25 kwietnia 2013

Jestem przekonana, że po raz ostatni osiągnięto satysfakcję z pozycji 6 na 9 w 69 roku.



Gabrielle Washington
13 sierpnia 1980
Washington DC (zabawne, nie?)


Gabrielle nigdy nie była spokojną osobą. Już w dzieciństwie sprawiała rodzicom mnóstwo problemów, przez co ojciec szybko osiwiał a jej matka miała rozległy zawał serca co najmniej cztery razy w ciągu dnia. Nic dziwnego, w końcu kto nie martwiłby się o małą i w dodatku prześliczną brunetkę, która wspina się na najwyższe drzewa, biega za piłką z chłopakami i rzuca kamieniami w przejeżdżające samochody? A później było już tylko gorzej. Dziewczynka bardzo szybko zaprzyjaźniła się z córką sąsiadów, niejaką Macy. Macy też całkiem normalna nie była, więc szybko stały się postrachem sąsiadów, którzy na ich widok odmawiali pacierz i łapali się za serce. Choć było to nieco przerysowane dziewczyny brały to sobie mocno do serca, a później płakały ze śmiechu twierdząc, że są postrachem najspokojniejszego osiedla pod słońcem. Taka prawda. Little Humpshire do tej pory jest maksymalnie spokojnym miejscem. Wszyscy sąsiedzi grzecznie się pozdrawiają, samochody stoją albo w garażach albo dokładnie piętnaście centymetrów od chodnika a trawa jest równo przystrzyżona we wszystkich ogródkach. Uroki mieszkania na przedmieściach. Dziewczyny bardzo szybko przysięgły sobie, że na studia wyjadą do Nowego Jorku, by tam wśród hałasu, samochodów i mnóstwa przechodniów zaczytywać się w rosyjskie powieści i słuchać angielskiej muzyki. I tak się stało. Wynajęły małe mieszkanko na obrzeżach centrum miasta, na zmianę pracowały i chodziły na zajęcia i wiodły naprawdę szczęśliwe życie dwóch, szalonych studentek. Przyjaźń pozostała niezachwiana, milion powieści zostało przeczytanych a kuchnia kilka razy zdemolowana, ale przecież studentom wiele można wybaczyć. Obecnie dziewczyny zamieniły mieszkanie na nieco większe, skończyły studia prezentując dyplomy Architekta Wnętrz i nie mają bladego pojęcia co zrobić ze swoim życiem. Pewnie dlatego, w pewien pochmurny dzień, Gabrielle wpadła na genialny pomysł - otwarcia małej Muffiniarni w centrum.

Nowojorskie mieszkanie dzieli z dwójką wspaniałych ludzi i zdrowo pieprzniętym kotem, który co rano robi w kuchni armagedon skacząc po wszystkich szafkach, krzesłach i oknach. Gaby jest święcie przekonana że tego kota opętał szatan i szukała nawet kociego egzorcysty, ale kilku duchownych zwyzywało ją przez telefon od wariatek i kazało poszukać sobie lepiej miejsca w dobrym szpitalu. Kupiła więc kocie tabletki uspokajające i ma nadzieję, że koci pomiot szatana nie udusi jej w nocy swoim puszkowym jedzeniem. To byłaby dopiero widowiskowa śmierć! Gabrielle, tak generalnie, nieco boi się kotów. W większych ilościach oczywiście. Boi się, że spędzi życie sama, a na starość zostanie zjedzona przez trzydzieści kotów. Na sto procent wyżrą jej twarz i tyle z tego będzie. Wracając jednak do ludzkiej części mieszkania, oprócz Gaby mieszka tam również jej najlepsza przyjaciółka Macy – stereotypowa blondynka o wielkim sercu, która wciąż nie trafiła na odpowiedniego faceta (we dwójkę raźniej!) oraz Colter, o dwa lata starszy brat Gabrielle, który zapewne jedynie cudem jeszcze nie zwariował w towarzystwie dwóch 'osobliwych' kobiet.

Gaby spokojnie można zaliczać do tej kategorii kobiet, za którymi mężczyźni oglądają się za ulicy. Regularnie łamią sobie karki i wpadają na uliczne latarnie, tylko dlatego, że kompletnie nie potrafią powstrzymać wygłodniałego wzroku. Nie ważne czy ów mężczyzna jest małżonkiem z dwudziestoletnim stażem czy licealnym 'młodym gniewnym', który sądzi że na pstryknięcie palca będzie miał każdą. Gaby kompletnie nie zwraca na nich uwagi. Może przeparadować w krótkiej sukience i wysokich szpilkach, może posłać lekki uśmiech, ale to wszystko na co mogą liczyć nowojorczycy. Wbrew pozorom Gabrielle nie jest łatwa. Lata co prawda od imprezy do imprezy, wymienia się milionem telefonów, udaje zainteresowanie trzema facetami naraz, ale tak naprawdę wciąż czeka na tego jedynego i jakby nie patrzeć chwilowo gówno z tego ma. Lata temu zauroczył ją pewien bezczelny cham, który robił co chciał z jej dwudziestoletnim wówczas sercem i mózgiem (przede wszystkim mózgiem, bo Gaby mówi wprost że zrobił z niego istną sieczkę/wodę/papkę i co gorsza nie ma mu tego za złe!). Niestety bezczelny cham zniknął tak samo szybko jak się pojawił zostawiając w jej sercu ogromną dziurę. Teraz Gaby bawi się z facetami, idzie na pierwszą randkę, możliwe że również na drugą, ale na tym zazwyczaj się kończy. Dziś Gabrielle nie pozwala sobie na dziury w mózgu ani w sercu, bo przecież ma ważniejsze sprawy na głowie. Bo przecież nikt Muffiniarni za nią nie poprowadzi. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet do tego przywykła. Nawet jej to nie przeszkadza.
Gaby jest specyficzna. Dużo krzyczy, dużo macha rękami i nawet się nie spodziewała, ze będzie miała takie serce do lukrowania, ozdabiania i pieczenia tych wszystkich babeczek. Uwielbia swoją prace, może godzinami rozmawiać z klientami i cieszy się gdy ktoś chwali jej wypieki. Czasem nie ogarnia, bo stara się skupiać na milionie rzeczy na raz a w efekcie nie skupia się na niczym. W dodatku panikuje brawurowo, z najmniejszego nawet powodu. Do tego podłe hydranty wjeżdżają w jej tylny zderzak przynajmniej raz w miesiącu, a znajomy mechanik samochodowy załatwił jej już kartę stałego klienta u swojego szefa, tym prostym sposobem Gaby ma dobre dwadzieścia procent zniżki, bo prawdopodobnie gdyby nie to, zbankrutowałaby już po pół roku.


---
Gaby już tu kiedyś była, mam nadzieję że tym razem będzie dłużej :)
Zapraszam! :)

36 komentarzy:

  1. [Więc zapraszam do siebie z pomysłem na wątek :) ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wątuś?:D]
    Prim.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry! Ja się ładnie witam i zapraszam do wątku. Jakieś pomysły? :)]
    A.McCall

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Cześć, pamiętam Cię, ale nie mieliśmy okazji popisać. Co powiesz na wątek? Jeśli masz jakiś fajny pomysł to zapraszam :)]
    Robert Hunter

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jasne, zaczniesz? ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. [W takim razie wątku nie będzie, bo ja pomysłu nie mam żadnego.]
    A.McCall

    OdpowiedzUsuń
  7. [ No jasne, to co zaczynamy :)? Masz pomysł skąd się znają, bo ja nie mogę wymyślić ? XD]
    Jak wszyscy dobrze wiedzą Robert przyjechał do Nowego Jorku całkiem niedawno, przerażał go jeszcze surowszy klimat i inne zachowanie mieszkańców. Jedyną osobą która znał była właśnie Gabrielle. Tego nudnego popołudnia potrzebował z kimś pogadać, posiedzieć, więc bez oporu zadzwonił do niej.
    - Siema Gaby! Nie mieliśmy się jeszcze okazji się spotkać odkąd tu jestem. Nie masz ochoty gdzieś wyjść? - zapytał swoim miłym i przyjaznym głosem.- Możesz nawet wybrać miejsce- jak zwykle był szczery, no i oczywiście miał nadzieję, że się zgodzi. Żałował, że nie są ze sobą bardzo blisko, ale przecież zawsze można to zmienić. Czuł się tutaj niezwykle samotny, więc jedna znajoma twarz od razu może poprawić mu humor.
    Robert Hunter

    OdpowiedzUsuń
  8. [jak dla mnie może być. wybacz, że dopiero teraz piszę, ale musiałam uciekać sprzed komputera ;D]

    Oczywiście, że Rosemary była zabieganą, panią perfekcyjny-rezydent, jednak miała w swoim życiu takie chwile, które sprowadzały ją na ziemie. Uświadamiając, że jest tylko człowiekiem i sama od siebie nie może wymagać zbyt dużo, bo może się to skończyć źle, nie tylko dla niej.
    Stała pod drzwiami mieszkania swojej sąsiadki oczekując, aż ta w końcu je przed nią otworzy.
    - Odesłali mnie do domu. Odesłali mnie do domu z powodu głupiego, alergicznego kataru - jęknęła z niezadowoleniem, kiedy drzwi się przed nią otworzyły. Uśmiechnęła się delikatnie i uniosła w górę ręce pokazując tym samym, że trzyma w nich siateczkę z pobliskiej cukierni - nie możesz mi odmówić kawy, nie dzisiaj, kiedy odesłali mnie z pracy do domu. Nie możesz być kolejną osobą, która odeśle mnie do domu - powiedziała, perfidnie patrząc na siatkę ze słodkościami.
    Rosemary Stranger

    OdpowiedzUsuń
  9. - Musisz mi wybaczyć, miałam kompletnie nie po drodze - powiedziała z uśmiechem na ustach. Jej zaczerwieniony nos i różowe policzki powodowały, że wyglądała na młodszą niż w rzeczywistości była. Jak takie zasmarkane dziecko, któremu podwinęła się noga - centrum to dobry punkt, ale zdecydowanie nie wtedy, kiedy pędzisz, że szpitala z drugiego końca miasta - dodała, cały czas się uśmiechając.
    Rosemary nie miała nic przeciwko bałaganowi. Sama pod względem porządku w mieszkaniu nie była idealna; co innego jeżeli chodziło o wygląd. Tutaj była naprawdę czystą i schludną osobą.
    - Nie musisz się przejmować kilkoma nieułożonymi ubraniami czy książkami porozwalanymi po mieszkaniu. U mnie z pewnością nie jest lepiej, tym bardziej, że kot siedzi cały czas sam w mieszkaniu - mówiąc to wchodziła już do środka, wręczając w dłonie gospodyni siatkę ze słodkościami.
    - Alergia. Zaczerwieniony nos i szkliste oczy. Mam się nie pokazywać w szpitalu dopóki objawy mi nie przejdą. Nienawidzę wiosny i tych wszystkich pyłków. Błagam, spraw by mój dzisiejszy dzień nie był kompletną katastrofą.
    Rosemary Stranger

    OdpowiedzUsuń
  10. Roger był dziś wyjątkowo dobrym gospodarzem, więc kiedy Andrea wyrwała się do drzwi jak na komendę, zawrócił ją z drogi i sam wyszedł z domu, żeby przy furtce powitać nieznanego wędrowca. Znaczy, wędrowiec był znany Cesarowi, który właśnie zajmował się grillem, a Roger o niczym innym tego wieczora nie marzył, jak o poznaniu jakiejś przyjemnej duszy i dwóch, no, dobra, trzech piwach. Nieszczególnie przyglądał się przybyłej kobiecie, więc kiedy pudło ciastek wylądowało mu pod nogami, podniósł ręce w geście niewinności, a jego mina wyrażała obawę, że za chwilę zacznie go tymi dziełami sztuki cukierniczej okładać. A tego by nie chciał, w końcu tę koszulkę wytrwale prasował dzisiejszego poranka. Odpowiednie kabelki zaczęły stykać, a obrazki w głowie połączyły się z fruwającymi w eterze nazwiskami, datami i wydarzeniami.
    - Gaby? Cześć! - Przywitał się aż nader entuzjastycznie, przekraczając leżące na ziemi pudełko muffinów.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Chciałam wierzyć w to, że jakoś dasz radę, ale chyba będę musiała się pogodzić z moją dzisiejszą porażką - wcale nie rozpaczała. W sumie była nieco zadowolona z takiego obrotu spraw. Przynajmniej dostała wolne na parę dni. Biorąc pod uwagę jej całodobowy pobyt w szpitalu, te kilka dni spędzonych w domu nie muszą być wielką tragedią.
    - Zapewne będę musiała się ruszyć, ale póki co chyba wykorzystam fakt, tych kilku wolnych dni. W końcu nie często to się zdarza w karierze chirurga - dodała z uśmiechem. Stranger była pogodną osobą o miękkim sercu. Może i nawet za miękkim. I zdecydowanie za szybko popadała w zachwyt.
    - Powinnyśmy w jakiś dzień wyjść gdzieś wieczorem - zaproponowała, cały czas się uśmiechając.
    Rosemary Stranger

    OdpowiedzUsuń
  12. - Parę lat minęło, fakt. - Pokiwał głową, przyznając jej rację. Ostatni raz widzieli się przeszło dwanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy wyjeżdżał do Sudanu. Ciężko byłoby nazwać ich ówczesne rozstanie przyjacielskim, bo ona wyklinała na czym świat stoi, a on był jednym z większych buraków na globie, więc nie pomyślał nawet, że mogłaby mieć coś przeciwko. Ba, powinna była wiernie kibicować w rozwijaniu kariery i równie wiernie na niego czekać. W tym momencie był przynajmniej odrobinę rozsądniejszy i mniej egoistyczny. - Chodź się przytul, skoro tyle lat minęło! - Powiedział z uśmiechem i objął ją ramieniem.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Widzisz co się dzieje ze światem - zażartowała, zerkając na swoją sąsiadkę, uśmiechając się przy tym. Taka była prawda, Rosemary nigdy nie miała na nic czasu poza pójściem spać, wypiciem kawy lub szykowaniem się do wyjścia, do pracy. Kiedy była w szpitalu miała aktywny numer jedynie ten na pilne wezwania i wszyscy znajomi doskonale wiedzieli, że lepiej aby nie dzwonić na ten numer jeżeli nie umierają.
    - Haha, jak widać opanowałam siłę perswazji do perfekcji - zaśmiała się pogodnie - wiesz, czasem i ja potrzebuję wyjścia, chwili rozrywki, która nie ograniczałaby się do pozostania w domu i oglądania filmu. A więc powiedz kiedy masz czas, bo ja zapewne do końca tygodnia nie pojawię się w pracy.
    Rosemary

    OdpowiedzUsuń
  14. - Zapraszam na salony, czym chata bogata. - Trzymając rękę na jej ramieniu, wprowadził ją do salonu, z którego schody prowadziły prosto do ogrodu, gdzie chwilę później się znaleźli. Rogerowi nie udzielił się ten dystans, który Gaby próbowała usilnie wytworzyć, bo dla niego to było po prostu przyjemne spotkanie po latach, które samo w sobie nie znaczyło zbyt wiele. - Napijesz się czegoś? - Zapytał, kiedy Gaby usiadła już przy drewnianym stole. Bycie dobrym gospodarzem wyjątkowo mu dzisiaj wychodziło, był z siebie dumny.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Już się tym zajmuję. - Zapewnił, wracając do domu. Po dwóch minutach resztki muffinów leżały już spokojnie w stojącym przed domem koszu na śmieci, a Roger zajmował się przygotowaniem drinka dla Gaby. Nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie przywołać z pamięci, co najbardziej lubiła pić, więc każdą kąśliwą uwagę był w stanie przyjąć z pokorą. Kolejne kilka chwil minęło, zanim postawił szklankę na stole przed Gaby, a sam usiadł naprzeciwko niej z butelką piwa w ręku. - Jak tam sobie radzisz, mistrzu rusztu? - Zapytał Cesara, żeby dziwna cisza nie trwała nadal. Roger nie przepadał za ciszą jako taką, a już w szczególności za dziwną ciszą. Tak.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Już mnie nie chcą puszczać na wycieczki, bo obawiają się, że gdyby trzeba się było skądś ekspresowo ulatniać, nie miałbym czasu, żeby zmienić resory na te do biegania. - Odpowiedział z rozbawieniem, rozsiadając się wygodniej na krześle. A raczej dwóch krzesłach, bo Roger pomimo swojego zamiłowania do warunków polowych, był strasznie wygodnicki, kiedy znalazł się już w swoim własnym domu. Andrea tymczasem walczyła w kuchni z blenderem, więc Roger postanowił wyciągnąć pomocną dłoń, obserwując jej zmagania. - Kochanie, obniż sobie obroty, na górze masz od tego pokrętło, bo całą kuchnia będzie w truskawkach!

    OdpowiedzUsuń
  17. - Mistrzowsko, mistrzu! - Pochwalił Cesara, który, puchnąc z dumy, nachylił się nad Rogerem, żeby otrzymać rytualne buzi. Pogodzili się już z faktem, że w świadomości koleżeńśtwa z pracy zostali raz na zawsze okrzyknięci gejami. Roger oczywiście nie zauważył jakichkolwiek intencji w gabowym 'och', bo był przecież sobą, czyli człowiekiem całkowicie niezdolnym do odczytywania jakichkolwiek sygnałów podprogowych. Roger oczywiście skorzystał z postawionych przed nimi kiełbasek i nałożył sobie na talerz dwie sztuki. Zachłanny skurwysyn.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Przyniosłaś nam ciastka, które nie zeszły w ciągu dnia, a potem rozwaliłaś je na progu, ładne zwyczaje, ładne. - Zauważył ze śmiechem, przyglądając się Gaby. Gaby, która najwyraźniej nie chciała tu być, ale skoro już przyszła, to chciała wysiedzieć do momentu, w którym będzie wypadało wyjść i ulotnić się z prędkością światła na wieki wieków. Oczywiście nie były to wnioski Rogera, bo on takich obserwacji prowadzić nie potrafił. Roger nie mógłby przecież wpaść na pomysł, że dla Gaby ich związek sprzed nastu lat mógł mieć jakieś większe znaczenie i dziś.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy Gaby wróciła, impreza trwała w najlepsze, a na stole pojawiły się jeszcze mistrzowskie koktajle w wykonaniu najmłodszej Taylorówny, która teraz zajęła miejsce głównego grillowego, oczywiście pilnie obserwowana przez króla węgla drzewnego i ekologicznej rozpałki - Cesara we własnej osobie.
    - Wiedziałem, że ten dom jest spory, ale nie sądziłem, że można się tu zgubić na pół godziny. - Zauważył Roger, który w tym czasie zdążył przenieść się na ogrodową huśtawkę i rozwalić się na niej jak król.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Ej, ten dom to moje dzieło i wcale go nie urządzałam pod tego kutafona, on tylko machał kartą po czytnikach, jak mu kazałam! - Znad grilla ze śmiechem wyrwała się Andrea, wymachując szczypcami do mięsa.
    - Kłamiesz. Przecież ze dwa razy posłuchałaś moich dyrektyw!
    - Tak, co do koloru świeczek, które stoją na wannie i szerokości pasa tkaniny na firankach w kuchni. I zgodziłam się tylko dlatego, że chodziliśmy po Ikei przez pięć godzin płakałeś, że już ci się chce i że mam ci kupić potem hot-doga.
    - Tak, tak, jasne, siostrzyczko, na pewno tak było.
    - Znam ten ton, wiesz, że mam rację. - Znów wycelowała w niego szczypcami, triumfując w tej dyskusji.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Ale to mój dom, ona się tu tylko rozpanoszyła! - Roger z huśtawki oskarżycielsko wskazał swoją młodszą siostrę, która na tę zniewagę zareagować mogła tylko znalezieniem jakiegoś odpowiedniego przedmiotu, żeby rzucić nim w Rogera. W efekcie tego ów został zasypany lawiną ekologicznej rozpałki. Cesar również powinien był czymś rzucić za znieważenie tego świętego artefaktu mistrza grillowania. - Gaaaaby, ona mnie bije! Powiedz jej coś!

    OdpowiedzUsuń
  22. - Zapamiętam to! Broń mnie, mój wierny Sancho Panso! - Roger odbił w locie trzy z dwudziestu kawałków rozpałki, które poleciały w jego kierunku. Dobry wynik, Rogerze, zagrasz w kolejnej części Matrixa bez efektów specjalnych! - Poddaję się! Jestem Francuzem, biała flaga! Jestem posłem dyplomatycznym Sealandu, należy mi się szacunek! - Andrea najwyraźniej nie uznawała niepodległości Sealandu i nietykalności jego posłów, bo lojalnie rzucała rozpałką aż do momentu, kiedy w opakowaniu zostały już tylko ekologiczne wióry.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Chyba nie będziesz piec babeczek na jutro, kiedy ja tu cierpię ból i sromotę, i rozpacz, i smutek! - Zdecydował Roger, nie mając najmniejszego zamiaru wypuścić Gaby po dwudziestu minutach imprezy. - A do Francuzów mam to, że ICH - kawałek rozpałki poleciał w kierunki Cesara - ULUBIONYM - kolejny - SPORTEM - i kolejny - poza paleniem samochodów jest przegrywanie Mundialu! - i ostatni.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Ty sobie na pewno nie zostaniesz do rana, bo poddasz się przed północą. A Gaby może do rana zostawać, ja nie widzę problemu. - Odparł Roger, zadowolony bardzo ze swojej celnej uwagi. Podręczna rozpałka się już skończyła, a cała reszta leżała w trawie, więc mógł liczyć na to, że w ramach zemsty nie oberwie nią prostu w twarz, dlatego też z dumą założył ręce na piersi i pokiwał głową. Czasem zastanawiał się, czy przypadkiem nie zatrzymał się na etapie dwudziestolatka, jeśli chodzi o poziom powagi. Ale to rzadko, przecież takie rozważania były dla niego zdecydowanie zbyt poważne.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Jak dotkniesz mojej siostry choćby jednym francuskim palcem, to ci nogi z dupy powyrywam, Czarnuchu! - Ostrzegł Roger, wstając na równe resory z huśtawki, na której wcześniej wygodnie leżał. Sprawa była najwyraźniej najwyższej wagi! Skoro już wstał, to ruszył w kierunku zwolnionego przez Cesara krzesła i usiadł obok Gaby. Co się będzie Francuz panoszył! Roger chyba jeszcze nie zrozumiał, że jego siostra jest już dorosła, może pić alkohol w knajpach od paru lat i może też decydować, czy da się poderwać Czarnuchowi. - On chce do niej uderzyć w koperczaki, a ja, Białas, nie mogę do tego dopuścić. Powiedziałem!

    OdpowiedzUsuń
  26. - Matka mnie zabije, jak się dowie, że pozwoliłem jej dorosnąć w tak piorunującym tempie... - W głowie Rogera rozegrały się wszystkie możliwe apokaliptyczne sceny, których to scen on sam był głównym bohaterem. I to zdecydowanie nie on wymachiwał tym ognistym mieczem zagłady. Cholera, problem jest. - Będę jej to musiał jakoś delikatnie powiedzieć... - Zauważył, rozkładając ręce. Nie, żeby do niego dotarło, że siostra jest już dorosła i może robić, co jej się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ta noc była dosyć szalona i zdecydowanie przesadzili z wszelkimi używkami. W końcu żyje się raz i nie warto się ograniczać, zwłaszcza w młodym wieku, kiedy nie ma żadnych barier i granic. Bo przecież, jeśli człowiek nie wyznaczy sobie jakiejś granicy, to nie będzie jej miał. Zupełnie jak Jason na przykład. Dla niego nawet prawo nie stanowiło żadnej granicy, był w końcu przestępcą, o czym wiedzieli jednak tylko nieliczni, a mianowicie przyjaciele z grupy. Nie zdążył jeszcze wrócić do domu po libacji jaką sobie urządzili, właściwie nie zmrużył jeszcze oka od poprzedniego dnia i nie było to spowodowane dużą ilością kofeiny oczywiście, ale środków o bardzo pobudzającym działaniu. Kiedy wybrał się w końcu w drogę powrotną do mieszkania postanowił wstąpić do kumpla, który jakimś sposobem zostawił na imprezie portfel ze wszystkimi dokumentami. Poza tym, nie było mowy o tym, żeby mógł zasnąć. Brakowało mu kilku godzin rajzy.
    -Tak, klucze to będzie dobry pomysł, jakbym kiedyś w nocy chciał się poprzytulać.- mrugnął do niej ze śmiechem wchodząc do środka.
    -Wracając do twojego brata, to niedługo zgubi własną głowę chyba.- odpadł i rzucił na stół zgubę chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  28. Czekał niecierpliwie na smsa z adresem i gdy tylko go dostał, ogarnął się szybko i ruszył w tamtym kierunku. Trochę poszukał, popytał ludzi, którzy prze pogodę nie byli raczej skorzy do rozmowy. Trafił w końcu, ściągnął od razu płaszcz caluteńki mokry od deszczu. Spojrzał na Gaby i uśmiechnął się szczerze.
    - Hej, matko jak dawno Cię nie widziałem- powiedział i podszedł do niej blisko- Co tam u Ciebie? Jak życie?- mówił to przejęty, oparł się o ladę i patrzył na nią wesołymi oczami. Zmieniła się od czasów tamtych genialnych wakacji na Zachodnim Wybrzeżu. Byli wtedy jeszcze nastolatkami, beztroskimi albo z beznadziejnie głupimi problemami, śmieli się, marzyli o przyszłości, która i tak jak zwykle poszła własnymi ścieżkami. Stała się kobieca, jeszcze bardziej urocza i w ogóle wyglądała cudownie.
    - Dobra, przepraszam. Jestem głodny jak wilk. Którego muffina polecasz?- spojrzał teraz na wystawę z kolorowymi, świeżymi wypiekami, które prosiły się o zjedzenie. Zapowiadało się ciekawe popołudnie w doborowym towarzystwie. Nareszcie.
    Robert Hunter

    OdpowiedzUsuń
  29. Zaśmiał się cicho, bo faktycznie, brat Gaby był jedną z najbardziej roztrzepanych osób jakie znał. Typowy lekkoduch. Jason zastanawiał się czasami, jak on może w ogóle funkcjonować w ten sposób, ale po pewnym czasie przestał. Wprowadzał do ich paczki powiew spontaniczności i to się liczyło, nie to, że często gubi portfel, albo pakiet z ziołem, albo czyjeś auto, którym jedzie tylko do sklepu a wraca po kilku godzinach pieszo.
    -Nie spieszy mi się do domu. Kawa może być. Ale jakbyś miała jeszcze coś dobrego na śniadanie.- rzucił z lekkim uśmiechem zajmując miejsce przy stole. Dziwne gdyby z domówki u kumpla wyszedł z pełnym żołądkiem. Tam w lodówce było piwo, wódka, ale na pewno nic co nadawało się do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  30. Noemi Neytiri29.04.2013, 19:09

    [U Cesara już coś podrzuciłam :) A co do Gaby, może Noe i Miles są stałymi klientami? ;]

    Niezależnie od tego, jak wiodło jej się źle, albo jakie miała problemy, nigdy nie dała niczego odczuć Milesowi. Był jej oczkiem w głowie, nie pozwalała na to, by widział ją smutną, przygnębioną albo zmartwioną. Był mały, wiedziała, że dużo rozumie, że i tak zafundowała mu niezły rollercoaster życiowy przez to, że jego ojciec był nieudacznikiem i zmył się kiedy tylko przeszła obok niego panienka z dłuższymi nogami i większym biustem. Chociaż właściwie Noe nigdy nie poznała prawdziwego powodu dla którego mężczyzna, którego kochała i o którym myślała, że także ją kocha nagle zniknął z jej życia w bardzo burzliwy sposób, raniący. Była wtedy tak zdruzgotana, że nie dała rady powiedzieć mu o tym, że będą mieli dziecko. Uznała, że nie zasługuje na taki skarb a potem całkowicie stracili kontakt i nie mogła mu tego powiedzieć. Uważała, że Partick idealnie zastępuje dziecku ojca i że mały jest szczęśliwy. Gdyby teraz w ich życiu znów pojawił się David zburzyłby ten cały bezpieczny świat, który budowała.
    Pchnęła drzwi wejściowe do ulubionego miejsca jej synka. Noe była łasuchem i tą cechę Miles odziedziczył a u niego była nawet zdwojona.
    -Hej.- uśmiechnęła się do znajomej stojącej za ladą. Wpadali tu na prawdę często. Ściągnęła małemu kurteczkę a on pobiegł wlepił wzrok w muffinki na wystawie.
    -No, wybieraj.- ponagliła go ciemnoskóra.
    -Co słychać?- zwróciła się do Gaby podnosząc na nią wzrok i uśmiechnęła się promiennie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiał się wesoło, słysząc tak miłą prośbę. Przytulił ją nadzwyczaj mocno, bo naprawdę cieszył się, że ją widzi. Przyjaźnie z tamtego okresu jego życia są dla niego najważniejsze, bo dzięki nim mógł się pozbierać po pewnych wydarzeniach.. Jej monolog ucieszył go, przynajmniej nie tylko on lubił zalewać ludzi różnymi nowościami.
    - Tak pamiętam ją - przytaknął i opowiedział jej potem o różnych dowcipach, które robili jej z innymi kolegami. Miło było sobie przypomnieć te zabawne sytuacje. Tęsknił za tymi czasami bardziej, niż to sobie uświadamiał.
    - Już się najadłem patrząc na nią - mówił to równie przyjaźnie i miło jak Gaby.- U mnie? Nic ciekawego. Chociaż w sumie.. Gram w zespole. Wiesz, w końcu znalazłem genialnych chłopaków. Musisz nas posłuchać! Masz czas w piątek? Jak chcesz to możesz nas zobaczyć w Offshore.- uśmiechał się bez przerwy, delektując się przepysznym wypiekiem i chwaląc ją za pyszną kawę. Całe to spotkanie było dla niego niezwykle miłe. Opowiadał jej o wszystkim co mu leży na sercu, bo dawno nie spotkał tak pozytywnej osoby.
    Robert Hunter

    OdpowiedzUsuń
  32. - Nie wiem czy powinnam się obrazić czy raczej podziękować za porównanie do jednorożca - zaśmiała się melodyjnie, chwytając w swoje smukłe dłonie kubek pełen kawy. Powolnym ruchem przystawiła go sobie do ust, a następnie napiła się tego, jakże cudownego napoju, który dodawał jej energii w kryzysowych sytuacjach - no ale skoro tak, to widzę się jutro o dwudziestej pierwszej na korytarzu. Już gotową, bez żadnych wymówek, chociaż znając życie, to ja prędzej bym jakąś wynalazła niż Ty - mówiąc, cały czas się uśmiechała i trzymała kubek, grzejąc sobie nieco zmarznięte ręce - A tak, to w ogóle co u Ciebie słychać? Dowiedziałaś się może ostatnio czegoś ciekawego, czym się jeszcze ze mną nie podzieliłaś? - dopytywała. Jako zapracowana pani doktor nie miała czasu na czytanie najświeższych gazet, dlatego z chęcią wysłuchiwała wszelkich opowieści znajomych.
    Rosemary Stranger

    OdpowiedzUsuń
  33. Noemi Neytiri29.04.2013, 19:47

    Słuchała jej z uśmiechem cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
    -Zbankrutujesz przez te prezenty od firmy.- rzuciła z rozbawieniem spoglądając na ucieszonego małego, który już zajął swoje ulubione miejsce i zaczął pałaszować słodycz.
    -Nie wiem, jakoś mi się ostatnio nie wiedzie, odkąd fundacja splajtowała non stop latam po jakichś rozmowach kwalifikacyjnych ale jak ktoś dowiaduje się, że jestem samotną matką to od razu kończy rozmowę.- pokręciła głową z niesmakiem.
    -Zrobiłabyś mi jeszcze kawę? Bo padam już, jakiegoś kopa potrzebuję.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Nie kłam... Tak nie może być... - Roger z tego wszystkiego aż wstał i zaczął zbierać kawałki rozpałki z ziemi, huśtawki, stołu i całego ogrodu. Andrea miała rozmach. Rozmach i zakaz zbliżania się do Cesara, bo chociaż niby Roger zgodził się ostatecznie z tezą, że była już dorosła, to nie miał najmniejszego zamiaru porzucać swojej roli starszego brata, który został powołany na ten świat, żeby zawracać jej dupę i doprowadzać ją do szału. No.

    OdpowiedzUsuń
  35. [Próbowała wymyślić coś naprawdę ambitnego, ale na próbach się niestety skończyło... ;< ale jeżeli o mniej ambitne pomysły chodzi to Prim jako żarłok mogłaby być częstym gościem muffiniarni G. pytanie tylko znają się, czy nie znają? Ja osobiście zrobiłabym z nich psiapsióły, a co! :D Może być? Chyba, że wpadł Ci do głowy jakiś ambitniejszy pomysł.:D ]

    Primrose.

    OdpowiedzUsuń
  36. [No to jeżeli chodzi o wątek to ja z chęcią, w końcu po to tu jestem. I w sumie jest mi to obojętne czy z Gaby czy z Cesarem. Ale dobra jestem pod kartą Gaby to może pierw zacznę tutaj:
    Cukiernia Gaby mogłaby być jednym z tych miejsc, do których Ethan wciąż przychodzi. Dziewczyna mogłaby zauważyć, że za każdym razem kiedy tu przychodzi jest jakiś niemrawy i jakoś mogłaby spróbować go zagadać, pocieszyć. Albo, mogą się po prostu znać skądś już wcześniej i mogą razem włóczyć się po mieście i takie tam :D]
    Ethan Smith

    OdpowiedzUsuń