8 maja 2013

Why d'ya sing with me at all?


Rosemary Loren d'Scape | 25 lat | projektantka wnętrz

-Jakie to uczucie? - spytała wodząc ręką po dywanie trawy, który ścielił się pod nią kilometrami.
Patrick spojrzał oczyma koloru nieba na nią, marszcząc nos. Uniósł się na łokciach i zaczął wbijać wzrok tam, gdzie błądziły zielone tęczówki Rose.Wzruszył lekko ramionami.
-Nie kłam, dobrze wiesz. Nie chcesz mi tego opowiedzieć z jakiegoś powodu. - teraz patrzyła na niego.
Uśmiechał się jakby chciał powiedzieć "Tak i co z tego? Siłą tego ze mnie nie wydrzesz. Nikt nie wydrze." Rosemary wsparła się na dłoniach i także lekko podniosła.
-Któregoś dnia sama się dowiem. Co? -dodała, widząc, że Patrick się śmieje. -Bawi cię to? -zmarszczyła lekko brwi, jakby nie wierzyła w uśmiech na jego twarzy i lekko drżące ramiona.
Chłopak, nadal uśmiechając się, szybko zaprzeczył głową. Nie życzy jej aby się dowiedziała. To wcale nie było dobre uczucie. Robi się dziwnie mdło, mały zawrót głowy, krew odchodzi z mózgu i nagle uświadamiasz sobie, że pod stopami nie ma gruntu, a ty widzisz ciemność. Śmierć kliniczna to trauma, nie przeżycie.
-Patrick, na mnie już pora. Muszę dokończyć jeden projekt i kota nakarmić.- powiedziała wstając i otrzepując sukienkę z płatków kwiatów i trawy, którą się rzucali.
Chłopak złapał ją za rękę, jakby nie chciał żeby znikała. Jego oczy mówiły tak wiele i tak niewiele zarazem. Rose przyklęknęła przy nim i objęła go. 
-Wrócę w sobotę. Obiecuję, że wrócę w sobotę i pożegnamy się. -uśmiechnęła się cierpko.
Patrick skinął głową i puścił dziewczynę. Siedział w sadzie pod kwitnącą wiśnią i patrzył jak Rosemary odjeżdża na rowerze. Jej włosy i sukienka falowały lekko. Zerwał się wiatr. Kwiaty wiśni zaczęły spadać niczym śnieg. Jedyną myślą jaką pobudzała go do życia, było to, że zobaczy ją w sobotę.

Dobrze wiedział jak bardzo go kochała. Jaki sprawił jej zawód tym, że postanowił wrócić do ojca. Nigdy nie ośmielił się być z nią bliżej. Była jak anioł. Nietykalna i czysta. Kochała go jakby był cudem świata i dawał jej tyle ciepła ile jest w stanie pomieścić człowiek. Nigdy tym nie wzgardził. 
Ale też nigdy nie okazał jej, że równie mocno ją kocha. Może to ostatnia szansa? Ostatni raz kiedy ich oczy się spotkają. Sobota, ah! Jak to ładnie brzmi... Patrick zaciągnął się po raz ostatni zapachem wiśni, otrzepał dłonie i poszedł wolno do domu. Wyczekiwał tego dnia, kiedy Rosemary dowie się, że zawsze była dla niego wszystkim.


Ale nie dowiedziała się już nigdy.
Musiał lecieć szybszym lotem na Nową Zelandię. Nie używał telefonu ani komputera. Nie mógł się z nią skontaktować. Znał jej adres. Stwierdził, że napisze kiedy już dotrze do nowego domu.
W głowie huczało mu od myśli i obrazów. Widok twarzy Rosemary, która dzwoni do jego drzwi, ale nikt jej nie otwiera. Jej czujne oczy, kiedy nasłuchuje kroków i szczęku zamka. Chwila zwątpienia i usiądzie na klatce. Będzie czekać na niego, myśląc, że wyszedł po mleko czy kawę. Będzie czekać godzinę, dwie, cztery, osiem, aż koło północy zrozumie, że zaraz ma ostatni autobus.
Może Rosemary nigdy się już nie uśmiechnie?
Może będzie ronić łzy?
Może nie będzie chciała go znać?


Nie. Rosemary zwyczajnie zdębiała. Cała anielska opoka, jaką była obłożona, rozpuściła się jak pod prysznicem kwasu rzeczywistości, jaką otaczała ją teraz. Patrick został wymazany z jej pamięci jak ołówkowy ludzik gumką do ścierania. Od tamtej pory nie było już tamtej Rose, wręcz zabroniła tak do siebie mówić.
-Cholera, mam imię, więc go nie zdrabniaj jak psu. -warczała, gdy ktoś próbował ją nazywać inaczej. 
Skończyły się zwiewne sukienki, pantofelki, delikatny makijaż, łagodne słownictwo, skromność. Zrobiła się wręcz chora. Przez jedno 'żegnaj', którego nie usłyszała i nie wypowiedziała.
Jej śmiech był bezgraniczny. Już nic jej nie dotykało. Już przeżyła swoją śmierć. Chciała żyć dalej. Nie resztkami sił, czołgając się i chwytając każdej brzytwy, nie. Chciała pokazać, że nic jej nie dotknie głębiej niż przez skórę. Myślała, że nie miała już duszy. Dusza umarła gdy siedziała na klatce cztery godziny, zastanawiając się czy Patrickowi nic nie jest. Cztery godziny po to, aby sześć dni później dostać list, w którym wszystko wyjaśnił. 

Nie obchodziły ją wyjaśnienia, chciała nowego życia.
Życia w którym coś będzie pewne. W którym nie będzie budziła się rano z myślą: dziś może mnie pokocha. 


Ciekawostki:

>Rosemary pochodzi z Francji, jej rodzice nadal tam mieszkają,
>nazwisko jakie nosi jest jej matki, nie ojca,
>ma kota Carmela
>pracuje we własnej firmie, projektującej wnętrza
>mieszka na Brooklinie, w małym apartamencie na dziesiątym piętrze
>lubi nowe twarze
>wciąż pije Vermoutha ze Spirem


[Witam Was serdecznie! Jeśli macie ciekawy pomysł na wątek, po prostu go zacznijcie. Dostosuję się jak tylko mogę.]

59 komentarzy:

  1. [ Ho ho. Moja matka już wie, że ma prze...tegowane, jak już "urosnę" bo się na Nową Zelandię wyprowadzam, mimo faktu, że nigdy nie byłam xD Wciskam ten kraj i BJa wszędzie, to już kwestia przyzwyczajenia.
    No i coś by wypadało jako wątek zaproponować, ale...yyyy... dobra, bez bicia przyznaję, że nie umiem wymyślać.]

    Scoobert.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Och, dzięki, już Cię kocham, bo nie trzeba Cię błagać o zaczęcie c:]

    Dzień bez pracy do dzień idealny. Co prawda, Scooby lubi swoją robotę, ale ileż można tam siedzieć i bezmyślnie bawić się pokrętłami i gadać jak psychol do mikrofonu, kiedy jest się w sumie samemu w pomieszczeniu. Czasem czuje się jak idiota, kiedy tak rozmawia sam do siebie, ale myśl, że może ktoś jednak to słyszy utrzymuje go w przekonaniu, że jednak warto. Poza tym, i tak jest psychiczny, więc to niczego nie zmienia. Jakby nie patrzeć, wychodzenie z psem na spacer nie należy do ulubionych zajęć psychopatów, ale Caulfield lubi chodzić do parku i gapić się na ludzi. Fajne sceny można zobaczyć, kiedy ktoś nawet nie wie, że jest obserwowany. I pies przy okazji ma rozrywkę. Tak jak i teraz. Parkowe, ciche uliczki. Słychać tylko łapy Junkie'ego grzebiące w trawie i krzakach. Tak swoją drogą, kto normalny nazywa psa Ćpun? No to już szczyt choroby psychicznej Scooberta. W każdym razie, w zasięgu wzroku nie było zbyt wielu ludzi. Cóż, może po prostu taka godzina? Kto wie.
    Nawet nie patrzał jak idzie, gdzie idzie i czy pies idzie z nim. Po prostu bezmyślnie szedł, jak zwykle zanurzony we własnym świecie. Przydeptana kartka pewnie uszłaby jego uwadze, gdyby nie fakt, że ktoś się o nią upomniał.
    - Może chce mnie przewiać? Nieładnie ze strony wiatru - stwierdził, od razu ciesząc się jak głupi do sera. Podniósł kartki, nie pozwalając im już dalej uciec. Rzecz jasna, nie mógł na nie nie spojrzeć.- Ładne - rzucił rzeczowo.

    Scooby.

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Co prawda, obiecałam to już kiedyś koleżance, ale spoko, bo się nie upomina o moją wierność xD]

    Rozejrzał się konspiracyjnie, jakby czuł, że właśnie obserwują go jakieś tajne służby.
    - Ja nic nie zrobiłem, za co mnie wiatr karze? - udał strasznie załamanego sytuacją, ale długo nie potrafi być smutny, więc uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej krótką historyjkę.- Nie jestem najlepszy w wyrażaniu zachwytu, ale obiecuję poprawę - pokiwał głową, w tym samym czasie odganiając ręką psa, by ten nie podeptał szkiców. Owczarek, więc powierzchnia łap do niszczenia idealna.- Dużo tych kartek.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Nie świrem, nie świrem tylko... ach, fakt świrem. Bo ja lubię świrów. Zaczynasz mieć coraz fajniejsze pomysły, wiesz? Kontynuuj, bo lubię jak coś się dzieje! :D]

    - Praca, jak praca, fakt - przyznał, odczepiając smycz, którą miał przyczepioną do szlufek. To nie był dobry pomysł, bo za każdym razem miał problem, żeby smycz znów zaczepiona była o psią obrożę, a nie o jego spodnie.- Junkie się zwie - odparł, w końcu przytwierdzając metalowy haczyk na zwierzęciu.- Głupi jest, więc się nie zdziw, jak na Ciebie skoczy i będzie lizać jak popapraniec. Mnie tak budzi, więc rozumiesz.

    Scooby.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Oł jea, to bszmi tak szalenie xD]

    - Oj, no wiesz, Junkie potrafi siedzieć ze mną w radiu i gryźć mnie po nogach, kiedy już mu się nudzi. I zjada mi zupki chińskie, zanim je jeszcze zdążę zrobić - rzucił. Tak, to normalne, kiedy pies zjada makaron i w sumie to gryzie wszystko, co znajdzie. Łącznie ze sobą samym.- Scooby jestem - uścisnął jej dłoń.- I mówię sam do siebie, bo mam taką pracę - dodał nieco tajemniczo.- To znaczy, mówię i teoretycznie ktoś słucha, ale nigdy nic nie wiadomo. Radio sprawa bardzo ciekawa - wyjaśnił.- Poza tym, nie przesadzaj, zachowujesz się serio normalnie w porównaniu ze mną, który to krzyczy o szóstej rano "wstawać, bo mi się nudzi" do mikrofonu - uśmiechnął się wymownie.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Wiesz, sama jestem porypańcem, więc wiem, o co chodzi xD Z tym, że jestem o wiele bardzie aspołeczna, ale to nie ważne]

    - Czasem trzeba pogadać z kimś na równym poziomie inteligencji, na przykład ze sobą - rzucił na pocieszenie. Też mi wytłumaczenie.- Nie znam się na nowościach. Ostatnio zdarzyło mi się włączyć jakąś stację, co właśnie takie "hity" puszczała i nie znałem niczego. Jestem genialny. Ale wiesz, puszczam to, co mnie się podoba. Ale rockowe jest właściwie zawsze. A jak już nie wiem, co dać, to sobie losuję płyty. Ostatnio w ten sposób połamałem moje kochane Sex Pistols, więc zacząłem się tarzać po podłodze i krzyczeć, że nie jestem wart życia na tym świecie - uśmiechnął się uroczo, mimo swoich durnych słów.- Nie. I nie znam kudłatego. Ani całej reszty, jakkolwiek się nazywali - pokręcił głową z rozbawieniem. Ludzie często pytali go o takie rzeczy.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  7. - Był zoofilem? Pewnie nadal jest. Tum du du dum...- zrobił wielkie oczy, naśladując melodię z jakiegoś podrzędnego horroru. Siadło mu na łeb już całkiem. Albo to przez tą otwartość. Nawet przy ludziach, których nie znał zachowywał się jak niezły przypał.- Ja nie chciałem, serio, sama się połamała. Ale spoko, kupiłem nową - wyjaśnił. Gdzieżby śmiał zrobić to umyślnie!- To jest mało artystyczny nieład. Chyba. Nie wiem, nie patrzałem w lustro, żeby nie pękło - przyznał. To idealne wytłumaczenie na swój niedopracowany wygląd.- Tak, jestem psychiczny i się nie kryję, choć chyba trochę powinienem...I za dużo gadam.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  8. - Ja już sam siebie potrafię denerwować, bo gadam głupoty - wzruszył ramionami, mocniej przytrzymując psa, który już nie chciał stać w miejscu. Poza tym, Scooby ma to do siebie, że jak ze sobą rozmawia, to się kłóci. Z nikim się tak nie kłóci jak sam ze sobą.- Coś czuję, że fryzjer wysłał już za mną list gończy - stwierdził, dmuchając sobie w grzywkę. W sumie to zawsze lubił, jak się mu tykało włosy. Sam lubił się bawić czyimiś, więc swoje też chętnie oddawał.- Idziesz ze mną gdzieś dalej? Bo Junkie się domaga spaceru.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  9. - U mnie wszystko żyje własnym życiem - pokiwał głową, wzdychając głośno. Jeśli u Scooby'ego w mieszkaniu znajdzie się ogarnięte i czyste miejsce, to będzie to mikrofala, bo gdzieś trzeba podgrzać sobie żarcie z fast foodów.- Wiesz, to niezły pomysł... - uśmiechnął się złośliwie, odwracając się do psa.- Junkie, kochanie, jesteś mi winien sporo kasy, bo powietrzem to ty się nie żywisz... - roześmiał się, bo pies średnio się przejął.- No nie ważne, chodźmy.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę go to rozbawiło. Aż mu się przypomniało szkolne przepisywanie zadań domowych na czyichś plechach, kiedy nie było już na czym. Zabawna sytuacja.
    - To musi być męczące - stwierdził.- Dlatego nie mogę pracować jako tako dla ludzi. Pomagać im mogę, bardzo chętnie, ale kiedym mam zrobić coś dla idioty, któremu nic nie pasuje to po prostu załamuję ręce, nogi i wszystko inne - pokręcił głową.- A czemu zajęłaś się akurat taką pracą?

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  11. - Taką radiową fascynacją zaraził mnie wspólnik mojego ojca. Jakoś tak wyszło, że przez jakiś czas byłem z jego córką, a on zaczął mnie traktować jak rodzinę. Kiedyś miał radio i zawsze mi mówił, że to fajna sprawa. Pomógł mi założyć własne i tak już zostałem. Lubię się w to bawić - wyjaśnił całą historię. To nie skomplikowane, ale trochę długie.- Bo ja tutaj z Nowej Zelandii przybyłem. Dawno temu. Jak kolonizatorzy, czy coś - uśmiechnął się szeroko, kiedy zdał sobie sprawę, że nie jest aż taki stary.- Lubię jeść. Jak wracam z pracy to zawsze wstępuję do baru, który mam koło domu i już nawet nie mówię, co chce, bo oni znają moje menu lepiej niż ja.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  12. - A czemu aż tak źle Ci się kojarzy, jeśli można wiedzieć?- zagadnął. Co jak co, ale był ciekawski. Czasem aż przesadzał z wciskaniem nosa w nieswoje sprawy, ale cóż, bywa.- Jedzenie zawsze bardzo chętnie - uśmiechnął się szeroko, nie mając nic przeciwko jej propozycji.- A co z psem? Nie będzie przeszkadzać? - o to też w sumie wypadało zapytać. Junkie zbyt ułożony i grzeczny nie jest przecież.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  13. - Co prawda, lubię historyjki, ale nie musisz mówić. Serio, nie będę naciskać - od razu zaczął się bronić, ażeby nie było, że do czegokolwiek zmusza.
    Wszedł do mieszkania, od razu mówiąc do psa coś w stylu "spróbuj pogryźć buty, a Cię po drodze do domu gdzieś zostawię". Rozejrzał się po wnętrzu.
    - Tu też sama projektowałaś? - zagadnął. Jego mieszkanie było kompletnie inne, bo znajdowało się w dość starej zabudowie. Wysokie sufity, strasznie duże i nieustawne pokoje. Jest co odkurzać, w skrócie mówiąc. Usiadł w fotelu, a Junkie zaraz przyleciał do niego i położył się pod nogami.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  14. W ciszy wysłuchał jej historii. Co prawda, był sam w sobie cholernie ciekawski i nie myślał o tym, że to może kogoś urazić, ale po fakcie zawsze to do niego dochodziło. Gryzło aż do kiedy był pewien, że druga osoba nie poczuła się przez to źle.
    - Kiepsko, faktycznie, kiepsko - szepnął, znów niespecjalnie wyrażając, tym razem, negatywne uczucia. Nie był najlepszy w okazywaniu emocji, a już szczególnie tych przykrych. Podsunął się bliżej niej, usiadł zaraz obok. Nie chciał jakoś specjalnie zaburzać jej przestrzeni osobistej, ale, jak zwykle, się tym nie przejął.- Tylko mi się tu nie rozpłacz. Mam tendencję do zarażania się czyimś nastrojem, a pewnie nie chcesz widzieć ryczącego faceta, nie? - uśmiechnął się delikatnie, chcąc poprawić jej humor.- Bo wiesz, ja na Nowej Zelandii zostawiłem wszystkich przyjaciół. Naprawdę niefajnie jest mieć 15 lat i nagle przenieść się do innego miasta, kraju, na inny kontynent, prawda?

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiechnął się szeroko, nogą odganiając psa, by nie pchał się fotel.
    - Nie tyle, że mi płacz ubliża, ale wiesz, jak zacznę, to nie przestanę i dopiero będzie. Będę siedział, jadł lody z pudełka i oglądał komedie romantyczne, co chwilę obcierając chusteczkami czerwone od łez oczy - przedstawił jej niebywałą wizję. Takie obrazy raczej przedstawia się w telewizji, ale Scooby nadal sądzi, że zobaczy to kiedyś na żywo.- Tak więc, uśmiechnij się, no dalej - nie wytrzymał i sam uniósł palcami kąciki jej ust.- Każdy lepiej wygląda, kiedy nie płacze, wiesz? - pokiwał głową, jakby nie wiadomo jak znał się na sprawie.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  16. - Jestem szurniętym optymistą, wiem i nie przeszkadza mi to zbytnio, szczerze mówiąc - wzruszył ramionami, ciesząc się jak głupi do sera.- Lepiej nie jeść lodów, kiedy ogląda się coś śmiesznego. Serio. Próbowałem i później się okazało, że więcej lodów było wszędzie wokół. A może to ja po prostu zbyt impulsywny jestem, nie wiem - dodał, przestając naruszać jej przestrzeń osobistą. Odsunął się kawałek, siadając wygodniej. Wyciągnął jeszcze rękę, by pogłaskać kota, który siedział na kolanach dziewczyny. Scooby lubi zwierzątka, oj lubi.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  17. Zagryzł wargę, uśmiechając się przebiegle, jakby knuł niecny plan leżący na równi ze zrzuceniem bomby na Hiroszimę.
    - Wiesz co? Uwielbiam, kiedy ktoś pyta, czy chcę piwa - przyznał dość oględnie, ale zaraz wyjaśnił.- Bo wiesz, nie wypada odmawiać i w ogóle. Dają to bierz, biją to uciekaj, czy coś tam. A ja grzeczny jestem i takie tam, więc nigdy nie odmawiam - uśmiechnął się potulnie, mimo że wiedział, że nikt się na takie gierki nie nabierze. I tak jest starym pijakiem.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Wiedziałem, że się nie nabierzesz - przewrócił oczami, jakby go tym zaskoczyła. Poczekał aż wróci, w tym samym czasie głaszcząc kota. Junkie był nieco zazdrosny, więc też dołączył się do zwierzaka.
    - No wiesz, chwilowo mógłbym umrzeć jedynie z przyjemności, ale nie wiem, czy to możliwe - uśmiechnął się, przejmując od niej piwo. Jakoś nie miał też specjalnych oporów przed zapaleniem papierosa. Jak się bawić, to się bawić.- Poza tym, jakbym tu zdechł, to byłoby kiepsko. Gdzie byś ciało pochowała?

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  20. - Będzie śmierdzieć zwłokami, prędzej czy później - stwierdził.- Ewentualnie możesz mnie pociąć i sprzedać jako cielęcinę. Albo zmielić, rozdrobnić i takie tam, no wiesz, nawóz jakiś. Choć.. nie! Czekaj! To zatruje glebę - roześmiał się. Nie ma to jak planować zagospodarowanie własnego ciała po śmierci.- No wiesz, ja jem strasznie dużo. Cały czas, w sumie - przyznał, zabierając się za pizzę. Już nawet nie liczył, który to posiłek w ciągu dnia.- "Auć" to mało powiedziane. Ale chyba nie trzeba będzie amputować, nie? - spojrzał na jej rękę okiem eksperta, którym nie jest i nie będzie.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  21. - A tam, więcej rzeczy się mieszało i się przeżyło - stwierdził tonem rasowego ćpuna, alkoholika i kryminalisty. Coś w tym może było. Po części.- Hak? Chcesz mieć hak?! Matko. Będziesz sobie mogła na niego te kartki nabić - roześmiał się, już sobie to wyobrażając. Dość abstrakcyjna wizja, nie ma co.- Ale ja nie jestem lekarzem! Jedyne co umiem to fragment resuscytacji! Ale usta-usta nie pomagają na krwawienie, chyba.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  22. Sam nie był w stanie powstrzymać śmiechu. I w sumie nie chciał. Skoro ona się śmiała, to i on nie będzie siedział jak kołek. Oparł się i położył głowę na oparciu, wyginając ją trochę w tył.
    - Ej, ale jak się śmiejesz to tętna nie spowalniasz i szybciej się wykrwawisz - wydukał, jakby to było coś równie zabawnego.- Uspokójmy się i opracujmy plan działania. Albo znajdźmy plastry.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  23. - No bo nie jestem pewien, nie sprawdzałem - przyznał.- Co prawda, według ludzi, metodą usta-usta się nie leczy krwawienia, ale różnie to bywa - wzruszył ramionami. Metody niekonwencjonalne, czy coś.- Wiesz, nie mogę jeść, kiedy się śmieję - dodał, już się uspokajając. Jak się już zaczął śmiać, to ciężko było mu przestać.- Co? A, nie, spoko możesz sobie leżeć - machnął na to ręką, nie mając nic przeciwko.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  24. - To poważny problem jest - stwierdził niby poważnie. No bo jak wybrać, co woli się wypić? Lepiej już nie mieć wyboru i pić co jest, ale sytuacja jest inna.- Wypiję co przyniesiesz - rzucił. Nie robiło mu to różnicy.
    Wziął kota na ręce, cały czas go głaszcząc. Wstał z siedzenia i skierował się do kuchni, żeby nie rozmawiać z Rosemary na odległość.
    - Mieszkasz sama z kotem, tak w ogóle?

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  25. - Będziesz żyć, gwarantuję Ci to - stwierdził, patrząc na jej rękę. Co prawda, widok ran do najfajniejszych nie należy, ale Scooby to na tyle dziwne zwierzątko, że nawet krew go dosłownie fascynuje.- Nie masz w tym mieście kompletnie nikogo? - zagadnął. No tak, faktycznie, zaproszenie kogoś po dosłownie chwilowej znajomości nie jest najnormalniejsze w świecie, ale jakoś nie zwrócił na to uwagi.- No wiesz, ja potrafię siedzieć w autobusie, albo gdzieś i gadać do ludzi, którzy akurat siedzą obok.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  26. - Jestem w o tyle lepszej sytuacji, że mam tu rodzinę. Moja matka potrafi przyjść do mnie z niezapowiedzianą wizytą i marudzić, że nie sprzątam - uśmiechnął się delikatnie. Przez to i może wychodził nieco na maminsynka, ale w sumie wiedział lepiej, że nim nie jest.- Zawsze możemy się gdzieś razem wybrać, zabawić i poznać trochę nowych ludzi - zaproponował.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  27. - Ale najbardziej denerwująca jest moja siostra, która przychodzi do mnie, nie dość, że bez zapowiedzi, to jeszcze z samego rana i budzi mnie, siada na brzegu łóżka i z rozbrajającym uśmiechem na twarzy grzecznie pyta, czy już sobie znalazłem dziewczynę - przewrócił oczami, zaraz wbijając wzrok w podłogę. Ręką cały czas bezmyślnie jeździł po sierści kota.- Wiesz, jak dla mnie, to możemy iść nawet i dzisiaj - rzucił.- Jak już zaczęliśmy pić, to możemy dokończyć.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  28. Uśmiechnął się na samą myśl o dalszym imprezowaniu. Ale taka prawda, że skoro już zaczęli, to skończyć wypada. Grzecznie odłożył kota na fotel, żeby nie specjalnie wyrywać go ze snu.
    - A co z moim psem? - zagadnął jeszcze. Ta kwestia wymagała omówienia.- Może odprowadzimy go najpierw do mnie, czy coś, bo chwilowo nie wiem, co z nim zrobić - spojrzał na Junkie'ego, jakby ten pokrzyżował mu plany, choć pies jakoś nie specjalnie tu zawinił.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  29. - Dobra, to zaprowadzimy psa a później pójdziemy się gdzieś rozerwać, tak? - zagadnął po raz ostatni, mając nadzieję, że nie napotkają żadnych przeszkód na drodze i plan uda się w pełni zrealizować.
    Junkie, rzecz jasna, ucieszył się widząc przypinaną do swojej obroży smycz, bo oznaczało to wyjście na dwór.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  30. - Nie martw się, ale założę się, że nie będę na tyle trzeźwy, żeby tu z powrotem trafić - roześmiał się. Znał siebie i swoje zapędy alkoholowe, więc doskonale wiedział, że to może się ciekawie skończyć.- Ale obiecuję, że Cię nigdzie samej nie zostawię - dodał, ale zaraz wydukał małe sprostowanie.- Obydwoje będziemy spać na chodniku.
    Wyszedł z mieszkania, ciągnąc za sobą psa.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  31. - Dobra, niech Ci będzie - przewrócił oczami jak dziecko, które przegrało zakład. Ba, po co mu nerki? Ma przecież tyle innych części ciała!- Wątrobę też chcesz? Ale zaznaczam, że używana i nadwyrężona wódką - roześmiał się.- A tam, niema tragedii. Skoro chodzimy w te same miejsca w parku, to nie mogę mieszkać zbyt daleko, nie? Chyba, że bym maszerował przez pół miasta. To niedaleko. Damy radę.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  32. - Ludzie bez wątroby łączmy się - szepnął teatralnie. Jakby tak mu zrobić badania, to pewnie ciekawe wyniki by były. Te o chorobach psychicznych też.- A co za różnica? O matko, też się nie pomalowałem. Straszne - roześmiał się, łapiąc się za głowę.- Ty tu od razu planujesz urozmaicić sobie wieczór gwałtem? Nie wywołuj wilka z lasu - ostrzegł, jakby był obeznany z tematem.- A znasz jakiś dobry klub, bar, czy cokolwiek? - zagadnął, biorąc od niej papierosa.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  33. - No wiesz, pytam, czy znasz klub, bo ja właśnie nie pamiętam nigdy, gdzie byłem. A szczególnie jak pójdę z siostrą. Nie raz zdarzyło mi się zapomnieć gdzie mieszkam, a co dopiero, gdzie balowałem - wzruszył ramionami. Nic sobie z tego faktu nie robił, bo też po co. Było, minęło, ach, ewentualnie zdarzy się raz jeszcze, ale to można chyba pominąć.- Bo wiesz, musimy wybrać, gdzie idziemy, żeby pójść gdziekolwiek, a później nie wiedzieć, jak wrócić - roześmiał się.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  34. - Wiesz, moja siostra jest ode mnie młodsza, a ma rodzinę i małe dziecko, nie. I mnie dręczy, że chce być ciocią. Ta to ma marzenia - roześmiał się. Co jak co, ale Scooby nie dość, że się na ojca nie nadaje, to jeszcze nikt go nie chce. Dziwne, serio, dziwne.- Alkoholizm się zaczyna, kiedy wódka jest smaczniejsza od coli - stwierdził rzeczowo, jak jakiś lekarz.- Moi przyjaciele ograniczają się do ludzi, którzy znają mnie, a ja nie wiem, kim są.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  35. - Dzieci to zło i niszczarki wszelkich ważnych papierów - stwierdził krótko, mając już takie doświadczenia, kiedy to jego roczny siostrzeniec postanowił pobawić się jeszcze niezapłaconymi rachunkami.- Bo w sumie to nie mam nikogo takiego bliższego, bo ze wszystkimi jakoś kontakty mnie się pourywały. Ale za to znajomych, których nie znam to mam od cholery. Witają się ze mną nawet, mimo że nie wiem jak się nazywają. Ba, wiedzą, kiedy mam urodziny.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  36. - Nawet ja czasem nie pamiętam o swoich urodzinach, ale jak rano wstaję, to widzę SMSy od nieznanych numerów, a w nich życzenia, to wtedy mam taki zaskok "ło kurwa, ale jestem stary" - zaczął się śmiać, przytrzymując psa bliżej siebie, żeby sobie za daleko nie poszedł.- Poza tym, to tylko Junkie się mną jeszcze interesuje, bo jakby nie ja, to nie miałby co jeść. Jest ode mnie zależny, więc mnie chociaż kocha. Albo udaje.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  37. - To straszne, bo to znaczy, że jednak nikt mnie nie kocha. Czas kupić żyletkę i się pociąć - pokręcił głową, mówiąc na tyle poważnym tonem, że chyba nawet sam sobie by uwierzył, że to co mówi jest na serio.- Nie lubię rozmawiać przez telefon. Wolę SMSy, bo przynajmniej mogę udawać, że coś mnie interesuje, a ktoś nie wyczuje sarkazmu w moim głosie. Ale szczerze powiem, że już mam problemy z posługiwaniem się innymi telefonami, niż dotykowymi. Poza tym, na dobrych telefonach można grać w Simsy i topić ludzi w basenach. To moje hobby - roześmiał się.- Nie, zaraz będziemy na miejscu.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  38. - Moim innym zainteresowaniem jest robienie kilkuosobowych rodzin i rozkochiwanie wszystkich w sobie nawzajem. Później każę im się całować i pozwalam innym na to patrzeć, żeby się zaraz pobili i znienawidzili. Moda na Sukces, normalnie - roześmiał się. Tak, Scooby nie jest raczej rozwinięty emocjonalnie. Albo jest, ale w złym kierunku.- To tutaj - wskazał ręką na jedną z niewysokich kamienic. Wszedł do środka, do razu mijając się z jakimś sąsiadem, którego nawet nie zna.- Nie przestrasz się nieporządku - ostrzegł otwierając drzwi. Mieszka na parterze, więc daleko iść nie musieli.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  39. Co jak co, ale sprzątać to on nie lubił. Rzecz jasna, najlepszą wymówką na to, czemu ma wieczny syf w domu było stwierdzenie, że nie ma czasu. Nie każdy się jednak na to nabierał.
    - Poczekaj chwilkę, muszę wziąć pieniądze - przypomniał sobie, kiedy odpinał psa. Odłożył smycz na wieszak przy wejściu i szybkim krokiem pomaszerował do kuchni, żeby zabrać nieco grosza.- Czyli mówisz, że to blisko, tak? - zagadnął, wracając do dziewczyny. Wcisnął w kieszenie wszystko, co miał wziąć i już był gotów do wyjścia.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  40. Lubił zaciemnione miejsca. Wbrew pozorom nie wpędzały go w denny nastrój, bo to raczej robiło słońce. Kiedy promienie waliły mu w twarz, a chodząc po parku wszędzie widywał zakochane pary to dopiero czuł się beznadziejnie. Ale jak jest mrocznie to nie ma nad czym się użalać.
    - Dzisiaj rozpijamy się razem. Zobaczymy kto kogo tu będzie do domu odprowadzał - roześmiał się, a zaraz zaczął się zastanawiać, czego chce się napić.- Whisky z lodem. Ot, bez wymyślania.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  41. - Przeszkadza Ci, jak ktoś na Ciebie mówi Rose? A Rosy? Wiesz, różnie ludzie mówią - zagadnął.- Mnie na przykład obojętnie, jak się na mnie mówi, bo jak się zamyślę, to reaguję tylko na "masz" albo "patrz, jedzenie" - roześmiał się, rozglądając się po pomieszczeniu.- Fajnie tu jest. Jak jest ciemniej, to nie widać jak mało reprezentacyjnie wyglądam. Pozytywnie - dodał, wciąż się śmiejąc. Chyba powinien czasem przystopować ze śmiechem.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  42. - Mówisz, że Rose to dla psa? A Scooby to dla kogo? - parsknął śmiechem. Jak już się uspokoił, napił się trunku, zastanawiając się, czy chce zapalić. Cóż, zbytnio ciągnie, żeby odmówić. Wziął więc papierosa, dystyngowanie dziękując. Zapalił powoli, przyglądając się jakiejś parze siedzącej nieopodal. Miał to do siebie, że potrafił bezczelnie gapić się na ludzi i sądził, że nikt nie widzi.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  43. Takie bezczelne gapienie się na ludzi to normalność, a Scooby robi to tak bezmyślnie, że czasem nie zdaje sobie sprawy z tego, że to robi. Sprawa jest to bardzo skomplikowana. Szczególnie, kiedy wróci do rzeczywistości i generalnie nie wie o co chodzi. Tak jak teraz.
    - Powiedz mi, że nikt nie zauważył, że się patrzę na ludzi - szepnął konspiracyjnie.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  44. [ ma mondrość jest na tyle dobra, że chyba rozumiem xD]

    - W sumie, nie wiem, na co się patrzałem - stwierdził, choć nie był pewien co do prawdziwości tego zdania. Patrzy się tak, cholera wie na co, i nawet tego nie kontroluje.- Bo wiesz, jak widzę, że ktoś się całuje, to mi się przypomina, że nie mam z kim - parsknął śmiechem.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  45. [ TAg, jasne xD]

    Jego śmieszy wszystko, co nie powinno. Czarny humor, suche żarty, niezbyt wyszukane dowcipy o własnej samotności. Generalnie wszystko jest zabawne, nawet jeśli będzie to śmiech przez łzy.
    - Proponuję się upić i o tym zapomnieć - zarządził od razu biorąc się do rzeczy i opróżniając szklankę.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  46. - Och, nie myślmy o tym. Udajmy, że nic głupiego jeszcze dzisiaj nie zrobiłem - roześmiał się, kładąc głowę na blacie. Teraz wyglądał jak rasowy pijak. I to jeszcze taki po rozwodzie i generalnie z depresją.- Jest na sali jeszcze ktoś, na kogo mógłbym się zagapić?

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  47. - O jejku, lubię się patrzeć. Jak chcesz, to mogę się tak gapić na Ciebie, ale nie gwarantuję, że jak się tak zapatrzę to nie zacznę się ślinić, czy coś tam - zamachał zabawnie brwiami, nadal trzymając głowę na blacie. Po chwili jednak usiadł już normalnie.- Ja żyję, nie odlatuję i jestem jeszcze trzeźwy, tak więc poproszę jeszcze raz to samo.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  48. Picie w stylu Scooby'ego to po prostu picie ile wlezie, ile jest i aż człowiek nie zapomni kim jest, tudzież nie zaśnie. Jak pić, to na umór. Przecież alkohol nie jest od tego, żeby smakował, ale żeby kopał.
    - A... żyję. Wiesz? Jest w porządku - zachichotał, opróżniając już którąś z rzędu szklankę whisky z lodem.- Zaczyna mi już odpierdalać - stwierdził, rozglądając się szybko wokół.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  49. Był już na tyle wstawiony, że zgodziłby się na wszystko, a szczególnie, kiedy byłoby to oznaczone etykietką "wyzwanie". Ale bez takiej etykietki też jest skłonny do szaleństwa.
    - Zatańczyć, mówisz - szepnął sam do siebie, odstawiając pustą szklankę na blat. Aż zahuczało, ale szkło wciąż było całe. Na szczęście.- Czy wybierze się panienka ze mną na parkiet? - zagadnął szarmanckim tonem, złażąc z barowego stołka.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  50. - To miło - ukłonił się delikatnie, biorąc ją za rękę, by zaraz skierować się w miejsce, gdzie było nieco więcej wolnej przestrzeni do tańca, niżeli przy barze.- Niech się panienka nie przejmuje moim brakiem umiejętności jak i stanem trzeźwości - zastrzegł od razu. Sam miał wrażenie, że świat powoli się zaczyna kręcić.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  51. - Oj, nie znasz moich możliwości, a właściwie ich braku - roześmiał się, rozglądając się wokół. Zastanawiał się, czy ktoś jeszcze ma zamiar wyjść na parkiet i dołączyć do nich, ale zaczął w to wątpić. Ach, nie ważne. Scooby chce zatańczyć, więc nie będzie się przejmował ludźmi.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  52. - Czuję się jak w psychiatryku - stwierdził ze śmiechem. Wszyscy się o siebie obijają, zdają się niczego nie zauważać i generalnie zachowują się jak w transie. Scooby, będąc niewyedukowanym psychologiem i psychiatrą, sam wysnuł diagnozę dla tego tłumu.- Napić się to ja zawsze chętnie. Wiesz, w gardełku szybko zasycha - odparł.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  53. - Daj spokój, jestem świrem i się nie ukrywam - puścił do niej oczko, ciesząc się jak dziecko. To chyba główny przejaw choroby psychicznej: wieczny zaciesz.- Oooo.... ależ nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie - objął ją mocno, jakby była małą dziewczynką, którą trzeba się zaopiekować. A on jakimś księciem. Dość pijanym księciem z dość pijaną księżniczką.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  54. Poluźnił uścisk na tyle, by móc dziewczynę zanieść do baru, a nie po drodze udusić. Przecież tu jest zbyt wielu świadków na morderstwo!
    - Dzisiaj robię wszystko. Ja generalnie nie mam zbyt wielu zahamowań, ale dzisiaj w ogóle nie mam żadnych - ostrzegł. Jak jest pijany to przestaje racjonalnie myśleć i robi wiele głupich rzeczy.- Ludzie sobie poradzą i bez nas. Zobacz, więcej miejsca mają! Więcej miejsca, żeby się przewracać - roześmiał się.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  55. - No. Podobno. W dowodzie tak napisali, chcesz zobaczyć? - roześmiał się, mimo że propozycja była całkiem na serio. Lepiej nie pytać, po co sprawdzać cokolwiek w dowodzie, ale on ma swój świat.- Będziemy siedzieć tylko tutaj, czy idziemy gdzieś jeszcze? - zagadnął, dystyngowanie popijając whisky. Nie ma to jak udawanie dżentelmena.

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  56. - Ach, no, przejrzałaś mnie. Teraz będę musiał przełożyć moje nikczemne plany zawładnięcia światem na kiedy indziej! Kurwa, znowu muszę szukać wolnego terminu - pokręcił głową ze zdegustowaną miną, ale zaraz wybuchnął gromkim śmiechem. Dopił trunek do końca.- Dobra. Ileż można siedzieć w jednym miejscu!

    Scooby

    OdpowiedzUsuń
  57. - Straszna rzecz, faktycznie. Może przynieś kolesiowi czekoladę, bo to dużo kalorii ma, więc przestanie chudnąć? - zaproponował bezmyślnie. To jedyne rozwiązanie, jakie w ogóle przyszło mu do tej głupiej głowy.- Oh, teraz... no nie wiem, a gdzie chcesz iść? - zagadnął, jakoś nie mając mądrych pomysłów.

    Scooby.

    OdpowiedzUsuń
  58. - Tylko Ty mi się tu zbytnio nie przewracaj, bo to będzie efekt domino, jakby nie patrzeć - stwierdził ze śmiechem. Sam do zbyt trzeźwych i poprawnie ruszających się stanowczo nie należał. Ba, Scooby nie umie chodzić, nawet jak nic nie wypije. No, przewraca się o własne nogi, na prostej drodze potrafi się wyrąbać.- Przed siebie! Daleko! Na koniec tęczy? - rozejrzał się, mówiąc z lekką wątpliwością.- A, nie, dobra, nie ma tęczy.

    Scooby.

    OdpowiedzUsuń
  59. [Hej :) Jakiś pomysł na wątek? Ja może proponuję wspólną serię dekoracji do wnętrz :D]

    Igor

    OdpowiedzUsuń