz nawet nie chciał mu powiedzieć, że za nim tak cholernie tęsknił, bo słowa te nie miały zamiaru przejść przez jego gardło, mimo że były prawdą. Życie nie było różowe, a on nie rwał się do przytulenia tego mężczyzny.
    Zacisnął dłoń w pięść i nawet nie zorientował się kiedy ta uderzyła w twarz Diego. Zastanawiające ile szarpiące człowiekiem emocje mogą dodać mu siły, ponieważ Nicolas nie wyglądał na kogoś, kto mógłby kogoś uderzyć, a już przede wszystkim po takim chuchrze, którym był nadal, spodziewano się raczej słabiutkiego ciosu. Nic bardziej mylnego.
    Carter był teraz dość wściekły, rozgoryczony i jednocześnie zasmucony, że byłby w stanie zakatować Diego gołymi pięściami. Za to, że nie odpowiedział na żaden telefon, nie odpisał na żaden SMS, jak również nie raczył się napisać chociażby „mam się dobrze” jako odpowiedź na jednego z setki wiadomości, które Carter wysłał na jego adres e-mail.
    Naprawdę wiele słów cisnęło mu się teraz na usta, zaczynając od żądania wyjaśnień, aż po najwymyślniejsze wyrzuty. Carter jednak zacisnął powieki, chcąc opanować nagłe pieczenie oczu.
    -Jesteś cholernym skurwielem – oznajmił mu, mimo że normalnie nie rzucał bluzgami na prawo i lewo, bo zwyczajnie to do takiego chłopaka jak on nie pasowało. Był na to za dobrze wychowany.
    Pewnie powiedziałby jeszcze więcej, bo do powiedzenia tej konkretnej osobie miał naprawdę dużo. Najwięcej to miał żalu do wyplucia. Przez dwa lata nie wiedział, gdzie się podział, co robi, ani nawet nie miał pewności czy żyje, czy może skoczył z mostu. Przez ten czas zdążył w sobie nazbierać naprawdę wiele rzeczy, które chciał Moralesowi wyrzucić, ale teraz po prostu nie potrafił.
    W tej chwili miał ochotę pobiec do Ethana, opowiedzieć mu dosłownie wszystko, schować się i zacząć ryczeć jak skrzywdzona małolata.
    Otworzył oczy i przypatrzył się twarzy mężczyzny, a spojrzenie jakie mu posłał tak bardzo ociekało smutkiem, że można było stamtąd czerpać i wprowadzić pół Ameryki w depresję.
    Czuł, że oczy robią mu się co raz bardziej wilgotne, miał ochotę przyłożyć Moralesowi za to jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrzył na niego i milczał, mimo że w jego wnętrzu odbywała się właśnie wichura, padał grad i panowała istna zawierucha. Tak strasznie chciałby teraz cofnąć się do tamtego felernego dnia i wstać wcześniej, żeby zapobiec wszystkim skutkom ich jakże lekkomyślnego zachowania. Wszystko prawdopodobnie byłoby inaczej, bo po pierwsze nadal byliby w Anglii, a Carter właśnie tam by teraz studiował wybrany dla siebie kierunek. Byliby możliwe nadal razem, ponieważ teraz Nicolas był po prostu pewien tego, że jest osobą niezwykle stałą w uczuciach i taki był już wcześniej, więc prawdopodobnie nie ciągnęłoby go do żadnych innych mężczyzn, nawet z ciekawości. I przede wszystkim, gdyby miał możliwość rozwoju wydarzeń nie czułby się teraz przy Moralesie jak przy kimś, kto go tak skrzywdził poprzez zostawienie bez słowa.
    Pociągnął nosem i zamknął oczy na nowo podejmując walkę z i tak już spływającymi łzami. Nie chciał się rozklejać, nie tutaj i nie teraz, bo całkiem niedawno udało mu się siebie poskładać i było mu tak cholernie dobrze.
    Szarpnął się, ale nie miał już siły ani się wyrwać, ani podnieść drżącej ręki żeby poprawić swoje wcześniejsze uderzenie.
    -Ale nie musiałeś się nie odzywać – wytknął mu. Nikt mu przecież nie zabronił wysłania jednej, cholernej wiadomości, która właśnie zmieniłaby w życiu Nicolasa dużo. Przestałby się może umartwiać tym wszystkim znacznie szybciej niż po ponad roku, a i to była wersja naciągana, ponieważ analizował to wciąż, a mimo to nadal nie był w stanie zrozumieć sposobu postępowania Moralesa. –Nikt ci nie kazał zerwać kontaktu – wypowiedział słabo nadal mając zamknięte oczy. W tamtym czasie byłby w stanie z nim być nawet na odległość, ponieważ za nic nie oddał by tego, co sobie razem stworzyli i to był jak najprawdziwszy fakt. Jednak nie był nawet zmuszony do tego, ażeby cokolwiek oddać, bo Diego to wszystko zabrał.
    Zacisnął zęby powstrzymując szloch. Chciał uciec, ale jednocześnie uszła z niego niemal cała energia jaką jeszcze przed chwilą posiadał.
    Myślał o tym, że wolałby Moralesa nie spotkać, nie widzieć go na własne oczy i nie mieć przemożnej ochoty, aby udusić tego faceta gołymi rękami. Chciałby też się przy nim nie rozpłakać, ale nie mógł nic na to poradzić, jednak wrażliwi ludzie mieli w tym świecie po prostu przegrane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najbardziej paraliżująca była myśl która pojawiła się nagle, ale dopiero teraz postanowiła zaświtać w umyśle Nicolasa, wołała, że nie będzie już z nim. Prawda była taka, że trudno byłoby mu teraz zaufać Moralesowi, tym razem trzymałby go na dystans wystarczający, żeby znowu nie cierpieć gdy on zniknie. Najlepiej byłoby go wyrzucić z własnego życia, nie wracać do wspomnień i nie rozgrzebywać wszystkiego, a robił to pomimo faktu, iż ruszył z miejsca, a mógłby równie dobrze trwać w martwym punkcie i nie dopuszczać do siebie myśli o normalnym funkcjonowaniu.
    Niemal spazmatycznie wciągnął powietrze do ust kiedy usłyszał przeprosiny. Musiał natychmiast przestać płakać, bo w innym przypadku gotów był stać i po prostu ryczeć imitując przy tym syrenę strażacką. Odetchnął po raz drugi, tym razem przez zęby, musiał się za wszelką cenę uspokoić. Wypuścił powietrze z jamy ustnej ze świstem, kiedy już było lepiej otworzył zaczerwienione od płaczu oczy i łypnął nimi na mężczyznę.
    -Nie przepraszaj, to tak wkurzająco brzmi – wypowiedział, a nawet takie niezbyt rozbudowane zdanie było w stanie zburzyć jego przed chwilą odzyskane opanowanie i poruszyć nowy potok łez.
    Zacisnął oczy oddychając głęboko. Nie potrzebował być teraz cały rozdygotany, to było zdecydowanie nie na miejscu zwarzywszy na fakt, że miał się jeszcze stawić u swojego faceta.
    Tak, myślenie o Ethanie to było to, co w tej chwili było w stanie go uspokoić. Potrzebował go teraz, żeby po prostu siedział i burczał coś pod nosem jak to miał w zwyczaju, a później pocałował w czoło i powiedział, że wszystko będzie w porządku.
    Zrobił krok w tył kiedy Diego przemówił po raz kolejny, ale bardziej odstraszyło Nicolasa to, że mężczyzna starł mu łzy z policzków, mimo że coś w nim wołało, by się nie odsuwał i pozwolił mu na absolutnie każdy gest. Zdrowy rozsądek, który w tej chwili zbratał się z żalem byli jednak silniejszy… Nicolas nie miał ochoty być przez niego teraz dotykany pomijając nawet fakt, że w tej chwili nawet nie chciał go widzieć.
    -Gdybyś się odzywał nie musielibyśmy się w ogóle rozstawać – mruknął i tylko żeby nie patrzeć już na Moralesa poprawił swoją grzywkę, teraz miał trochę krótsze włosy niż jako nastolatek, a przy tym jego rysy odrobinę się zaostrzyły, jednak nadal wyglądał na chłopca, a nie mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podniósł wzrok na mężczyznę. Teraz był po prostu zły za to, co ten zaczął wygadywać. No do cholery, nie był jasnowidzem, nie mógł przewidzieć wszystkiego. Nie mógł stwierdzić jak by im wyszło bycie ze sobą na odległość, nie mógł też powiedzieć, że wszystko upadłoby po jakimś wyjątkowo krótkim okresie.
    -W końcu skończyłbym szkołę średnią i mógłbym studiować tutaj, tak jak robię to teraz – wypowiedział. Nie miał ochoty tłumaczyć Moralesowi wszystkiego, nie był dzieckiem, a nawet przeciwnie, to on był tym starszym z ich dwójki. –Tak, obwinianie się, że to przeze mnie wyjechałeś było o niebo lepsze – oznajmił i przewrócił oczami. Przynajmniej uspokoił się na tyle, że był w stanie tworzyć w miarę składne wypowiedzi.
    Poczuł wibrowanie w kieszeni spodni, niby nie wypadało przerywać rozmowy, ale w tej chwili stał przed nim tylko Diego, a przy nim wcale nie musiał zachowywać się jak dobrze wychowany, młody człowiek.
    Wyciągnął telefon od razu patrząc na wyświetlacz. Ethan… i to wystarczyło żeby kąciki jego ust uniosły się lekko. Shane miał to do siebie, że miał niesamowite wyczucie czasu, a w tym momencie ta cecha okazała się niezwykle przydatna.
    -Muszę odebrać - oznajmił Moralesowi. Nie tyle musiał co chciał, dobrze będzie go usłyszeć nawet jeśli miałby mu wyrzucić, że się spóźnia, a przecież obiecał pojawić się jak najszybciej.
    Przyjął połączenie nawet nie czekając na przyzwolenie od stojącego naprzeciwko mężczyzny.
    -Cześć – rzucił powitanie – No, będę zaraz… Zatrzymało mnie coś… Nie burz się… Tak, obiecuję ci to nadrobić… Tak, kochanka sobie znalazłem… Nie świruj… - Odgarnął włosy z czoła patrząc na swoje buty, wraz z kolejnymi słowami wysłuchiwanego właśnie monologu jego nastrój się polepszał o czym świadczył wciąż widniejący na twarzy lekki uśmiech. – Niedługo będę, pa – pożegnał się i rozłączył.
    Schował telefon do kieszeni i ponownie spojrzał na Moralesa. Nadal był na Diego zły i miał do niego o wszystko żal, ale nie było sensu już ryczeć, szczególnie że miał iść do Ethana i nie powinien dać po sobie nic poznać.
    -Dasz mi swój nowy numer? – zapytał zagryzając lekko wargę. Nie był pewien czy aby dobrze robi, ale chyba właściwym by było jeszcze się spotkać i sobie wszystko wyjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Witam, witam. Widzisz może jakąś wspólną nić między Twoim panem, a moim Scooby'm? ]

    Scoobert.

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Tak, tak, tak, lubię mocno pokręcone powiązania, ale jakoś nigdy nie mam na nie pomysłów xd Kuźwa, serio nic oryginalnego nie przychodzi mi do głowy...]

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  8. Powstrzymał prychnięcie słysząc słowa Moralesa. Szkoda, że nie pomyślał, że kiedyś będzie chciał ten czas cofnąć gdy pakował manatki i zabierał się w cholerę. Ba, jeszcze wcześniej udawał przed nim, że wszystko jest pięknie i cudownie, czyli bez zmian, a Nico zbyt był w tym czasie zbyt niedojrzały, a przy tym zafrasowany myślą, że cholernie Diego kocha (i nie było to użyte na wyrost) i nie chciałby go stracić.
    Niestety stracił i wypadało się po tym pozbierać, więc chyba nic dziwnego nie było w tym, że jednak miał kogoś. Taka była naturalna kolej rzeczy, ludzie przychodzą i odchodzą, ale Carter po prostu źle przyjmował to ich odchodzenie. W tym przypadku akurat nadal miał do Moralesa żal, nie chciało mu się nawet uśmiechnąć do niego tak jak kiedyś, bo teraz ten grymas był przeznaczony dla Ethana, poza tym… po co miał się szczerzyć do kogoś kto go zostawił.
    Odbierając od Moralesa wizytówkę dotknął lekko swoją dłonią jego ręki, ale po prostu przechwycił kartonik i nie zwrócił na to uwagi. Schował wizytówkę do kieszeni i zagryzł policzek od środka, no cóż jak widać niektóre nawyki po prostu od człowieka nie były w stanie się odkleić.
    -To zadzwonię, albo coś… - wypowiedział, musiał i chciał już iść. Do Shane’a, czyli tam gdzie było jego miejsce w obecnej chwili. –Swoją drogą, zauważyłeś, że w Londynie też na siebie wpadliśmy w parku, a ty siedziałeś z gitarą? – zapytał unosząc lekko brwi.
    Miał w tej chwili wyśmiać los, który faktycznie musiał być cholernie ślepy skoro postanowił zatoczyć koło. Tylko że wtedy Nicolas pocałował Diego w policzek na pożegnanie, a teraz zachowywał bezpieczny według swojego mniemania dystans.
    -To do kiedyś tam – rzucił beznamiętnie idąc w swoją stronę. Żadnego odwracania się, żadnego ładnego uśmiechu, żadnego przedłużania. Nic, kompletnie nic, poza faktem że znowu chciało mu się ryczeć, ale zamiast tego przyspieszył kroku.
    ***
    Kilka dni, tyle wystarczyło żeby ogarnąć mętlik w głowie i w między czasie przekładać cholerną wizytówkę z miejsca na miejsce.
    Był u swojego znajomego, pomagał mu pakować jego rzeczy, wyprowadzał się z kawalerki którą dzielił ze swoją kumpelą i po prostu potrzebował pomocy w ogarnięciu się ze wszystkimi pudłami. Od czegoś ma się znajomych w końcu, a Nicolas nie byłby sobą gdyby odmówił. Był asertywny, wypracował to, ale co miał do roboty innego, Ethan w pracy, a on nie lubił siedzieć sam kiedy nie miał zbyt wielu rzeczy do roboty.
    Do salonu przyszedł kot. Nicolas spojrzał na niego, należał do rzeczonego kolegi, który chyba go ze sobą nie zabierał, a jego współlokatorka z pewnością nie będzie chciała go zatrzymać.
    -A co z twoim kotem? – zapytał.
    -Pewnie go gdzieś oddam, nie będę miał dla niego czasu i miejsca – dostał w odpowiedzi.
    Szkoda by było, ale sam go nie weźmie, a Ethan wolał psy i nagle przypomniał mu się Morales… Miał po prostu nadzieję, że Diego nadal nie miał ani żadnego zwierzaka, ani nie zmienił zdania, że chce takowego posiadać tylko nie może się zdecydować.
    Wyklepał szybko SMS-a o treści:
    ”Mam nadzieję, że jesteś u siebie, bo niedługo do Ciebie wpadnę.” i podpisał się w razie gdyby Diego nie miał już jego numeru, w końcu wszystko było możliwe. Nie pytał, najwyżej się zawiedzie i zostanie odprawiony z kwitkiem, nic takiego.
    -Znajdę mu miejsce- odpowiedział i razem z szarym kocurem w klatce niedługo później opuścił mieszkanie kolegi, jeszcze wcześniej żegnając się niezbyt wylewnie.
    Tak oto znalazł się pod drzwiami mieszkania Diego i chwilę się wahał zanim zadzwonił do drzwi. Kocura trzymał w rękach, a ten był wyjątkowo potulny.
    Nicolas przestąpił z nogi na nogę rozglądając się po klatce schodowej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy drzwi otworzyły spojrzał w stronę stojącego w progu mężczyzny. Nie uśmiechnął się, nie miał na to jeszcze wystarczająco dużo sił i to mimo tych kilku dni. Niby nic, ale sądził, że przez ten czas się zdążył ogarnąć, ale kiedy zobaczył Moralesa stojącego tuż przed sobą to złudzenie upadło z wielkim hukiem.
    Nie zostanie tu długo, wyjaśni co i jak i po krzyku... Ewentualnie będzie musiał namówić mężczyznę na to, ażeby kota przyjął, bo Nicolas niestety nie mógł zrobić tego sam, ponieważ głupio by mu było zostawiać żywe, czujące stworzenie na większość dnia w swoim mieszkaniu, a przecież wiadomo, że ze zwierzęciem równała się odpowiedzialność. No, może jeszcze zamieni z nim kilka słów, które nie będą dotyczyły przyjęcia Dymitra w swoje progi. Taki był ogólny plan, kolejnym jego punktem był powrót do mieszkania i obejrzenie czegoś, co nie wymaga myślenia w samotności, ponieważ to zawsze był dobry sposób na złe samopoczucie.
    -Cześć Diego – przywitał się celowo przeciągając samogłoski. – Przygarniesz nas? – zapytał jeszcze zanim wszedł do mieszkania mężczyzny. Nadal nie był pewien czy te odwiedziny to był aby dobry pomysł, ale kot potrzebował domu, więc należało schować swoje żale w kieszeń aby zwierzak przypadkiem nie wylądował w schronisku.
    Wyminął Moralesa i wszedł do jego mieszkania, po drodze jeszcze wręczył mu kota do rąk. Powinni się poznać skoro chciał doprowadzić do tego, żeby razem zamieszkali.
    -Mam nadzieję, że się polubicie – wymamrotał odgarniając grzywkę, która z upartością maniaka leciała mu na oczy. Czuł się nieprzyjemnie skrępowany faktem, że się tutaj znalazł, niegdyś mieszkanie mężczyzny było pośrednikiem pomiędzy tym szarym, nieprzyjemnym światem, a tym co tworzyli razem.
    Mimo wszystko ściągnął z siebie swoją ciepłą bluzę i powiesił ją na wieszaku, a w następnej kolejności skopał buty ze stóp.
    Miał na sobie dużo za dużą flanelową koszulę, więc śmiało można było stwierdzić, że nie należała do niego, albo nie spojrzał na rozmiar podczas zakupu.
    -To co… brałbyś? – zapytał unosząc lekko brwi, miał oczywiście na myśli kota, który spoczywał teraz w rękach Diego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cierpliwie czekał na odpowiedź i już myślał co zrobi jeśli okaże się przecząca. Po pierwsze wyjdzie, bo przecież Dymitr był głównym powodem pojawienia się go tutaj. Zaczął bawić się rękawem koszuli przyglądając się Moralesowi z niemałą uwagą, aż w końcu usłyszał jego słowa i aż się na nie uśmiechnął, tak jak dawniej to robił kiedy był w obecności Diego. Nawet pomimo zmian jakie w nim zaszły grymas ten wyglądał po prostu ładnie, aż się człowiekowi samemu chciało ucieszyć twarz na ten widok.
    -No… - zaciął się, a jak mu teraz odmówi, bo uzna, że nie ma ochoty na długoterminowe przetrzymywanie kota w swoim domu? – Tak jakby dożywotnio – wymamrotał zagryzając wargę, ale już spieszył ze wszelkimi wyjaśnieniami, żeby mu się Morales czasami nie spłoszył czy coś. – To po prostu wyszło tak, że mój kumpel się przeprowadza i nie miałby gdzie kota zostawić, więc musiałby go prawdopodobnie do schroniska oddać – nie gestykulował, po prostu wypowiedział prawie wszystko na jednym oddechu i był to chyba jego osobisty rekord w szybkim wyrzucaniu z siebie słów.
    Tylko później się zaciął, bo nie do końca był pewien, czy to co było prawdą należało w tej sytuacji wypowiedzieć, ponieważ mogło zostać źle zrozumiane.
    Zaczął bawić się guzikiem przy rękawie, to nic że nadal sterczeli przy drzwiach. Lepiej było to sobie wytłumaczyć na wejściu, jeszcze korzystając z czasu, aż miał odpowiedni zasób słownictwa i nie odpowiadał monosylabami.
    -A ty mówiłeś, że chciałbyś jakiegoś zwierzaka. Jeszcze jak byliśmy raz… - przerwał, to brzmiało źle, należało nazwać to w takim razie inaczej. - …byliśmy w Londynie – sprostował, tak to miało przynajmniej bardziej bezstronny wydźwięk. – No to pomyślałem o tobie, że dobrze byś się nim zajął i w ogóle – zakończył swoją wypowiedź i przestał w końcu maltretować nieszczęsny guzik.
    Poza tym, czy nie zabawnym okazywał się fakt, że z rozmów, które odbyły się dobre dwa lata temu pamiętał jeszcze takie szczegóły? Pewnie dlatego, że faktycznie słuchał tego co ma mu Diego do powiedzenia, nawet jeśli była to jakaś bzdura, komentarz, czy coś podobnego. Niemalże tak samo to wyglądało z Ethanem, słuchali się i zwracali uwagę na to co mówią, ale nawet teraz Nico odniósł wrażenie, że to nie jest aż tak rozwinięte… nieprzyjemna świadomość.
    Wymamrotał coś, co zabrzmiało jak przeciągnięta spółgłoska „m”. Nie bardzo miał jeszcze cokolwiek do dodania, więc teraz wystarczyło czekać na werdykt.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie tyle, że znał sposób życia Moralesa o ile mógł się domyślić faktu, że powrócił do tego, jak funkcjonował jeszcze w Londynie, ale bez niego. Nawet był w stanie stwierdzić, że ktoś mógłby się mężczyźnie właśnie przydać, ponieważ absolutnie nikt nie lubił wracać do pustego mieszkania, bo okazywało się to nad wyraz dobijające, szczególnie wtedy, gdy nastrój miało się nieszczególny przez większość czasu.
    Nicolas też nie przepadał za pustymi czterema ścianami, pewnie dlatego większość czasu spędzał nie u siebie, ale u Ethana, ewentualnie to on wpadał do niego. Mieszkania ich obu były pełne jakichś drobiazgów o których zapominali, albo po prostu zostawiali. Na przykład w szafie Nicolasa było już kilka koszul należących do Shane’a, a Nico niejednokrotnie zapominał zabrać książkę od swojego faceta. To tworzyło coś na miarę bezpiecznej, ale należącej tylko do nich przestrzeni, która teraz mogła się rozpaść, bo gdzieś tam, Carter nadal wspominał Diego i mimowolnie porównywał do niego innych… większość odpadała w przedbiegach, mimo że wcale nie miał Moralesa za kogoś idealnego.
    Pomaszerował powoli za mężczyzną mimowolnie przyglądając się jego mieszkaniu. Było ładnie urządzone, ale wydawało się odrobinę obce, już nie czuł się tutaj tak na miejscu jak to było jeszcze dwa lata temu w londyńskim mieszkaniu Diego. Był tu po raz pierwszy, to pewnie przez to, albo po prostu podświadomie odpychał od siebie możliwość czucia się dobrze i swobodnie w tym miejscu.
    -Możesz mi zrobić kawę – odpowiedział spokojnie mimowolnie rozglądając się za kotem, miał tylko nadzieję, że ten nic nie zbroi, ponieważ wtedy Diego by go raczej nie chciał. Kto by chciał zwierzaka, który coś niszczy i sprawia problemy… a przecież zależało im obu, Nicolasowi i kocurowi, żeby ten drugi tutaj mógł zostać. – No, Dymitr – odparł na zadane pytanie. –I będzie grzeczny – wypowiedział przygryzając lekko wargę.
    Był gotów oznajmić, że będzie go odwiedzał i w razie czego pomagał, nieważne w czym, ale udało mu się tymczasowo zatrzymać język za zębami.
    -No Diego – zajęczał przeciągając samogłoski. –Weź mnie nie trzymaj w niepewności i powiedz czy go do siebie weźmiesz… - wypowiedział łypiąc na mężczyznę tymi swoimi brązowymi oczyskami. – Jak nie będziesz miał czasu to będę mógł wpaść czy coś… - No, jednak nie do końca zatrzymał ten swój język za zębami.
    Nie cofnie swojej wypowiedzi, chociaż chciałby to zrobić, bardzo, ponieważ brzmiało to niemalże jak jakieś zobowiązanie. Równie dobrze jego słowa mogły zostać zinterpretowane tak, że chce Moralesa widywać, a kot to tylko pretekst.
    Nieprawda.
    Nadal miał do Moralesa żal. Nadal nie dałby mu się dotknąć. Nadal miał Ethana i to z nim był.

    Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie chciał zaprzepaszczać szansy Diego na życie bez niego, więc zrobił to zupełnie nieświadomie, przypadkiem, można by nawet powiedzieć. Liczył na to, że skoro on sam dał radę to jakoś ogarnąć to Moralesowi w końcu też to się uda, w końcu był starszy, powinien kierować się swoim większym doświadczeniem życiowym, które winno kazać coś ze sobą konkretnego począć.
    Należało też kiedyś przestać rozpamiętywać aby nie budzić się codziennie ze świadomością straty, a to była już sztuka, która Nicolasowi zazwyczaj nie wychodziła, owszem starał się nie wspominać, żeby nie żałować tego co miał już za sobą. Jednak w obecnej sytuacji, przez to głupie zrządzenie losu niemalże za każdym razem, kiedy spoglądał na Diego mógł sobie przypomnieć wymalowany na twarzy spokój podczas snu, czy też szczery, lekki uśmiech którym go obdarzał po każdym pocałunku. Takich wspomnień trudno było się wyprzeć, ponieważ należały do tych dobrych, a o takich rzeczach człowiek z natury po prostu nie chce zapominać. Najlepszą możliwą opcją było zastąpienie tych obrazów innymi, równie przyjemnymi, dlatego tak ważną rolę odgrywała w tej chwili jedna, konkretna osoba…
    Nicolas musiał sprzedać sobie mentalnego kopniaka, żeby przestać się tak bezmyślnie przyglądać profilowi mężczyzny. Nie mógł nic poradzić na to, że ten chociażby fizycznie nadal mu się podobał, ale też nie powinien tak wbijać w niego swojego spojrzenia, to było w jakiś sposób nie fair względem Ethana… samo to, że właśnie był w mieszkaniu mężczyzny, z którym niegdyś był było nie fair.
    Nie powinien o tym myśleć, więc oderwał się słysząc twierdzącą odpowiedź, która go niezmiernie ucieszyła.
    -Oj, zawsze mógłbyś odmówić – odpowiedział, jednak będąc zadowolonym z faktu, że ta opcja miała pozostać niewykorzystana.
    Zamrugał kilkakrotnie. No tak, przecież palnął i nijak nie mógł się teraz z tego wywinąć. Należało jednak ponosić konsekwencje wypowiadanych przez siebie słów.
    -No będę do niego przychodził, w końcu sam zaproponowałem – odpowiedział instynktownie kładąc nacisk na słowa „do niego”. Nie do Diego, do Dymitra, którego tutaj przyciągnął żeby mógł razem z Moralesem zamieszkać. –Tylko licz się z tym, że będę się nieraz musiał do ciebie zwalić z notatkami –ostrzegł unosząc lekko kącik ust. Przez chwilę był w stanie wmówić sobie, że jednak nic się nie zmieniło, a później zapach kawy docierający do nozdrzy obudził go.
    Nie było już tak samo, chociażby fakt, że przyzwyczaił się do picia kawy za którą kiedyś nie przepadał o czymś świadczył.
    -Mm… gdzie masz cukier? – zapytał, unosząc lekko brwi, tak jak pił słodką herbatę tak i kawę słodził. Ethan twierdził, że to barbarzyństwo słodzić coś, co było już dobre, ale później sam do tego przywykł.

    OdpowiedzUsuń
  13. Posłodził kawę przepisowymi dwoma, płaskimi łyżeczkami, a później ją zamieszał uderzając lekko łyżeczką o ścianki kubka. I przez ten czas milczał wgapiając się w ciemny, wirujący w naczyniu napój. Dopiero kiedy Diego przerwał tę chwilową, ale gęstą jak śmietana, ciszę zwrócił na niego swoje spojrzenie.
    Mężczyzna palił. To po pierwsze i Nicolas byłby w stanie zacząć jęczeć z tego powodu, niegdyś po prostu nie lubił zapachu fajek i to pozostało mu nadal, ale już tak bardzo nie zwracał na to uwagi, jeszcze dwa lata temu mamrotał Moralesowi, że jak będzie cuchnął papierosami to sobie od niego pójdzie, ale nigdy tej obietnicy nie spełnił, a nawet odwrotnie. To Diego sobie od niego poszedł
    Przypomnienie sobie o tym zabolało tak jak zwykle gdy przychodziło o tym myśleć.
    Oparł się tyłem o blat, najczęściej po prostu na nim siedział, ale nadal czuł się w tym miejscu dziwnie. Ujął kubek w dłonie i owinął go swoimi długimi, szczupłymi palcami, a później dmuchnął lekko rozwiewając przy tym parę unoszącą się mozolnie ponad naczyniem.
    -Chyba nic takiego się nie dzieje. Tak dużo się nie zmieniło jakbyś sobie wyobrażał – odparł wzruszając lekko szczupłymi ramionami. – Studiuję – dodał po chwili. Tak lakoniczna odpowiedź nie pasowała do jego osoby, zazwyczaj po prostu gadał trzy po trzy wyrzucając z siebie kolejne potoki słów, nadal był raczej żywotnym młodzieńcem, ale nie wiedział co ma za bardzo Moralesowi powiedzieć…
    Nie zacznie przecież opowiadać o swoim związku, ponieważ to byłoby głupie, a już nawet poza tym Diego nie był raczej osobą, której należało opowiadać o Ethanie. Wiedział, że istnieje jakiś facet z którym rozmawiał wtedy przez telefon w parku, tego mógł się domyślić i to powinno też wystarczyć.
    -Nie bardzo wiem o czym ci opowiadać – przyznał upijając łyk prawie w ogóle nie przestudzonej kawy, przez co język zapiekł go lekko, ale nic się nie stało.
    Spojrzał w dół i ucieszył się, że oto kot wybawia go od tego dziwnego poczucia obcości w tym mieszkaniu. Odstawił swoją kawę na blacie i przyklęknął żeby móc Dymitra pogłaskać z czego zwierzak wydawał się wielce zadowolony, ponieważ zaraz zaczął łasić się do dłoni Nicolasa.
    Carter usiadł po turecku i wziął kota do rąk. Mógłby tak z nim siedzieć i go tulić, a przy tym wsłuchiwać się w miarowe mruczenie. Szkoda, że Ethan nie lubił kotów.
    Spojrzał na Moralesa z podłogi, musiał zadrzeć lekko głowę do góry, przez co wyglądał jak taki zaciekawiony czymś dzieciak.
    -A u ciebie jak? – zadał pytanie zwrotne, nie dlatego, że tak wypadało, ale dlatego, że był tym realnie zaciekawiony.

    OdpowiedzUsuń
  14. -Kulturoznawstwo, czyli w sumie tak jak chciałem - odpowiedział już nieco swobodniej. Kiedy był zajęty nie przejmował się tak bardzo tym, że jest tutaj kimś całkowicie obcym.
    Zmarszczył lekko brwi słysząc odpowiedź mężczyzny.
    -Nie przesadzaj. Odnalazłbyś się też w innym zawodzie – wymamrotał i podniósł na chwilę dłoń żeby odgarnąć sobie włosy z oczu i obdarzyć Moralesa przelotnym spojrzeniem, ale zaraz po chwili na nowo opuścił wzrok. Zdecydowanie łatwiej było rozmawiać kiedy na niego nie patrzył, bo przynajmniej skupiał się na swoich słowach, a nie na fakcie, że Diego praktycznie się nie zmienił.
    -No wiem, że świetny. Gdybym przebywał więcej u siebie niż u Ethana to pewnie w życiu bym cię nie prosił, żeby u ciebie mieszkał – odparł na słowa mężczyzny nawet nieświadomie wplatając w wypowiedź swojego faceta. Był po prostu przyzwyczajony do tego, że wszyscy dookoła wiedzą kto to jest i nie trzeba im tego wyjaśniać.
    Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że palnął nie podniósł wzroku, ani nie miał w zamiarze ciągnięcie tego tematu. Zagryzł policzek od środka i dopiero po chili przyjrzał się Moralesowi badawczo. Nie oczekiwał jakiejś wielkiej reakcji, przewidywał, że Diego wspomnienie o nieznanym mu mężczyźnie zignoruje, albo coś w tym w stylu.
    Nic ich już nie łączyło, więc czemu miał przeczucie, że przy Moralesie jego obecny związek powinien być tematem raczej nieporuszanym…
    -Kompletnie nie rozumiem jak można nie chcieć już takiego kota – mruknął bawiąc się ze zwierzakiem i całkiem nieźle mu wyszło odesłanie w niepamięć swojej poprzedniej wypowiedzi.
    Dymitr sobie mruczał w najlepsze, pokładając się na skrzyżowanych i szczupłych nogach Nicolasa, a przy tym był zupełnie nieświadomy chaosy, który przez ostatni czas panował w carterowej główce.
    Taki kot to ma dobrze, wszyscy go głaszczą i w ogóle, a przy tym nie musi się niczym przejmować. W tej chwili Nico też chciałby być takim zwierzakiem, mógłby nie myśleć o tym co się stało i nie snuć scenariuszy na najbliższe czasy.
    Czuł się jak cholerna nastolatka, która przechodzi właśnie okres dojrzewania. Z jednej strony czegoś chce, a z drugiej już się odwidziało.
    Chwila ciszy z jego strony, a później pytanie, które chyba najbardziej go paliło, już od jakiegoś czasu.
    -Co robiłeś przez te dwa lata? – zapytał i głos mu przy tym (cholera) zadrgał. –No wiesz, cały czas byłeś w Nowym Jorku, czy jeszcze gdzieś? – dodał już bardziej trzymając swoje emocje na wodzy, a przynajmniej na tyle, że słowa brzmiały prawie obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. [dobry wieczór :3 jakieś pomysły na wątek?]

    Sunshine

    OdpowiedzUsuń
  16. -O takie rzeczy pytasz? – wypowiedział Nicolas unosząc twarz i patrząc na Diego z niemałym zdziwieniem. – Toż to masz przed sobą geniusza, zdążyłeś już zapomnieć, czy pamięć nie ta? – zapytał i uśmiechnął się ładnie, prawie tak jak robił to kiedyś w obecności Moralesa i miał niemalże pewność iż to podziała i mężczyzna nie zwróci uwagi na ten przytyk z pamięcią, odnoszący się oczywiście do jego wieku.
    Naprawdę nie chciał robić Moralesowi przykrości tym, że wspomniał o Ethanie, tylko że mówienie o nim wychodziło od Cartera niemalże naturalnie, tak jak mówienie o tym, że wstał rano i poszedł umyć zęby tak wspomnienie o swoim facecie wydawało się czymś, co było zupełnie zwyczajne. Jednakże wiedział, że przy kimś z kim był niegdyś, a którego myśli jakoś specjalnie nie znał powinien język pohamować i wstrzymać się przed niektórymi ze swoich stwierdzeń.
    Wlepiał to swoje spojrzenie w twarz Moralesa, czuł się znowu jak ten cholerny dzieciak, który nie wie co ze sobą za bardzo zrobić, bo nagle zniknął ktoś komu można wisieć na ramieniu i paplać całkowicie bez ładu i składu o jakichś durnotach. I właśnie w Diego odnajdywał tę osobę, znowu do cholery, jakby mu po prostu nie przeszło, jakby po prostu nie widzieli się przez krótki okres czasu, bo nie mieli okazji się spotkać…
    I dopiero zarejestrowany fakt, że Dymitr lekko drasnął pazurami jego dłoń wyrwał go z zamyślenia i pozwolił oderwać wzrok od profilu Moralesa i powrócić do jakże absorbującego zajęcia jakim była zabawa z kotem.
    -Tylko… – powtórzył niemalże bezmyślnie. To był AŻ Nowy Jork, bo Diego zwiał AŻ za cholerny ocean, dzięki czemu się całkowicie odciął. Na dwa cholerne lata… Jakkolwiek Nicolas starał się zachowywać naturalne, zupełnie w zgodzie ze swoim charakterem tak teraz mu ta chęć przeszła i po prostu zamilknął wsłuchując się w miarowe mruczenie kota, który był zadowolony z faktu, że cała uwaga Cartera spoczęła teraz na nim, a na jego nowym właścicielu.
    Zapomniał o kawie, tak jak kiedyś zapominał o tym, że herbata stoi na stoliku, ale zapomniał też, że Diego jest w tym samym pomieszczeniu, siedzi na parapecie, co dawało im dość spory dystans, który przecież zawsze ich tak męczył i nie pozwalał na przyjemne rozleniwienie, które przychodziło wraz z odczuwaniem ciepła drugiej osoby. Starał się sobie wbić do głowy, że Diego tu nie ma, że jest tylko z kotem, w jakimś mieszkaniu, które niekoniecznie znał.
    Gdyby miał opowiadać Moralesowi co się z nim działo niemiałby do powiedzenia za dużo. Do czasu, aż nie trafił właśnie do miasta w którym się teraz znajdowali i nie poznał mężczyzny z którym był obecnie czuł się cholernie pusty, nawet pomimo tego, że miał plany na przyszłość i sporo możliwości. Był do cholery młody, teoretycznie mógł się wyszaleć, ale gdzie by tam, Nicolas był na to wszystko za spokojny i za szybko się przyzwyczajał do ludzi, nawet tych nowopoznanych.
    -Teoretycznie cały czas myślałem co się z tobą dzieje – wypowiedział całkiem przyzwoicie nad sobą panując, ba, nawet nie czuł się tak, jakby miał się rozryczeć. – Tak cholernie chciałem cię spotkać, a teraz najchętniej poprawiłbym i uderzył cię po raz drugi, bo mi przypomniałeś… - tu zatrzymał się na chwile, pomimo faktu, że mówił nie patrząc na swojego byłego (określanie tak Diego było dziwne nawet w myślach) to i tak czuł się jak skończony dzieciak, trochę zagubiony w tym wszystkim na dodatek -… że tak strasznie tęskniłem – zakończył nareszcie i zagryzł policzek od środka, nie piekły go oczy, ale i tak najchętniej wyszedłby stąd po własnych słowach. Przy okazji nasunęła mu się myśl, że przejebane jest być wrażliwcem.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  17. [Witam!
    Jakieś pomysły co do okoliczności?
    Może powiązania?
    Oczywiście mogę zacząć :]

    _Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Mhm... Nauczyciel z moją postacią mógłby się spotkać np w bibliotece, w której ona pracuje. Jednak nie potrafię jeszcze zacząć.. :( ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Najpierw po prostu obserwował Diego kątem oka kiedy ten się przysiadł, po prostu starał się udawać, że nie zauważa jego obecności i ani trochę nie przeszkadza mu ten nieznaczny dystans jaki pomiędzy nimi pozostał, a wystarczyłoby, że przesunąłby się lekko i już trwałby przy boku mężczyzny.
    Później po prostu dał się objąć i był zbyt zdezorientowany żeby jakoś widocznie zareagować, dlatego drgnął tylko i na chwilę pozostał w bezruchu, starał się stwierdzić jak powinien zareagować i w sumie werdykt był jednoznaczny.
    Powinien się odsunąć, powinien nie chcieć jego ramion i ciepła jego ciała, ale to było właśnie to, za czym tęsknił, a uczucie to było zbyt palące by teraz miał z czegokolwiek zrezygnować.
    Przysunął się do Moralesa trochę niepewnie, nadal miał wrażenie, że jest to coś całkowicie niewłaściwego, że postępuje właśnie nie fair względem faceta z którym jest, ale nie mógł sobie tego odmówić.
    Zasadniczo nie miałby już nic do powiedzenia, więc westchnął lekko, a później zmarszczył nos.
    -Śmierdzisz fajkami – stwierdził po prostu, bo zwyczajnie nie miał wystarczająco dużo sił na barwne monologi na temat papierosów, których Diego się już nasłuchał, a i Ethan miał okazję do nich przywyknąć, czasami nawet śmiać się z całego oburzenia jakie z siebie wyrzucał taki Nicolas, albo zwyczajnie uciszać go na swój sposób.
    No i znowu w myślach Cartera pojawiał się Ethan, bo on był, nigdzie się nie wybierał i Nico nie byłby w stanie zrezygnować z tej jednej stałej w swoim życiu. Bo co? Miałby Moralesowi teraz zaufać, rzucić to, co udało mu się stworzyć i po prostu uznać, że lepszy facet, który może zniknąć gdy coś runie niż ten, który zostanie, gdy się będzie waliło i paliło?
    To było chore, nie powinien nawet mieć wątpliwości co do tego, kto jest dla niego lepszym wyborem, ale miał. Czuł się tak, jak dzieciak, który przez cały czas był przed wszystkim chroniony, a teraz wrzucono go w dorosłe życie pełne najróżniejszych zawirowań.
    -To idiotyczne, że spotkaliśmy się akurat teraz – wypowiedział spokojnie, mógł być z siebie dumny, ponieważ nie zaczął ryczeć Moralesowi w ramię, a i nawet panował nad drżeniem swojego głosu. –Lepiej by było, jakbyśmy trafili na siebie, gdy już obaj bylibyśmy poskładani, a jak na razie to tylko ty tutaj mało co dajesz po sobie poznać. Dla mnie moglibyśmy się spotkać przy okazji zombie apokalipsy, może nie miałbym wyrzutów sumienia, że lubię jeszcze jak mnie przytulasz – zakończył nieco ciszej, jakby miał nadzieję, że Diego ostatnich jego słów nie usłyszy i nie będzie miał okazji się na nie ucieszyć(?), albo też zdziwić.
    Nicolas naprawdę chciał się w tej chwili oddalić, ba, jego rozsądek przypominał mu o tym piejąc niczym alarm samochodowy, ale Carter usilnie to ignorował.
    Dobrze mu tak było w ramionach Diego, bezpiecznie nawet też, ale co z tego, jeżeli bardzo podobnie się czuł też przy innym mężczyźnie…

    NICOLAS

    OdpowiedzUsuń
  20. W sumie w pierwszym odruchu ucieszył się na fakt, że Diego też ma kłopoty poukładaniem sobie tego wszystkiego, bo w mniemaniu Nicolasa nawet nie powinien móc być teraz do końca szczęśliwym, żyć tak jak w Londynie. Uciekł, podjął złą decyzję , za którą to teraz po prostu płacił w każdym kolejnym smutnym dniu. Szkoda tylko, że Cartera też to płacenie dotyczyło, a wyboru o zniknięciu Moralesa w życiu by nie podjął.
    Prawda była jednak stosunkowo nieprzyjemna, kochał go w jakiś sposób wciąż. Nadal adorował jego ramiona, którymi był szczelnie otulony, zachwycał go jego lekko zachrypnięty głos i miał szczerą ochotę się z nim całować, przy czym zdawał sobie sprawę z tego, że byłyby to pocałunki desperackie, tęskne, a trwające do utraty tchu.
    I nie miał prawa tego wszystkiego przyznać. Nie powinien nawet przebywać teraz tak blisko niego, przy czym bariera z ubrań przeszkadzała mu jedynie w tym, żeby się w Diego wtopić i być już z nim bez przerwy. To samo tyczyło się głosu, bo cokolwiek Diego mówił Nicolas chciał prosić o jeszcze jedno słowo, może kilka, wypowiedzianych szeptem do ucha, a jednak nie miał tej możliwości. O całowaniu go nawet mowy nie było.
    Czuł się jakby w tej chwili zdradził Ethana samymi myślami i to było tak nieprzyjemne, że w tej chwili bardzo by chciał aby ciało Moralesa zaczęłoby parzyć, bo może w ten sposób byłby skory do tego, by się od niego oddalić.
    Westchnął, raz, a później drugi, wydychając powietrzę wprost na szyję mężczyzny, którą to miał zaraz przed swoimi ustami. Zagryzł dolną wargę mocno, tak że zrobiła się czerwona i gryzłby ją dalej gdyby nie poczuł metalicznego posmaku na końcu języka. I chyba właśnie to zmusiło go do wypowiedzenia czegokolwiek.
    - Wiesz, ja to bym chciał się poskładać – zaczął, chociaż w sumie już na początku nie widział w tym jakiegoś większego celu. – I w sumie na razie szło mi to całkiem przyzwoicie – postanowił się jednak kontynuować i korzystać z faktu, że głos mu nie drży w przeciwieństwie do niego samego. – Jest teraz Ethan, studia i w ogóle było całkiem w porządku, przez ostatnie kilka dni przed spotkaniem w parku chyba nawet o tobie nie myślałem – powiedział i czuł, że już chyba więcej nie da rady, bo załamał się na ostatnich słowach, chociaż nie płakał, po prostu nie miał sił na to, by mówić więcej. Miał ochotę zasnąć, z Diego, przy Diego, w łóżku Diego, będąc objętym przez Diego, a przed snem chciał być jeszcze pocałowany w czoło przez Diego i chciał usłyszeć od Diego cholerne „kocham cię”. – I to z Ethanem powinienem teraz być wiesz? – dodał jeszcze i ukrył twarz w zagłębieniu szyi Moralesa, przy czym przypomniał sobie, że robił tak wcześniej z milion razy, ale na pewno nie dlatego, że zaczynało zbierać mu się na płacz.

    Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak dla Nicolasa to spotkanie było mu właśnie potrzebne, a taki kot był w sumie całkiem niezłym pretekstem żeby się w mieszkaniu Moralesa pojawić. Chociaż w jego głowie za każdym razem coś takiego wyglądało zgoła inaczej nić teraz.
    Przede wszystkim we własnych przypuszczeniach nie lgnął do Diego tak, jak jeszcze kilka lat temu, bo mężczyzna zwyczajnie nie działał już na niego jak świeże mięso na zombie. Jednak jego wyobrażenia zdecydowanie przerastały realia, bowiem jak przy Diego się znalazł, tak nie miał ochoty się oddalić i to nawet pomimo myśli, że w tym samym mieście, kawałek drogi stąd żyje sobie Ethan, który przecież też jest bardzo ważny.
    Wstrzymał oddech czując, że dłoń Diego zamiast wciąż miarowo przesuwać się po plecach jest teraz na jego karku, a łagodnie sunące po jego skórze palce zostawiły za sobą prawie palące ślady.
    Nicolas odetchnął i przesunął się lekko aby móc spojrzeć lekko zaczerwienionymi oczami Moralesowi w oczy. I gapił się tak, trwał w bezruchu jeszcze dłużej, gdyby Dymitr nie miauknął, więc Nicolas przerwał desperackie poszukiwanie właściwej w tej chwili reakcji i po uniósł lekko swoją rękę żeby wierzchem dłoni wytrzeć swoje oczy.
    Odsunął się jeszcze odrobinę, umykając tym samym z zasięgu dłoni Diego i wziął kota na ręce, by przetransportować go i posadzić pomiędzy sobą i Diego.
    - Zaraz będę musiał iść – oznajmił cicho i nie bardzo można było stwierdzić, czy mówi do mężczyzny siedzącego zaraz obok na podłodze, czy może do kota, na którym skupiał teraz swoją uwagę i któremu się przyglądał. Właściwie wcale nie musiał iść, chciał iść, do Ethana żeby go przeprosić zasadniczo za coś, o czym ten nie miał zielonego pojęcia. – Będę mógł jeszcze przyjść? – zapytał i pomimo faktu, że nie podnosił swojego spojrzenia to teraz już z całą pewnością zwracał się do Diego.
    Chciał udać, że nic się nie stało, że to wszystko sprzed chwili nie miało miejsca, chociaż wciąż miał wrażenie, że miejsca, których Diego dotknął są teraz jakby bardziej ukrwione od całej reszty, jakby naczynia włosowate oplatające komórki nagle się rozszerzyły i przez to dostarczały więcej krwi, która rozpalała poszczególne fragmenty jego skóry.
    I kiedy znów spojrzał na Diego coś mu w środku pękło, bo znowu chciał się znaleźć przy nim. Pochylił się więc lekko i zignorował ciche prychnięcie kota, który postanowił zaraz odejść w swoją stronę. Musnął swoimi ustami policzek Moralesa, lekko, zupełnie tak nieśmiało jak wtedy, gdy Diego odprowadził go pod kamienicę w Londynie.
    - Pójdę już – oznajmił, bo chciał już mu umknąć zanim zdąży zrobić coś jeszcze, zanim to lekkie muśnięcie policzka okaże się być czymś zdecydowanie zbyt małym na załatanie chociażby w najmniejszym stopniu tęsknoty, która go wypełniała.
    Wstał i skierował swoje kroki w stronę drzwi wyjściowych. Tak po prostu. Nawet nie wypił kawy.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy Diego patrzył w jego oczy nie usiłował się nawet wyrywać, czuł się niemal sparaliżowany jego bliskością i przeczuciem, które mówiło mu do czego zaraz niewątpliwie dojdzie. Wstyd mu było za siebie samego, że właśnie tego domagał się on prawie w całości, bo tylko rozsądek kazał natychmiast opuścić mieszkanie Moralesa i już nigdy tu nie wrócić, ale z drugiej strony nie potrafił nic zdziałać na fakt, że Diego działał na niego jak magnes.
    Kiedy ich wargi się zetknęły znów miał wrażenie, że komponują się ze sobą wręcz idealnie, jakby właśnie jego usta były dopasowane do tego konkretnego mężczyzny i nikogo innego na tym świecie. Wspiął się lekko na palce, ponieważ okazywało się, że nawet jeżeli jeszcze urósł te dwa, czy trzy centymetry był niższy od Moralesa. Odpowiedział na jego pocałunki powoli i delikatnie, a pewnie ciągnąłby to dalej gdyby nie raczył sobie przypomnieć o małym szczególe, który miał na nazwisko Shane.
    Resztkami sił odsunął się od Diego, sięgnął ręką za siebie i na oślep odnalazł klamkę tylko po to żeby wypaść z mieszkania i w te pędy po prostu uciec jakby gonił go co najmniej psychopata z piłą mechaniczną.
    ♥♥♥
    Nicolas miał jakieś cholerne wyrzuty sumienia, już nawet nie z racji, że całował się z Diego, bo tutaj jednak się w sobie zebrał i wszystko Ethanowi wyjaśnił, chociaż szło mu to opornie, bo strasznie się bał, że przez ten wyskok zostanie sam, ale nie został, Shane wydawał się wszystko grzecznie przyjąć tylko kazał sobie obiecać, że coś takiego nie będzie już miało miejsca nawet podczas odwiedzania Dymitra. Nicolas czuł się źle raczej z powodu, że tak po prostu od Diego wtedy uciec zamiast postawić sprawę całkowicie jasno, zamiast wmówić zarówno sobie jak i jemu samemu, że on tego nie chce, że stan obecny w jakim się znajduje całkowicie mu odpowiadał.
    Dlatego postanowił załagodzić odzywające się sumienie i po zajęciach pojawił się pod szkołą, w której to uczył Morales.
    Oczywiście musiał poczekać na koniec zajęć, więc siedział sobie na murku wymachując nogami i wpatrując się w drzwi, przy czym miał nadzieję, że Diego akurat tego dnia pracuje i nie skończył wcześniej, albo nie będzie zmuszony zostać dłużej.
    Wraz z dzwonkiem ze szkoły wypadła cała zgraja uczniów i nikt nie zwracał na jego osobę szczególnej uwagi. Dopiero gdy praktycznie wszyscy z placu szkolnego ulotnili się, przez duże, dwuskrzydłowe drzwi wyszedł nie kto inny jak Diego.
    Nicolas westchnął, zdając sobie sprawę z tego, że do czasu, aż pozostał jeszcze niezauważony ma może szansę umknąć, ale to było zdecydowanie nie w jego stylu, więc po prostu zeskoczył z murku, poprawił bluzę i ruszył z miejsca, by już po chwili zrównać się z Moralesem.
    - Cześć – przywitał się przeciągając samogłoski i niemiłosiernie rozciągając rękaw swojej bluzy. – Tak trochę głupio ostatnio wyszło i… - zaciął się na moment, bo niby myślał co ma powiedzieć już wcześniej, ale jak przychodziło co do czego to nie było znowu takie łatwe, bo rodziła się obawa, że sytuacja sprzed tych kilkunastu dni się powtórzy. – No i dasz się do mnie na kawę zaciągnąć? – zapytał w końcu zbierając się w sobie.

    Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  23. Nicolas zmarszczył w pierwszym odruchu brwi czując swąd odpalanego papierosa i przez to, że właśnie na używce się skupił o mało co by pominął zgodę Diego na odwiedzenie go i wypicie tej kawy, bo ostatnio jakoś im to średnio wyszło.
    Poszedł grzecznie za Moralesem w stronę jego samochodu i naprawdę powstrzymywał się żeby nie zabrać mężczyźnie fajki i nie zdeptać jej, bo był wręcz przewrażliwiony jeśli chodziło o ten nieprzyjemny zapach.
    Usiadł na miejscu pasażera i zapiął pasy przy okazji rzucił nazwę ulicy, ale myślał, że wyjdzie z siebie i stanie obok zdając sobie sprawę z tego, że Diego pali w aucie.
    - No nie, jestem w stanie znieść, że palisz na zewnątrz, na terenie otwartym, gdzie aż tak nie szkodzisz innym jak sobie, ale w tej chwili, jakbyś sobie sprawy z tego nie zdawał zatruwasz mnie, przy okazji sprawiając, że cały będę od twojego papierosa cuchnąć. W takim razie grzecznie cię Diego proszę abyś się do cholery pohamował i nie palił w aucie, bo to jest praktycznie zagrażanie mojemu zdrowiu, a na to na pewno jest paragraf – wypowiedział i w akcie buntu otworzył okno od swojej strony, przy czym cały naburmuszony splótł ręce na wysokości klatki piersiowej i postanowił nie odzywać się do Moralesa już przez resztę drogi. Niby było to dziecinne, ale w sumie nic innego nie mógł zdziałać, więc to musiało mu wystarczyć.
    Diego zatrzymał się na wolnym miejscu przy wręcz uroczej i zadbanej białej kamieniczce, w której to mieściło się mieszkanie Nicolasa, zapewnione mu przez rodziców oczywiście.
    Nadal uparcie milcząc wszedł do przyjemnie wyglądającego, również od wewnątrz, budynku i skierował się w kierunku schodów, bo przecież drugie piętro to nie było jakoś specjalnie wysoko.
    Wyciągnął z kieszeni bluzy klucz ze zwisającym sobie przy nim miniaturowym zombie i otworzył drzwi.
    Wszedł do wnętrza jasnego mieszkania, pełnego różnego rodzaju liściastych roślin, chociaż w sumie znaczną część miejsca zajmował regał wypełniony książkami i na którym to doniczki właśnie z tymi roślinkami sobie stały.
    - To idę zrobić tę… - zaczął stojąc przodem do Diego, ale przerwało mu przysłonięcie oczu ciepłymi, dużymi dłońmi i lekki pocałunek w czubek głowy. – Ethan – zgadł Nicolas łapiąc mężczyznę za nadgarstki i odciągając jego dłonie ze swojej twarzy. Wykręcił głowę lekko w stronę Shane’a żeby na niego spojrzeć.
    - No cześć – przywitał się z nim mężczyzna uśmiechając się do chłopaka łagodnie, a dopiero po chwili zreflektował się i zwrócił uwagę na gościa, którego przyprowadził ze sobą Carter. – I dzień dobry – wyciągnął rękę w geście powitania, drugą zaś układając na biodrze Nicolasa.
    Nico w sumie czuł się teraz odrobinę nieswojo, bo z jednej strony stał Ethan, a z drugiej zaś przyciągnął aż tutaj Diego.
    - To jest Ethan, a to Diego – przedstawił ich sobie i już po tym, że Shane lekko zacisnął palce spoczywające na jego biodrze poczuł, że jest lekko zdenerwowany.

    Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  24. Nicolas był chyba niemniej zaskoczony obecnością Ethana niż sam Morales, ponieważ spodziewał się, że mężczyzna jeszcze jest w pracy, bo w sumie być powinien z tego co Carterowi było wiadome. Czuł się też skołowany, bo oczywiście Shane ograniczał w pewnym stopniu swobodę wymiany zdań pomiędzy nim, a Diego, ale też z drugiej strony zapewniał komfort w postaci pewności, że Morales nie będzie miał okazji ku temu, by się za bardzo zbliżyć.
    Nicolas już miał brać się za kolejną mowę odnośnie palenia papierosów, a nawet miał odpowiedzieć, że tutaj się zwyczajnie nie pali, ale jakoś się złożyło, że Shane go wyprzedził.
    - Na balkonie można – odpowiedział za Nicolasa zdając sobie doskonale sprawę z tego, że chłopak by ich obu chyba pozabijał gdyby zapełnili mu mieszkanie papierosowym dymem.
    - To ja pójdę i zrobię tę kawę – wypowiedział Carter mając po prostu ochotę umknąć, a najlepiej to już by się czuł gdyby miał możliwość zniknięcia. – Ethan, chcesz też? – zapytał jeszcze chociaż doskonale znał odpowiedź.
    - Chcę – odpowiedział mężczyzna i pocałował chłopaka lekko, w sumie głównie po to żeby pokazać z kim Nico jest i zaznaczyć tym samym, że taki Morales nie ma czego u chłopaka szukać.
    Nicolas za to odpowiedział na pocałunek szybko, czysto mechanicznie i zaraz uciekł do kuchni, gdzie zaczął się ociągać przy przygotowaniu kawy jak tylko mógł.
    Shane poprowadził Moralesa na balkon, przy czym z kieszeni swoich spodni wyciągnął zapalniczkę i paczkę papierosów aby jednego z nich włożyć sobie pomiędzy wargi i odpalić.
    Oparł się o barierkę na której wisiało jeszcze kilka doniczek z różnymi, zwisającymi roślinami. Oprócz nich na balkonie znajdował się mały stolik i dwa krzesła. Milczał do czasu aż nie musiał strzepnąć popiołu z papierosa.
    - No i teraz też masz zamiar doprowadzić Nicolasa do tego, że będzie chodził jak struty? – zapytał spoglądając na Diego i unosząc nieznacznie swoje brwi, jak dla niego ta sytuacja była wręcz absurdalna, bo jeszcze całkiem niedawno jego Nicolas opowiadał mu o tym facecie ze łzami w oczach, a teraz robił dla niego kawę.
    Czasami Nicolas wydawał mu się dzieciakiem, który mimo wszystko nadal nie wie czego chce i potrzebuje jeszcze trochę tego życia popróbować, ale wbrew temu chłopak okazywał się być w sumie wierny, kochany i po czasie stawał się dla człowieka taką nagłą możliwością oderwania się od nieprzyjemnego świata po złym dniu.
    - Chociaż chyba bardziej mnie obchodzi co ty właściwie chcesz zrobić – podjął Ethan i na nowo włożył papierosa do ust żeby z lubością zaciągnąć się i dostarczyć swojemu organizmowi kolejną dawkę nikotyny.

    Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  25. - Oczywiście, że możesz go sobie chcieć – odpowiedział Ethan odrobinę lekceważąco przy czym powstrzymał się przed nieprzyjemnym uśmiechem, który wręcz wkradał mu się na usta. – Ale wątpię by on po tym wszystkim ciebie chciał – uświadomił go zdając sobie sprawę z tego, że mężczyznę to zaboli, bo sam w życiu nie wyobrażał sobie nawet bycia odepchniętym przez kogokolwiek, a już w szczególności przez Nicolasa, do którego zdążył się już tak bardzo przyzwyczaić.
    Wypuścił spomiędzy warg obłok dymu przy czym przytrzymał peta pomiędzy dwoma palcami.
    - Poza tym, mogę stwierdzić, że ja go sobie zwyczajnie nie odpuszczę z powodu kaprysu jakiegoś uciekiniera – dodał jeszcze i uważał, że powiedział już wystarczająco dużo zdecydowanie nieprzyjemnych rzeczy i miał szczerą nadzieję, że Diego da sobie spokój i odejdzie jak tchórz, którym w jego mniemaniu był, bo przypomni mu się, że musi na przykład kota nakarmić, albo że zostawił włączone żelazko, cokolwiek byle tylko nie musiał patrzeć na tę jego twarzyczkę, którą miał szczerą ochotę rozkwasić i zobaczyć jak wygląda z połamanym nosem, dajmy na to.
    Nicolas przeciągał jak mógł, wsypywał kawę do trzech kubków w możliwie jak najpowolniejszym tempie, podobnie z wlewaniem wrzątku, przy czym na szczęście okazało się, że zagotował za mało wody i musiał to zrobić jeszcze raz.
    Posłodził tylko jedną kawę, swoją i położył trzy kubki na tackę żeby ułatwić sobie przeniesienie naczyń na balkon gdzie skierował swoje kroki.
    - Jestem już, kto tęsknił? – zapytał i starał się brzmieć naturalnie radośnie i zachowywać się tak, jak robił to zazwyczaj, pomimo faktu, że rozkładało go od środka, bo oto miał przed sobą dwójkę mężczyzn i do obu coś czuł, przy czym jednak tym pewniejszym okazywał się Ethan, bo właśnie jemu ufał.
    Postawił wszystko na stoliku i usiadł na krześle, które było najbardziej oddalone od palących mężczyzn.
    Sięgnął po swój kubek, który to wyglądał, jakby go ktoś co najmniej pochlapał krwią i obwinął naczynie swoimi długimi, bladymi palcami.
    Ethan pierwszy wyrzucił papierosa, którego wcześniej przygasił o barierkę i w kilku krokach pokonał dystans dzielący go od stolika i Nicolasa. Przed tym jak wziął swój kubek pocałował Cartera w czoło, na co chłopak zmarszczył nos.
    - A idź ty mi, śmierdzisz cały petami – powiedział chłopak po czym mimo wszystko uśmiechnął się do mężczyzny ładnie, tak jak kiedyś cieszył się do Diego.
    Ale Ethan tylko parsknął lekko na stwierdzenie chłopaka i oddalił się, znowu znalazł się przy balustradzie, ale tym razem stanął przodem do Nico i oparł się łokciem o stalowy pręt.
    I Nicolas kompletnie nie wiedział co ma powiedzieć, liczył na któregoś z mężczyzn, bo nie miał żadnego pomysłu na to, czym mógłby wciągnąć w rozmowę tę dwójkę, która na dodatek była skazana na to, że raczej się nie polubią.
    - Dziwnie mi tak z wami dwoma – powiedział Nicolas i westchnął, a miał przy tym kompletny mętlik w głowie.

    Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  26. Nagle Ehtan poczuł lekkie wibrowanie w kieszeni, więc wyciągnął telefon, który się tam znajdował i szybko otworzył właśnie otrzymaną wiadomość SMS, z której treścią zaraz się zapoznał, a kiedy już to zrobił westchnął ciężko i niechętnie schował urządzenie znów do kieszeni spodni.
    - Praca, coś trzeba poprawić w projekcie, który mamy na jutro – wyjaśnił zwracając się wyłącznie do Nicolasa, bo Diego nie potrzebował jego tłumaczenia, ale za to miał ochotę go stąd wywalić żeby nie miał okazji nawet porozmawiać z Carterem.
    Nicolas kiwnął delikatnie kłową przyjmując do wiadomości słowa mężczyzny i uśmiechnął się do niego słabo, nie mając nawet zdania czy to dobrze, czy może źle, że Ethan musi sobie teraz akurat iść.
    Shane odstawił kubek na stoliku i pochylił się żeby złapać siedzącego na krześle chłopaka za brodę i pocałować go czule w usta, co Nicolas naturalnie odwzajemnił, ale nie czuł przy tym absolutnie nic. To był jeden z wielu pocałunków, które jednak uwielbiał, bo Ethan był w tym wszystkim stanowczy, ale też delikatny.
    - Mm… przyjdziesz później? – zapytał cicho, bo nie chciał za bardzo się odkrywać przed Moralesem i pokazywać mu, że prawdopodobnie właśnie Ethana będzie po wszystkim potrzebował.
    - Postaram się – odpowiedział mu mężczyzna czując, że wibrowanie w kieszeni zostaje ponowione, ale to pewnie tylko wiadomość z ponagleniem, czyli coś, co mógł sobie zignorować, bo do biura dotrze w kilkanaście minut. Puścił brodę chłopaka i wyprostował się, żeby udać się w stronę drzwi balkonowych i zaraz opuścić mieszkanie należące do Cartera.
    Nicolas westchnął i w sumie teraz było mu zdecydowanie łatwiej pomyśleć o czymkolwiek, bo nie musiał zastanawiać się co może powiedzieć w obecności Ethana, a co powinien sobie darować i zachować na bardziej stosowną chwilę.
    - W sumie to chciałem przeprosić, że wtedy tak uciekłem – oznajmił Moralesowi zaraz po tym, jak usłyszał trzaśnięcie drzwi, co spowodował zapewne Ethan. – No i przeprosić za Ethana. Nie wiedziałem, że będzie na mnie czekał tutaj, a obaj wyglądaliście jakbyście mieli się pozabijać – dodał jeszcze i uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny, chociaż do sytuacji to nijak pasowało. – No i chyba tyle, bo ci już całkiem sporo powiedziałem ostatnio w sumie – dodał jeszcze by upić łyk swojej dość mocno posłodzonej, aromatycznej kawy, która zdążyła już lekko przestygnąć.
    Wbił swoje spojrzenie w jasne kafelki, którymi był wyłożony balkon, za stosowne uznał przeliczenie ich, więc skupił prawie całą swoją uwagę na podłożu dochodząc do wniosku, że chyba nie ma sensu się więcej odzywać, ponieważ ostatnio miał tendencję do mówienia trzy po trzy. Objawiało się to szczególnie w obecności Diego tudzież na myśl o nim.

    Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  27. Nicolas już taki był, że chciał być wobec wszystkich w porządku, więc nic dziwnego nie było w tym, że czuł się winny Moralesowi przeprosiny, chociaż nie było w tym wszystkim ani grama jego winy. To nie on sprowokował pocałunek od którego później uciekł i to nie on sprowadził Ethana do mieszkania żeby trafił na Diego.
    - To dziecinada – stwierdził przewracając oczami, bo jak dla niego najwygodniej by było gdyby sobie taki Diego faktycznie dał spokój, mógłby nawet uciec po raz kolejny i nie dawać już więcej znaku życia. Z tym, że Nicolas wcale tego nie chciał, bo czuł potrzebę zarówno widywania tego mężczyzny jak i możliwości kontemplacji jego uśmiechów, ostatnio tak nielicznych.
    Milczał, pozwolił na to, by Diego powiedział wszystko co do powiedzenie miał, przy czym chyba tylko poczuł się gorzej wsłuchując się w jego słowa i odstępując od postanowienia policzenia wszystkich kafelków.
    I co miał mu teraz powiedzieć? Że czuje do niego coś jeszcze poza wciąż obecnym żalem i że jest to uczucie w sumie pozytywne? Że nie czuje nic, że jest mu kompletnie obojętny?
    Możliwości miał całkiem sporo, jakby nie patrzeć, skłamać też by potrafił, bo zwyczajnie się tego zdążył nauczyć, ale jedna odpowiedź cisnęła mu się na usta, ta prawdziwa, jednak zdławił w zarodku chęć wypowiedzenia jej.
    - Diego… - zaczął niepewnie i dla odwagi wypił kolejny łyk kawy, wykorzystując jeszcze tę chwilę na to, by pomyśleć co ma niby odpowiedzieć. – Nawet jeśli, to nic ci nie da. Jestem teraz z Ethanem i… no… - zaciął się, bo wiedział, że powinien powiedzieć prosto z mostu o co chodzi, pozwolić w końcu na to żeby wyrzucić z siebie emocje, które sobie siedziały i tylko czekały na to aby go wydać. – I dobrze by chyba było gdybyś to w końcu przyjął – zakończył nie mów powstrzymać tego niepewnie wypowiedzianego „chyba”. Bo może trochę nie chciał żeby Morales to przyjął i zaakceptował, bo go jeszcze nadal trochę chciał, ale czuł się prawie tak niepewnie jakby w tej chwili stąpał po linie mając zawiązane oczy, a pod nim byłaby cała horda zombie, które by tylko czekały na jego upadek. Nie ufał Diego, nie chciał pozwolić mu się za bardzo zbliżyć, nie mógł pozwolić sobie na to aby znowu do niego przywyknąć.
    Ostatecznie, gdy tak spojrzał na tego mężczyznę o mało nie pękł i wypowiedział chociażby potwierdzenia, że go chce.
    Milczał więc i dopił nawet swoją kawę o czym zorientował się dopiero po chwili trzymania w dłoniach pustego kubka. I pomimo, że zaczynało mu się robić chłodno nie chciał wejść do środka, bo wydawało mu się niemal niebezpieczne przebywanie z Diego w przyjemnym, ciepłym pomieszczeniu, które aż zachęca do położenia się we dwójkę na kanapę i popadnięcia w całkowite rozleniwienie.

    Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  28. Każde kolejne słowo uderzało w niego z siłą tsunami. Myśli zalewały go niczym powódź, a serce łomotało tak, jakby był właśnie po szaleńczym biegu i przez to wszystko nie miał kompletnie pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Odstawił więc swój kubek na bok i sięgnął dłonią żeby pogłaskać Diego czule, pobawić się jego włosami i opuszkami palców przebiec po karku w istocie ledwo go muskając. Później zaś zabrał od niego swoją rękę, z którą nagle nie miał pojęcia co zrobić.
    Nicolas westchnął zrezygnowany. Nie nadawał się teraz do podjęcia jakiejkolwiek decyzji, ani teraz, ani kiedykolwiek indziej, wolał świat gdzie najtrudniejszą rozterką, którą przeżywał było to, którą książkę kupić, albo jaki film o zombie wybrać po to, by obejrzeć go po raz któryś z kolei.
    - Nie chcę żebyś znikał – burknął i w sumie dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego słowa są prawie równoznaczne ze chceniem Diego. Jednakże nie miał zamiaru tego co powiedział cofnąć, a tak się nawet nie dało, bo to już, klamka zapadła, chciał tego mężczyznę, dla siebie, na wyłączność po to by budzić się i zasypiać przy nim, w Nowym Jorku, w Londynie, gdziekolwiek. – Chcę cię jeszcze trochę… – powiedział cichutko, czując się tak doszczętnie skrępowany jakby był dzieckiem, które prosi o bardzo drogi prezent, o którym od dawna marzyło, ale wcześniej nie ośmieliło się o wyśnioną rzecz zwyczajnie ładnie poprosić.
    Carter już naprawdę nie wiedział co ma w tym wszystkim czuć i jak się zachować, liczył na to, że jakaś cholerna, kosmiczna siła w końcu raczy mu co nieco rozjaśnić, bo jak na jego osobę takie zawirowania były zdecydowanie zbyt skomplikowane.
    - Ale przyznając to postępuję nie fair… - wyrzucił zasadniczo sam sobie przypominając sobie o tej osobie, która robiła ostatnio za tę przyjemną i jedną z niewielu stałych w jego życiu. Zagryzł policzek od środka, bo tego nawyku jakoś nigdy nie zdołał się pozbyć, a robił tak często gdy się nad czymś zastanawiał, tudzież powstrzymywał od palnięcia czegoś.
    W końcu jednak skapitulował dochodząc do wniosku, że najlepiej będzie na chwilę odejść od tematu, ale nie uciec od niego całkowicie, bo uciekanie nie rozwiązywało niczego i nie było w jego stylu, po prostu.
    - Chodź do środka, bo zaczyna mi się robić zimno – powiedział kładąc na tackę kubek zarówno swój jak i z kawą Ethana, bo mężczyzna nie miał okazji swojego napoju dopić i wstał, wyminął Diego, a później wszedł do mieszkania przez uchylone drzwi balkonowe. Prawie automatycznie skierował swoje kroki do kuchni żeby wszystko odstawić, ale jednak nie pozmywać, bo nagle poczuł się po prostu zmęczony tym wszystkim, a szczególnie natłokiem emocji i miał ochotę położyć się spać, to nic, że było tylko późne popołudnie.

    Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  29. Nicolas, gdy już został objęty kompletnie nie wiedział jak zareagować, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że powinien wywinąć się Diego. Stał jednak tak jak wcześniej i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, który wyglądał tak, że musiał zacisnąć wargi w wąską linię i uciszyć siebie samego żeby nie westchnąć przez ten lekki pocałunek złożony na swojej szyi.
    W chwili, gdy stanął do Moralesa przodem położył mu dłonie na klatce piersiowej, chciał, czy też raczej usiłował chcieć, odsunąć go od siebie, odepchnąć. Jednakże wszelkie plany co do tego zawiodły kiedy mężczyzna pochylił się by oprzeć swoje czoło o jego własne, bo miał doskonałą okazję do tego aby przypatrzeć się z bliska jego oczom.
    Uśmiechnął się delikatnie i zmarszczył lekko nos, który został przed chwilą lekko potrącony i czysto odruchowo przesunął rękami, wciąż trzymanymi na klatce piersiowej mężczyzny, w górę, tak by móc zarzucić mu swoje kończyny na ramiona. Przy czym zaraz wspiął się lekko na palce, pozwalając tym samym Diego na wyprostowanie się i musnął lekko wargami jego usta nieprzerwanie wpatrując się w jego oczy, szukając tam reakcji na to, co właśnie zrobił, bo ze swojej strony czuł jedynie potępienie. Zdecydowanie nie powinien go całować, nie ważne czy mocno, czy delikatnie, jeśli był obecnie w związku to nie miał prawa całować innego mężczyzny.
    Westchnął, ale nie odsunął się od Moralesa nawet na krok.
    - Przepraszam – jęknął przeciągając samogłoski, chociaż zasadniczo nie wiedział za bardzo za co w tej chwili przeprasza, ale po prostu czuł taką potrzebę. Przepraszać będzie musiał Ethana, znów, gdy już powie mu jak to wszystko wyglądało, bo nie będzie potrafił tego zataić przez gryzące go już teraz wyrzuty sumienia. – Szczerze powiedziawszy to jakoś nie bardzo wiem co teraz – powiedział stając już normalnie i zabierając swoje ręce od Diego, któremu nadal pozwalał się obejmować.
    Niewygodna okazywała się myśl, że nie ma pojęcia o tym co będzie dalej i jak się to wszystko rozwinie. Nawet jeśli brał pod uwagę wersję, że uda mu się o Diego zapomnieć, że mu się go odechce to i tak nie miał pomysłu na to, jak miałoby wyglądać jego życie z takim Ethanem jeszcze przez jakiś czas. W tej chwili miał niemiłosierną ochotę odrzucić ich obu, zniknąć dla nich, sobie wyłączyć myślenie, a później żyć spokojnie, co prawda samotnie, ale bez jakichś większych zmartwień.
    W sumie to była całkiem przyjemna opcja, o ile oczywiście w życiu już nie miałby okazji natknąć się na Ethana czy Diego.

    Poranny-Nikoś (czyli w koszuli... tylko w koszuli, bejb)

    OdpowiedzUsuń
  30. Nicolasa zatkało, kompletnie i definitywnie nie miał pomysłu na to co odpowiedzieć, bo Diego nie powinien był o to prosić, nie miał do tego prawa zważywszy na fakt w jakiej sytuacji się znajdowali. Ale Nicolas nie umiał mu tego powiedzieć, nie potrafił odmówić temu mężczyźnie, nigdy się nie nauczył asertywności względem Moralesa.
    Carter pokiwał lekko głową. Tak, zgadzał się, tak, w tej chwili wyrażał przyzwolenie Moralesowi na niemal wszystko i nie, nie myślał w tej chwili o konsekwencjach oraz o tym, jak się będzie z tym wszystkim czuł.
    Odetchnął raz, a później drugi, głęboko, ponieważ czuł się tak jakby od jakiegoś czasu zwyczajnie wstrzymywał powietrze.
    - Pójdę tylko po jakieś swoje rzeczy – powiedział i skierował się w stronę sypialni, bo chciał chyba przeciągnąć moment wyjścia z mieszkania. Do swojej obwieszonej przypinkami i naszywkami torby wrzucił kilka rzeczy, a w tym telefon i jeszcze zahaczył o łazienkę żeby wziąć szczoteczkę.
    Pociągnął się w stronę drzwi, ubrał buty, nie był do końca przekonany co do tego pomysłu, bo przyszło mu do głowy, że Ethan już z niego zrezygnuje, że zniknie poczucie bezpieczeństwa. Chociaż w sumie… mógłby teraz rozstać się z Shanem, bo to by było uczciwe, a z Diego mógł się teraz pożegnać i spróbować dać sobie spokój z mężczyzną, który w każdej chwili może dojść do wniosku, że coś nie tak i należy zniknąć, znowu i bez słowa.
    Zamknąwszy drzwi, skierował się w stronę schodów i z Moralesem przy boku przystąpił do energicznego przeskakiwania ze stopnia na stopień.
    Zanim dotarli do auta, zanim do niego wsiadł i zapiął pasy miał jeszcze okazję się wycofać, stwierdzić, że jednak nie chce, że to będzie niewłaściwe, mógł też zacząć Moralesowi wyrzucać, że nadal w niego nie wierzy, że musiałby się naprawdę długo starać aby zaufanie odzyskać. Ale milczał i kiedy tak miętosił rękaw bluzy podczas gdy jechali do mieszkania Diego doszedł do wniosku, że chce wszystkiego co się pomiędzy nim, a mężczyzną siedzącym obok stanie.
    Gdy dotarli pod budynek w którym znajdowało się mieszkanie Diego Nicolas rzucił mu tylko niepewne spojrzenie, a później uśmiechnął się delikatnie i odpiął pas aby w końcu wyjść z samochodu.

    Popołudniowy-Nikoś

    OdpowiedzUsuń
  31. Nicolas absolutnie nie chciał się budzić i wstawać, bo już sama jego podświadomość chciała uchronić go przed nieprzyjemną rzeczywistością, w której musiał wyjaśnić wszystko Ethanowi, poprosić żeby zabrał z mieszkania wszystkie należące do niego rzeczy i poradzić mu, żeby następnym razem dał sobie spokój z dzieciakami jego pokroju, bo nic dobrego z takich rzeczy nie wynika.
    Następnie Diego, z nim też musiał porozmawiać, uświadomić go w tym, że nieważne jak bardzo się chcą nawzajem to on i tak nie będzie w stanie mu zaufać, bo tak czuł i nie mógł po prostu inaczej. A nie potrafiłby żyć z kimś, komu nie wierzy.
    Nico musiał się w końcu obudzić, przy czym usiadł na łóżku i rozciągnął się żeby zaraz rozejrzeć się po sypialni i zauważył karteczkę.
    Przeczytał ją i zaraz po tym spojrzał na zegarek żeby dojść do wniosku, że do powrotu mężczyzny ma zaledwie kwadrans, przy czym naprawdę musiał się sprężyć i ogarnąć, bo później nie będzie miał na to czasu.
    Zgarnął więc swoje rzeczy i pomaszerował w stronę łazienki, którą z łatwością zlokalizował i gdy już z niej skorzystał i wyszedł był ubrany, upewnił się tylko że niczego nie zostawił i przetransportował torbę do przedpokoju, żeby później o niej nie zapomnieć. Wyciągnął tylko telefon żeby zorientować się, że Ethan dzwonił kilka razy i nawet napisał, a w wiadomości pytał, czy jest teraz z Diego.
    Carter postanowił poczekać na Moralesa w salonie, przy czym przysiadł na kanapie i wystukał do Ethana krótkiego esemesa, w którym prosił o spotkanie i naprawdę nie obchodził go wydźwięk tej wiadomości. Chciał wszystko załatwić i pozamykać, bo to było bardzo w jego stylu.
    Kiedy tak siedział i czekał na kolana wskoczył mu Dymitr i Nico aż uśmiechnął się czując, jak kocur łasi się do jego dłoni. Zaczął go głaskać i wsłuchiwać się w miarowe mruczenie, ale zamarł kiedy usłyszał, że drzwi mieszkania się otwierają. Dopiero później wziął kota na ręce i pomaszerował razem z nim do przedpokoju żeby przywitać Moralesa.
    - Cześć – powiedział robiąc jeszcze kilka drobnych kroków w stronę mężczyzny, który dopiero wszedł i gdy stanął już wystarczająco blisko wspiął się na palce i z delikatnym uśmiechem musnął jego wargi, bo nie mógł zacząć rozmowy tak bez niczego. – Porozmawiamy? – zapytał unosząc delikatnie brwi i wykonując najpierw krok w tył, a później obracając się i idąc w stronę salonu.

    Nicolas...

    OdpowiedzUsuń
  32. Widział że Morales był szczęśliwy, odczytał to w jego oczach, dopatrzył się tego umiechu, czuł to w jego pocałunku i uścisku wtedy, gdy już obaj byli w salonie i siedzieli na kanapie. Nie chciał mu tego niszczyć, ale też wiedział, że to na dłuższą metę nie miałoby sensu, bo nic nie zwojują jeśli jeden z nich nie będzie wierzył w drugiego.
    Nicolas pomimo faktu, że obmyślił sobie jak ta rozmowa ma przebiec i wyglądać to teraz jakoś tak po prostu miał wrażenie, iż wszystkie jego plany po prosty wyparowały i ulotniły się, zupełnie tak, jakby nigdy nie zostały ułożone.
    - No więc rozstanę się z Ethanem… - poinformował uznając to za całkiem przyzwoity wstęp przed przejściem do sedna sprawy. Szkopuł tkwił w tym, że nie potrafił odejść od Moralesa, bo miał już dwa lata temu przedsmak tego, jak może im być razem dobrze.
    Zagryzł policzek od środka i jeszcze raz postawił przed sobą pytanie, czy aby na pewno przekonany jest o podjęciu takiej, a nie innej decyzji. Przekonany nie był, ale wierzył, że właśnie to okaże się być dla niego dobre, a potrzebował raz kiedyś pomyśleć o sobie.
    - I pomimo tego, że ciebie chcę to nie umiałbym ci chyba znowu zaufać – wyrzucił z siebie w końcu zdając sobie sprawę z tego, że teraz już się nie wycofa, klamka zapadła, a jemu nie pozostawało nic innego jak iść dalej, przed siebie i dawać sobie ze wszystkim radę jak na dorosłego człowieka, którym był, przystało.
    Nico przełknął głośno ślinę mając nadzieję, że tym samym pozbędzie się nieprzyjemnej guli w gardle, która pojawiła się tak nagle, jakby dopiero teraz jego osoba sobie zdała sprawę z tego, że nie chce tego wszystkiego mówić. Nicolas jednak uważał, że wcale nie będzie lepiej jeżeli będzie się męczył i żył w obawie, że zostanie po raz kolejny zostawiony, wolał się przed tym po prostu zabezpieczyć.
    - Więc to chyba takie pożegnanie – powiedział zerkając jeszcze na kota, który wlepiał spojrzenie swoich dużych, mądrych oczu w jego twarz.
    Oddał Dymitra Moralesowi, po prostu położył mężczyźnie kocura na kolanach i wywinął się zgrabnie z objęcia. Kiedy jednak stanął na równe nogi poczuł się jakoś tak słabo, jakby nagle stracił połowę energii tylko przez to, że się odsunął, że odrzucił niemal definitywnie Diego.
    - Postaram się na ciebie nie wpadać, tak będzie łatwiej – rzucił cicho, odrobinę drżącym już głosem i skierował się w stronę drzwi, przy których naciągnął na stopy buty i narzucił torbę przez ramię.

    Wasz N.

    OdpowiedzUsuń
  33. Nicolas zatrzymał się, to był ten moment którego tak strasznie się bał, bowiem zaczął się wahać czy aby dobrze robi, czy po prostu nie da sobie rady na razie bez tego zaufania, ale przynajmniej będzie szczęśliwy przy boku, którego kocha… kochał… którego chciał.
    Pokręcił zrezygnowany głową, miał ochotę uciec, ale nie, stanął prosto i spojrzał Moralesowi w twarz, czyli zrobił coś czego mężczyzna nie zdołał wykonać gdy odchodził.
    - Diego – wyszeptał spokojnie i mimo wzbierających w kącikach oczu łez uśmiechnął się do mężczyzny ładnie. – Nie utrudniaj – poprosił i przetarł lekko oczy, płakał przy Moralesie po raz kolejny. – I… trzymaj się – dodał jeszcze i wycofał się w stronę drzwi, a gdy już opuścił mieszkanie rzucił się niemal dzikim pędem w stronę schodów, bo czuł że potrzebuje się wyładować.
    Skończył z nim. Był zdania, że to wszystko załatwia i, jeśli miał być szczery sam ze sobą, to był strasznie dumny z faktu, że nie uciekł, że zachował się tak jak powinien zrobić to mężczyzna, no, może poza tymi łzami.
    Nico♥loves♥Diego♥ So… don’t be sad
    Mijał czas, w sumie to od chwili gdy ostatnio udało mu się trafić na Diego minęły sobie spokojnie jakieś dwa miesiące, po prostu od tamtej chwili przestał chodzić do swojego mieszkania przez Central Park i zazwyczaj decydował się to miejsce omijać.
    Na początku było mu strasznie dziwnie, tak trochę pusto, bo oczywiście skończył też z Ethanem, który nawet się nie buntował tak jak Diego, przyjął to wszystko jakby spodziewał się czegoś podobnego od dłuższego czasu i może tak było.
    Dwa miesiące to już było coś, po dwóch miesiącach okazywało się, że można sobie żyć samemu i może być w ten sposób nawet całkiem dobrze.
    Po dwóch miesiącach mija miesiąc trzeci i w Nowym Jorku panuje wiosna, a jak wiadomo z tą akurat porą roku kojarzą się te wszystkie zakochane pary i w ogóle jest pięknie.
    I akurat w tym okresie i Nicolas miał okazję na kogoś trafić.
    Nazywał się Liam i był kimś w sumie całkiem odmiennym od mężczyzn, z którymi Carter miał okazję być, chociażby różnił się wiekiem, bo miał zaledwie osiemnaście lat i, w takim bonusie od losu, uczył się w szkole, w której pracował Morales, więc Nicolas nigdy nie dał się namówić na to, by chłopaka spotkać zaraz po jego lekcjach.
    Tylko tym razem go podkusiło, przy czym nie miał pojęcia czy przez ten fakt nie trafi na Diego. Siedział więc na niskim murku, niedaleko wejścia do szkoły i czekał na dzwonek, a gdy ten rozbrzmiał i z budynku wyszło grono uczniów Carter niemal od razu wzrokiem odnalazł swojego Liama i, niestety idącego niedaleko Diego.
    Westchnął i machnął do chłopaka, a później zawołał go po imieniu.
    Liam rozejrzał się kiedy usłyszał swoje imię, przy czym, gdy zobaczył Nicolasa i już miał gnać w jego kierunku żeby go objąć wpadł na kogoś… nauczyciela od muzyki.
    - Panie, przepraszam, no – mruknął patrząc w kierunku Cartera niemal błagalnie.
    Nicolas widząc co się dzieje zeskoczył z murku, zebrał się w sobie i podszedł do Liama, nie do Diego, do Liama… to nic, że to do Diego uśmiechnął się wręcz prześlicznie, był tutaj dla Liama.
    - Cześć – mruknął, w sumie chyba było to skierowane do obu.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Panie, przecież przeprosiłem! – zawołał już zirytowany, kiedy nauczyciel odsunął go od siebie prawie w brutalny sposób. Gdyby to były żarty i nie miałby przed sobą Moralesa, a jakiegoś innego nauczyciela, najlepiej bardziej wyluzowanego to krzyczałby, że gwałcą, tak tylko dla zgrywy. Ale nie, on musiał wpadać na faceta od muzyki, który go nie lubił i to po prostu było widać, zarówno na lekcjach, jak i teraz, poza nimi.
    Odetchnął kiedy Carter pojawił się przy nim, chociaż myślał, że nauczyciel już sobie odpuści i pójdzie, ale nie, sterczał tu nadal i nie dawał im się ze sobą przyzwoicie przywitać. Co Liam miał mu w tej chwili oczywiście za złe. Na dodatek zadał pytanie jeszcze przedłużając chwilę swojego odejścia.
    Nicolasa niemal zmroziła ta obojętność, która wręcz biła ze strony Moralesa i to pozwoliło mu wyobrazić sobie co mężczyzna musiał czuć, aby z kogoś ciepłego, znanego przez Nico stać się tak… chłodnym.
    Carter więc milczał przez dłuższą chwilę, starał się pozbierać myśli, a przecież jeszcze niedawno sądził, że nawet jeśli natknie się na Diego to nie wzbudzi w nim to jakiejś większej emocji. Mylił się. Nadal pozostawała ta chęć współistnienia z nim, która była chyba jakimś chorym żartem. Nie powinien chcieć, wciąż i nieprzerwanie, mężczyzny, który najpierw zostawił jego, a z którego później próbował się wyleczyć.
    Liam powłóczył spojrzeniem po Nicolasie marszcząc przy tym brwi, bo coś mu nie grało. Odkąd znał Nico chłopak był wprawdzie spokojny, ale też uśmiech nie schodził mu z twarzy, a czasami i usta mu się nie zamykała jak już wkroczyli na tematy zombie, o których to Carter mógł spokojnie napisać książkę.
    - Ano się znamy – odpowiedział nauczycielowi przenosząc na niego swoje spojrzenie i odgarniając grzywkę z czoła.
    Westchnął lekko kątem oka spoglądając na wciąż milczącego i wpatrującego się gdzieś w przestrzeń Cartera.
    - Mnie bardziej obchodzi czy pan zna Nicolasa – powiedział unosząc lekko brwi i odruchowo sięgając do chłopaka, by obwinąć go lekko ręką w pasie. W sumie było to bardziej przyjacielskie aniżeli wyglądające na relację chłopak-chłopak, którą to chciał w końcu uzyskać.
    Dla Nicolasa uścisk Liama nie był czymś nowym, ale mimowolnie spłoszył się czując tę szczupłą rękę i delikatną, prawie kobiecą dłoń, która układała się wygodnie na jego biodrze, ale tam nie pasowała, bo idealnie z jego ciałem komponowały się tylko dłonie Diego. Nicolasa zabolała świadomość, że właśnie te dłonie odrzucił, a przecież miał szansę je wtedy odzyskać, nawet jeśli na jakiś czas…
    Nicolas właśnie w umyśle wołał, że chce stąd iść, do siebie, może być nawet przy nim Liam, to nieważne, byle tylko umknąć i nie mieć możliwości zakochiwania się w Moralesie po raz kolejny.
    Ale Liam nie przyjął tego komunikatu, wydawał się nawet nie czuć tego, że Carter nagle stał się niespokojny i był gotów zerwać się do ucieczki w każdej chwili.

    Powiedzmy-że-poranny-Nikoś, który kocha Diego, nie martwcie się tym.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nicolas po spotkaniu z Diego nie był w stanie się na niczym skupić. Nawet wtedy gdy wylądowali w końcu u Liama w domu i zasiedli przed konsolą nie potrafił się ogarnąć, przez co Petersowi udało się z nim wygrać kilka razy, a kiedy tak się stało Liam już po prostu musiał zorientować się, że coś się stało, bo Nico zwyczajnie nie dawał mu zazwyczaj wygrywać.
    Carter natomiast nie nadawał się do rozmowy, do wyjaśniania całej tej zawiłej historii, więc postanowił uniknąć wszystkich pytań, które jego kolega mógł zadać i pożegnał się z nim, a żeby chłopak nie marudził prawie mechanicznie cmoknął go w kącik ust.
    Miał pójść do siebie. Położyć się i usiłować nie myśleć o całym zajściu. Niby widział Moralesa tylko przez kilka chwil, zasadniczo nie powiedział do niego nic ponad cześć, ale i tak miał ochotę na to, by zniknąć, najlepiej w jego ramionach, bo z jakiegoś powodu nadal uznawał to za jedno z najlepszych miejsc w jakich przyszło mu się znaleźć.
    Miał wrażenie, że nogi same poniosły go pod budynek, w którym było mieszkanie Diego, to samo tyczyło się przejścia schodami i odnalezienia właściwych drzwi.
    I stał tak przed wejściem do mieszkania. Miał ochotę jednak się odwrócić, bo nie miał pojęcia po co tu przyszedł. Nie miał nic do powiedzenia, już wszystko sobie wyjaśnili, a on mimo to wracał. Chyba po prostu nie potrafił już inaczej, bo to Diego był tym pierwszym, którego kochał, ale tak całkowicie naprawdę, pomimo faktu, że był dzieciakiem i mogło mu się tylko wydawać.
    Zadzwonił do dzwonkiem i stał tak jeszcze chwilę, a kiedy już miał się wycofać zwrócił uwagę na fakt, że drzwi było niedomknięte.
    Wahał się jeszcze chwilę, ale w końcu zdecydował się wejść do mieszkania.
    - Diego? – zapytał odrobinie niepewnie, ale nie otrzymał odpowiedzi, więc przeszedł tak po mieszkaniu i gdy stwierdził, że w sypialni nikogo nie ma pozostawał mu tylko gabinet i łazienka. Ale to drzwi do pierwszego z pomieszczeń były zamknięte, więc nacisnął klamkę, a między nogami zaplątał mu się kocur, który wydawał się pojawić znikąd.
    Nicolas już w progu zauważył Moralesa, ale dopiero gdy zobaczył, że ten trzyma scyzoryk, że z jego ręki płynie krew doskoczył do niego i praktycznie odruchowo ucisnął ranę.
    - Co ty wyprawiasz? – miał ochotę wrzasnąć, ale głos mu się załamał i wyszedł z tego tylko cichy bełkot. Był zdenerwowany, a krew plamiła mu dłoń, jednakże najbardziej obchodził go w tej chwili stan Diego, który niby przytomny był, ale Nico i tak odruchowo wyciągnął telefon ze swojej kieszeni w celu zadzwonienia po pomoc.

    Zmartwiony Nikoś...

    OdpowiedzUsuń
  36. Nicolas zamarł słysząc głos Diego, definitywnie nie miał pojęcia co w tej chwili zrobić, a Morales przecież krwawił i nie można było tego pozostawić tak po prostu. Bo uciekanie nie było w jego stylu, bo miałby wyrzuty sumienia, bo martwiłby się, że mężczyzna będzie kontynuować to, co rozpoczął.
    Odłożył telefon, zgodnie z poleceniem i starał się udawać, że wcale nie wzrusza go ta obojętność i chłód, starał się na to nie reagować, bo tłumaczył sobie, że Diego po prostu się tak broni, nie mógł przecież tak nagle stać się tak oschły, przecież go znał…
    I wtedy usłyszał kolejne słowa, które uderzyły go i zabolały niczym pięść władowana z impetem prosto w nos, na dodatek od kogoś bardzo doświadczonego w zadawaniu ciosów.
    - Nie – odpowiedział po prostu, tak hardo jak było go na to stać.
    I przyklęknął przed siedzącym wciąż Diego, by w półmroku, który panował w pomieszczeniu móc wbić spojrzenie w jego oczy.
    I zupełnie jakby był niczym nie zrażony chwycił Diego za zakrwawioną rękę i przyłożył swój policzek do jego dłoni. I zupełnie nie obchodziło go, że właśnie strasznie się brudzi, po prostu potrzebował uspokoić i siebie i jego.
    Przechylił lekko głowę i pocałował wewnętrzną część dłoni Moralesa.
    - Zostanę jeśli chcesz – wypowiedział ponownie kładąc policzek na jego dłoni i oddychając przy tym głęboko. Miał ochotę się rozpłakać, dać upust emocją, ale dzielnie się trzymał. W tej chwili to on musiał być tym silniejszym, tylko nie do końca odnajdywał się w tej roli, a i specjalnie się do niej nie nadawał. – Tylko już nie odchodź, w jakimkolwiek sensie – poprosił cicho i podniósł się z klęczek, aby pochylić się nad wciąż siedzącym Moralesem. Złapał go lekko za brodę, aby mieć pewność, że ten mu się nigdzie nie wywinie i pocałował go, mocno, tęsknie, a pewnie ciągnąłby ten pocałunek dalej, gdyby nie świadomość, że z rozcięć nadal sączy się krew. – Bandaże czy coś, masz? – zapytał i zanim otrzymał odpowiedź skierował swoje kroki w stronę łazienki, bo dawniej Diego, jak większość ludzi z resztą, właśnie tam trzymał tego typu rzeczy.

    Wasz Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  37. Kiedy Nicolas wrócił już do gabinetu Diego miał ze sobą wszystko, co było konieczne do wykonania opatrunku, a przynajmniej tak uważał.
    - Hm? – zapytał lekko nieprzytomnie na stwierdzenie Moralesa i czysto odruchowo wtulił twarz w jego dłoń, jakby był zawstydzony tym, że oprócz krwi na policzku ma ją też na swojej ręce i jakby się przyjrzeć musiał się też dotknąć i lekko poplamić swoją szarą bluzę w okolicach kieszeni. – To nic – mruknął i klęknął przed wciąż siedzącym Diego.
    Przystąpił do opatrywania rany, którą najpierw przemył, a starał się być przy tym jak najbardziej delikatny. Przez dłuższy czas podczas wykonywania wszystkich czynności milczał, ale w końcu nie wytrzymał i spojrzał lekko w górę, na twarz mężczyzny.
    - Diego, po co ci to było? – zapytał, bo oczywiście nie potrafił sobie tego odmówić i nie wyobrażał sobie, że Diego miałby go teraz zostawić tak bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia.
    Nicolas westchnął, a kiedy ręka była już oczyszczona z krwi przystąpił do troskliwego owijania przedramienia bandażem. Bez tego by się nie obyło, ponieważ tam, gdzie ostrze wbiło się nieco głębiej nadal zbierała się krew, co pożądanym raczej przez Nicolasa nie było.
    Zawiązał ładnie opatrunek i wbił w niego na chwilę swoje spojrzenie, bo nie był do końca przekonany, czy to wystarczy, czy Diego nagle się gorzej nie poczuje czy coś takiego. Ale nie chciał się z nim kłócić, więc nawet nie zaproponował szpitala i tylko oparł głowę o kolano mężczyzny, nadal pozostając na klęczkach.
    - Nawet jeśli pracujesz to jutro nigdzie nie idziesz – poinformował stanowczo Nicolas, który po prostu nie miał zamiaru się później cały dzień zamartwiać tym, czy aby Diego się źle nie poczuł i coś mu się nie stało. Miał nawet gdzieś jeśli była to już w jakimś stopniu przesada i zbytnia troskliwość. – I ja zostanę u ciebie, zgoda? – tym razem zapytał, bo brał pod uwagę możliwość, że mógłby być kimś niechcianym, w końcu jeszcze przed chwilą był stąd niemalże wyrzucany.

    Nikoś (którego mam ochotę ubrać rano w koszulę...)

    OdpowiedzUsuń
  38. Noemi Neytiri29.04.2013, 18:28

    [Witam i zgłaszam się po wątek ;]

    OdpowiedzUsuń
  39. Zasadniczo, Nicolas ucieszył się gdy Diego wyraził zgodę na to, by mógł z nim zostać przez tę jedną noc, ale zaraz po tym chciał wszczynać bunt. Kompletnie nie rozumiał z jakiej racji Diego ma spać na kanapie, a on w jego łóżku, bo nawet jeżeli mieli odpocząć osobno to Carter w sumie nie takiego przydziału miejsc się spodziewał.
    - Mm… W porządku – wymamrotał odrobinę nieprzytomnie, bo przecież przed chwileczką miał ochotę się jeszcze buntować, że czemu mają spać tak, a nie inaczej. Doszedł jednak do (jakże trafnego!) wniosku, że z Diego nie wygra, więc w gruncie rzeczy wolał grzecznie przystać na jego decyzję i nie denerwować go niepotrzebnie.
    Przygotował się do snu i usilnie powstrzymywał się przed tym, aby nie pójść do salonu tylko po to, żeby powiedzieć Diego chociaż cholerne dobranoc.
    I jak już zaległ w łóżku, w sypialni Moralesa tak po prostu nie mógł przestać myśleć i zasnąć. Co w sumie było do przewidzenia, mieszkanie Diego było dla niego w jakimś stopniu nowe, bo ten jeden raz spał tu w końcu przy nim, a to znacznie ułatwiało wszystko. Poza tym, nie potrafił też pozbyć się myśli, że całe to dzisiejsze zajście było jego winą. W sumie byłoby to całkiem sensowne, bo kto inny niżeli on sam spowodował niemałe zawirowania w życiu i myślach Moralesa.
    Gryzł się teraz przez to niesamowicie, bo nie miał pojęcia, czy aby właściwie rozumował i nie koloryzował sobie całej sytuacji. Diego przecież mógł skończyć ze sobą ot tak i mogła to być po prostu jakaś forma ucieczki, tym razem ostatecznej, po prostu.
    W końcu doszedł do wniosku, że nierealne jest, by zasnął jeśli nadal będzie rozmyślał, więc starał się przed tym powstrzymać. Wtedy jednak zaczęła przeszkadzać mu świadomość, że Diego jest niedaleko, ale jednocześnie dzielił ich niebotyczny wręcz dystans, przy czym to on zajmował łóżko mężczyzny, a ten spał na kanapie.
    I w końcu ruszył się z miejsca, przeszedł do salonu, gdzie na kanapie odpoczywał Diego, a przez ciemność panującą w pomieszczeniu Nicolas nie miał pojęcia, czy mężczyzna spał, czy nie, więc podszedł cicho, stąpając bosymi stopami po podłodze i trącił delikatnie ramię Moralesa.
    - Diego… - wypowiedział, prawie jękliwie. Przed chwilą miał prosić o to, żeby się zamienili, albo cokolwiek, byle tylko Diego mógł odpocząć w łóżku należącym przecież całkowicie do niego, ale po prostu poczuł potrzebę dzielenia z tym mężczyzną jak najmniejszej powierzchni, przy czym cholerna kanapa wydawała się być do tego wprost idealna. – Proszę, proszę, mogę spać z tobą? Proszę – wypowiedział odrobinę dziecinnie gniotąc lekko krawędź swojej koszulki, poza którą miał na sobie tylko bokserki.

    Nicolas (w koszulce też jest śliczny)

    OdpowiedzUsuń
  40. Nicolas już myślał, że zostanie odrzucony. Zasadniczo wręcz spodziewał się tego, że zaraz usłyszy coś w stylu „nie wygłupiaj się i idź spać”, bo Diego miał pełne prawo go nie chcieć, zarówno teraz, jak i kiedykolwiek indziej.
    Jednak gdy mężczyzna odsunął koc… cóż, Nicolas bardzo ucieszył się z tego zaproszenia i niemal od razu wsunął się w objęcia Moralesa. Starał się być oczywiście jak najbardziej ostrożny, żeby przypadkiem nie zrobić Diego krzywdy.
    Carter odetchnął gdy był już przy Diego i w myślach uznał, że nadal idealnie się w siebie wpasowują.
    Ułożył dłoń delikatnie na boku mężczyzny. Dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mu tej bliskości, zapominania o całej reszcie świata, a to wyłącznie dlatego, że Diego był obok, że czuł jego zapach i ciepło ciała.
    Nicolas pojął w lot co Diego ma na myśli, nie było to trudne nawet, jeśli był zmęczony tak, jak w tej chwili.
    - Liam jest w porządku, nawet gdyby się dowiedział to i tak by tego nie rozgłosił, bo mnie lubi, po prostu – wyjaśnił powoli. Oczywiście, że znał usposobienie Petersa, wiedział więc, że ten chłopak to jest wulkan energii, ale zdawał sobie sprawę też z tego, że nie pisnąłby o czymkolwiek ani słówka, jeśli zostałby tylko poproszony o dyskrecję. – Kompletnie nie rozumiem co ty do niego masz – oświadczył trochę i ziewnął lekko.
    Gdy już tak leżał przy Diego, a ich obu dzieliła przestrzeń, która prawie równała się zeru stawał się wyjątkowo ospały. Jakby uspokoił się dopiero teraz, w jego ramionach i to pozwalało nadejść chęci snu.
    - Chciałbym już zawsze z tobą spać – mruknął cicho, chociaż zasadniczo miało to być jedynie myślą, która miała pozostać w jego głowie i w żadnym wypadku nie powinno było dotrzeć do tego, że to powiedział. Ale powiedział i czasu, jak na złość, nie był w stanie cofnąć. Najlepszym rozwiązaniem okazało się więc zaśnięcie, więc zamknął oczy, bo powieki i tak już ciążyły mu wybitnie od jakiegoś czasu. – Dobranoc Diego – wymamrotał cicho, prawie niezrozumiale, a po zaledwie paru chwilach udało mu się nareszcie zasnąć.

    Nikoś (jak śpi to można go molestować)

    OdpowiedzUsuń
  41. Nicolas pewnie spałby jeszcze długo, gdyby nie fakt, że rano nagle oddaliło się od niego źródło przyjemnego ciepła w postaci Diego. I w pierwszym odruchu chłopak na oślep wyciągnął rękę w stronę miejsca, gdzie powinien znajdować się mężczyzna. Z jakim zdziwieniem spotkał się Carter, gdy na Moralesa zwyczajnie nie trafił.
    Dlatego uchylił leniwie powieki i zaraz zmarszczył brwi, gdy i zmysł wzroku potwierdził fakt, że Diego gdzieś sobie poszedł. Chyba tylko z racji swojego oburzenia na ten fakt chłopak zebrał się i wstał z kanapy, a później ruszył z celem odnalezienia Diego.
    Nie było to trudne, bo już gdy Nicolas bezceremonialnie otworzył drzwi łazienki zastał mężczyznę, który zajmował się swoim opatrunkiem.
    - Dzień dobry – powiedział, powstrzymując się przy tym, żeby nie podejść i nie pocałować mężczyzny na powitanie, na dobry początek dnia. Tak, jak robili to kiedyś. Tylko że kiedyś byli jeszcze razem i Nicolas nie czuł się tak cholernie obco.
    Westchnął więc i oparł się o futrynę drzwi i przyglądał się temu, co robi Diego, aż w końcu nie wytrzymał tego, że można się z samym sobą tak niedelikatnie obchodzić, bo jemu samemu się na przykład słabo robiło gdy patrzył jak Morales walczy z bandażem. Pokonał dystans dzielący ich na boso, przez co odczuł chłód kafelek, którymi była wyłożona podłoga i złapał delikatnie za pociętą rękę.
    - Gdzieś się wybierasz? – zapytał tylko na sekundę unosząc wzrok na twarz mężczyzny stojącego przed nim, bo już chwilę później sięgnął do szafki, do której jeszcze wczoraj wszystko odłożył. – Powinieneś dać sobie to zszyć… - mruknął jeszcze, przy czym doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego rada zostanie zwyczajnie pominięta, że Diego uda, iż niczego nie słyszał, bo był uparty.
    Nicolas już nie miał nic do powiedzenia, chociaż bardzo dużo słów cisnęło mu się na usta. Gdyby tylko Diego chciał, wyraził odrobinę chęci to Nicolas byłby w stanie zostać z nim jeszcze dzień, może nawet noc, ale pod żadnym pozorem nie chciał się w tej chwili odkrywać, wychodzić z inicjatywą. Wynikało to z lęku, przed byciem opuszczonym i zostawionym po raz kolejny. On najzwyczajniej w świecie obawiał się, że teraz Morales po prostu go odtrąci, powie „możesz już sobie iść”, a wtedy ich drogi znowu się rozejdą, być może nawet ostatecznie.

    NICOLAS CARTER

    OdpowiedzUsuń
  42. Kiedy Diego wyprosił go z łazienki grzecznie się wycofał nie mówiąc już nic i nie wypominając, że powinien zostać, odpocząć, uspokoić się. Jego słowa prawdopodobnie nic by nie dały, a nawet mogłyby wszystko pogorszyć, bo Morales mógł się zdenerwować i kazać nie wtrącać się w jego własne, prywatne życie.
    Tak jak powiedział Diego zrobił kawy, jeden kubek dla siebie, a drugi dla Moralesa i kiedy parzył napój dla niego miał wrażenie, jakby nic się nie zmieniło, jakby zaraz miał pójść do łóżka i obudzić mężczyznę swojego życia z ciepłym, parującym i aromatycznym napojem przygotowanym właśnie dla niego.
    Rzeczywistość jednak przymaszerowała szybko i niczym zimny prysznic pozwoliła wyrwać się z zadumy i bezmyślnego mieszania swojej, właśnie posłodzonej kawy.
    Odstawił kubek słysząc prośbę Diego, pokonał dystans, który ich dzielił i nie tylko zawiązał mu bandaż, ale też go poprawił, bo Moralesowi jakoś niespecjalnie wyszło dokładne opatrzenie rany.
    Jego kąciki ust drgnęły i uniosły się lekko w górę kiedy usłyszał kolejne słowa mężczyzny i pomimo faktu, że ten unikał spoglądania mu w oczy, to Nicolas wpatrywał się w jego twarz jakby widział go po raz pierwszy w życiu, ale jednocześnie już był jego osobą wręcz oczarowany.
    - Zostanę jak długo będziesz chciał, Diego – odpowiedział ostrożnie, bo może trochę za bardzo się w tej chwili odkrywał, obnażał swoje uczucia i uwidaczniał chęć, przebywanie z nim i przy nim. – Nie mam nic do roboty ostatnio za bardzo – odpowiedział i wzruszył ramionami, tak, jakby mu nie zależało, ale on kiepsko kłamał, nawet teraz. – Zrobiłem ci kawy – oznajmił jeszcze, jakby sobie przypomniał o tym fakcie nagle i zapełnił tymi słowami ponowną, wciąż narastającą chęć pocałowania Diego, tym razem nie na powitanie, a na dobrą część dnia, zawsze znalazłby na to jakiś pretekst.
    Ale nie mógł go pocałować, to było w tej chwili zakazane, bo coś już ich dzieliło, pozwolili na to i teraz obaj musieliby dążyć do tego, by na nowo się do siebie zbliżyć, ale tu trzeba było niestety zastosować metodę małych kroczków.
    Nicolas westchnął i oddalił się, żeby wziąć kubek ze swoją kawą i wskoczyć na blat kuchenny, gdzie swobodnie mógł wymachiwać swoimi szczupłymi, nagimi nogami.

    Nikosiaczek

    OdpowiedzUsuń
  43. Nicolas chciał tu zostać, tak sam z siebie, chociaż obawa, że Morales jednak się zabije oczywiście istniała i nie był się w stanie jej nijak pozbyć. Nie miał zamiaru tu zostawać jednak z tylko z tej przyczyny, bo ta może i faktycznie byłaby go tu w stanie zatrzymać, ale w żadnym wypadku nie czułby przy tym, że sam tego potrzebuje.
    I zastanawiał się nad tym wszystkim, całą tą zawiłą sytuacją, ale przede wszystkim męczył go fakt, że nijak nie potrafił zdefiniować obecnego rodzaju relacji jaki panował teraz pomiędzy nim, a Diego. To było nieznośne, że sam już nie wiedział co do tego mężczyzny czuje, bo pewien był jedynie tego, że jakaś jego cząstka chce być z nim. Właśnie ta część dąży do tego, by postawić na swoim, by doprowadzić do tego, że Nicolas znów będzie czuł pasujące wszędzie dłonie Diego i będzie uśmiechać się niemalże za każdym razem, gdy chociażby go usłyszy.
    Zwrócił swoje spojrzenie w stronę Moralesa, wokół którego wesoło tańczyły jego niepoukładane myśli. Mimowolnie uśmiechnął się, gdy już zwrócił uwagę na te zabawne i odrobinę nieudolne próby zapięcia koszuli.
    Zsunął się z blatu i odstawił na niego kubek. Znajdował się blisko Diego, miał go na wyciągnięcie ręki i właśnie z tego skorzystał by najpierw rozpiąć guziki ubrania, a później zapiąć je poprawnie i zostawić dwa z nich nonszalancko odpięte. Dopiero, gdy koszula Moralesa prezentowała się poprawnie Nicolas podniósł głowę i wbił w twarz mężczyzny przenikliwe spojrzenie swoich ciemnych, czekoladowych oczu.
    Uśmiechnął się na wspomnienie Dymitra.
    - Ma prawo mnie nawet podrapać – odparł spokojnie Nico i stwierdzając, że Diego unika patrzenia na niego spuścił wzrok, odrobinę przygaszony. – Dawno was… jego nie odwiedzałem – stwierdził trochę smętnie i wrócił na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce.
    Owinął palcami kubek z ciepłym napojem i miał szczerą nadzieję, że właśnie to będzie w stanie uchronić go od bijącego od Moralesa chłodem i obojętnością.

    Nikoś (no weźcie pomacajcie to emo...)

    OdpowiedzUsuń
  44. Nicolas siedział tak i chyba postanowił już nic nie mówić, bo trochę nie widział potrzeby, a odrobinę też nie bardzo wiedział co miał Moralesowi odpowiedzieć.
    W sumie, odrobinę się bał o to, że jeżeli mężczyzna pójdzie teraz do pracy, to może się coś stać, może poczuć się słabo, rana może zacząć krwawić jeszcze bardziej, bo przynajmniej jedno z cięć musiało być głębsze od pozostałych. Nico więc martwił się już na zapas i nie zważał przy tym na fakt, że Diego jest, a przynajmniej być powinien, mu obcy.
    Wstrzymał powietrze, kiedy mężczyzna zbliżył się do niego. W końcu dostał tę odrobinę bliskości, której przecież tak bardzo pragnął i potrzebował. Jednak nie okazało się to być pomocne, a wręcz przeciwnie. Morales tak blisko jeszcze bardziej komplikował sprawę, wprowadzał zamęt w istniejącym już chaosie myśli i na dodatek, uświadamiał Carterowi, że to jest właśnie to. A było tym bliżej nieokreślone przeczucie, pojawiające się nagle i uświadamiające, że nie ma co sprzeciwiać się, czy kłócić z tym, że jest się teraz na właściwym miejscu.
    - To idź, bo się spóźnisz – powiedział odrobinę nieprzytomnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że Diego przed chwilą powiedział to samo wręcz, a i tak jeszcze znalazł czas na to by do niego podejść, stracić minutę, może dwie. – Pa – mruknął jeszcze markotnie zanim Diego opuścił pomieszczenie.
    W czasie nieobecności Moralesa po prostu ubrał się, pobawił z kotem, który wcale nie wydawał się być obrażony, a później, gdy uznał, że do powrotu Diego ma jeszcze sporo czasu udał się do siebie, bo łatwiej mu było jakoś przebywać w miejscu, które było jedynie jego, a w mieszkaniu takiego Moralesa czuł się obecnie po prostu nieswojo.
    Podlał roślinki, przebrał się, zgarnął jakąś książkę i wrzucił ją do torby, żeby mieć co robić i jeszcze przed powrotem Diego wrócił do jego mieszkania, kupując po drodze karmę dla kota, któremu zawsze mogło się odwidzieć i mógł zacząć się o coś gniewać, bo taka była przecież kocia natura.
    W chwili, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi spoczywał w dziwnej pozycji na kanapie, w dziwnej, bo zwisał głową w dół, czytając książkę, a kocur za to wylegiwał się na jego brzuchu, jakby nigdy nic.

    Nicolas

    OdpowiedzUsuń