8 maja 2013

And the welfare is asphyxiating.




S  c  o  o  b  e  r  t    D  a  n  g  e  r   

C  A   U   L   F   I   E   L  D
| Głos z radia | Pan dziecko | Pan zabawny | Pan szurnięty szalony |
| Mieszkanie dzieli z psem | Singiel z przymusu | Nowo Zelandzka krew | 
| 25 lat | Urodzony 17.02 | Wychowany w Auckland, Nowa Zelandia | W NY od 10 lat |
| Miłośnik motocykli i starych samochodów | Niespełniony rockman | Popapraniec |


MAMY WOLNOŚĆ SŁOWA I WOLNOŚĆ BYCIA SOBĄ.
MAMY PRAWO WYBORU I PRAWO DO BYCIA IDIOTĄ.


Akt I
SCENA I - "PRZED NARODZINAMI"

Wychowany w Nowej Zelandii, w największym jej mieście - w Auckland. Rodzice, starsza siostra, młodsza siostra, pies, rybki w akwarium, kłócenie się o pilota od telewizora, zabieranie sobie zabawek, obcinanie lalek na łyso, ot, normalna rodzina. Należy też wspomnieć, że rodzice Scooby'ego pochodzą z Australii. Obydwoje tam właśnie mieszkali, tam się poznali i tam urodziła się starsza córka Caulfieldów - Nancy. Mike, ojciec, odziedziczył wtedy dom po swojej zmarłej babci. Dom pod Christchurch. Rodzina jednak nie chciała mieszkać na wsi, a mimo to wyjechać do Nowej Zelandii pragnęli, kojarząc to miejsce z czymś bardzo przyjemnym. Postanowili sprzedać posiadłość, a za pieniądze uzyskane z transakcji kupić mieszkanie w którymś z miast. Donna, matka, miała kuzynostwo w Auckland, więc początkowo zamieszkali z jej krewnym, by później odnaleźć jakieś miejsce dla siebie. Miasto wyjątkowo im się spodobało, więc kupili dość duże mieszkanie właśnie tam. Kiedy ich córka miała trzy lata, urodził się jej braciszek - Scoobert Danger.

SCENA II - "DZIECIŃSTWO"

Ciężko wyjaśnić co kierowało rodzicami chłopca, kiedy wybierali dla niego imię - cóż, trzeba jednak przyznać, że jest oryginalne. Scooby wychowywał się w bardzo sprzyjającym otoczeniu. Początkowo miał tylko jedną siostrę, ale w swoje czwarte urodziny dowiedział się, że w prezencie dostanie jeszcze jedną. Nie ukrywał niezadowolenia sytuacją, bo co jak co, ale się nie cieszył. Trudno. Mała i tak się urodziła. Ochrzczono ją jako Destiny Jasminę. Do tej pory wszyscy zwracają się do niej na per DJ. Teraz było ich troje: siedmioletnia Nancy, czteroletni Scooby i kilku miesięczna DJ. Rodzeństwo jakoś się dogadywało, jak to dzieci. Czasem tylko pożarli się o jakąś głupotę, ale chłopak i tak zawsze bronił sióstr, a szczególnie tej młodszej, za którą czuł się odpowiedzialny.

SCENA III - "DORASTANIE" 

Okres nastoletniego buntu nie ominął i Scooby'ego. Co gorsza, namawiał do złego swoją ukochaną DJ. Ona, będąc od niego młodsza o cztery lata, nie specjalnie protestowała. Wiecznie zabierał ją ze sobą, kiedy szedł gdzieś z kolegami, wtajemniczał we wszystko, co robił. A nie robił nic dobrego. Pił, palił, szlajał się po nocach i dewastował miasto razem z grupką znajomych. I z Destiny. Bardzo zżył się z Młodą, mimo że nic dobrego razem nie zdziałali. Kiedy Scoobert miał 15 lat, jego ojciec dostał bardzo atrakcyjną ofertę pracy. W Nowym Jorku. Nie spodobało się to ani chłopakowi, ani jego siostrze, która zawsze stała za nim murem. We dwoje przeciw reszcie rodziny nie mieli wiele do gadania, więc cała piątka spakowała grzecznie manatki i wyjechała za ocean, do Niezasypiającego Miasta. 

Akt II
SCENA I - "WELCOME TO NEW YORK CITY"

Wielkie miasto, a on praktycznie sam. Nowa szkoła, nowi ludzie, jeszcze więcej problemów. Tutaj też wdał się w średnio dobre towarzystwo. Mimo że rodzice sądzili, że zmiana klimatu pomoże ich synowi wyjść na prostą, on i tak powrócił do starych zachowań i zaczął być coraz częstszym gościem na miejscowej komendzie. Nikomu to nie pasowało, bo Scooby niszczył wizerunek idealnej rodziny, za jaką uważali się Caulfieldowie. Wysoko sytuowany ojciec, poważna korporacja, wydawnictwo, popularne czasopismo i taki syn? To nie idzie ze sobą w parze. Wszystko względnie ustabilizowało się dopiero, kiedy skończył osiemnaście lat. Na zabój zakochał się w córce wspólnika swojego ojca. Dziewczyna miała na imię Abby i, jak na jego gust, była zniewalająco piękna. Młodsza od niego o rok koleżanka wprowadziła w jego życie więcej ładu. Co prawda, ich związek nie trwał długo, ale do tej pory utrzymują ze sobą przyjazne stosunki.

SCENA II - "POCZĄTKI DOROSŁOŚCI"

Jako częsty bywalec w domu swojej - wtedy jeszcze - dziewczyny, przyjaźnił się też z jej ojcem, panem Jeffersonem. Ów mężczyzna, przed rozpoczęciem współpracy z Mike'iem Caulfieldem, zajmował się szeroko pojętą działalnością radiową - prowadził nawet własną stację. Często mówił chłopakowi, jak fajnie jest siedzieć za mikrofonem z myślą, że ktoś Cię słucha. Scooby był tym coraz bardziej zainteresowany, więc postanowił związać się z tymże zajęciem - pracą w radiu. Z ogromną pomocą ojca Abby, założył początkowo bardzo małą rozgłośnię. Mając 20 lat i zero innego pomysłu na życie ten pomysł był wybawieniem. Sebastian Jefferson traktował Caulfielda jak syna, a chłopak naprawdę wiele mu zawdzięcza.

SCENA III - "TERAZ I TYLKO TERAZ"

Do końca nie porzucił pomysłu takiej a nie innej firmy. Po jakimś czasie rozgłośnia zyskała niewielką popularność pod nazwą Rock The City Out. Scooby, przez swoje zamiłowanie do muzyki rockowej, stworzył radio nadające praktycznie tylko takie brzmienia. Początkowo pracował tam sam, a pan Sebastian pomagał mu jedynie w formalnościach. Pracy jednak zaczęło przybywać, więc Scoobert zatrudnił kilku pracowników. Teraz już jakoś radzi sobie w biznesie. Rozgłośnia nie bije rekordów popularności, ale przynosi zyski wystarczające do spokojnego życia jej pracowników.


___________________________________________________________

CHARAKTER 

Jest człowiekiem bardzo zakręconym i nieogarniętym, przy czym bardzo uroczym. Wiecznie zabiegany, zawsze spóźniony. Z jego twarzy prawie nigdy nie schodzi uśmiech, a z głowy nigdy nie wychodzi pozytywne myślenie i ogólna radość. Carpe diem. Życie jest za krótkie na zmartwienia, więc mimo problemów dorosłości nadal jest niepoprawnym optymistą, romantykiem, bezpruderyjnym popaprańcem i beztroskim dzieckiem w ciele przeciętnego faceta. Typ człowieka do rany przyłóż. Choć raczej superbohaterem w obcisłych gatkach to by nie chciał być. Pomocny, zawsze chętny wysłuchać trosk i narzekań, choć sam nigdy się nie skarży i raczej nie pokazuje, że coś go gryzie. Jest bardzo bezpośredni, często żartuje, ironizuje i flirtuje. Najpierw mówi, później myśli. Na pewno nie jest tchórzem, jak jego kreskówkowy pierwowzór. Gdyby ktoś chciał go zabić, to pewnie najpierw wybuchnąłby gromkim śmiechem, a zaraz po tym tarzał by się po podłodze, rechocząc jak głupi, co na bank zdezorientowałoby napastnika. Scooby jest też bardzo otwarty i gadatliwy. Łatwo nawiązuje nowe znajomości i prawie niczego przed ludźmi nie ukrywa. No właśnie prawie niczego. Każdy ma przecież takie małe, nieważne i nic nieznaczące sekreciki, prawda?
___________________________________________________________

WYGLĄD

Cóż. Scooby wcale nie jest brązowy w czarne plamy i nie ma nienaturalnie długich nóg. Jest przeciętnym człowiekiem. Pod wieloma względami, ale nie z każdej strony. Z tłumu nie wyróżniają go czarne, rozczochrane włosy, które czasem farbuje na coś w rodzaju blondu, ani kompletnie zwyczajna postura, czy ten marny metr siedemdziesiąt dwa wzrostu. Zielone oczy też nie specjalnie przyciągają spojrzenia przypadkowych przechodniów, bo kto spiesząc się do pracy gapi się na czyjeś tęczówki? Jest jednak też coś, przez co mógłby się zdradzić, gdyby był złoczyńcą i okradłby bank, gdzie nagrałby go kamery video. Tatuaże. Przecież to znak rozpoznawczy i ciężki do podrobienia kawałek człowieka. Scooby wytatuował sobie prawie całe ręce i zaoszczędził nieco tuszu na klatkę piersiową. Mimo że często przykrywa ów dzieła bluzą, to i tak często można je podziwiać. 



__________________________________________________________
Na zdjęciu/gifie pan Billie Joe Armstrong.
Chce ktoś którąś z postaci z karty? A proszę bardzo, nie mam nic przeciwko.




86 komentarzy:

  1. [No proszę, kogo tu przywiało xD. Aż wypada się przywitać i zaproponować jakiś fajny wątek. To ja wątek proponuję ale daj pomysł, bo ja nie mam żadnego :( ]
    Alison McCall

    OdpowiedzUsuń
  2. [Oooo, kocham Nową Zelandię, jadę w tym roku :) Sympatyczna postać, no i twarz BJ Armstronga to już ma sympatii. Jak chcesz wącić ze złośnicą to zapraszam notkę wstecz :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zaczynam więc :)]

    -Jeśli całą noc leje, to jakie jest prawdopodobieństwo, że popołudniu będzie na tyle ciepło, że będę mogła wyjść do Central Parku i popracować na ławce, hm? - powiedziała dość głośno do swojego kota, który uważnie wpatrywał się w nią z parapetu.
    Zbliżała się czwarta, powoli świtało, deszcz jakby umilkł, a Rosemary nie mogła zasnąć, więc prowadziła rozmowę... monolog z Carmelem, który zawsze wydawał się słuchać.
    -Czasem brakuje, żebyś wzruszył ramionami albo powiedział 'co mnie to obchodzi, dziewczyno...' -mruknęła, przerzucając sie na drugi bok - dobranoc, Carmelko.

    Rano pogoda była piękna. Prawie dwadzieścia cztery stopnie na termometrze, przyszyły Rosemary niezrywalny uśmiech. Ciepło było kojące po nieprzespanej nocy. Dziewczyna ubrała swoją ulubioną, pasiastą tunikę i czarne legginsy do ćwiekowanych szpilek, co ukoronowała rozpuszczonymi włosami. Koło dwunastej chwyciła swoje szkice i projekty, pęk ołówków, gumek i temperówkę i udała się na ulubioną ławkę do Central Parku, gdzie zazwyczaj nikt jej nie przeszkadza. Zazwyczaj.
    Usiadła po turecku, wyjęła podkładkę i miękkim ołówkiem kończyła swój nowy projekt dla jakiejś bogatej panienki, która swoimi instrukcjami nieźle namieszała Rosemary z rysunkiem. Resztę bazgrołów położyła obok swojego kolana i kontynuowała.
    Zawsze przed przedstawieniem zamówienia przez klienta, Rosemary dawała mu kartkę i ołówek, aby w najprostszy sposób, kółkami i kwadratami narysował rzuty pomieszczenia. Potem rysowała sobie w 3D, po czym klient nanosił miliony poprawek. Na sam koniec Rosemary technicznie kończyła wypociny i przerysowywała gotowy pokój na tablet. Dużo roboty, ale i dużo pieniędzy.
    Gdy tak rozmyślała co by jeszcze dodać do projektu, zerwał się wiatr i wszystkie kartki poleciały jakiemuś przechodniemu na nogi.
    -Jak łazisz człowieku, że wiatr w twoją stronę wieje -zażartowała uśmiechając się do nieznajomego i wstała, aby pozbierać projekty.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ok, ja Cię też. na Nowej Zelandii zalegalizowali związki homo, możemy żyć razem :c]

    -No no, uważaj -powiedziała nieco ciszej, rozglądając się - wiatry są cwane i przebiegłe - uśmiechnęła się znowu. -Ładne? Ej, wybacz mi, ale przypomniało mi się jak na studiach malowałam jakiś obraz, miał z metr wysokości i półtora szerokości, zajął mi miesiąc przygotowań i trzy malowania, potem weszła moja mama i mówi: ładne. -zamilkła przez chwilę- nóż w nerkę, stary... Nóż w nerkę ... -pokiwała głową jak nad największą żałobą - O, pies. -poklepała po łbie psa, który przybiegł do chłopaka i ocknęła się, że miała zbierać papiery, które uciekły jej spod kolana. Schyliła się i zaczęła dobierać je do wolnej dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  5. -Taka praca - westchnęła- dużo zachodu o małe pomieszczenie, ktore jednak ktoś musi nabazgrać -uśmiechnęła się.
    Cieszyło ją, że w końcu może mowić do kogoś kto, odpowie. Kogoś kto nie jest... hm, kotem.
    Kiedy już wszystko pozbierała, wstała.
    -Jak się wabi? -spytała patrząc na psa.

    [wybacz, że tak krótko. ej, on jest świrem. zeswatamy ich?]

    OdpowiedzUsuń
  6. -Co tam, Ćpunku...? - powiedziała z troskliwością do psa, który teraz starał się na nią skoczyć, a ona odganiała jego pysk od swojej twarzy - psy są z natury głupie. -pokiwała głową jakby to było jakieś oczywiste czy coś- ja mam kota, jeśli byś poznał Carmela to wiedziałbyś co to głupota. Kot, który nie miałczy i bawi się z psami jak drugi pies. -ucichła na chwilę -oh tak, to zdanie miało wielki sens. Bardzo dobrze, Rosemary -mruknęła z ironią już do siebie - o właśnie, mam na imię Rosemary -wyciągnęła do niego rękę. -I jestem pieprzonym projektantem wnętrz snobistycznych ludzi, który nie mają pomysłu gdzie postawić kanapę i jaki dać kolor ścian. I mam kota. I straszny bałagan na biurku. I nie umiem się przedstawiać ludziom, więc jak mnie ojciec nauczył; mówię co akurat pomyślę o sobie, więc musisz mi wybaczyć zachowanie na pograniczu naćpanego -spojrzała mimowolnie na psa- a człowieka, który właśnie wydostał się kaftanika.

    [bardzo dobrze! niech bedą sfiksowani tógewer :3]

    OdpowiedzUsuń
  7. [pal licho, że szalenie. ja jestem takim porypem i mam przyjaciela o podobnej mentalności, więc ludzie źle nas odbierają :c]

    -Często przyłapuje się na tym, że gadam do siebie w autobusie czy metrze i nigdy w porę orientuje się, że jednak ktoś na mnie patrzy i słucha mojego wywodu. To jakby mieć radio w głowie, wiesz. Nigdy nie wiadomo czy ktoś słucha... -powiedziała tajemniczo - chyba rozumiesz, panie radiowiec, znasz ten ból. Tylko w moim przypadku gorzej jak jednak mam świadomość, że ktoś słyszy. Jakie gatunki puszczasz w radiu? Jak takie śmieszne popowe nowości to mi nie mów, bo będzie mi przykro, że kolejne radio zeszło na psy... - wydęła usta jakby rozmyślała - chociaż to byłoby nie w porządku gdyby w każdej stacji puszczali rocka i ambiet czy prog rocka. Wtedy ci ludzie o niższej zawartości umysłowej ode mnie byliby znudzeni, a każdemu należy się trochę radości z życia czy radia... Scooby. - zachichrała - no imię masz genialnie dobrane. -spoważniała chwilę - jeździsz furgonetką ?

    OdpowiedzUsuń
  8. -Uff.. odetchnęła z ulgą na wieść o Kudłatym - był zoofilem - powiedziała szeptem, jakby ktokolwiek prócz nich i psa stał w pobliżu stu metrów. -Sex Pistols... Ej, jak mogłeś. -powiedziała całkiem serio. Lubiła ten zespół. Za dzieciaka ojciec puszczał go cały czas w samochodzie. - ej, nie krytykuję, ale co ty masz na głowie? -stanęła na palcach, bo miała zaledwie 160 cm wzrostu - brakuje mi tylko gniazda i kukułki albo nie! Sokoła. O. Sokoły są mega.
    "Dziewczyno, zastanów się. Czy ten człowiek ma na tyle zniszczoną psychikę, czy starasz się mu ją dobić? Czas na odwrót. Nie bij faceta, jezu, ona ma na imię jak pies, swoimi kretyństwami, to że ty jesteś taka jaka jesteś to nie znaczy, że masz się tym nad ludźmi znęcasz. I upewnij się czy mówisz na głos, bo nigdy się nie upewniasz i zawsze mówisz." - tym razem pomyślała, robiąc przy tym co najmniej dziwną minę, unosząc brew do góry i przekrzywiając głowę.
    -A, tym razem powiedziałam to w myślach. -odetchnęła. -Czy ty masz zniszczoną psychikę czy przez poziom mojego zniszczenia tak mi się wydaje?

    OdpowiedzUsuń
  9. -Oh- odetchnęłam z ulgą - za dużo czasu spędzam sama z sobą, więc już nie rozróżniam -uśmiechnęła się do mężczyzny.
    "Nie rób tego, uroczy facet, ale pewnie nie dla ciebie, jak każdy facet... Cholera, nie patrz na niego, dobrze wiesz, że twoje wielkie oczyska wszystko zdradzają. Każde uczucie."
    Ale było za późno. Scooby psychiczny czy komiczny owinął ją w swoje sidła. Co ona mogła poradzić? Lubiła wariatów. Ale co z tego, poznala go w parku, przypadkiem, pewnie nigdy się nie spotkają.
    Rozmyślając tak, mimowolnie poprawiła mu pare kosmyków opadających na czoło.
    "Co się z tobą Rosemary dzieje?"

    OdpowiedzUsuń
  10. -O... Ja.. Hm - zamyśliła się.
    "Rusz się, skończyłaś ten projekt. Rusz się, rusz, rusz."
    Zebrała swoje ołówki i inne śmieci z ławki, pakując je do wytartej torby z płótna razem z kartkami.
    -W porządku, skończyłam co bazgrałam -uśmiechnęła się do niego. -Moje włosy własnym życiem żyją -wskazała na sterczący do boku kosmyk - niedługo będę im kazała czynsz płacić. Póki co muszę coś na kota narzucić bo za dużo przestrzeni mi zajmuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chwilę przeglądała swoje bazgroły w milczeniu, kiedy zorientowała się, że nie podpisała jakiejś komody czy meblościanki, a właściwie jej wymiarów.
    -O nie, stój! -powiedziała z taką powagą jakby co najmniej zostawiła gdzieś milion dolarów i musiała po nie wrócić.
    Oparła kartkę na plecach Scoobiego i dorysowała coś. Jakieś dwie minuty później oderwała papier od jego pleców.
    -Wybacz mi, mam sklerozę i nie pamiętam o poszczególnych pierdołach. -schowała wszystko znów do torby -a później klienci się skarżą. To takie chamskie. Przychodzi ci obca maruda, narzuca ci miliony poprawek na papier i jeszcze wciąż ma pretensje.. -pokręciła głową - raz mi się śniło, że goniła mnie jakaś snobka z ołowkiem i groziła, że mnie nim zadzga. Dwa tygodnie rysowałam na tablecie...

    OdpowiedzUsuń
  12. -Chyba dlatego, że gdyby nie ona to już zupełnie sfiksowałabym gadając do Carmela. -wzruszyła ramionami - a ty, dlaczego akurat w radiu? Gadanie do siebie jest męczące. Właściwie to chciałam pracować w studiu, nawet kiedyś prowadziłam małą audycję, mieszkając we Francji. Dużo ludzi się tam przewinęło, lubiłam to. Ale wyjechałam a studia, tutaj i tak zostałam. Swego czasu miałam jechać na Nową Zelandię, ale nie chcę już. Boże, mieszka tam człowiek, który zniszczył mi życie i przez niego już nie wiedziałam gdzie mam ręce, gdzie nogi, ani jak się je przez jakieś cztery miesiące - zaśmiała się- nie polecam, żarcie to cud. Nie wyobrażam sobie dnia bez fast fooda.

    OdpowiedzUsuń
  13. -Na Nowej Zelandii jest pięknie, fakt, ale źle mi się kojarzy. Ja wciąż dzwonię do pizzerii albo po chińszczyznę. Właściwie to zgłodniałam jak pies. Pójdziemy po coś na wynos? -uśmiechnęła się do niego - w prawdzie jesteśmy pod moim blokiem już. Wpadasz na bardzo niezdrowe żarcie w towarzystwie bardzo niezdrowej kobiety i bardzo niezdrowego kota w już nie bardzo zabałaganionym mieszkaniu, bo wczoraj bardzo sprzątnęła? -przystanęła - o, będzie mi bardzo miło. -dorzuciła.

    OdpowiedzUsuń
  14. -O jezu, mam opowiedzieć ci historię mojej wielkiej nieszczęsnej miłości? -westchnęła- nie jest jakaś ciekawa, ale mogę... -otworzyła drzwi do klatki i weszła.
    Wcisnęła guzik od windy.
    -Z psem bez problemu, niech sobie robi co chce. To mieszkanie to i tak armagedon na kółkach. Brakuje tylko palmy na środku salonu i smoka na pralce.
    Wjechali na nieszczęsne dziesiąte piętro, otworzyła drzwi i weszła do niewielkiego nowocześnie urządzonego mieszkania. Pierwsze co po zdjęciu butów, chwyciła za telefon i zamówiła największą pizze jaką mieli w knajpie.
    -Siadaj gdzie chcesz- wskazała na kanapę, dwa fotele i poduszki rozwalone po całym salonie.
    Sama usiadła na jedną z większych poduszek.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Taki pomysł to nie pomysł tym bardziej, że każdy wątek z Tobą był w parku na spacerze z psem xD. Chcę być oryginalna i teraz jak Ci walnę pomysłem to spadniesz z krzesła. Nie no... Żartuję. Ale postaram się aby był fajny.
    Dziesięć lat temu poznali się na jakieś imprezie. Zaczęliby kręcić ze sobą, mizdrzyć się i tak dalej. Lecz pewnego dnia ona by zerwała z nim kontakt, gdyż stwierdziłaby, że i tak nikt nie chciałby dziewczyny z domu dziecka, a ponadto zaczęła kręcić z Jasonem i to on wygrał.
    Zastanawiam się, czy on mógłby mieszkać na Upper West Side, bo jeśli tak to może mieszkać pod nią. Ona mieszka tam od kilku miesięcy i nie zdążyła wszystkich poznać. I pewnego dnia szłaby sobie z pieskiem na spacer, a piesek postanowiłyby zrobić jej numer i wszedłby do jego mieszkania, bo byłyby drzwi otwarte.
    Drugi pomysł na spotkanie to taki, że Alison pracowałaby tam gdzie on. A o ile się nie mylę, to radio jest xD. To znaczy... Działałaby pod przykrywką, bo ktoś by podejrzewał, ze dzieje sie tam coś niedobrego i tak dalej. I On musiałby się zająć nową pracownicą.]
    Ali

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. -Sama, na początku projektowałam to mieszkanie dla jakiegoś małżeństwa, pomieszkali w nim rok i urodziło im się dziecko, więc go sprzedali. Byłam wtedy taka zakręcona, że nie czaiłam, że sama zaplanowałam rozkład. A podoba mi sie. Miałam kompletnie wolną rękę. -usiadła wygodniej -Cóż, apropo Zelandii; powiem tyle, że chciałam się z kimś pożegnać, ale ta osoba szybciej postanowiła polecieć na Nową Zelandię. Sama świadomość, że on gdzieś tam jest mnie dręczy. 'Miłość życia' i takie tam bzdety. -machnęła ręką - Po tym wszystkim jakoś nie umiałam popatrzeć na samą siebie. Jakaś bezbarwna się zrobiłam. Jak nie ja. Już nie szalałam, nie darłam ryja jak tylko się dało, nic mnie nie bawiło. Aż w końcu coś we mnie pękło i zrobiłam obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Cóż. Pozostał tylko uraz do jego twarzy, która jest na trzech czwartych moich zdjęć z kilku ubiegłych lat. No i uraz do Nowej Zelandii. Wydaje mi się, że to trochę niemiłe gdy czekasz na kogoś cztery godziny pod drzwiami, zastanawiając się czemu nie dał znać wcześniej, że wyszedł i; co lepsze; nie ma zamiaru wrócić i powiedzieć głupiego 'żegnaj' -zacisnęła lekko pięści i oczy jej się zaszkliły.
    W tym czasie na kolana wpełzł jej Carmel. Dwuletni dachowiec, upstrzony w łaty. Zamruczał krótko i siadając pyszczkiem w stronę twarzy Rosemary - oparł jedną łapę na jej brzuchu. Zwierzak lubił czasem wgramolić się na nią w najmniej oczekiwanym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Uniosła jeden kącik ust. W prawdzie denerwowało ją przekonanie, że facet nie może płakać. Każdy może. Rozładowanie emocjonalne jest przywilejem dla każdego. Starego, młodego, mężczyzny, kobiety. Nie zauważyła, że po jej policzku pociekła łza.
    -Przepraszam, ogólnie łatwo się denerwuje i przejmuje. Szczególnie innymi. -odgarnęła włosy twarzy - a z tym płaczem u mężczyzn to wydaje mi się, że każdy ma prawo do emocji. Tych złych też. Ludzie są za prości, żeby ich klasyfikować na tych których łzy są do zniesienia i tych u których to nie jest akceptowane. Chociaż podobno faceci czują się umniejszeni przez to, że płaczą. -wzruszyła ramionami. -Prawda. Ja miałam szesnaście jak przeniosłam się tutaj. Na college. Na początku było dziwnie, nikogo nie znałam i z angielskim szło mi jak po grudzie. A potem uznałam, że przecież to nie jest takie ważne czy to są moi ludzi czy obcy. Moi też kiedyś byli obcy. Nie można być zależnym od nich. Z językiem poszło gładko, stałam się jakaś weselsza, bez zahamowań. I ludzie sami do mnie przyszli. W prawdzie nikogo na długo nie zatrzymałam. Patricka chyba najkrócej... -zamknęła oczy w obawie przed kolejną salwą łez.

    OdpowiedzUsuń
  19. Roześmiała się, gdy ten uniósł jej kąciki ust.
    -Zarażasz chorym optymizmem. I racja, ludzie są ładni z uśmiechem, jeez, jestem paskudna -westchnęła szturchając go przyjacielsko w pierś -Ej, w prawdzie nigdy nie widziałam, żeby ktoś płakał z lodami na kolanach, wpierniczając lody. W dennych filmach jedynie. Ale na żywo nie miałam okazji się temu przyjrzeć. -wzruszyła ramionami -to znaczy lubię wpieprzać lody przed telewizorem, ale nie płacząc i nie wydrapując sobie oczu chusteczkami.

    OdpowiedzUsuń
  20. -Bardzo dobrze. Ja swego czasu też zarażałam. Lubiłam to. Smutni ludzie zaczynali się śmiać, sami nie wiedząc czemu. Cuuuudo... To doświadczenie mam z gorącą czekoladą. Raz tak się śmiałam, że poszła mi nosem. Ból. Już nie wiem czy większy, bo wrzątek przeszedł mi przez nozdrza, czy, że zmarnowałam czekoladę..-przeciągnęła się, biorąc Carmela pod pachy -czego chcesz, pchlarzu mój? -powiedziała, a kot zamruczał i miałknął cicho. -Chcesz piwa, Scooby ?

    OdpowiedzUsuń
  21. -Aha, mogę udawać, że wierzę. Palę, piję, brakuje tylko, żebym gwałciła i ćpała, więc dla mnie możesz być i alkoholikiem. Trochę tego piwa mam. Jakieś czternaście butelek -dodała półgłosem.
    Wstała i podeszła do lodówki.Zastanowiła się chwilę i wyciągnęła dwa ciemne piwa. Sięgnęła po otwieracz i dwoma szybkimi ruchami zdjęła kapsle. Butelki zimne jak diabli. Na półce wiszącej nad blatem leżała napoczęta paczka Marlboro. Wyciągnęła jednego papierosa i wsadziła do ust podpalając. Paczkę chwyciła w zęby. W jedną rękę wzięła piwa, a w drugą popielniczkę i zapalniczkę.
    Usiadła obok niego, wręczając mu trunek, odstawiła popielniczkę i wyjęła z zębów paczkę, wystawiając ją do niego.
    -Pal, pij, tylko nie umieraj. -uśmiechnęła się

    OdpowiedzUsuń
  22. -Po co chować. Szafę mam wolną, bo jej zawartość leży wszędzie. -prychnęła -Z resztą koty to padlinożercy, do południa znalazłabym kości, które dałabym Junkiemu - poklepała delikatnie psa po szyi, uśmiechając się. -Ale nie umieraj, póki co dobrze się siedzi. Brakuje tylko tej pizzy.
    W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
    -O, uderz w stół -zaświergotała melodyjnie.
    Poszła odebrać żarcie. Postawiła pudełko wielkości dużego plazmowego telewizora na stole i otworzyła je. Zapach pizzy rozniósł się miło po pokoju. Rosemary usiadła i zaczęła jeść jeden kawałek.
    -Kurde, znów mój pierwszy posiłek w ciągu dnia - uśmiechnęła się - a kilogramy uciekają. -przewróciła oczyma. -To jest wnerwiające. Zabiegam się cały dzień, a potem nie jem, idę do lekarza czy coś, pierwsze co mi mówi to o zaburzeniach żywienia. A mogłabym jeść całe życie, wciąz, bez przerwy. -mówiąc to, spojrzała na swoją dłoń, przy palcu oderwała jej się skórką, którą bez zawahania złapała i oderwała. Przy jej szczęsciu; oderwała także zdrową skórkę i zerwała także ją. Po chwili miała całą czerwoną rękę. -Auć. -mruknęła, wsadzając palec do ust. -Cholera, może nie umrę z głodu tylko z wykrwawienia ?!

    OdpowiedzUsuń
  23. -Takie ilości alkoholu i nikotyny rozpuszczone w twoim ciele narobią niezłego chaosu toksycznością. -mruknęła z palcem w ustach -Nie amputować, ja tą ręką przytrzymuję kartki jak bazgrzę. Myślisz, że zamontują mi hak? - wystawiła zakrwawioną ręką do niego, aby ocenił stan w jakim znajduje się kończyna - doktorze Scooby, prosze nie amputować, uratuj moją rękę! -zaśmiała się

    OdpowiedzUsuń
  24. Roześmiała się. Wyobraziła sobie jak ktoś kto się wykrwawia jest ratowany przez resuscytację. Chciała się z nim podzielić tą wizją, ale za bardzo się śmiała. Rechocząc jak głupia i bujając się, zgarbiła się i oparła głowę o jego udo. Nie mogła przestać się śmiać i wybełkotała coś w stylu 'o boże, mój brzuch', nadal się trzęsąc. Z tej chorej radości, w jaką wpędziła ją wyobraźnia równie chora, popłakała się ze śmiechu, nadal unosząc krwawą rękę w górze.

    OdpowiedzUsuń
  25. Odetchnęła trochę.
    -Ej, w twoim 'chyba', apropo usta-usta na wykrwawianie słyszałam taką nutę zastanowienia czy przypuszczenia -otarła łzy - przejdzie, pokrwawię i przestanę. -wzruszyła ramionami -czemu nie jesz? -spytała nadal leżąc głowa na jego udzie - ciężką mam głowę? -spytała w obawie, że może mu niewygodnie. - wyprostowała się i chwyciła po następnego papierosa.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dopiła jedną trzecią piwa kilkoma łykami i poszła po następne.
    -Dopijaj. -powiedziała nieco głośniej z kuchni - bo wyciąga kolejne dwa. I jakby co to mam słaby łeb, bo niewysoka jestem i mam budowę pokroju patyka, więc po czterech będę już się śmiała bardziej niż zwykle. A uwierz, da się. Chyba, że chcesz drinka? Mam jakieś whiskey i martini. I likier jakiś, ale to słodkie strasznie. Ja sobie martini zrobię. -rzekła, po czym rozniósł się odgłos lanej cieczy do szklanki.
    Mieszkanie było bardzo akustyczne, więc było słychać każdy odgłos. Poniekąd to było utrapieniem tego lokalu.
    W tym czasie Carmel wszedł na kolana Scoobiego, ocierając się wcześniej o Junkiego, wyrażając przy tym radośc jaką dawali mu goście.

    OdpowiedzUsuń
  27. -Tak, pewnie wezmę takich jeszcze pięć i tak umrę -pokiwała głową, przemywając rankę pod kranem. -Długo szukałam lokatora, są tu dwa pokoje, wielka łazienka, kuchnia i salon, co też nie małe są. Nie znalazłam nikogo. Utrzymywać, utrzymuję, nie chodzi mi o kasę. Raczej o to, że nie mam do kogo ust otworzyć. -nalała mu do dużej szklanki whiskey i schyliła się do zamrażarki aby wyjąć lód - Właściwie pokazuje swoją samotność jak tylko mogę. Zwróć uwagę na to, że zaprosiłam cię do siebie bez żadnych oporów. -nieśmiało się uśmiechnęła, wrzucając do whiskey trzy kostki lodu i stanęła naprzeciw niego, także głaszcząc Carmela.

    OdpowiedzUsuń
  28. -Ja tak samo - wygięła usta w nieco zawstydzonym uśmiechu - rozmawiam, opowiadam, wysiadają na przystankach i znikają. W sklepach także. Lubię ludzi. Mogłabym gadać z nieznajomymi ile się da, tylko ludzie nie zawsze są otwarci. Nie mam tu nikogo. Kompletnie. Kilka twarzy których znam z pracy, ale zazwyczaj na jakichś zamkniętych trafiam. Moja przyjaciółka mieszka w Paryżu, przyjeżdża latem na pare tygodni i chyba na tym moje życie towarzyskie się zamyka i nie rozwija dalej. A ja tak kocham się z kimś śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  29. -kurde, chciałabym, żeby chociaz mama mnie opierniczała, że mam syf w mieszkaniu, ale nieeee, siedzę we Francjach i dzwonią raz na pare tygodni, sprawdzają chyba czy żyję -zaśmiała się- tak, jestem jak najbardziej za, mam dosyć siedzenia samej w domu, słuchając jak kot mruczy czy drażniąc się szmerem laptopa, kiedy rysuję... Eeeeh - westchnęła głęboko. Naprawdę miała dosyć samotnego siedzenia w mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  30. Kot, prawie już uśpiony głaskaniem, przymknął oczy, wtulony w rękę Scoobiego.
    -Ja mam brata. Zawsze nosi mnie na rękach i czochra po włosach jak psa -pokazała to na Camelu, który otworzył oczy, wbijając w Rosemary pełen nienawiści i wyrzutu z powodu braku delikatności, wzrok -i też wciąż pyta czy kogoś mam. A jak mam to z nim pije. Wtedy już nie mam nikogo, bo brat mi zabierał ludzi, prowadząc ich na popijawy. W prawdzie.. możemy iść. - weszła do salonu, wkładając papierosy do kieszeni, razem z zapalniczką.

    OdpowiedzUsuń
  31. -Jasne, możemy się przejść do ciebie. -wzruszyła ramionami - po barach nie ma co go taszczyć. O tyle mam mniej z Carmelem problemu- uśmiechnęła się.
    Kot siedział w domu i nie broił. Nie wymagał też spacerowania. Spał grzecznie, nawet trzy czwarte dnia i nikt nie musiał się nim zajmować.
    Cieszyła, że w końcu ruszy tyłek. Ile można siedzieć w domu i pić piwo? W portfelu czaiło się jej trochę drobnych, więc i z tym nie było problemu.

    OdpowiedzUsuń
  32. -Ta, ale z góry musisz mi wybaczyć, że dla mnie zabawa równa się alkoholowi i mój zapłon procentowy jest bardzo opóźniony, a piję szybko -tłumaczyła, zakładając stare, czarne trampki - czyli odnosisz mnie do domu. Klucze zawsze mam w zewnętrznej kieszeni torby -puściła do niego oko, w nadziei że nie zostawi ją na pastwę ulicy. - Nie chcę zostać dawcą nerki, leżąc na chodniku. Spokojnie, jestem lekka. -otworzyła drzwi wejściowe i poczekała aż wyjdzie. Zamknęła je tylko na górny zamek .
    To może być ciężkie. -przeszło jej przez myśl.

    OdpowiedzUsuń
  33. -Ok, śpię od strony ulicy -zaklepała - i jak zabiorą mi nerkę to biorę twoją. Nie ma, że nie ta grupa krwi czy że masz tylko jedną i umrzesz, będe chciała mieć dwie -uśmiechnęła się -czujesz ten zapach w powietrzu? -zaciągnęła się - to zbliżająca się tragedia. Daleko stąd mieszkasz?

    OdpowiedzUsuń
  34. -Nie łudź się, mojej wątroby już dawno nie ma, to co dopiero twoja? Pewnie masz tam kawałek skamieliny pokroju zużytego pumeksu do stóp -ej, nie pomalowałam ryja, nie wstydzisz się mnie? -uniosła brwi.
    Tak naprawdę nigdy się nie malowała. Nie chciało jej się bądź nie miała czasu - tak to tłumaczyła. Tak naprawdę nie umiała. Ale ciiii. Facet pewnie nawet nie zauważył.
    -Nikt mnie nie będzie chciał zgwałcić, ufff... -odetchnęła - to był dobry pomysł jednak.
    Od razu gdy wyszli z klatki, zapaliła papierosa, a drugiego wcisnęła Scoobiemu.

    OdpowiedzUsuń
  35. -Nie, nic nie planuj człowieku, ja ekscesów po pijaku mialam już za dużo. Od wchodzenia na dachy, po wejścia do jakiegoś mieszkania i zrobienia awantury o zdradę jakiemuś chłopakowi, który mówił mi wciąż że nigdy nikogo nie miał. Jezu. To takie przykre -dodała. Wcale się tym nie szczyciła. To była dla niej forma uniżenia samej siebie... -Tak, w jednym cały czas śpię na ladzie i jestem z barmanem na 'ty'. Nazwy za cholerę nie pamiętam, taka spelunka rockowa raczej. Niewielka, czasem garażowe zespoły tam grają. I mają w cholerę ludzi. Raz nawet była fala i zrzucili mnie na scenę. Połamałam sobie rękę i jakiś miesiąc tam nie chodziłam. A potem znowu. I wszyscy mnie pamiętali. A ja nikogo. Boże, jakie to straszne i żenujące.. -mruknęła

    OdpowiedzUsuń
  36. -To znaczy ja tam dojdę i po ciemku. Tylko samej nazwy nie pamiętam. Szyld przypomina splot krzaków, więc jak się napiję to już w ogóle, boże, co tam napisali... przewróciła oczyma - a jakoś wrócimy, najwyżej będziemy pytać o drogę, albo znowu w parku, na ławce. Zdarzyło się nieraz... Jeju, może ja powinnam przestać pić i zacząć... Cholera, nie mam czego zaczynać, mam dobrze płatną pracę i jestem w cholerę ustatkowana. Ciekawe kiedy zaczyna się alkoholizm... -wydęła usta w 'myślącej' minie. -Czasem mi się wydaje, że czas sobie znaleźć przyjaciół i jakiegoś faceta, bo większość mojego wolnego czasu siedzę z kotem w domu.

    OdpowiedzUsuń
  37. -Nie, wszystko okej, ciociowanie, przyjaciele, facet, nawet mieszkanie z nim. Ale nie dzieci. Dzieci płaczą. Przez nich rzuca się papierosy i alkohol. Przez nie robisz się zmęczony, nigdy nie masz czasu i nie możesz wyjść na piwo na całą noc. Dzieci są... -wzdrygnęła się lekko -nie, boże, nie. Zmień temat. Jak ludzie których nie znasz są twoimi przyjaciółmi? Dla mnei przyjacielem będzie ktoś kto zamiast pytać dlaczego zabiłam, weźmie łopatę i zacznie zakopywać zwłoki... -wzruszyła ramionami - ale jedyną taką zostawiłam we Francji.

    OdpowiedzUsuń
  38. -Wyższy poziom znajomości. Pamiętają o twoich urodzinach. O moich pamięta listonosz. Jest Hiszpanem, ma na imię Jose i jest we mnie zakochany. Cholernie się go boję. Jąka się i ma brwi tak wielkie i krzaczaste, że można by się w nich schować. I wciąż wtrąca w zdanie hiszpańskie słowa. Kiedyś też tak z francuskim robilam. I ludzie za nic nie umieli stwierdzić o czym aktualnie gadam. A tak, że obcy się ze mną witają to mam w tym barze właśnie. Barman to bodajże Alan...? Możliwe. Dużo ludzi krzyczy za mną, głośno pyta co u mnie, skądś znają moje sprawy, a ja się uśmiecham i udaje, że jestem wielce zajęta rozmową z barmanem, byleby sobie poszli...

    OdpowiedzUsuń
  39. -Udaje. Jakbym ja dała mu jeść i wyprowadziła go to też by mnie zaczął kochać. To znaczy udawać, że kocha. Carmel tak samo. Tak to się do mnie tuli, a tylko go ktoś pogłaszczę to widzę już w jego oczach jak mówi 'dasz mi mjensko....?' -odwróciła się do Scoobiego i zrobiła oczy rodem kota ze Shreka. - A kobiety robią się coraz dziwniejsze... Raz miałam klientkę, ktora cały czas gadała przez telefon. Jakiś iPhone czy inny syf... Nawet nie umiem na nich wykręcać numerów. Macane telefony są dziwne. W sumie może mówię tak bo mam padakę Nokię -zaśmiała się - Daleko jeszcze do ciebie ?

    OdpowiedzUsuń
  40. -Nie top ich. Lepiej ich głodzić albo murować. Kiedyś orałam w simsy całymi dniami, za dzieciaka jeszcze, jakby na tym życie polegało. A nie polegało... Nie martw się. Czasem mam wątpliwości nawet do tego czy mama mnie kocha. -poklepała go po ramieniu - ja też wolę napisać. Przynajmniej jak ktoś mi poda namiar czy jakiś wymiar to mogę do wiadomości zawsze wrócić, a nie dzwonić do człowieka. Z pamięcią u mnie trudno. Kiedy ktoś mnie pyta o moje panieńskie nazwisko to muszę się chwilę zastanowić czy nie byłam mężatką. Albo o datę urodzenia. Zapominam dnia...

    OdpowiedzUsuń
  41. -Oj tam zaraz przestrasz. Jest syf jest zabawa. -powiedziała wchodząc do środka - nie przeginaj. Da się żyć. -machnęła ręką -zostaw psa i chodź. Nie widziałam, że aż tak blisko tego baru mieszkasz. -zadziwiła się.
    Może i nie był rozwinięty emocjonalnie, ale Rosemary też nie była. Była raczej rozbestwioną, małą niszczycielką i pijaczką. Liczyło się dla niej tylko tyle, aby dobrze wyjść w pracy, a reszta to mało ją obchodziła.Kiedyś była emocjonalną porcelaną, ledwie szturchnąć - już zadrapanie lub potłuczenie. Dziś tylko jeden temat, który już przerabiali ze Scoobym ją przerażał i wprawiał w zaklopotanie. Nieważne. Miała wszystko gdzieś. Chociaż Scooby był szansą na nowego kolegę lub - żyć nie umierać -przyjaciela. Mniej samotności, tak?

    OdpowiedzUsuń
  42. -No. Maksymalnie piętnaście minut drogi. -stanęła przy drzwiach, czekając aż się ruszy.
    I jak planowała. Droga zajęła im niecałe piętnaście minut. Pub był ciemny, urządzony na lata dziewięćdziesiąte. Długie drewniany ławy w okół stolików byly w większości pozajmowane, z głośników unosiła się gitarowa melodia, Led Zeppelin? Rosemary nie była w stanie rozróżnić w tym hałasie. Wolne miejsca były tylko przy barze. Usiadła tam i uśmiechnęła się do Alana.
    -To co zwykle? -zapytał blondyn koło trzydziestki, z twarzą która mówiła o wielu przejściach
    -Taaaa, myślę, że tak.
    -Nie wierzę. Nie przyszłaś sama. -spojrzał na Scoobiego - wielkie zmiany widzę. Co dla ciebie? - odwrócił się do Scooberta.

    OdpowiedzUsuń
  43. -O, widzę, że znacie się od niedawna. Rose jest zawsze tą leżącą na ziemi. - skinął głową na jego zamówienie i puścił oko do dziewczyny.
    -Rosemary. -poprawiła go -nie pamiętam, żebym mówiła, ale dobrze wiem, że każdemu mówiłam, że nienawidzę tego skrótu -rzekła ostro do barmana, który postawił przed nią drinka, a przed Scoobym whiskey.
    -Nie będę wam przeszkadzał -uśmiechnął się do nich barman i zajął się samotną dziewczyna siedzącej parę krzeseł od nich.
    -Stary podrywacz - mruknęła cicho Rosemary - jak ci się tu podoba? Może to nie był dobry wybór, bo ja się odprężam w ciemności,a ty niekoniecznie musisz.

    OdpowiedzUsuń
  44. -Rose mi się tak kojarzy... Tak... Jak do psa. Rosie jeszcze przeżyję. Ale na litość wszystkich żyjących istot na Ziemi - nie Rose. -mruknęła, przewracając oczyma. -No. Ja też wchodzę tu z nadzieją, że nikt mnie dokładnie nie widzi. Tylko tak ogólnikowo. -pociągnęła łyk drinka - powiem ci szczerze, że nie mam pojęcia co piję. Za każdym razem barman mówi do mnie 'to samo?', a ja raz z ciekawości przytaknęłam i mi zasmakowało. -wzruszyła ramionami i przyciągnęła do siebie popielniczkę stojącą na boku. -Za dużo palę. Ale cóż: mam po to dwa płuca! -znów wsadziła do ust papierosa i zaproponowała Scoobiemu. -Się nie krępuj, bierz. -położyła paczkę na barze.

    OdpowiedzUsuń
  45. -Oj cicho - mruknęła, śmiejąc się i znów zaciągnęła się papierosem.
    Po chwili zorientowała się, że Scooby 'nie jest przy niej' i dryfował gdzieś myślami, wpatrując się w zakochaną parkę, rozmawiającą i obściskującą się co jakiś czas.
    Mimowolnie Rosemary też zaczęła się bezczelnie gapić. Minęło trochę chwil, a oni oboje zastygli w zamyśleniu, z oczyma skierowanymi na parę. W pewnym momencie i owa parka zorientowała się, że jest obserwowana. Zrobili nieciekawe miny, szczególnie chłopak, ktory zapewnię chciał już podejść. Rosemary szybko odwróciła twarz w stronę Scoobiego, łapiąc go przy tym za podbródek i kierując go w swoją stronę. Na ustach miała dziwaczny uśmiech, jakby zaraz miała wybuchnąć ze śmiechu.
    -Nie gap się, cholera -wycedziła. Prawie płakała ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  46. -Nie -odszepnęła- ale żyję w założeniu, że ani ja, ani barman, ani ta parka i kilku ciekawskich ludzi którzy razem z tobą gapili się na nich, prawdopodobnie zastanawiając co tam widzisz to ten cały 'nikt' - zagryzła wargi, żeby się nie roześmiać -kontroluj to, ten chłopak prawie tu podszedł, a ja przez ciebie też zaczęłam się bezczelnie gapić. Co tak przykuło twoją uwagę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ej, zgubiłam w zdaniu sens, ale wierzę w twą mondrosc i że to skumałaś :<]

      Usuń
  47. [dobrze, jesteś bardzo mondrom dziefczynkom :<]

    To jej nie rozśmieszyło. Uśmiechnęła się wykrzywiając tylko jeden kącik ust. Trochę było w tym racji. Człowiekowi brakuje ciepła po jakimś czasie. Odwróciła wzrok do Scoobiego przez chwilę i przyjrzała się mu. Jezu. Ilu ludzi jest samotnych. -przeszło jej przez myśl i zaciągnęła się papierosem po czym zapiła go drinkiem. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na parkę siedzącą nieopodal. Taaa. Ona też nie miała z kim się całować.

    OdpowiedzUsuń
  48. -Taaa... -mruknęła, kończąc swój drink i kiwnęła porozumiewawczo do barmana, że aby znów podał to samo - szkoda, że alkohol nie kasuje pamięć sprzed wypicia, tylko kasuje tą która mogłaby być ciekawsza. Co do cholery odwalało się po pijaku?!

    OdpowiedzUsuń
  49. -Hmmm -Rosie zagryzła wargę i zaczęła szukać, rozglądając się. -Nie ma nikogo ślepego, ani nikogo zapitego w trupa, ani.... Hm... Cholera. Nudzisz się, że chcesz się koniecznie zagapiać? - kilkoma wielkimi łykami wypiła swojego drinka.
    -Alan, dajże whiskey z lodem. -zwróciła się do barmana
    -O boże, Rosemary... -mruknął, a jego mina nie wyrażała zachwycenia - spokojniej...
    -Ciii... -mruknęła uśmiechając się słodko - nic się nie będzie złego dziać. Zobacz, mój kolega już zgon zaliczył -wskazała kciukiem na Scoobiego leżącego na blacie.

    OdpowiedzUsuń
  50. -Strzelam, że zaśniesz patrząc na mnie -pociągnęła wielki łyk i opróżniła szklankę po połowy.
    Miała wielką ochotę zapomnieć, że istnieje. Przestanie się przejmować wszystkim i poniesie ją zabawa, odpały i pewnie nawet Scooby uzna ją za wariatkę. Piła szybko, szklanka za szklanką, poprawiała to papierosami. Po pewnym czasie podłoga zrobiła się miękka, nogi lekkie, uśmiech z twarzy jej nie złaził i wciąż zagadywała barmana, rozbawionego jej stanem.
    -Scooby-Doo.. -zarechotała do swojego towarzysza - jak się trzymasz?

    Rosemary

    OdpowiedzUsuń
  51. -Zróbmy coś... Coś... coś. cokolwiek - Powiedziała z mną mówiącą: rozwalmy coś.
    No cóż, miała zapędy destrukcyjne. Muzyka głośno wyła w barze i trzeba było podnosić głos jak mówiła. Zorientowała się, że ktoś jej macha. Odmachała pewnie. Niewiedząc kto to tak czy inaczej.
    -Potanczyłabym. -powiedziała w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  52. Mimo jawnego przedawkowania alkoholu Rosie dygnęło z gracją baletnicy. Kochała tańczyć. Nawet aż tak nei kaleczyła po pijaku. Leciało w prawdzie Sex Pistols, co się ta bardzo nadawało do tańca jak do szydełkowania. Parkiet był pusty, bar nie był przygotowany na imprezę taneczną tylko na zwyczajną popijawę, ale ... kogo to obchodziło?
    -Z przyjemnośćią. -powiedziała miękko niczym królowa Anglii, wystawiając do niego dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  53. Zastanawiała się czy to już się kręcą czy to tylko w jej głowie. Wszystko wydawało jej się sympatyczne i miłe. Nawet twarz Scoobiego jakaś taka bardziej pogodna.
    -Ohh -machneła ręką - z bardziej nawalonymi tańczyłam i całkiem szło.
    Ktoś z głębi baru krzyknął 'panie proszą panów!', Rosemary zachichotała jak kretynka. No cóż. Pijana kretynka.

    OdpowiedzUsuń
  54. Kilka parek bardziej narąbanych od nich przyszło na parkiet. Barman zmienił muzykę na coś bardziej tanecznego jednak nadal w klimacie baru.
    Rosemary śmiejąc się jak głupia wirowała ze Scoobym po parkiecie. Co jakiś czas kogoś uderzyli, wpadli, ktoś się przewrócił, jednym słowem rzeź na kółkach. Barman coś chichrał, że dawno tu się tak nie działo. Rosie patrzyła na Scoobiego jak i ten się nabija z całej sytuacji.
    -Nie wiem jak ty, ale jeszcze trochę i pójdziemy się napić -oznajmiła, zbliżając twarz do ucha Scoobiego, aby nie drzeć się przez odległość ich ramion. -Ale to zaraz, jeszcze tańczym!

    OdpowiedzUsuń
  55. -Nie przewróć się -uprzedziła i opierając się na samych rękach, zawisła na jego barkach krzycząc coś do bramana typu 'jeszcze dwa!' po czym szybko zeskoczyła ze Scoobiego. -Świat pełen jest psycholi i świrów, niektórzy tylko dobrze się ukrywają -potwierdziła, łapiąc chłopaka za jedną rękę i sprawiając, że zrobił piruet. -No! Prawie jak beltnica! -zarechotała po czym przytuliła Scoobiego, uwieszając mu się lekko na szyi - dziękuję, że mnie wyniosłeś z tej domowej nudy. -powiedziała nieco ciszej do jego ucha

    OdpowiedzUsuń
  56. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  57. -Duszę się -wychuchała prze ramię - nieś do baru! -uniosła ręce aby zaniósł ją do czarnych wysokich krzeseł, przy których, na blacie, stały już dwie zapełnione bursztynową cieczą szklanki.
    -Na koszt -uśmiechnął się do nich barman
    -I twoje zdrowie - mruknęła pod nosem. - Co myśmy zrobili... Ci ludzi tańczą. sami. Bez nas. -pacnęła się w czoło -zniszczyłam ten bar czy jak...
    -No Rose, jeszcze striptiz na stole i już będą cię znali wszyscy. barman puścił do niej oczko
    -Nieeee, nie podkręcaj nam, bo dziś akurat robimy wszystko, co nie, Scoobert?

    OdpowiedzUsuń
  58. -Ty w ogóle masz na imię Scoobert? Strzeliłam wręcz -popiła znów whiskey. Wchodziła jak woda, może już była rozcieńczona? Już nie czuła czy kopie ją mocniej czy słabiej. W każdym razie robiła się coraz bardziej senna i nie wiedziała kiedy wytrzyma. Ziewnęła lekko.
    Popatrzyła na chłopaka uśmiechając się łagodnie. Naprawdę cieszyło ją, że nie siedzi sama w domu. Mogłaby imprezować bez końca. Napić się do tego stopnia , że zaśnie, obudzić się i znów pić. Aż do utraty...wątroby.

    OdpowiedzUsuń
  59. -Nie okłamuj mnie. Pewnie masz ochotę napaść na bank albo obrabować jubilera, ale chcesz też żeby taka laska jak ja -odrzuciła przy tym włosy i zrobiła minę oraz ułożyła ręce jak przy porażeniu mózgowym -pilnowała cię. Huehuehue, rozgryzłam cię! -zaśmiała się jak czarny charakter z bajki dla dzieci. - Nie no, a tak na serio to możemy iść albo połazić a jak nie będzie źle to kończymy pić u mnie, żebyś nie nie musiał nosić jak dziecka -uśmiechnęła się.

    OdpowiedzUsuń
  60. Wstała i dygnęła do barmana, który uśmiechnął się uroczo.
    -Wiesz, odkąd tu byłam, barman schudł -przyznała- któregoś dnia zniknie. Boże, kto będzie mi drinki stawiał...? -westchnęła, stając na chodniku przed barem - Gdzie teraz, mój wierny psie? -wzięła go pod rękę

    OdpowiedzUsuń
  61. Zachwiała się lekko i uśmiechnęła błogo. Jakby już niczego w życiu nie potrzebowała.
    -Barman da sobie raaadę -znów zrobiła chwiejny krok - jak wszyscy dzisiaj- obróciła się na pięcie -tylko nie ja.- Zaśmiała się i poszukała oparcia w ramieniu Scoobiego
    Gdy złapała równowagę ruszyła przed siebie.
    -Pochodzimy, zobaczymy. Zawsze na coś się trafi.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Nie mam pomysłu na wątek. Żadnego, może coś wymyślisz? :D]

    OdpowiedzUsuń
  63. [ Dziękuję ;) widzę, że chyba sie dogadają z panem szalonym. No to do takiej ciekawej postaci potrzebna jest wykręcona w kosmos relacja. Mogą się przyjaźnić na zasadzie kumpel/kumpela do realizowania zwariowanych pomysłów,mogą też się spotkać kiedy Anastazja szkicowała jego samochód jako że uważała za interesujący, albo ewentualnie napotkał taką wariatkę, która zaczęła ni z tego z owego z nim rozmawiać i tak nawiązała się relacja. Lipne pomysły, ale zawsze. Wybierz jeśli coś z nich przypadło Ci do gustu a jeśli nie to będę kombinować dalej:) ]

    Anastazja Cranberry

    OdpowiedzUsuń
  64. [ W sumie też wolałabym by się znali.Jakoś wtedy wątek gładko w miarę idzie. Mogą być sąsiadami jak najbardziej! Mogę prosić o zaczęcie czy nie mam na co liczyć i trzeba ruszyć szare komórki? XD ]

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  65. [ Po dzisiejszym dniu mam dosyć cudów XD Dzięki wielkie za zaczęcie, jest super ;)]

    Mimo tego, że Anastazja nie studiowała zawsze potrafiła zająć sobie cały dzień tak by pod jego koniec powiedzieć ,,było zajebiście'' albo ,, jestem strasznie zmęczona''. Tego dnia miała kolejne warsztaty fotograficzne, na które miała podrasować kilka zdjęć z ostatniej sesji. Następnie pojechała na drugi koniec miasta, by pomóc ciotce zająć się bliźniakami. Po kilku godzinnej zabawie w berka wróciła do domu i stwierdziła, że świetnym sposobem na zrelaksowanie się będzie upieczenie ciasta. Tak wiec zabrała się do pieczenia murzynka, a gdy ciasto było w piekarniku zabrała sie do malowania. Wszystko pięknie, gdyby nie to, że zapomniała o przysmaku w piekarniku. Dopiero kiedy poczuła zapach spalenizny wyłączyła piekarnik z którego buchnęły czarne obłoki. Pootwierała wszystkie okna i wybiegła z mieszkania przecierając oczy, które zaczęły niemiłosiernie szczypać. Kiedy usłyszała znajomy głos podniosła głowę i uśmiechnęła się jakby nigdy nic.
    - A witam miłego sąsiada- powiedziała i zakaszlała dwukrotnie.- Coś późno dziś wróciłeś, pracowity dzień?- zapytała choć znała odpowiedź. Ścisnęła klamkę mocniej jakby chcąc zapobiec wydobyciu się przykrego zapachu z jej mieszkania jednak na próżno.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  66. [ Dobra tego nie pobije XD cos czuje, że będę mieć problem z odmianą imienia twojej postaci- masz prawo krzyczeć ]

    Spojrzała z lekkim rozczuleniem na Scoobert'a i uśmiechnęła się kącikiem ust.
    - Za ciężko pracujesz- stwierdziła puszczając ostrożnie klamkę swojego mieszkania jakby zaraz dym miał wyważyć drzwi. Podeszła do sąsiada i usiadła obok niego opierając się pleckami o ścianę.
    - Szerszenie, pszczoły, osy i takie tam. Nie jestem dobrym hodowcą- stwierdziła z rozbawieniem odgarniając niesforny kosmyk włosów za uchu. - Tak szczerze- westchnęła- spaliłam murzyna...w sensie, że ciasto- wytłumaczyła widząc jego minę.- Ponieważ mój miły sąsiedzie jesteś tak zmęczony to zaprosiłabym Cie do siebie, ale że byś mi się udusił to porwę Cie do Ciebie. Zrobię Ci kolacje, spokojnie tylko kanapki, nie będę sie dzisiaj tykać piekarnika, kuchenki i tego typy urządzeń. No chyba ze masz czajnik elektryczny to herbatę zaryzykuję.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  67. [Kurde.. :D Nie wiem, Igor dostaje propozycję prowadzenia programu w radiu? Inwencja należy do ciebie :D Jedziesz ulicą jakimś oryginalnym samochodem [albo starym czy coś xD], a Igor cię zaczepia i chce kupić to auto? :D Może też załatwić ci jakieś przesłuchanie z wytwórnią czy coś :]]

    OdpowiedzUsuń
  68. [Hmm coś na wątek.
    No mi wpadło jedynie tyle, że np. kiedy prowadził swoją audycję, kiedyś kogoś tam publicznie obraził, a ten ktoś go pozwał i Cristina jako fanka Jego audycji i w ogóle Jego samego zaproponowała zostać jego obrońcą, czy coś... I może być po sprawie i się tam kumplują/przyjaźnią, bądź w trakcie.
    Wybacz, ale na nic lepszego teraz nie wpadnę ;D]

    Cristina

    OdpowiedzUsuń
  69. [A witam, witam :) jej część najprawdopodobniej tak, bo to całe pomieszanie z poplątaniem niemal wszystkich kart, które kiedyś napisałam XD wątuś? powiązanie?]

    Lilith

    OdpowiedzUsuń
  70. Uniosła kąciki ust nieco wyżej i wzruszyła lekko ramionkami.
    - Zdecydowanie za ciężko- potwierdziła ten fakt po czym wyjęła z rąk mężczyzny kluczyki do mieszkania, którymi otworzyła drzwi do jego azylu.
    - Zapraszam- powiedziała zapraszając go gestem ręki do jego mieszkania.- Rzucasz się na kanapę a ja Ci pobuszuję w kuchni.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  71. Przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego niepewnie.
    - Pewny jesteś, że to dobry pomysł?- zapytała niepewnie- nie padniesz po drodze? Twój kompan Cię nie pokona? Chociaż z drugiej strony cały dzień siedziałeś w pomieszczeniu przyda Ci sie spacer. No dobra to zabieram się do pracy- powiedziała z uśmiechem patrząc na psa i jego właściciela.
    Weszła do mieszkania kierując się do kuchni i wyrwało jej się z ust króciutkie ,,jej''. Najpierw posprząta po śniadaniu, które zapewne zjadł w pośpiechu, a potem pobuszuje w kuchni i spróbuje zrobić coś z niczego. Kolejny przykład sztuki, tym razem kulinarnej.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  72. Nie było tak źle, bywało gorzej jeśli chodzi o bałagan w mieszkaniu. Ona doskonale zna podobny obrazek ze swojego artystycznego nieładu w swoim niewielkim salonie.
    Zakasała rękawy i w miarę sprawnie posprzątała w kuchni. Następnie poszperała w kuchni, znalazła kilka przydatnych składników po kilka skoczyła do siebie i tak jakoś wyszło, że jednak zaryzykowała spotkanie z kuchenką i udało jej się zrobić całkiem smaczne spaghetti. Szybkie, łatwe, jakie wykwintne nie ale na pewno sycące. Zważając na fakt, ze Scoobego jeszcze nie było zabrała się za ogarnięcia reszty mieszkania.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  73. - Raczej coś w deseń dzień dobroci dla zaharowanych ludzi XXI wieku- powiedziała odkładając poskładane ubrania na bok- przecież i tak nie mam nic lepszego do roboty wiec nie jest to dla mnie problem. Chodź, zjesz coś- powiedziała wskazując w stronę nakrytego stołu.
    - Dzisiaj będę robić za natrętna matkę- zaśmiała się zajmując miejsce na przeciwko. - Smacznego mam nadzieję, że Cię nie otruje.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  74. [Mózg mam zeżarty przez antybiotyki... taaak angina w maju zawsze spoko.^^ i szczerze powiedziawszy nie wymyślę chyba nic ambitnego, ale no wspólnymi siłami jakoś może pójdzie... :D mogą się spotkać w sklepie muzycznym, bo Lil to też fanka rocka, po tatusiu z bożej łaski muzyku, może ona się rozpływać z przekleństwami nad nową płytą 'Black Minds'(boże nawet na kreatywną nazwę zespołu ojca mojej postaci mnie nie stać XD) jak ci wpadnie coś ciekawszego do głowy to byłabym wdzięczna :D]

    Lilith

    OdpowiedzUsuń
  75. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
    - Wiesz, mój murzynek też ładnie pachniał dopóki go nie spaliłam- skrzywiła się przypominając sobie co czeka ją po powrocie do własnego mieszkania. Miała nadzieję tylko, że się w miarę wywietrzyło, a nie rozprzestrzeniło się po całej kamienicy.
    - Przestań nie raz mi pomogłeś gdy miałam problem, taka sierota jak ja zawsze musi coś zrobić na opak- stwierdziła z uśmiechem- to co, jutro wolne?

    [ Tutaj zawsze taki ,,tłum''? ]

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  76. Uśmiechnęła się słysząc komplement na temat swojego bogu dzięki nie spalonego dania.
    - No to się cieszę- odetchnęła z ulgą.- Jak to? Ty nie jesteś w stanie jutro pójść do pracy. Daj mi telefon- zażądała wyciągając bladą dłoń w jego kierunku- na pewno jest ktoś kto może Ciebie zastąpić na wypadek twojej choroby, wypadku, śmierci sąsiadki. Zrobię Ci wolne- stwierdziła z uśmiechem wpatrując się w zmęczoną twarz Scoobego.

    [ Kurczak, a ja myślałam, że znajdę zajebisty blog, by się odstresować po egzaminach a tu taka lipa XD ]

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  77. [ Szczerze mówiąc już mi rybka gdzie byleby się cokolwiek działo^^]

    Zmarszczyła brwi zastanawiając się na d odpowiedzią.
    - Prawdopodobnie bym improwizowała, albo bym się rozpłakała do słuchawki mówiąc, że jedziesz jutro na pogrzeb ciotki po stronie brata kuzynki szwagra twojej babci albo powiedziałabym, że zaraziłeś się rzadka zakaźną chorobą i zabrali Cię do szpitala na kilka dni ewentualnie udawałabym porywacza żądającego za Ciebie okupu. Hmm...ciekawe ile bym wyłudziła kasy, jak myślisz? To co może być taka opcja czy siłą będę musiała zamknąć Cię jutro w domu? Wypożyczę Ci kilka filmów, ma co jeść nie zginiesz przez jeden dzień, obiecuje- zakończyła z szerokim uśmiechem.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  78. [ Dlaczego nie, bardzo chętnie XD też prowadziłam bloga ale rok przed maturą sie odcięłam kompletnie i teraz widzę, że go zawiesili, trochę żal. Teraz myślę nad zapisem też na shades od london tam rzeczywiście sie coś dzieje^^ ]

    Uśmiechnęła sie triumfalnie i opadła na oparcie krzesła. Nie ma to jak siła argumentu.
    - Ależ bardzo proszę chyba załatwisz to delikatniej niż ja. Należy Ci sie trochę wolnego. Zaharujesz się na śmierć a nikomu nie będzie do śmiechu. No to przypilnuję Cie byś zadzwonił, załatwił sobie jeden dzień free i poszedł spać, a ja zaraz zmykam do siebie.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  79. [ Bardzo ładny szablon macie i ładnie prowadzony trzeba przyznać ^^ No ja tam zaczynałam, ale znudziło mi się i teraz rzeczywiście szukam czegoś w guście miast ewentualnie uniwersytetów ale to już mniej ]

    Zaśmiała się po czym wstała by zrobić herbatę.
    - Widzisz jaką masz upartą, wścibską i nieznośną sąsiadkę- powiedziała wyjmując dwa kubki i sypiąc do nich herbatę. - Piłeś kiedyś herbatę z imbirem? Jest świetna, delikatnie pikantna, ale w połączeniu z cukrem i cytryną jest boska- stwierdziła i znów usiadła na swoim miejscu.
    - Że Ty ze mną wytrzymujesz...szok w trampkach.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  80. [ Hahaha nie wiem jak to działa, ale też zauważyłam taka zależność XD Fakt, jak nie masz ograniczeń to możesz powymyślać co Ci sie rzewnie podoba. Liczę po cichu, że tutaj coś sie kiedyś ruszy no ale..]

    - Przypomnij mi jutro to Ci zrobię, gdzieś mam u siebie imbir..chyba- powiedziała chwilę sie zastanawiając- No to teraz dzwoń! Nie odpuszczę Ci tego, dzwonisz, prysznic i do łóżka- zarządziła zabierając mu już pusty talerzyk i umyła go odkładając na suszarkę.
    - No to się dobraliśmy sąsiedzie. Poza tym Ciebie ciągle nie ma ostatnio wiec nie powiem Ci, że trudno z Tobą wytrzymać. Dzwoń, dzwoń!

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  81. [podoba mi się to, że się Tobie podoba. no to wątek, ale zarzuć pomysłem a ja zacznę, coś mi ostatnio sfiksowało i wolę zaczynać, więc warto to wykorzystać ;d]

    LELONG

    OdpowiedzUsuń
  82. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej i uniosła jedną brew ku górze.
    - W sumie mi to obojętnie co będziesz robił skoro jutro masz cały dzień żeby się wyspać. Moja misja zakończona, prawie- powiedziała zerkając na jego telefon- szef, kolega, koleżanka. Ktoś Cię na pewno zastąpi. Zadzwonisz i się mnie pozbędziesz, bo muszę sprawdzić w jakim stanie jest moje mieszkanie- przypomniała sobie i położyła dłoń na klamce drzwi wejściowych czekając aż Scooby ostatecznie zadzwoni.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  83. - Mówisz?- uśmiechnęła się nie dowierzając,że on wspomina o nudzie. Na jego miejscu od razu padłaby na kanapę i zasnęła w try miga. - No dobra to co robimy? Oglądamy coś? Mam taki świetny film, nie wiem czy widziałeś, genialne kino akcji...ale najpierw zadzwonisz.

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  84. Uśmiechnęła się szeroko i klasneła w dłonie.
    - Świetnie to ja skoczę po jakieś filmy do siebie- powiedziała i wyszła z mieszkania, by przejść do swojego i wyszperać co ciekawsze filmy. Oczywiście nie mogła się zdecydować wiec po chwili wróciła z całym stosem ciekawych filmów.
    - Miałam wziąć też kilka fajnych płyt do odsłuchu, ale stwierdziłam, że może będziesz miał przesyt muzyki jak na jeden dzień. W razie nudy zawsze można zagrać w pokera, nie na rozbieranego, ale jakieś fanty zawsze sie znajdzie. Załatwiłeś już?

    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  85. - No nie wiem...przyniosłam kilka filmów. Co wolisz kino akcji, fantastyka, przygodowy, dokumentalny czy o horror sie tu zaplątał jakiś.- powiedziała odkładając jeden film na bok- na co masz ochotę? Masz kukurydzę? Zrobimy popcorn.

    OdpowiedzUsuń